Simone Weil

List do Huguette Baur

Spread the love

LIST DO HUGUETTE BAUR

WRZESIEŃ 1940

Simone Weil

Adresatka tego listu Huguette Baur (dzisiaj pani Demure) była uczennicą Simone Weil w klasie V liceum dla dziewcząt w Roanne w latach 1933 – 1934. Dziecko przywiązało się do swojej profesorki i rozpoczęła się trwająca aż do lata 1935 roku korespondencja, która została wznowiona dopiero w czasie tragicznego lata 1940 roku. Oprócz napisanego w Tuluzie poniższego listu przedstawiamy w aneksie (s. xxx – xxx) list, który Simone Weil wysłała do Huguette Baur z Vichy w lipcu 1940 roku.

Drogie Dziecko!

Ucieszyło mnie otrzymane od Pani kilka słów i wiadomość, że niedawno powróciła Pani do siebie. Rozumiem, że pragnie Pani zdarzenia, które zmusiłoby Panią spędzić noc pod gołym niebem i rozumiem, że skoro takie zdarzenie nie nastąpiło, nie zdołała Pani urzeczywistnić swojego pragnienia w równie czarownych warunkach. Nocne gwiaździste niebo i księżyc w pełni przez parę dni w miesiącu to ojczyzna, której nic nie może zabrać żadnej ludzkiej istocie – nic oprócz, niestety, czterech kamiennych ścian i zaryglowanych drzwi. Ale na szczęście kamień występuje dostatecznie rzadko, toteż w dowolnej sytuacji, we wszystkich krajach mnóstwo ludzkich istot może nadal oglądać gwiazdy. Wielu co prawda wcale z tego nie korzysta. Lecz gdyby w określonej chwili na całym ziemskim globie istniała tylko jedna ludzka istota, która patrzyłaby na gwiazdy i kochała je, wystarczyłoby to, aby życie było wielką i piękną rzeczą.

Śmierć to również wielka i piękna rzecz. Istnieje liczący sobie około dwudziestu czterech wieków hinduski poemat, który nazywa się Bhagawadgita (został przetłumaczony na francuski). Jest tam powiedziane, że każdy, kto w chwili śmierci myśli wyłącznie o Krisznie (czyli o Bogu), zostaje zbawiony. Pięknie jest kochać wszechświat, gdy się go opuszcza. Póki żyjemy, z miłością do ludzi i rzeczy miesza się myśl o przyjemnościach, jakie możemy dzięki nim uzyskać. W chwili śmierci, gdy umiera się z uczuciem miłości – miłość do Boga jest tym samym co miłość do wszechświata, do jego praw, do wszystkich myślących istot, które się w nim znajdują – musi to być czysta miłość. Dopiero w chwili śmierci człowiek może osiągnąć najwyższy stopień czystości. Jakie znaczenie ma to, co nastąpi później? Ale jest tak oczywiście pod warunkiem, że ktoś umiera prawdziwie oderwany od wszystkich rzeczy. Ci bowiem, którzy przeżywają samych siebie w myśli dzięki przywiązaniu do rodziny, do ukochanej istoty, do kraju, do sprawy, do dzieła, czyli krótko mówiąc, do czegokolwiek, w czym, jak myślą, coś z nich przetrwa – ci właśnie nie umierają naprawdę. Dlatego należy myśleć wyłącznie o Krisznie. Pod tym warunkiem śmierć jest jedyną jeszcze piękniejszą niż życie rzeczą. Z jedynego powodu możemy się jej obawiać – to obawa, że nie potrafimy dobrze umierać. To również jedyny powód, że obawiamy się śmierci drogich istot i żałujemy, gdy ma ona miejsce. Jeżeli mamy powody przypuszczać, że umarli dobrze, że umrą dobrze, nieuzasadniony jest ból na myśl, że umarli lub mają umrzeć.

Mówiąc Pani, że być może nie zobaczymy się, nie myślałam szczególnie o śmierci – choć myśl o śmierci jest przy mnie zawsze obecna – ale o narzuconym przez okoliczności rozproszeniu. Kto wie, gdzie zaprowadzi mnie przyszłość? A Panią? Ale może nas również zaprowadzić pewnego dnia w to samo miejsce. Mogę na przykład znaleźć się chyba znowu pewnego dnia w okolicy Roanne. Kto wie? W każdym razie, jeżeli znowu Panią zobaczę, sprawi mi to przyjemność.

