Książka

Nie umrę niespodzianie

Spread the love

Nie umrę niespodzianie

Starcie logiki z życiem

Jacek Filek

Jeżeli zgodzisz się, że nie będziesz żył dłużej niż sto lat i jeżeli zgodzisz się, że umrzesz niespodzianie, to niechybnie umrzesz dzisiaj. I nawet gdybyś granicę stu lat przesunął do tysiąca, nie zmieni to Twego losu.

Jeżeli zgodzisz się, że nie będziesz żył dłużej niż sto lat, i jeżeli zgodzisz się, że umrzesz niespodzianie, a „niespodzianie” niech znaczy, że w przeddzień nie będziesz o tym wiedział, to kiedy możesz umrzeć?[1] Bo jeśli nie umarłeś wcześniej, zanim nadszedł przedostatni dzień setnego roku Twego życia, to kiedy dzień ten się kończy, wiesz już, że nazajutrz musisz umrzeć. Zatem nie będzie to już śmierć niespodziewana. Jeżeli więc niemożliwe jest, byś umarł w ostatnim dniu, to może w przedostatnim? Ale nie! Bo jeżeli zrozumiałeś już, że nie możesz umrzeć w dniu ostatnim, to tak samo i w wigilię dnia przedostatniego stanie się dla Ciebie jasne, że umrzeć musisz nazajutrz. A jeśli tak, to nie będzie to już śmierć niespodziewana. Więc niemożliwe jest też, byś umarł w dzień przedostatni. Cofnijmy się przeto o następny dzień. Ale i tu znowu powtarza się ta sama sytuacja, i znowu niemożliwe jest, byś umarł i w tym dniu. Cofnijmy się więc o kolejny dzień. Czy widzisz już, że i wtedy to niemożliwe? Czy widzisz, że możemy w ten sposób cofać się, wykluczając jako niemożliwy dzień po dniu, aż pozostanie nam jedynie dzień jutrzejszy? A zatem już wiesz, że musisz jutro umrzeć. Ale jeżeli tak, to nie będzie to śmierć niespodziewana. Więc jutro też nie. Pozostaje tylko dzisiaj. Czy wiedziałeś o tym wczoraj? – Nie? Więc to jednak dzisiaj.

Powtórzmy: jeżeli zgodzisz się, że nie będziesz żył dłużej niż sto lat i jeżeli zgodzisz się, że umrzesz niespodzianie, to niechybnie umrzesz dzisiaj. I nawet gdybyś granicę stu lat przesunął do tysiąca, nie zmieni to Twego losu.

Wydaje Ci się, że to jakaś pomyłka? Ależ nie, zapewniam Cię, że nie popełniliśmy błędu w rozumowaniu. Pozostaje Ci jedynie wyrzec się śmierci niespodziewanej. Decydujesz się? – Dobrze, zatem będziesz „wiedzieć”, Ty i wszyscy inni, „wiedzieć” w wigilię tego dnia, że nazajutrz umrzesz.

Ale przecież nie wiedziałeś! Umarłeś nagle pewnego dnia w 63. roku życia. Była wiosna i naprawdę dzień wcześniej o tym nie myślałeś. A więc jednak umarłeś niespodziewanie. Ale przecież logika zmusiła Cię do wyrzeczenia się śmierci niespodziewanej. Jeżeli tak, to może jednak „wiedziałeś”, dzień wcześniej „wiedziałeś”, tylko milczałeś? I Wy wszyscy „wiedzieliście”? I nikt z Was nie powiedział? Więc każda śmierć jest spodziewana, to znaczy wszyscy będziemy „wiedzieć” w przeddzień?

A jeżeli nie, jeżeli mogę jednak umrzeć niespodzianie, to tylko dlatego, że żyć mogłem nieograniczenie długo. Jedynie dopuszczenie nieśmiertelności może nas obdarzyć niespodziewaną śmiercią. Ba, również ono jedynie może pozwolić nam w ogóle dalej żyć. Bo jeśli, obstając przy niespodziewanej śmierci, przyjmiemy założenie o ograniczeniu naszego życia, to – jak widzieliśmy – umrzeć musimy natychmiast.

