Simone Weil

Listy do Augustea Detoeufa i Renego Belina

Spread the love

LISTY DO AUGUSTE’A DETŒUFA I RENÉGO BELINA

1936 – 1937

Simone Weil

4 grudnia 1934 roku Simone Weil zaczęła pracować w fabryce Alsthom przy ulicy Lecourbe. Jej doświadczenie pracy w fabryce trwało od grudnia 1934 roku do sierpnia 1935 roku, z licznymi zresztą przerwami.
„Mogłam dzięki Borisowi urzeczywistnić plan, który pochłaniał mnie od lat” – pisze do Nicolasa Lazarévitcha. Mowa o Borisie Souvarinie, który znał Auguste’a Detœufa, członka zarządu spółki. Nie chodzi o grzecznościowe zatrudnienie, jak to wyraźnie mówi kierownik jej wydziału Gaston Mouquet: doświadczenie „zostało przeprowadzone z jednej i z drugiej strony najzupełniej rzetelnie”. „W ogóle nie znałem – dodaje on – prawdziwej tożsamości tej robotnicy […] na wydziale ślusarstwa i pras, a na jej temat nie wydano mi żadnych szczególnych poleceń”.
Z nieprawdopodobnego spotkania intelektualistki bliskiej rewolucyjnemu ruchowi związkowemu oraz założyciela Alsthom rodzi się listowny lub bezpośredni dialog, a później współpraca Simone Weil z założonymi przede wszystkim przez Detœufa Nouveaux Cahiers, których pierwszy numer ukazuje się w marcu 1937 roku.
W jakiś czas potem Simone Weil koresponduje z Reném Belinem, młodym sekretarzem CGT, który jesienią 1936 roku podejmuje z kilkoma towarzyszami inicjatywę założenia gazety zarazem związkowej, reformistycznej i pacyfistycznej, mającej przeciwstawiać się rosnącemu wpływowi komunizmu w nowo zjednoczonej centrali. Sekretarz redakcji Syndicats René Belin publikuje kilka artykułów Simone Weil o tym, co leży jej na sercu: o konfliktach pracowniczych na północy kraju, o skutkach „robotniczych zdobyczy”, o pacyfizmie…

LIST DO AUGUSTE’A DETŒUFA

Rok 1936 [1]

Drogi Panie.

Bardzo żałuję, że nie potrafię w pełni zdobyć się na wysiłek, aby Pana zrozumieć, bo to na pewno moja wina. Jeżeli mój plan (plan, że powrócę do Pana jako robotnica na czas nieokreślony, aby współpracować z Panem z tego miejsca przy próbach reform [2]) ma się kiedyś urzeczywistnić, to wcześniej będzie musiało zapanować pełne zrozumienie.

Zaskoczyło mnie innym razem Pańskie stwierdzenie, że godność jest czymś wewnętrznym, co nie zależy od zewnętrznych gestów. To całkowita prawda, że w milczeniu i nie reagując można znosić wiele niesprawiedliwości, zniewag, despotycznych rozkazów i godność przy tym nie zanika, a wręcz przeciwnie. Wystarcza mieć silną duszę. Toteż jeśli mówię Panu na przykład, że pierwsze zderzenie z robotniczym życiem uczyniło ze mnie na jakiś czas pewnego rodzaju juczne zwierzę i że odzyskałam stopniowo poczucie własnej godności tylko za cenę codziennych wysiłków i wyczerpujących moralnych cierpień, ma Pan prawo wnioskować, że to mnie brak stanowczości. Z drugiej strony, gdybym milczała – co wolałabym o wiele bardziej – czemu służyłoby przeprowadzone przeze mnie doświadczenie?

Tak samo nie zdołam zmusić się do zrozumienia, dopóki będzie mi Pan przypisywał, jak Pan to oczywiście robi, pewną niechęć bądź wobec pracy fizycznej samej w sobie, bądź wobec dyscypliny i posłuszeństwa samych w sobie. Zawsze przecież miałam żywą skłonność do pracy fizycznej (choć prawdę mówiąc, nie jestem pod tym względem uzdolniona), a szczególnie do najbardziej uciążliwych zadań. Na długo przed rozpoczęciem pracy w fabryce nauczyłam się pracować w polu. Sianokosy – żniwa – młocka – kopanie ziemniaków (od godziny 7 rano do godziny 10 wieczorem…) – mimo przytłaczającego zmęczenia znalazłam w tym czyste i głębokie radości. Proszę również uwierzyć, że z radością i przy maksimum dobrej woli potrafię podporządkować się każdej koniecznej do wydajności pracy dyscyplinie pod warunkiem, że jest to ludzka dyscyplina.

