Wiadomości KAI

Pesymizm i chrześcijańska nadzieja

Spread the love

ANALIZA

Pesymizm i chrześcijańska nadzieja – 
przesłanie Benedykta XVI

Tomasz Królak, 
Alina Petrowa-Wasilewicz, 
Grzegorz Polak, 
Marcin Przeciszewski, 
o. Stanisław Tasiemski, 
Krzysztof Tomasik

W mowie na otwarcie konklawe po śmierci Jana Pawła II kard. Joseph Ratzinger ocenił, że współczesny świat cechuje „dyktatura relatywizmu, który nie uznaje niczego za ostateczne, a jako jedyną normę traktuje własne ja i jego pragnienia”.

Jako następca św. Piotra niejednokrotnie do tej tezy wracał, uzasadniając ją i uzupełniając o konkretne przykłady. Współczesny świat określał jako „pełen sceptycyzmu i zwątpienia”. Zauważał, że na sile zyskuje ideologia sekularyzmu, odrzucanie wszelkich inspiracji, których nie da się uzasadnić naukowo, brak zmysłu moralnego, skrajny egoizm, nietolerancja wobec chrześcijan. W dodatku, jak diagnozuje, sekularyzacja pojawia się nawet w łonie samego Kościoła. Nie sposób więc nie zauważyć, że duchową kondycję świata Benedykt XVI ocenia krytycznie.

Na długo przedtem zanim został papieżem, kard. Ratzinger znany był jako autor i konsultant kluczowych dokumentów, definiujących postawę Kościoła wobec współczesności. Prefekt Kongregacji Nauki Wiary, zwany przez świat „pancernym kardynałem”, budził respekt nie tylko z powodu rangi zajmowanego urzędu, ale ponieważ łączył przenikliwy intelekt z żarliwą religijnością. Dzięki temu jego opis współczesnego świata – np. w słynnym „Raporcie o stanie wiary” (1985) – cechowała „racjonalna” precyzja i duchowa głębia. Kiedy został papieżem, jego diagnozy w naturalny sposób zyskały dodatkową rangę.

Duchowy kryzys Europy

Z papieskich przemówień, homilii, dokumentów i rozmów wynika, że jako chrześcijanin Benedykt XVI nie traci wiary w przekształcającą oblicze świata moc Ewangelii, ale jako wytrawny intelektualista nie widzi możliwości rychłego wydźwignięcia się Europy z duchowego regresu.

Niespełna dwa miesiące po wyborze na papieża, podczas nieformalnego spotkania z włoskimi kapłanami w kościele parafialnym w Introd, Benedykt XVI wygłosił długą, improwizowaną refleksję, w której m.in. mówił: „Zachód zmęczony jest własną kulturą, Bóg wydaje się już zbędny, człowiek zastępuje go nauką, a wszystko inne w klimacie relatywizmu staje się subiektywne”. Przejmująco zabrzmiała papieska zachęta: „Musimy iść dalej, przebyć ten tunel, cierpliwie i z pewnością, że Chrystus jest odpowiedzią, a na końcu pojawi się Jego światło”.

Benedykt XVI polemizuje zarówno z Marksem, który chciał budować świat „w sposób mechaniczny”, jak i z pokoleniem 1968 r., którego „kulturową rewolucję” określił jako „drugie Oświecenie”. Wielu sądziło wówczas – mówił Benedykt – „że historyczny czas Kościoła i wiary skończył się oraz że weszliśmy w nową erę, w której kwestie te staną się przedmiotem badań, jak klasyczna mitologia. Tymczasem jest inaczej – należy uświadamiać, że wiara jest niezmiennie aktualna i bardzo rozumna. A zatem potrzeba intelektualnej afirmacji, obejmującej także piękno i organiczną strukturę wiary”.

Przemawiając w Watykanie do polskich biskupów, Papież przypomniał mocne słowa Jana Pawła II, że „europejska kultura sprawia wrażenie «milczącej apostazji» człowieka sytego, który żyje tak, jakby Bóg nie istniał”. Benedykt niejednokrotnie zwracał uwagę, że „bez Chrystusa światło rozumu nie wystarczy, by oświecić człowieka i świat”.

