Publicystyka

Biskupi i polszczyzna

Spread the love

Biskupi i polszczyzna

KS. ADAM BONIECKI

W niedzielę 17 stycznia w naszych kościołach słuchaliśmy listu, w którym Pasterze Kościoła Katolickiego w Polsce (tak list jest podpisany) pochylają się z troską nad „bezcennym dobrem języka ojczystego”. Nie pamiętam, by kiedykolwiek Episkopat w tym stopniu zajął się sprawą mowy polskiej. A sprawa ta tylko pozornie jest mało religijna. Międzyludzkie relacje wyrażające się mową to obszar miłości bliźniego (największe przykazanie).

Słusznie przypomniano więc w liście, że „istnieje wprost proporcjonalna zależność między agresją słowną i wulgaryzacją języka a przemocą fizyczną i wulgarnością zachowań”. Słusznie też przypomniano, że język „jako synteza wartości narodowych stanowi podstawę tożsamości narodu”. Wiedzieli o tym zaborcy, starając się rusyfikować czy germanizować Polaków (biskupi przypomnieli, że wówczas Kościół „odegrał decydującą rolę (…), ponad granicami zaborów jednoczył Polaków przez tę samą wiarę, kulturę religijną i język.”), ale wiedzieliśmy i my, Polacy, w okresie dwudziestolecia polonizując mniejszości narodowe.

Byli np. tacy, którzy Białorusinom mówili, że języka białoruskiego nie ma, a księży kultywujących białoruski język i kulturę w roku 1938 po prostu siłą deportowano.

Biskupi wyliczają z uznaniem rozmaite inicjatywy podejmowane dla ratowania „kultury i piękna polszczyzny”. „Niech więc – konkludują – mówienie na co dzień pięknym językiem polskim stanie się troską nas wszystkich, a szczególnie osób publicznych na każdym poziomie i stanowisku. Od gminnego samorządu do ministerstwa, a szczególnie w radiu i w telewizji; także w domu i na ulicy”.

Uzasadniona troska Pasterzy Kościoła Katolickiego w Polsce prowokuje myśl zuchwałą, acz zaczerpniętą z Ewangelii: „medice cura te ipsum” (lekarzu, ulecz siebie samego). Trudno bowiem nie umieścić, gdzieś między gminnym samorządowcem a ministrem nas, kaznodziejów i katechetów, a nawet – sit venia verbo – samych dostojnych biskupów. Nie sądzę, by ich list, poświęcony pięknu języka, znalazł się w kanonie pięknej polszczyzny.

W dokumencie wspomniany jest tylko jeden kaznodzieja, „niezrównany Mistrz polskiej mowy” Jan Paweł II, oczywiście jako „wzór dla nas”. Ostrzegam przed literalnym kopiowaniem wzoru. Powtórzone kilkakrotnie wołanie Papieża: „proszę was, abyście…” robiło przejmujące wrażenie, ale w ustach młodego wikarego zabrzmiałoby raczej zabawnie. Jan Paweł II rzeczywiście miał ogromne wyczucie języka polskiego.

Bywało, że odczytując homilię napisaną przez współpracowników, dokonywał „na żywo” adiustacji. Rzecz jednak w tym, że był człowiekiem, który wyrastał w kulturze języka. Tej kultury się nie osiąga z dnia na dzień. Ona wymaga nieustannej lektury mistrzów słowa, pracy nad warsztatem, krytycznej oceny innych.

O języku kazań i katechez napisano tak wiele, że nie warto się nad tym rozwodzić. Są zresztą specjaliści w tej materii, niechaj mówią oni. Tu chciałbym tylko powiedzieć, że problem istnieje. Problem ważny, bowiem skuteczność przekazu treści (a i z tą bywa rozmaicie!), czy się to komu podoba, czy nie, zależy także od formy.

KS. ADAM BONIECKI

Tekst pochodzi z „Tygodnika Powszechnego”

Zaprenumeruj e-tygodnik!

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code