Gdyby jednak obojętne nam było, jak i kiedy umrzemy, to i tak pozostaje ten jeszcze problem: jak możliwe jest, że oczywiste założenie o nieprzekraczalnej czasowej granicy życia ludzkiego i założenie o śmierci niespodziewanej prowadzą do sprzeczności? Fakt taki zdumiewa nas i niepokoi. Czujemy, że to coś niedobrego, że tak być nie powinno. To jakiś błąd – myślimy – należy go wytropić i usunąć.

Dlaczego jednak jest tak, iż w obliczu starcia logiki z życiem skłonni jesteśmy domagać się eliminacji tego starcia, co niejednokrotnie oznacza eliminację logiki albo eliminację życia? Należałoby wyjaśnić, dlaczego starcie takie „nie daje nam żyć”. Bo przecież może być ono czymś całkiem naturalnym, a dziwne jest to, że nas dziwi. Problemu, dlaczego tego rodzaju sprzeczność męczy dlaczego stając wobec niej od razu chcemy ją wyjaśnić, nie wyjaśniajmy, przynajmniej tu nie wyjaśniajmy. Pójdźmy natomiast tą utartą drogą i spróbujmy przedstawionej sprzeczności się pozbyć.

To, co na tej drodze narzuca się nam jako pierwsze, to eliminacja założenia o ostatecznej granicy osobniczego życia. Bo jeżeli nie założymy takiej granicy, to całe rozumowanie prowadzące do sprzeczności traci swój punkt zaczepienia i nie daje się przeprowadzić. Więc może błądzimy przyjmując dla naszego życia takie ograniczenie?

A może to jednak sama idea śmierci niespodziewanej jest tym czymś, co prowadzi do sprzeczności? Ale przecież często umieramy niespodziewanie. Więc dlaczego logika wpędza nas przy tym założeniu w sprzeczność? Dlaczego wymusza na naszym myśleniu rezygnację z tego założenia? Więc może rzeczywiście zawsze „wiedzieliście”, Wy wszyscy, a niespodziewanie było tylko naszym niespodziewaniem się? To my tylko, zaskoczeni świadkowie Waszego nagłego odejścia, „nie wiedzieliśmy”. Ale i nasze niespodziewanie jest niemożliwe, bo przecież będziemy wiedzieć, że nie umrzecie owego ostatniego dnia, bo wówczas nie byłaby to dla nas śmierć niespodziewana. Będziemy wiedzieć też, że nie umrzecie przedostatniego dnia, bo wówczas w przeddzień byśmy się tego już spodziewali. I tak dalej, całe przedstawione wcześniej rozumowanie daje się tu powtórzyć.

Jeżeli więc, z jednej strony, niezbicie napotykamy fenomen śmierci niespodziewanej, ale, z drugiej strony, jej założenie prowadzi nas do sprzeczności, to może błąd polega na samym jej zakładaniu właśnie? Może nie wolno było jej zakładać? Może, rzeczywiście, kazać nam spodziewać się czegoś, co ma być niespodziewane, jest już strąceniem nas w sprzeczność?

Jednakże nadal trudno przychodzi nam zrezygnować z któregoś z owych dwu założeń. Toteż rozwiązaniem, ku któremu lgniemy najchętniej, jest posądzenie o zwykły błąd w rozumowaniu. Znaleźć go i pokazać! To nas uspokaja. Szukajmy więc.

Poszukiwanie takie mogłoby być najbardziej przekonujące, gdyby powiodło się nam zgrabne sformalizowanie przeprowadzonego wyżej rozumowania. Ponieważ jednak tego rodzaju formalizacja nie wydaje się tu na miejscu, spróbujemy w inny sposób możliwie najprzejrzyściej wglądnąć w naturę owego problematycznego toku rozumowego. Spróbujmy, mianowicie, przedstawić możliwie najprostszy model, w którym rozumowanie to będzie mogło bardziej naocznie się spełnić.