Jednym z najbardziej pamiętnych jego wystąpień pozostanie niewątpliwie to z 8 stycznia 2006 r., wygłoszone podczas ceremonii chrztu dziesięciorga dzieci w Kaplicy Sykstyńskiej. Benedykt XVI odłożył przygotowany wcześniej tekst i w przejmujących słowach porównał realia współczesnej Europy do tych czasów Nerona, kiedy to „okrucieństwo i przemoc stały się powodem do zabawy, prawdziwą perwersją radości, autentycznego sensu życia”. We współczesnym klimacie kontynentu – ubolewał – dominuje kultura śmierci, a więc antykultura, przejawiająca się w ucieczce w narkotyki, w pogardzie dla bliźniego, dla ubogich i cierpiących, a także w seksualności jako rozrywce bez odpowiedzialności.

Duchowy kryzys Europy widzi Benedykt XVI także w postawach europejskich decydentów, którzy starają się – w imię świeckości państwa – eliminować religię z życia publicznego. Podczas odwiedzin prezydenta Włoch Carlo Azeglio Ciampiego w pałacu na Kwirynale zwracał uwagę, że zdrowa laickość jest uprawniona, ale nie wyklucza odniesień etycznych zakorzenionych w religii.

Oceniając funkcjonowanie ustawy o rozdziale państwa i Kościoła we Francji, podkreślił w przemówieniu do ambasadora tego kraju, że zasada laickości powinna oznaczać wyłącznie zdrowy rozdział poszczególnych władz: duchownej i świeckiej, które nie pozostają wobec siebie w opozycji. Nie może ona natomiast oznaczać wykluczenia Kościoła z udziału w życiu społeczeństwa.

Szczególnie interesującą wykładnię na temat obecności religii w życiu społecznym Benedykt XVI zaprezentował podczas spotkania z deputowanymi frakcji chadeckiej Parlamentu Europejskiego (30 marca 2006). Wskazał, że tradycję chrześcijańską można określić mianem „polifonicznej jedności”, która wyraża wartości fundamentalne dla dobra społeczeństw. Dlatego nawiązując do swoich korzeni, Unia Europejska może tylko zyskać. „Znakiem niedojrzałości, jeśli nie wręcz słabości byłaby walka zamiast dialogu lub też ignorowanie. W tym kontekście można zauważyć, że pewne laickie nieprzejednanie okazuje się wrogiem tolerancji i zdrowej, świeckiej wizji państwa i społeczeństwa” – zauważył.

W sytuacji duchowego kryzysu naszych czasów – czasów patologii i chorób niebezpiecznych dla życia, religii i rozumu, w których niszczy się wizerunek Boga przez nienawiść i fanatyzm, ważne jest postawienie kwestii Boga i ukazanie jego ludzkiego oblicza – zdawał się powtarzać Benedykt XVI przez cały swój pontyfikat. Jego zdaniem dopiero to wyzwoli człowieka „od lęku wobec Boga, z którego narodził się współczesny ateizm. I dopiero ten Bóg wybawi nas od lęku przed światem i od strachu przed pustką własnej egzystencji” (wizyta w Niemczech, 2006).

Przez cały pontyfikat papież dokonywał też krytyki sekularyzacji obejmującej wszystkie aspekty życia codziennego i rozwijającej mentalność, w której Bóg jest w świadomości człowieka faktycznie nieobecny.

Sekularyzacja „wynaturza od wewnątrz i dogłębnie chrześcijańską wiarę, a w konsekwencji styl życia i codzienne postawy wierzących. Żyją oni w świecie i częstokroć są naznaczeni, jeśli nie uwarunkowani, przez kulturę obrazu, która narzuca sprzeczne wzory i odruchy. W której Bóg jest już niepotrzebny, nie trzeba więc o Nim myśleć, ani do Niego powracać” – mówił Benedykt XVI w marcu 2008 podczas obrad Papieskiej Rady ds. Kultury. Ale, warto podkreślić, zdaniem papieża nie bez winy pozostaje tu sam Kościół, bowiem sekularyzacja pojawiła się także w nim samym ( „dominująca mentalność hedonistyczna i konsumpcjonistyczna sprzyja, tak u wiernych, jak i u pasterzy, uleganiu powierzchowności i egoizmowi, które szkodzą życiu Kościoła”).

Przemawiając w Nowym Jorku do kilkuset przedstawicieli różnych Kościołów chrześcijańskich (kwiecień 2008) papież podkreślił więc, że klarowne świadectwo o Ewangelii jest pilniejsze niż kiedykolwiek w przeszłości. Oceniając proces globalizacji zauważył, że choć przynosi on wzrastające poczucie bliskości i współodpowiedzialności za wszystkich mieszkańców globu, to – z drugiej strony – szybkie zmiany, zachodzące w naszym świecie przynoszą także szkodliwe oznaki wycofywania się w indywidualizm.

