Publicystyka

Niech żyje Sobór

Spread the love

Niech żyje Sobór

KS. JACEK PRUSAK SJ

Niektóre opinie i decyzje Kurii Rzymskiej sprawiają wrażenie, że Soboru Watykańskiego II nie było.
Albo że był przejściowym nieporozumieniem, po którym
nastał czas na „reformę reformy”.

Czołowi włoscy teologowie, którym patronują dwaj kardynałowie, Carlo Maria Martini i Roberto Tucci, założyli stronę internetową „Niech żyje Sobór” (www.vivailconcilio.it). W Wielkiej Brytanii utworzono organizację „Opowiedz się za Soborem Watykańskim II” („Stand Up for Vatican II”). Wprawdzie 8 grudnia upłynie 45 lat od momentu zakoń-czenia Vaticanum II, ale inicjatywy te nie mają wyłącznie charakteru okolicznościowego.
Zapowiadane zmiany w liturgii i promowanie rytu trydenckiego, gesty otwarcia wobec lefebrystów oraz odchodzenie od kolegialności w kierunku centralizmu w podejmowaniu istotnych dla Kościoła decyzji to posunięcia, które u wielu z nas rodzą niepokój o wierność Kościoła Duchowi, który go natchnął prawie pół wieku temu.

Poprawiacze Soboru

Sobór był wydarzeniem przełomowym w historii Kościoła i niewykluczone, że jednym z najważniejszych w jego dziejach. Z tego powodu warto pamiętać, że zrozumienie „ducha soborowego” i aplikacja jego nauczania wymaga nie tylko czasu, ale i właściwej oceny zawieruchy, którą tamto zgromadzenie wywołało, a więc właściwej diagnozy rzeczywistości, w jakiej żyje Kościół. Dzisiejszy Kościół nie jest monolitem, zresztą nigdy nim nie był, widać w nim jednak wyraźniej wewnętrzne napięcia i linie podziału, które ogniskują się wokół pytania o recepcję Vaticanum II.

Dowodzi tego dyskusja wokół „mapy polskiego katolicyzmu”, zaproponowanej przez Zbigniewa Nosowskiego na łamach „TP” i „Więzi”. W odpowiedzi na jego tekst Tomasz Terlikowski (również w „Więzi”) przedstawił cztery postawy katolików wobec Soboru. Dwie skrajne i marginalne: „wyznawców ducha Soboru” oraz „skrajnych tradycjonalistów”, i dwie pomiędzy nimi: „rzeczników zerwania czy radykalnego przełomu” oraz „rzeczników ciągłości”. I chociaż zaznaczył, że w przypadku dwóch ostatnich typów, które realnie liczą się w debacie na temat katolicyzmu w świecie współczesnym, „ich jednoznaczne opisanie wcale nie musi być łatwe, bo chodzi tu raczej o typy idealne niż empirycznie obecne w formie czystej”, powielił jednak błąd „poprawiaczy Soboru”.

„Rzecznicy ciągłości”, do których Terlikowski zalicza m.in. siebie, konstruują swoją tożsamość w opozycji do wykreowanych „rzeczników eklezjologii zerwania bądź radykalnego przełomu” na idei „hermeneutyki kontynuacji”, której pochodzenie błędnie wywodzą z przemówienia papieża Benedykta XVI do Kurii Rzymskiej w grudniu 2005 r. Tak więc przedstawicieli „eklezjologii zerwania czy radykalnego przełomu” ma charakteryzować przekonanie, że „Vaticanum II to absolutny przełom, który zmienił nie tylko strategię Kościoła wobec świata, ale również katolickie samorozumienie”, stąd „to, co najważniejsze w Soborze, już zostało przez Kościół zrozumiane (choć nie zawsze przyswojone)”. Natomiast „rzecznicy ciągłości”, zdaniem Terlikowskiego, wpisują Vaticanum II w „wielką tradycję pozostałych soborów” i dlatego dążą do „odzyskania autentycznego nauczania Soboru (a nie jego ducha), zrozumienie go – opierając się na całym Magisterium Kościoła i w jedności z nauczaniem obecnych papieży, a nie przeciw niemu”.

Ambitny cel stawiają sobie „rzecznicy ciągłości”, tyle tylko że Duch Święty pomylił im się z duchem czasów, w których odbywał się sobór. Czasów, których nie lubią: odrzucają współczesność, bo widzą w niej „jawny lub zakamuflowany totalitaryzm, któremu trzeba się przeciwstawiać także politycznie – dokładanie tak, jak trzeba to było robić w odniesieniu do komunizmu lub nazizmu”. A w ten sposób błędnie oceniają także swoich oponentów.

Słuchać ze zrozumieniem

Jeśli zrozumienie Vaticanum II wymaga, jak postuluje Terlikowski, „uważnego oddzielenia od siebie ducha i litery Soboru, a także plew rewolty roku 1968, która wdarła się również do Kościoła”, to dobrze by było, aby krytycy owego ducha nauczyli się najpierw oddzielać własnego ducha od litery tego, co rzeczywiście powiedział Benedykt XVI do Kurii Rzymskiej. Jego słowa brzmiały tak: „Z jednej strony istnieje interpretacja [Soboru Watykańskiego II], którą określiłbym »hermeneutyką nieciągłości i zerwania« (…) Z drugiej strony, istnieje »hermeneutyka reformy«, odnowy w ciągłości jednego podmiotu-Kościoła, który Pan nam pozostawił”.