Ludzką nazywam każdą dyscyplinę, która odwołuje się w dużej mierze do dobrej woli, do energii i do inteligencji tego, kto jest posłuszny. Przyszłam do fabryki ze śmiesznie dobrą wolą i dosyć szybko zauważyłam, że nic nie było już nie na miejscu. Odwoływano się we mnie tylko do tego, co można było osiągnąć za sprawą najbardziej brutalnego przymusu.

Posłuszeństwo, z jakim miałam do czynienia, określają następujące cechy: Przede wszystkim redukuje ono czas do wymiaru kilku sekund. To, co określa u każdej ludzkiej istoty zależność między ciałem i duchem, czyli to, że ciało żyje w obecnej chwili, a duch opanowuje, przebiega i ukierunkowuje czas – właśnie to określało wtedy zależność między mną i moimi zwierzchnikami.

Musiałam stale ograniczać uwagę do ruchu, który wykonywałam. Nie trzeba było koordynować go z innymi ruchami, lecz jedynie powtarzać aż do chwili, gdy jakiś rozkaz nie narzuci innego ruchu. To dobrze znany fakt, że gdy poczucie czasu streszcza się do oczekiwania przyszłości, na którą nic nie można poradzić, odwaga ustępuje. Po drugie posłuszeństwo angażuje całą ludzką istotę. W Pańskiej sferze porządek nadaje kierunek działalności, a mnie porządek mógł całkowicie przemieniać ciało i duszę, ponieważ byłam – jak wielu innych – prawie bezustannie u kresu sił. Porządek mógł napaść na mnie w chwili wyczerpania i kazać mi przyspieszać – przyspieszać aż do rozpaczy.

Zwierzchnik może narzucać bądź metody pracy, bądź wadliwe narzędzia, bądź tempo, które nadmiernie męcząc, pozbawia wszelkiego rodzaju zainteresowania dla spędzanych poza fabryką godzin. Nieznaczne różnice wynagrodzeń mogą również w pewnych sytuacjach wywierać wpływ na samo życie. W tych warunkach człowiek tak bardzo zależy od zwierzchników, że nie może się ich nie bać i – jeszcze jedno przykre wyznanie – trzeba ciągłego wysiłku, żeby nie popaść w służalczość. Po trzecie ta dyscyplina odwołuje się tylko do pobudek wynikających z zainteresowania w jego najohydniejszej postaci, czyli mierzonego pieniędzmi, a także do strachu. Gdy ktoś przyznaje w swoim wnętrzu ważne miejsce tym pobudkom, staje się podły. Jeżeli je stłumi, jeżeli zobojętnieje na pieniądze i na wymyślania, to tym samym przestanie być zdolny do posłuszeństwa łączącego się z wymaganą całkowitą biernością i do powtarzania produkcyjnych kroków w narzuconym tempie, a karą za tę niezdolność będzie głód. Myślałam czasami, że lepiej być naginanym do podobnego posłuszeństwa z zewnątrz, na przykład uderzeniami bata, niż musieć w ten sposób naginać się samemu, wypierając to, co człowiek ma w sobie najlepszego.

W tej sytuacji nie można prawie wymagać wielkoduszności, która pozwala lekceważyć krzywdy i upokorzenia. Wiele na pozór błahych rzeczy – przebijanie karty zegarowej, konieczność pokazywania dowodu tożsamości przy wejściu do fabryki [3] (w zakładach Renault), sposób dokonywania wypłaty, lekkie upomnienia – głęboko upokarza, ponieważ przypominają one i dają odczuć sytuację, w której człowiek się znajduje. Tak samo z niedostatkami i z głodem.

Jedyny sposób, żeby nie cierpieć, to pogrążyć się w nieświadomości. To pokusa, której wielu w jakiejś postaci ulega i której sama często ulegałam. Można zachowywać przenikliwość, świadomość i godność, które są odpowiednie dla ludzkiej istoty, ale oznacza to skazywanie się na konieczność codziennego przezwyciężania rozpaczy. W każdym razie ja tak to odczułam.

Obecny ruch wyrasta z rozpaczy. Właśnie dlatego nie może być rozsądny. Mimo Pańskich dobrych zamiarów, nie spróbował Pan dotychczas niczego, żeby uwolnić od rozpaczy tych, którzy są Panu podporządkowani, więc nie do Pana należy potępianie tego, co jest w tym ruchu nierozsądne. Toteż innym razem uniosłam się trochę podczas dyskusji – czego następnie żałowałam – chociaż całkowicie zgadzam się z Panem co do wagi budzących obawę niebezpieczeństw. Również gdy chodzi o mnie, to w gruncie rzeczy rozpacz sprawia, że odczuwam niezmąconą radość, widząc wreszcie, jak moi towarzysze ostatecznie podnoszą głowę i nie zważają na możliwe następstwa.