Inaugurując Rok Wiary (październik 2011) Benedykt XVI wskazał, że o tym, jaki mógłby być świat bez Boga można się było przekonać w przeszłości, ale niestety widzimy to też codziennie wokół nas. „Rozprzestrzeniła się pustka. Ale właśnie wychodząc od doświadczenia tej pustyni, od tej pustki, możemy odkryć na nowo radość wiary, jej życiowe znaczenie dla nas, mężczyzn i kobiet” – mówił papież dodając, że na pustyni odkrywa się wartość tego, co jest niezbędne do życia, zaś „we współczesnym świecie istnieją niezliczone znaki pragnienia Boga, ostatecznego sensu życia, często wyrażane w formie ukrytej czy negatywnej”.

Sojuszników w staraniach o duchowe odrodzenie świata Benedykt XVI upatrywał także w chrześcijanach innych wyznań, zachęcając ich niejednokrotnie do wspólnego świadectwa wobec wielkich etycznych wyzwań naszych czasów. Podobną propozycję kierował do żydów, których (jak w Kolonii) prosił o współpracę „w dziele obrony i umacniania praw człowieka i świętości ludzkiego życia, wartości rodziny, sprawiedliwości społecznej i pokoju na świecie”.

Opis duchowej kondycji współczesnego świata zajął wiele stron w wywiadzie-rzece, jakiego po pięciu latach pontyfikatu Benedykt XVI udzielił Peterowi Seewaldowi („Światłość świata”). Zachęcał tam ludzkość do „wielkiego rachunku sumienia” i zastanowienia się nad znaczeniem takich słów, jak postęp („Czy jest nim to, że mogę sam wytwarzać, selekcjonować i niszczyć ludzi?”) i wolność („rozumiana jako wolność robienia wszystkiego”).

Papież zwrócił uwagę na znamienne dla naszych czasów „roszczenie, by wiedza nie podlegała żadnym ograniczeniom”, inaczej bowiem oznaczałoby to ograniczanie ludzkiej wolności. Ubolewał, że w świecie nakierowanym na naukowość i nowoczesność, takie pojęcia jak „nawrócenie” nie mają już znaczenia. Przestrzegł, że postępowi przestała towarzyszyć moralna refleksja i wzywał do „przemyślenia fundamentów”, opamiętania się i postawienia w centrum pytania o Boga. „Nie chodzi przy tym o Boga, który jakoś tam istnieje, ale o Boga, który nas zna, który do nas mówi i który nas obchodzi – i który także jest naszym Sędzią” – stwierdził.

W rozmowie z Seewaldem, papież po raz kolejny napiętnował „tak zwany zachodni rozum”, który przekonuje „że oto teraz rozpoznał rzeczywiście, co słuszne i w związku z tym rości sobie prawo do totalnego obowiązywania”. Tymczasem, tłumaczy Benedykt XVI, „ważne, abyśmy sprzeciwiali się takim absolutnym roszczeniom pewnych rodzajów «rozumności». Wcale nie są one bowiem samym czystym rozumem, ale ograniczeniem rozumu tylko do tego, co można rozpoznać za pomocą nauk przyrodniczych – a zarazem są wykluczeniem wszystkiego, co poza to wykracza”.

Nie oznacza to jednak, że papież, przy całym swoim pesymizmie (czy może raczej: realizmie) co do duchowej kondycji naszych czasów, nie widzi dróg wyjścia z obecnego kryzysu. Pokłada bowiem nadzieję w wielkiej sile dobra i wspomina takie postacie, jak Franciszek z Asyżu, Wincenty a Paulo czy Matka Teresa, które „oświetlały” ludzką historię. I choć przyznaje że „patrząc z perspektywy samej Europy, ma się wrażenie, że Kościół jest w fazie schyłkowej”, to zwraca uwagę, że w innych częściach świata Kościół wzrasta, żyje i jest pełen dynamiki, jak np. w Afryce, gdzie „jest jedynym schronieniem, w którym obecne jest człowieczeństwo, gdzie coś jest robione dla ludzi”. Dlatego, ubolewając nad współczesnym światem, przy którego opisie nie szczędzi ciemnych barw, wyznaje Seewaldowi: „Możemy tylko mieć nadzieję, że wewnętrzna moc wiary, która jest obecna w ludziach, będzie działać potężnie także publicznie, przez co również na zewnątrz ukształtuje myślenie, i społeczeństwo nie stoczy się w przepaść”.