Neotradycjonaliści – a więc grupa, którą Terlikowski zidentyfikował jako „rzeczników ciągłości” – przemieniła jednak „hermeneutykę reformy” w „hermeneutykę ciągłości” i, korzystając z obecności w mediach, przekonała wiele osób, że takiego pojęcia użył sam Papież. Aby się uwiarygodnić, odwołali się do postsynodalnej ekshortacji Benedykta XVI „Sacramentum Caritatis” z 2007 r. Jeden z punktów tego dokumentu – który został zredagowany, podkreślmy, przez komitet Synodu Biskupów – ostrzega przed „wprowadzeniem sztucznych nieciągłości” do Mszy św.

Przypis, który cytuje przemówienie Papieża do Kurii z 2005 r., mówi: „Odnoszę się tutaj do potrzeby hermeneutyki ciągłości”.
Poza tym przypisem Benedykt XVI nigdy nie użył publicznie tego określenia ani – co nie mniej istotne – nigdy otwarcie nie wezwał do „reformy reformy”, chociaż neotradycjonaliści chętnie wkładają mu w usta to sformułowanie. Ostatnio przywołał je ceremoniarz papieski ks. Guido Marini, który chciałby w całości powrotu do liturgii przedsoborowej, ale samo określenie jest mylące. Benedykt XVI postawił akcent na „hermeneutykę reformy” – choć rzeczywiście stara się przywrócić wiele elementów przedsoborowych.

Wiosna Kościoła

Kiedy Jan XXIII zwoływał sobór, chciał, aby był to sobór ekumeniczny i duszpasterski, i tak się stało. Ojcowie soborowi nie sformułowali żadnego nowego dogmatu, ale zajęli się odnową biblijną, liturgiczną i duszpasterską. Wierzyli, że to, co się na nim dokonało, placuit Spiritui sancto („zadowoliło Ducha Świętego”). Jeśli Jan XXIII chciał reform w duchu aggiornamento („uwspółcześnienia”), to nie chodziło mu o jakiegoś „ducha czasów”, ale o „nowość” polegającą na powrocie do początków samorozumienia Kościoła jako „wspólnoty wspólnot”.

To właśnie w tym duchu Papież prowadził Sobór, oddając inicjatywę zebranym na nich biskupom, powracając do idei kolegialności, która należy do wspólnej tradycji chrześcijaństwa. To dzięki temu duchowi Soboru „Konstytucja Dogmatyczna o Kościele” („Lumen gentium”) dała ludowi Bożemu większe znaczenie niż hierarchii kościelnej. Jak trafnie podsumował „ducha Soboru” wybitny kanonista i teolog, a zarazem naoczny świadek tamtych dni o. Ladislas Orsy SJ: „Ojcowie Soborowi wyznali wiarę w Kościół Chrystusa jako wspólnotę wierzących”. Słusznie dodał, że takie wyznanie wiary w Kościół jako wspólnotę wspólnot to jedna rzecz, stworzenie opartego na takiej wizji porządku życia Kościoła to druga rzecz. Sobór pozostawił nam wizję na przyszłość i wprowadził Kościół w nową rzeczywistość, ale nie zostawił zbyt wielu szczegółowych wskazań, jak ją realizować (zob. „Receiving the Council. Theological and Canonical Insights and Debates”, Collegeville: Liturgical Press, 2009).

Stare bukłaki

„Reforma reformy” to próba poprawiania Ducha Świętego i droga donikąd; „hermeneutyka reformy” to stanięcie umysłem, duszą i sercem po stronie Soboru. Nie reprezentują tej postawy neotradycjonaliści, przekonani, że są jedynymi autentycznymi spadkobiercami Vaticanum II. Zmiana tego przekonania wymaga nawrócenia, a nie jedynie „walczenia w słusznej sprawie”. Kard. Walter Kasper napisał niedawno, że „obstawanie przy »starych bukłakach«, dbałość o stan posiadania oraz lęk przed nowością wciąż są bardzo duże. Wielu wolałoby się opowiedzieć za kontynuacją, aby ten stan rzeczy trwał, jak dotychczas. Na dłuższą jednak metę nie będzie to możliwe. Musimy zmienić swój sposób myślenia i udać się w nowym kierunku, »przekraczając próg nadziei«” („Sługa radości. Życie i posługa kapłańska”, 2009).

Sobór Watykański II przypomniał z mocą, że choć Kościół od stuleci jest ten sam, to jednak jest on wciąż w drodze, aby – pomimo upływu wieków – na nowo odkrywać światu nowość Ewangelii w nowym języku; i w porę wytyczył kierunek działania w tym zakresie, stając się „niezawodnym kompasem dla Kościoła wkraczającego w XXI wiek” (kard. Kasper).

Wszystko wskazuje więc na to, że to nie upadek „bloku wschodniego” jest proroczą „wiosną Kościoła”, ale czasy od ostatniego Soboru. Jeśli widzimy tylko „zamęt”, jaki się pojawił, to pamiętajmy, że „na początku” chaos (bezład) poprzedzał stworzenie (por. Rdz 1, 1). „Soborowy bezład” jest stwórczy, bo wyraża się w nim powiew tego samego Ducha.

Porządek uwidoczni się w czasie, gdyż w DNA Kościoła wpisane są przełomy i turbulencje. Żeby dostrzec „boski fraktal”, trzeba jednak w obecnych czasach „przekroczyć próg nadziei”. Hasło „Stand up for Vatican II” brzmi jak najbardziej aktualnie.

Do tematu ducha Soboru wróci w następnym numerze ks. John W. O’Malley SJ, wybitny historyk Kościoła i autor książki „What Happened at Vatican II”. O podziałach w Kościele i dyskusji na łamach „Więzi” pisze także Wojciech Bonowicz na str. 40.

KS. JACEK PRUSAK SJ

Tekst pochodzi z „Tygodnika Powszechnego”

Zaprenumeruj e-tygodnik!

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code