Przedstawmy więc sobie, iż świat naszego życia jest tak ulotny, iż nie sto lat wydaje się rozsądnie oznaczoną jego ostateczną granicą, lecz zaledwie cztery dni. I przedstawmy sobie, iż oto w drugim dniu stajemy przed problemem zbadania, kiedy umrzemy. Zakładając, iż umrzemy niespodziewanie, usiłujemy rozważyć, kiedy mogłoby to nastąpić. Czy moglibyśmy umrzeć w ostatnim, to jest w czwartym dniu? Nie, bowiem wówczas w przeddzień, u schyłku dnia trzeciego już wiedzielibyśmy, że to nazajutrz. Nie byłaby to więc śmierć niespodziewana. Jeżeli jednak niemożliwe jest umrzeć niespodziewanie ostatniego, czwartego dnia, to wobec tego u schyłku dnia drugiego, czyli dzisiaj, będziemy wiedzieć już, że umrzeć musimy dnia przedostatniego, tj. trzeciego, czyli jutro. Ale jeżeli tak, to nie będzie to przecież śmierć niespodziewana, a wręcz przeciwnie. Jeżeli naprawdę mamy umrzeć niespodziewanie, to musimy umrzeć jeszcze dzisiaj (przy założeniu, że dnia pierwszego, czyli wczoraj, o tym nie wiedzieliśmy). Jeżeli więc obstajemy przy naszych założeniach (granica i niespodziewaność), to nie pozostaje nam nic innego jak umrzeć jeszcze dziś. Rozumowanie wydaje się bezbłędne[2], ale to rozumowanie nas uśmierca.

Powróćmy z tego uproszczonego modelu do pełni naszego życia. Jeżeli teraz już rozumiem, iż wedle przyjętych racjonalnie założeń i logicznie przeprowadzonego rozumowania muszę umrzeć jeszcze dzisiaj, ale jednak nie umieram, to nazajutrz przestaję „wierzyć” w całą tę logikę. Jeżeli jednak pewnego dnia w końcu umieram, to rzeczywiście może to być śmierć zupełnie niespodziewana, lecz będzie ona taką tylko dlatego, że przestałem już ową logikę traktować poważnie. Zatem spełnia się ona za cenę zniesienia jej obowiązywania.

Autor przyznaje, iż bezpośrednio po napisaniu powyższego tekstu nie był wolny od niepokoju i w pewnym napięciu oczekiwał nadejścia następnego dnia.

Przypisy:

[1] Eksploatowana w niniejszym scherzo logiczno-filozoficznym paradoksalna struktura myślowa odpowiada strukturze paradoksu przedstawionego przez D.J. O’Connora w jego artykule Pragmatic Paradoxes („Mind” 1948, s. 358-359). Polskiemu czytelnikowi paradoks O’Connora zaprezentował A. Pluta w artykule Dwa paradoksy („Studia Filozoficzne” 1981, nr 1, s. 73-77). W popularnej literaturze poświęconej problematyce paradoksów analogiczna struktura paradoksalna przedstawiana jest pod postacią tzw. „paradoksu kata”.
[2] Jeżeli jednak pozostał jeszcze ktoś nie przekonany, to proponujemy przykład bardziej obojętny. Oto jesteśmy studentami i na pierwszych zajęciach w miesiącu dowiadujemy się, iż w miesiącu tym czeka nas kolokwium, ale kolokwium to ma być niespodziewane, to znaczy idąc na zajęcia nie możemy wiedzieć, że to właśnie dzisiaj. Zaczynamy myśleć i od razu spostrzegamy, iż kolokwium takie nie może być przeprowadzone na ostatnich zajęciach w miesiącu, wtedy bowiem idąc na uniwersytet z góry wiedzielibyśmy, że czeka nas kolokwium. Jeśli tak, to może będzie ono w trzecim tygodniu miesiąca, na przedostatnich zajęciach? Nie. Bowiem kiedy wiemy już, że nie może być ono na ostatnich, idąc na przedostatnie, będziemy wiedzieć, iż musi być dzisiaj. Więc pozostają jedynie zajęcia w przyszłym tygodniu, ale jeśli tak, to już to wiemy. Zatem i w przyszłym tygodniu to niemożliwe. A więc kolokwium musi być natychmiast. I gwoli naszej wiary w logikę i w prawdomówność naszych nauczycieli winniśmy się sami owego kolokwium domagać.

Dodaj komentarz

Tekst pochodzi z książki Jacka Filka “Tajna wielkość twego życia”

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code