Warto zwrócić uwagę, że także imię, jakie przybrał sobie papież Ra­tzinger można odczytać w kontekście jego batalii o przywrócenie Europie jej duchowego wymiaru. Już podczas swojej pierwszej audiencji generalnej przypomniał, że św. Benedykt „jest zasadniczym punktem odniesienia dla jedności Europy i z mocą przypomina o niezbywalnych chrześcijańskich korzeniach kultury i cywilizacji”.

Niespełna trzy tygodnie przed konklawe kard. Ratzinger wygłosił w Subiaco wykład pt. „Europa Benedykta w kryzysie kultur”. I kto wie, czy wypowiedziane wówczas słowa, nie towarzyszyły mu w szczególny sposób podczas pełnienia papieskiej misji. „Potrzebujemy – stwierdził – ludzi takich jak Benedykt z Nursji, który w czasach degradacji i upadku zagłębił się w skrajnej samotności i potrafił – po wielu duchowych oczyszczeniach, jakie musiał przeżyć, aby wspiąć się ku światłości – powrócić, i założyć Monte Cassino, miasto na górze, które po wielu zniszczeniach zjednoczyło siły, z których powstał nowy świat”.

Po wyborze nowego papieża, emerytowany biskup Rzymu zamieszka w dawnym klasztorze na terenie Ogrodów Watykańskich. Pozostanie „ukryty dla świata”, ale modlitwa o jego odrodzenie będzie mu zapewne towarzyszyć także i tam.

Pontyfikat chrystologiczny

Osobista przyjaźń człowieka z Jezusem stanowi inny kluczowy temat nauczania Benedykta XVI. Stanowi on odzwierciedlenie jego trwających wiele dziesiątków lat badań Nowego Testamentu i jego zorientowania na niemiecką teologię kerygmatyczną. Papież podkreśla nieustannie, że zasadniczą osnową wiary jest spotkanie z osobą Jezusa i miłością Boga do człowieka.

Wyraz temu dał m. in. w encyklice „Deus caritas est”, którą rozpoczyna konkluzja: „Uwierzyliśmy miłości Boga – tak chrześcijanin może wyrazić podstawową opcję swojego życia”. Wiara chrześcijańska – mówi dalej Benedykt XVI – uznając miłość jako główną swoją zasadę, przyjęła to, co stanowiło istotę wiary Izraela, a równocześnie nadała temu nową głębię i zasięg. Dla Papieża spośród ludzkich słów „miłość” jest słowem najważniejszym. Z faktu, że „Bóg pierwszy nas umiłował”, Benedykt XVI wyciąga wniosek, że „miłość nie jest już przykazaniem, ale odpowiedzią na dar miłości, z jaką Bóg do nas przychodzi”. Motywem podjęcia przesłania miłości jako tematu swojej pierwszej encykliki był dla Papieża fakt łączenia niekiedy imienia Bożego z zemstą, czy nawet obowiązkiem nienawiści i przemocy.

Miłość Boga wobec człowieka niesie za sobą pytania: kim jest Bóg i kim my jesteśmy. O ile w „Deus caritas est” Papież postawił fundamentalne pytanie o Boga, co zostało zauważone w innych Kościołach chrześcijańskich, o tyle odwiedzając 28 maja 2006 r. były obóz koncentracyjny w Auschwitz, poszedł jeszcze dalej i ośmielił się zapytać: „Gdzie był Bóg w tamtych dniach? Dlaczego milczał? Jak mógł pozwolić na tak wielkie zniszczenie, na ten tryumf zła?”.

Różne oblicza miłości

Encyklikę „Deus caritas est” komentowano z zachwytem, także w mediach laickich („żaden papież nie mówił tak – o ile w ogóle mówił – o miłości erotycznej”). Benedykt XVI polemizuje tam z Fryderykiem Nietzsche twierdzącym, jakoby chrześcijaństwo dało erosowi do picia truciznę, a chociaż z jej powodu nie umarł, przerodził się w wadę.