Pisze Pani, że w razie potrzeby będzie w Trouillè 1 miejsce dla mojej rodziny i dla mnie. Każe mi to odczuwać dla Pani oraz dla Jej bliskich – z którymi naradziła się Pani na pewno – żywą i głęboką wdzięczność. W obecnych okolicznościach nie może być nic bardziej wzruszającego niż tego rodzaju propozycja, a fakt otrzymania podobnej propozycji pociąga za sobą podobny obowiązek niezależnie od tego, czy przyjmuje się ją, czy też nie. Nie sądzę, że powinnam ją przyjmować nawet, gdyby była taka potrzeba. Bieda jest łaską pod warunkiem, że albo okupuje się pracą prawo do życia, albo przyjmuje się dobrodziejstwa od nieznajomych. Gdy święty Franciszek 2 postanowił wyrzec się spadku po swoim ojcu, nie poszedł zamieszkać u przyjaciół, żebrał na drogach i przynajmniej na początku doznawał przeznaczonych dla włóczęgów zniewag. Gdybym przyjechała do Was, pracowałabym oczywiście, ale na pewno troszczylibyście się o mnie i uniemożliwilibyście mi przekroczenie granicy moich sił, a nawet niewątpliwie jej osiągnięcie. Lepiej poddam się jak niewolnik rozkazom nieznajomych. Niezależnie od tego, co może mi się teraz przytrafić, przez trochę więcej niż trzydzieści lat zaliczałam się chyba – chociaż nigdy nie miałam dużo pieniędzy – do stosunkowo uprzywilejowanych. Nigdy nie poszukiwałam niedoli, chociaż często miałam na to silną ochotę. Uznałam, że nie powinnam tego robić. Jeżeli teraz niedola mnie dosięga, dlaczego miałabym starać się szczególnie, aby jej uniknąć? Skłoni mnie do tego być może słabość w dniu, w którym odczuję cały jej ciężar, ale nie wydaje mi się, że to konieczne. Lepiej uważać za łaskę wszystko, co przynosi los, szczęście lub niedolę, życie lub śmierć.

Przypuszczam, że nie pomyślała Pani o jeszcze innej rzeczy. Zaraźliwość, urok zwycięstwa, który doradza naśladować zwycięzców, nacisk ze strony zwycięzców, spowodowane nędzą rozgoryczenie i różne inne czynniki sprowadzą prawie na pewno do Francji w dosyć krótkim czasie – zimą, jak sądzę – bardziej lub mniej wyraźną postać rasizmu. 3 Zaliczałabym się w tym wypadku do pariasów. Zważywszy wszystko dokładnie, odczuwam żal. Głupio wydaje się cierpieć za coś, czego się nie wybrało i do czego nie jest się przywiązanym. Ale przecież to fakt, że tak ze mną będzie. Nie mam żadnego sposobu, aby uchylić się od tego. Mogę natomiast nie powodować, aby ci, którym narodziny nie przyniosły takiego przekleństwa, odczuwali zarażliwość mojej niedoli, nawet i zwłaszcza jeżeli będąc dość wspaniałomyślni, nie obawiają się tej zaraźliwości. Proszę sobie wyobrazić, że znajdę się u Was wraz z moją rodziną w chwili, gdy w okolicy nastąpi wybuch rasizmu. Byłoby Wam przykro nas wyprosić albo nawet pozwolić nam odjechać, a dla nas pozostanie byłoby pod względem moralnym niemożliwe. Nie chcę, aby powstała taka sytuacja i dlatego właśnie do Was nie przyjadę. Proszę mi nie mówić, że takie rzeczy nie zdarzą się we Francji. Jestem przekonana o czymś przeciwnym. Nie odczuwam wcale goryczy. Te zjawiska wynikają z bardzo łatwych do określenia ogólnych przyczyn i nie powinny powodować więcej goryczy niż działanie sił przyrody. Jest nawet lepiej, że w okresie nędzy oraz upowszechniającej się przemocy ściśle określona i ograniczona kategoria ludzkich istot ściąga na siebie najdotkliwsze formy niedoli. Oczywiście nie mówiłabym tak, gdybym nie należała do tej kategorii. Skoro do niej należę, mam do tego prawo.

Proszę więc nie mieć mi za złe, że odrzucam Pani propozycję, chociaż dziękuję Pani tak gorąco, jak gdybym ją przyjęła.