Sądzę jednak, że jeśli sprawy potoczą się dobrze, to znaczy jeśli robotnicy podejmą na nowo pracę dosyć szybko i z uczuciem, że odnieśli zwycięstwo, sytuacja będzie sprzyjała po jakimś czasie wypróbowaniu reform w Pańskich fabrykach. Trzeba będzie najpierw zostawić im czas na utratę poczucia chwilowej siły, na utratę przekonania, że można się ich bać, na ponowne przyzwyczajenie się do uległości i milczenia. Później zdoła Pan może stworzyć bezpośrednio między nimi i sobą niezbędne dla każdego czynu więzi zaufania, dając im odczuć, że Pan ich rozumie – jeżeli jednak potrafię doprowadzić do tego, że Pan ich zrozumie, co oczywiście wymaga przede wszystkim, żebym nie myliła się sądząc, że sama ich zrozumiałam.

Jeżeli natomiast w obecnej sytuacji robotnicy podejmą na nowo pracę z wynagrodzeniami niewiele wyższymi od tych, które mieli, może się to dokonać tylko na dwa sposoby. Albo będą mieli uczucie, że ustąpili wobec siły, więc zabiorą się do pracy z upokorzeniem i rozpaczą. Albo przyzna się im moralne zadośćuczynienie, które może być tylko jedno: prawo sprawdzenia, że niskie płace wynikają z konieczności, a nie ze złej woli pracodawcy. Dobrze wiem, ze to prawie niemożliwe. W każdym razie pracodawcy, gdyby byli mądrzy, powinni zrobić wszystko, żeby spełniane przez nich żądania sprawiały na robotnikach wrażenie zwycięstwa. W swoim obecnym stanie ducha robotnicy nie znieśliby poczucia klęski.

Wrócę na pewno do Paryża w środę wieczorem. Chętnie zaglądnę do pana w czwartek lub w piątek rano przed godziną 9, jeżeli jednak nie sprawię kłopotu i jeżeli nasza rozmowa wydaje się Panu pożyteczna. Znam siebie i wiem, że gdy okres wzburzenia minie, nie odważę się już tak pójść do Pana, żeby się nie naprzykrzać, a Pan z kolei, wciągnięty może od nowa w codzienny bieg zajęć, będzie odkładał pewne problemy na później.

Jeżeli sprawiałabym Panu choćby najmniejszy kłopot, proszę mnie tylko o tym powiadomić albo po prostu mnie nie przyjmować. Bardzo dobrze wiem, że ma Pan inne niż rozmowa rzeczy do zrobienia.

Proszę przyjąć wyrazy życzliwości

S. WEIL.

P.S. – Widział Pan, jak przypuszczam, Dzisiejsze czasy? [4] Jedząca maszyna to najpiękniejszy i najprawdziwszy symbol sytuacji robotników w fabryce.

PIERWSZY LIST DO RENÉGO BELINA

POCZĄTEK 1937 ROKU [5]

Drogi towarzyszu.

Jestem niezmiernie szczęśliwa, że nie miałam racji. Nie napisałam do Was w przystępie złego humoru. Zastanawiałam się, przyznaję, czy nie zechcecie uszanować kolonialistycznych przesądów generała. [6] Właśnie dlatego, że bardzo Wam ufam, jestem szczególnie czuła na wszystko, co wydaje mi się nie odpowiadać mojemu wyobrażeniu o Was. Uwierzcie, że jeśli chodzi o zapiski, które Wam przesyłam, nie robię z nich żadną miarą ambicjonalnego problemu.

Oto dalsze zapiski na temat władzy w fabryce. [7] Puśćcie, proszę, te dwa artykuły w dwóch kolejnych numerach, aby koledzy zauważyli logiczny związek.

Muszę Wam coś zaproponować. Chodzi o pomysł, który przyszedł mi kiedyś do głowy, gdy czytałam Plutarcha. W historii greckiej i rzymskiej – a także w historii innych okresów – są wydarzenia, które byle tylko odwołać się do oryginalnych tekstów, wykazują uderzające związki z problemami o palącej aktualności. Można by chyba stworzyć rubrykę na przykład na stronie literackiej, aby opowiadać tego rodzaju historie (zaczerpnięte z Plutarcha, z Iliady itp.) wraz z wszelkimi porównaniami, które mogą je ożywić. Jestem pewna, że mogę to ewentualnie zrobić tak, żeby zaciekawić najmniej wykształconych robotników i żeby podkreślić ważne obecnie treści.

