Pomarzyć po studiach, czyli katolickie media na XXI wiek
Andrzej Miszk SJ
Myślę, że katolicy w Polsce nie mają medium na miarę XXI wieku: czas TP, Znaku, Więzi, Przeglądu, itp nieubłaganie mija, a imperium medialnego o. Rydzyka to oferta jedynie dla bardzo tradycjonalistycznej grupy polskich wiernych. Medium łączące głęboką katolicką duchowość, wszechstronną myśl humanistyczno-teologiczną, nerw medialny oraz odpowiedzialny, choć nie bezkrytyczny zmysł więzi eklezjalnej. To byłby taki Tezeusz podniesiony do Entej potęgi. Widać wyraźnie, że ciekawe media, zwłaszcza katolickie, powstają jako przedsięwzięcia charyzmatyczne: tego nie da się zadekretować uchwalą Episkopatu, jakiegoś zakonu czy środowiska. Pojawiają się charyzmatyczne osobowości, które zaczynają coś robić, i to zaczyna budzi głębokie echo u innych, którzy odnajdują swój głos, wrażliwość, światopogląd, poryw serca, pieniądze, itd.
Kościół w Polsce cierpi na brak odważnego myślenia wypowiadanego na bieżąco w odniesieniu do wydarzeń, którymi ludzie żyją. Jedyną drogą, by nauczyć się publicznej katolickiej rozmowy, jest jej uprawianie, z całym ryzykiem napięć, konfliktów i błędów jakie to wyzwanie niesie. Mamy świat katolickich profesorów, którzy są bezradni lub niesłyszalni wtedy, gdy ludzie pragną usłyszeć coś ważnego. Mamy świat biskupów i księży, z których większość z nadmiernej ostrożności lub zwykłego oportunizmu najchętniej milczałaby lub pisała ogólnikowe komunikaty, czekając na kolejną wizytę Papieża, który powie nam co robić i jak żyć. Mamy głośny świat o. Rydzyka, bliski dla niektórych, dla wielu odpychający i niestrawny, daleki do odczytywania Ewangelii na miarę wyzwań XXI wieku. Mamy świat tzw. katolickich mediów, który jak TP, Znak, Więź, Przegląd, itp mówi coś ważnego, ale rzadko i dla nielicznych członków katolickich elit, albo jakieś radia czy czasopisma pobożne, ale pachnące katolickim gettem. Mamy krzykliwą Frondę, najciekawsze spośród nowych katolickich środowisk, które najchętniej i w popartowskim stylu cofnęłoby polski katolicym do epoki sprzed soboru Watykańskiego II. Mamy katolickie portale, które albo są bibliotekami – Mateusz, albo inicjatywami żywymi ale o parafialnych horyzontach myślowych. Mamy wreszcie najsilniejsze nie katolickie media, które choć niezwykle żywe i interesujace, proponują często laicką wizję człowieka i świata, albo wrogą Kościołowi albo w najlepszym razie niewiele rozumiejącą z głębi katolickiego przesłania.
Mój pomysł polega na zradykalizowaniu możliwości jakie daje portal internetowy: od tego bym wyszedł i na razie nie myślał o wersji papierowej, i tak nie dotrzemy do wszystkich, a jest już wystarczająca liczba polskich katolików korzystających z Internetu, żeby takie przedsięwzięcie powiodło się. Czego potrzebuje myślący polski katolik? Mądrej wizji Boga, człowieka, świata i Kościoła. Wizji, która przemawia do inteligencji, wrażliwości i serca. Wizji, która mówi językiem żywym i trafiającym do współeczesnego człowieka. Wizji Chrystusa, który ma wciąż coś ważnego do powiedzenia nam wątpiącym, niepewnym, wylęknionym i przeciążonym. Wizji człowieka, która nie unika żadnych ludzkich doświadczeń i tematów, zwłaszcza tych, na które najtrudniej o dobrą odpowiedź. Wizji głębokiej, która jednocześnie potrafi konkretyzować się w mądrej i odważnej reakcji na wydarzenia w życiu społecznym i kościelnym. Wizji komunikowanej w sposób interaktywny, tak aby każdy mógł się włączyć ze swoim głosem i reakcją. Wizji, która proponuje pewien sensowny udział katolików w życiu publicznym i czyni ich zdolnymi do współżycia i dialogu z innymi. Wizji Kościoła, której realizacja upodmiotawia świeckich katolików a duchownych uczy ich uważnego słuchania i współpracy z nimi. Być blisko i mądrze z ludźmi, współtworząc wspólnie przestrzeń katolicyzmu na miarę trzeciego tysięclecia.
Trzeba zderzyć przesłanie Ewangeli z kontrowersją świata, i zrobić to tak, by ludziom mocniej zabiły serca, zachciało się im myśleć, zabierać głos, zacząć modlić, podejmować publiczne i kościelne inicjatwy. Uczciwie przyznaję: nie wiem dokładnie jak to zrobić. Mam natomiast pareset ryzykownych pomysłów, z którymi wciąż czekam na lepszy czas. I to jest wizja, dla której warto poświęcić część swego życia. Po prostu, takie inicjatywy rodzą się w szalonych głowach i sprawdzają w praniu. O. Rydzyk udzielił polskim katolikom wielu lekcji, jedna z nich, bodaj najświeższa, brzmi tak: rób w to co wierzysz, gdy cie krytykują udawaj naiwnego, a jak już urośniesz w siłę, nawet Episkopat cię nie ruszy, przeciwnie podziękuje.
Każdy, kto w Polsce chce robić oryginalne katolickie media nie może specjalnie liczyć na przełożonych czy biskupów. Jedyną rzeczą jakiej można oczekiwać w najlepszym razie od kościelnych instytucjonalnych struktur jest pozwolenie na działanie i przynajmniej umiarkowane nieprzeszkadzanie.
Dotąd mogłem redagować Tezeusza podczas lunchów w Dublinie, ciągle pod presją wymagających studiów, eseji, egzaminów, pisząc wszystkie poważne rzeczy jedynie po angielsku, itd. Przy bardzo nikłych środkach Tezeusz szybko się rozwinął: 34 tysiące czytelników miesięcznie, w tym ponad 1800 powracających regualrnie, co 2-3 dni, i ta dynamika wciąż rosnie. Wydaje się, że trafiliśmy w pewien typ wrażliwości i potrzeb polskich katolików, i warto by było to udoskonalić, sprofesjonalizować, rozszerzyć i zdynamizować. Myślę też – i Darek, współredaktor portalu podobnie – że w tej formule nie ma co tego kontynuować: albo trzeba pójść na całość – a przy najmniej mieć taką perspektywę i do niej zmierzać – albo sprawę zostawić i zamknąć, bo nie da rady na ćwierć gwizdka urzeczywistnić jakiejś większej wizji. Co będzie, zobaczymy. Jednego można być pewnym: przyszłość Kościoła i świata zawsze wyznacza twórcza myśl i rys szaleństwa wizjonerów.
Powyższy tekst jest fragmentem blogu, stąd jego lekka forma.
Dodaj komentarz