Może Pani za to oddać mi niezwłocznie przysługę. Chodzi o młodego, dziewiętnastoletniego robotnika, który nauczył się montować maszyny w szkole morskiej w Rochefort (jest mechanikiem floty) i pracował również jako monter w lotnictwie. To są jego gwarancje profesjonalnej wartości. We wrześniu 1939 roku wstąpił na czas trwania wojny do marynarki jako mechanik. W lutym był na Sirocco, statku szpitalnym zatopionym przez bombę pod Dunkierką 4 i spędziwszy 8 godzin pod wodą, został wydobyty przez Anglików, wyleczony (bardzo dobrze) w Anglii, ponieważ był ranny, a następnie wysłano go jako rekonwalescenta na południe. Teraz jest w Tuluzie, śpi na słomie i nosi bagaże. Z powodu bezrobocia i samotności ma ochotę powrócić do Bordeaux, gdzie znajduje się cała jego rodzina (ojciec, mały brat). Nie powinien tego robić. 5 Kto wie, do czego zostałby któregoś dnia zmuszony i jakie znosiłby traktowanie? Ocaliłoby się go – przynajmniej chwilowo – znajdując mu pracę w wolnej strefie. Czy p. André 6 nie mógłby umieścić go u siebie albo u jakiegoś kolegi, najchętniej jako mechanika? Jest bardzo sympatyczny, poważny, pracowity, a to zalety dosyć rzadkie w jego pokoleniu. Jest przede wszystkim pełen dobrej woli i niewykorzystanego poświęcenia. Oto na wszelki wypadek jego nazwisko i adres: Jean Grenié, 57 avenue des Minimes, Toulouse. Proszę zrobić dla niego wszystko, co Pani może. Do mnie proszę nadal pisać na poste restante w Tuluzie.

Przepisuję dla Pani inny wiersz Herberta.7 Nie jest tak doskonały jak ten drugi, 8 ale mimo wszystko bardzo piękny. Proszę mi przysłać swoje rzeczy.

Przypisy:

1 Nazwa rodzinnej posiadłości, w której Huguette Baur spędzała wakacje. Posiadłość mieściła się w gminie Souternon (w departamencie Loary). Ponieważ była odosobniona (4 km od jakiejkolwiek ludzkiej osady), nazywano ją w rodzinie „domem na końcu świata”. „Miejsce jest sielankowe i może posłużyć za schronienie”, jak mówiła sama pani Demure-Baur.
2 W 1933 roku, podczas pierwszej lekcji języka francuskiego w V klasie Simone Weil przeczytała uczniom tekst o świętym Franciszku z Asyżu i wilku z Gubbio, a potem wymagała streszczenia.
3 Simone Weil wykazuje się tutaj szczególną przenikliwością. Niemieckie rozporządzenie ogłasza podjęcie kroków przeciwko Żydom w okupowanej strefie od 27 września 1840 roku, a 3 października 1940 roku rząd Vichy wydaje z kolei Ustawę o Żydach.
4 Od 28 maja do 4 czerwca 1940 roku o port w Dunkierce toczyła się zacięta lądowa, morska i powietrzna bitwa, podczas której 234000 Anglików i 110000 Francuzów zdołało przedostać się do Anglii dzięki bohaterstwu okazanemu przez francuskich i angielskich marynarzy oraz przez obrońców warownego obozu pod dowództwem admirała Abriala.
5 Bordeaux znajdowało się przecież w okupowanej strefie.
6 P. André prowadził zakład produkujący materiały bawełniane w Roanne. Chociaż był ojcem licealnej przyjaciółki pani Demure-Baur, Simone Weil nigdy go nie spotkała. Pani Demure-Baur rzeczywiście o nim wówczas pomyślała, szukając zajęcia dla protegowanego Simone Weil.
7 Chodzi o wiersz George’a Herberta Dialogue. Por. G. Herbert, Wiersze wybrane, wyd. cyt., s. 90 – 93.
8 Chodzi o napisany przez tego samego autora wiersz Love, z którym Simone Weil już zapoznała Huguette Baur. Wiadomo, jaką rolę ten wiersz odegrał w życiu Simone Weil. Zob. wyżej, list do ojca Perrin („Autobiografia duchowa”, s. xxx). Zob. również sam wiersz, wyżej, s. xxx.

Simone Weil

tłum. Małgorzata Frankiewicz

Inne teksty Simone Weil

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code