Z wielką przyjemnością zorganizuję Wasze spotkanie z Souvarine’em, gdy tylko zechcecie.

Jeżeli chodzi o bojkot stosowany przez delegatów wobec robotników, to mogę Was zapewnić, że w zakładach Renault stanowi on normalnie część arsenału sankcji, ustroju więziennego. Moim zdaniem niezależnie od przyczyny sankcji i od ofiary (nawet jeżeli nie jest to związkowiec, nawet jeżeli jest to jakiś Ognisty Krzyż [8]) stanowi to oburzające nadużycie władzy. Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę z moralnych cierpień, jakie zawiera przeżywany w takich warunkach dzień pracy.

Pomijając to, postaram się zdobyć bliższe szczegóły spraw – a były takie – w których ta sankcja została zastosowana wobec związkowców jako kara za zbrodnię samodzielnego myślenia.

Dziwię się, że zaprzyjaźniony socjalista z zakładów Renault nie zadał sobie trudu, żeby Was powiadomić.

DRUGI LIST DO RENÉGO BELINA

WTOREK [9]

Drogi towarzyszu.

Wskazaliście mi środę lub czwartek na śniadanie z Souvarine’em. Widziałam się z nim wczoraj wieczorem i wybrał środę, czyli jutro. Dzisiaj na próżno próbowałam do Was dotrzeć. Zechciejcie do mnie zadzwonić (Danton, 75-89), gdy otrzymacie te kilka słów. Wskażcie porę i miejsce.

Zastanowiłam się i stanowczo nie mogę pozostawić Wam prawa dowolnego poprawiania zapisków, które przesyłam. Nigdy nie pozostawiłam nikomu takiej możliwości. Nie pozwoliłabym sobie na to wobec Was, gdybym kierowała gazetą. Z jakiego powodu miałabym pozwolić Wam w stosunku do mnie na coś, na co nie pozwoliłabym sobie wobec Was? Myślę, że stanowiące szkielet burżuazyjnego społeczeństwa pojecie hierarchii nie powinno występować w CGT…

Liczę na Was, że opublikujecie zgodnie z ogólnie przyjętymi zasadami te moje zapiski, które przyjmiecie w przesłanej Wam postaci.

Czy znacie założone przez La Flèche i Esprit [10]„Kluby Prasowe”? Sądzę, że wydelegowanie tam jednego towarzysza byłoby dla Syndicats korzystne.

Pogłoski, o których Wam mówiłam (polityczna jedność), potwierdzają się. Jeżeli macie wpływ na Partię, to w tym momencie należałoby go wykorzystać w imię przykrego doświadczenia, jakie przeżyliśmy w CGT. [11]
Sądzę, że nie za bardzo rozumiecie, co chcę powiedzieć, gdy życzę pismu Syndicats większego ożywienia. Nie mam wcale na myśli polemiki. Chciałabym, żeby gazeta wypowiadała się, żeby zajmowała stanowisko zawsze, gdy jest powód. Nie promieniuje się, sprawiając wrażenie, że o większości ważnych zagadnień albo nie ma się zdania, albo nie ma się odwagi go wyrazić.

Zaczęło się na przykład ponowne omawianie Planu CGT. [12] (Nie budzi on we mnie bezgranicznego entuzjazmu, ale to inna sprawa.}Czy nie należałoby przypomnieć, w jakich warunkach Front Ludowy go odrzucił, powiedzieć, z jakich powodów konieczne byłoby ponowne rozważenie sprawy, pokazać, że politykę gospodarczą rządu paraliżuje wąski zakres oficjalnego programu, że może ona znaleźć się w ślepym zaułku?

Syndicats staną się centrum zainteresowania wówczas, gdy ludzie będą pewni, że znajdą w każdym ich numerze dotyczące ważnych aktualnych zagadnień oryginalne poglądy, różniące się przynajmniej tonem zawartości od oficjalnych dzienników (Popu[laire], Huma[nité], Peuple [13]). Nie znaczy to, że trzeba zajmować demagogiczne lub nieprzemyślane pozycje. Wyboru nie dokonuje się wyłącznie między szarością i efektownym głosem, można mówić wyłącznie, lecz wyraźnie i energicznie to, co po przemyśleniu ceni się naprawdę. CGT nie jest kościołem, żebyśmy poczuwali się do obowiązku mówienia o niej cicho. Idzie się za człowiekiem tylko wtedy, gdy sprawia on wrażenie, że idzie dokądś i że wie dokąd. Wiem, jakie przewrażliwienia trzeba uszanować, ale istnieje granica, do której warto na nie przyzwalać. Boję się, że dotychczas skupiacie w sobie złe strony zuchwalstwa i ostrożności.