Zarzut ten można też sformułować pytaniem: czy Kościół swymi przykazaniami i zakazami nie czyni gorzkim tego, co w życiu jest najpiękniejsze? Benedykt XVI zaprzecza – przeciwny jest tezie, że chrześcijaństwo zniszczyło eros, jednak, jego zdaniem, potrzebuje on „dyscypliny, oczyszczenia, aby dać człowiekowi nie chwilową przyjemność, ale pewien przedsmak szczytu istnienia, tej szczęśliwości, do której dąży całe nasze istnienie”.

Pisze: „W rzeczywistości eros i agape – miłość wstępująca i miłość zstępująca – nie dają się nigdy całkowicie oddzielić jedna od drugiej. Im bardziej obydwie, niewątpliwie w różnych wymiarach, znajdują właściwą jedność w jedynej rzeczywistości miłości, tym bardziej spełnia się prawdziwa natura miłości w ogóle. Także jeżeli eros początkowo jest przede wszystkim pożądający, wstępujący – fascynacja ze względu na wielką obietnicę szczęścia – w zbliżeniu się potem do drugiej osoby będzie stawiał coraz mniej pytań o siebie samego, będzie coraz bardziej szukał szczęścia drugiej osoby, będzie się o nią coraz bardziej troszczył, będzie się poświęcał i pragnął «być dla» niej. W ten sposób włącza się w niego moment agape; w przeciwnym razie eros upada i traci swoją własną naturę”.

Encyklika „Deus caritas est” okazała się bestsellerem w kilku krajach. We Włoszech w ciągu roku sprzedano półtora miliona egzemplarzy.

Znakomitym dopełnieniem tej encykliki jest ostatnie orędzie Benedykta XVI na Wielki Post 2013 r., w którym papież jeszcze wyraźniej mówi o związku wiary i miłości, akcentując, że tych cnót nie możemy nigdy rozdzielać czy sobie przeciwstawiać. W orędziu czytamy: „Obydwie te cnoty teologalne są ze sobą ściśle związane, i błędem byłoby upatrywanie między nimi sprzeczności lub dialektyki. Z jednej strony bowiem ograniczeniem jest postawa, która kładzie tak silny akcent na pierwszeństwo i decydującą rolę wiary, że nie docenia – i niemal je lekceważy – konkretnych uczynków miłości, sprowadzając ją do ogólnikowego humanitaryzmu. Z drugiej jednak, ograniczeniem jest utrzymywanie przesadnej wyższości miłości i jej działania, i myślenie, że uczynki zastępują wiarę. Dla zachowania zdrowego życia duchowego trzeba wystrzegać się zarówno fideizmu, jak i moralizującego aktywizmu”.

Benedykt XVI myślał o napisaniu encykliki poświęconej wierze, choć planu tego nie udało mu się zrealizować. Można mieć nadzieję, że swoje przemyślenia przekaże w formie książki, która, choć nie będzie już miała waloru dokumentu nauczania oficjalnego Kościoła, stanie się jego „duchowym testamentem”.

Gdy nie ma Boga, nie ma nadziei

Dopełnieniem encykliki o miłości jest analogicznej rangi dokument o nadziei. W encyklice „Spe salvi” (W nadziei zbawieni) Papież ukazuje nadzieję w kontekście zbawienia. „Odkupienie zostało nam ofiarowane w tym sensie, że została nam dana nadzieja, nadzieja niezawodna, mocą której możemy stawić czoła naszej teraźniejszości” – czytamy we wstępie do dokumentu. „Jednym z głównych źródeł współczesnego kryzysu wiary – konstatuje Papież – jest właśnie utrata tej perspektywy, jaką człowiekowi daje chrześcijańska nadzieja”.

Na tę encyklikę Benedykta XVI – ukazującą na nowo człowiekowi źródła nadziei – można spojrzeć także jako na element dyskursu, jaki papież prowadził od początku pontyfikatu ze współczesnym człowiekiem, zagubionym i poszukującym, spragnionym sensu, który umyka jego oczom. Rozumiejąc dylematy i rozterki dzisiejszego człowieka Benedykt XVI przyznaje, że potrzebujemy małych i większych nadziei, które dzień po dniu podtrzymują nas w drodze. Jednak bez wielkiej nadziei, która musi przewyższać pozostałe, są one niewystarczające. „Tą wielką nadzieją może być jedynie Bóg, który obejmuje wszechświat, i który może nam zaproponować i dać to, czego sami nie możemy osiągnąć” – dowodzi Papież. – „Kto nie zna Boga, chociaż miałby wielorakie nadzieje, w głębi nie ma nadziei, która podtrzymuje całe życie”.