W gruncie rzeczy wielką przeszkodą jest być może to, że dusicie się w ramach Przełomu X, [14] gdzie nie wypowiada się wyraźnych poglądów, ponieważ ani jedni, ani drudzy ich nie mają.

Serdecznie pozdrawiam

S. WEIL.

Czy według Was na przykład nie byłoby to słuszne i odpowiednie, aby zwrócić uwagę, że gdy CGT domagała się wielkich prac budowlanych (za 5 do 6 miliardów według Planu), zmierzała do czegoś innego niż druga linia Maginota i masowa produkcja obowiązkowych masek gazowych? Że w kwestii banków i kredytów Belgia, w której nie rządzi Front Ludowy, zaszła dalej niż Francja? – itd., itd.

Przypisy:

1 List opublikowany w La Condition ouvrière, Gallimard, 1951, seria „Espoir”, s. 181 – 184.
2 Jak wiadomo, Simone Weil nie zrezygnowała z powrotu do pracy w fabryce.
3 Dowód tożsamości Simone Weil nosi numer 96630. Wiadomo, jak wygląda ten dokument, od czasu jego opublikowania w pierwszym ikonograficznym zeszycie II tomu pracy Simone Pétrement.
4 Modern Times, film Charliego Chaplina z 1936 roku.
5 LIst nie wydany, zasoby Simone Weil, BNF.
6 „Generał” to przezwisko nadane Léonowi Jouhaux, sekretarzowi generalnemu CGT.
7 Chodzi prawdopodobnie o „Uwagi o wyciąganiu nauk z konfliktów na północy kraju”. Zob. Écrits historiques et politiques, cz. II, s. 422 – 430, w: Œuvres complètes, t. II, Gallimard, 1991.
8 Ogniste Krzyże, kierowane przez pułkownika de La Rocque’a stowarzyszenie weteranów rozwiązał rząd Bluma 18 czerwca. Ogniste Krzyże były przychylne minimalnemu wynagrodzeniu, płatnym urlopom i umowom zbiorowym. Pułkownik de La Rocque założył natychmiast Francuską Partię Społeczną.
9 LIst nie wydany, zasoby Simone Weil, BNF.
10 La Flèche, dziennik Gastona Bergery’ego ukazywał się od 1934 do 1939 roku. Bergery popierał Front Ludowy. Założony przez Emmanuela Mouniera Esprit ukazywał się od 1934 roku.
11 Simone Weil czyni aluzję do komunistycznej propozycji założenia Francuskiej Partii Robotniczej przez połączenie SFIO i PCF. Przypomina też o jednym z następstw zjednoczenia związków zawodowych: o rosnącym znaczeniu komunistów, którzy postawili sobie za cel „kolonizację” CGT.
12 Jeszcze przed Frontem Ludowym CGT zajęła się na własny rachunek ideą Planu. Wydawała miesięcznik L’Atelier pour le Plan, żeby upowszechnić tę ideę i opracować plan dostosowany do francuskiej sytuacji. Plan gospodarczej odnowy przewidywał (postępującą od 1918 roku) nacjonalizację wielkich przedsiębiorstw przemysłowych oraz reformę państwa. Do jego urzeczywistnienia w ogóle nie doszło z powodu wrogości komunistów. Na temat Planu Simone Weil pozostawiła kilka tekstów, opublikowanych od tego czasu w Écrits historiques et politiques, cz. II, s. 476 – 485, w: Œuvres complètes, t. II, Gallimard, 1991.
13 Kolejno: dziennik socjalistycznej partii SFIO, codzienny centralny organ Francuskiej Partii Komunistycznej i dziennik CGT.
14 Utworzony z inicjatywy trzech studentów politechniki na początku lat trzydziestych Przełom X skupiał studentów politechniki o różnych politycznych poglądach (liberałów, kolektywistów, reformistów-etatystów). Z tej grupy zrodziło się Politechniczne Centrum Studiów Gospodarczych organizujące takie wykłady jak ten, który René Belin wygłosił na temat ruchu związkowego 5 lutego 1937 roku.

Simone Weil

tłum. Małgorzata Frankiewicz

Inne teksty Simone Weil

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code