Papież określa wiarę jako substancję nadziei. Najpewniejszą drogą, która pomaga człowiekowi odnaleźć najgłębsze źródła nadziei jest miłość. Według Papieża, „prawdziwą, wielką nadzieją człowieka, która przetrwa wszelkie zawody, może być tylko Bóg – Bóg, który nas umiłował i wciąż nas miłuje «aż do końca», do ostatecznego «wykonało się!»”.

Benedykt XVI powracając do korzeni chrześcijaństwa ukazuje, jak wielką rewolucją było w ówczesnym świecie świadectwo nadziei, jakie niosło chrześcijaństwo. Poddaje krytyce prądy nowożytne próbujące eschatologiczną nadzieję zastępować wiarą w postęp, w tym myśl Karola Marksa, który definiował „zbawienie” w kategoriach czysto politycznych. Te wszystkie meandry historii myśli europejskiej – wedle Benedykta XVI – spowodowały, że dziś na nowo stajemy wobec pytania, w czym możemy pokładać nadzieję. „Konieczna jest zatem – stwierdza dobitnie Papież – autokrytyka czasów nowożytnych w dialogu z chrześcijaństwem i jego koncepcją nadziei”.

„Bóg jest fundamentem nadziei – nie jakikolwiek bóg, ale ten Bóg, który ma ludzkie oblicze i umiłował nas aż do końca: każdą jednostkę i ludzkość w całości. Jego Królestwo to nie wyimaginowane zaświaty, umiejscowione w przyszłości, która nigdy nie nadejdzie; Jego Królestwo jest obecne tam, gdzie On jest kochany i dokąd Jego miłość dociera. Tylko Jego miłość daje nam możliwość trwania w umiarkowaniu, dzień po dniu, nie tracąc zapału nadziei w świecie, który ze swej natury jest niedoskonały. Równocześnie Jego miłość jest dla nas gwarancją, że istnieje to, co jedynie mgliście przeczuwamy, a czego, mimo wszystko wewnętrznie oczekujemy: życie, które prawdziwie jest życiem” – twierdzi Benedykt XVI.

Sobór 
wciąż do odkrycia

Ojciec Święty jest przekonany, że „z upływem lat dokumenty soborowe nie straciły aktualności, przeciwnie — zawarte w nich nauczanie okazuje się szczególnie doniosłe w świetle nowych potrzeb Kościoła i współczesnego, zglobalizowanego społeczeństwa”.

Bodaj najważniejsze, kluczowe dla interpretacji Vaticanum II słowa Ojciec Święty wypowiedział 22 grudnia 2005 roku podczas przedświątecznego spotkania z kardynałami, biskupami i pracownikami Kurii Rzymskiej. Mówiąc o recepcji Soboru, wskazał, że istnieje interpretacja, którą nazwał „hermeneutyką nieciągłości i zerwania z przeszłością”. Zaznaczył, że nierzadko zyskiwała ona sympatie środków przekazu, a także części współczesnej teologii. Z drugiej strony wskazał na „hermeneutykę reformy”, odnowy zachowującego ciągłość jedynego podmiotu-Kościoła, który dał nam Pan; ten podmiot w miarę upływu czasu rośnie i rozwija się, zawsze jednak pozostaje tym samym, jedynym podmiotem – Ludem Bożym w drodze. Przestrzegł, iż hermeneutyka nieciągłości może doprowadzić do rozłamu na Kościół przedsoborowy i Kościół posoborowy. Dodał, że głosiła ona jakoby teksty soborowe były wynikiem kompromisu, zaś autentyczny duch Soboru miało wyrażać dążenie do zmian, nie zawarte w soborowych dokumentach, a będące jakimś bliżej nie określonym „duchem Soboru”. Przestrzegał, że Sobór byłby w takim przypadku traktowany jako swego rodzaju zgromadzenie ustawodawcze, które unieważnia starą konstytucję i ustanawia nową. Ale biskupi zgromadzeni na Soborze takiego mandatu nie posiadali – dodał Ojciec Święty.

Przeciwieństwo hermeneutyki nieciągłości – hermeneutyka reformy wyrażana była przez obydwu papieży okresu Vaticanum II – Jana XXIII i Pawła VI. Była to i jest trudna droga syntezy wierności i dynamizmu. „Wszędzie tam jednak, gdzie ta interpretacja stała się drogowskazem w procesie recepcji Soboru, rozwinęło się nowe życie i dojrzały nowe owoce” – mówił Benedykt XVI, dodając, iż „dzisiaj widzimy, że dobre ziarno, choć wzrasta powoli, rozwija się jednak, a tym samym rośnie także nasza głęboka wdzięczność za to, czego dokonał Sobór”.

Zdaniem Benedykta XVI Sobór był wielką łaską, która stała się dobrodziejstwem dla Kościoła w XX wieku: został on dany jako niezawodna busola, wskazująca katolikom drogę w nowym stuleciu. Podkreślał, iż punktem centralnym Soboru była kwestia Boga, który „naprawdę istnieje, żyje, jest osobą, opiekuje się, jest nieskończenie dobry. Najważniejszą zaś lekcją Soboru jest to, że chrześcijaństwo w swej istocie polega na wierze w Boga, który jest miłością trynitarną oraz na spotkaniu indywidualnym i wspólnotowym z Chrystusem, który ukierunkowuje i prowadzi przez życie. „Ważne jest dzisiaj, właśnie tak, jak tego pragnęli Ojcowie soborowi, aby ponownie wyraziście widziano, że Bóg jest obecny, że nas dotyczy i nam odpowiada. A także, iż kiedy brakuje wiary w Boga, załamuje się, to co jest istotne, bo człowiek traci swoją głęboką godność i to, co czyni wielkim jego człowieczeństwo, wbrew wszelkim redukcjonizmom. Sobór nam przypomina, że Kościół we wszystkich swych częściach składowych ma zadanie, nakaz przekazywania słowa miłości Boga, który zbawia, aby było wysłuchane i przyjęte to Boże wezwanie, które zawiera w sobie nasze wieczne szczęście” – mówił Papież 11 października 2012 roku – w 50 rocznicę otwarcia Vaticanum II.

Wedle Benedykta XVI bogactwo dokumentów Soboru Watykańskiego II zawarte jest przede wszystkim w czterech konstytucjach: o Liturgii Świętej wskazującej, że w Kościele na początku jest adoracja, zaś podstawowym jego zadaniem jest uwielbianie Boga, jak to wyraża Konstytucja „Lumen gentium”. Trzeci dokument, to Konstytucja o Objawieniu Bożym „Dei Verbum”: żywe Słowo Boże zwołuje Kościół i ożywia go na całej jego drodze w dziejach. A sposób, w jaki Kościół niesie całemu światu światło otrzymane od Boga, aby był uwielbiony jest tematem Konstytucji duszpasterskiej „Gaudium et spes”.

O autentyczne 
zrozumienie soboru

Papież ubolewał z powodu fałszywego rozumienia przesłania Soboru. Spotykając się z duchowieństwem Rzymu 14 lutego, już po ogłoszeniu zamiaru rezygnacji z dalszego pełnienia posługi Biskupa Rzymu odróżnił Sobór Ojców, prawdziwy Sobór od „soboru mediów” – dominującego, bardziej skutecznego. Jak wskazał, spowodował on wiele klęsk, problemów, nieszczęść: zamknięte seminaria, klasztory, banalizację liturgii… a prawdziwy Sobór napotkał na trudności, aby przybrać konkretny kształt, aby się dokonać. „Sobór wirtualny był silniejszy niż sobór realny. Ale prawdziwa siła Soboru była obecna i coraz bardziej się dokonuje, stając się prawdziwą siłą, która jest prawdziwą reformą, odnową Kościoła. Wydaje mi się, że 50 lat po Soborze widzimy, jak ten sobór wirtualny się załamuje, gubi i jawi się prawdziwy Sobór, z całą swoją siłą duchową”.

11 października 2012 roku Ojciec Święty rozpoczął Rok Wiary, pojmując go jako pielgrzymkę na pustyniach współczesnego świata, w której trzeba nieść tylko to, co istotne – jedynie Ewangelię i wiarę Kościoła, „której jaśniejącym wyrazem są dokumenty II Powszechnego Soboru Watykańskiego, podobnie jak też nim jest opublikowany przed dwudziestu laty Katechizm Kościoła Katolickiego”.

Nowa ewangelizacja

Temat nowej ewangelizacji, czyli troski o przekaz wiary w tych miejscach świata, gdzie ulega ona wyraźnemu osłabieniu – stał się jednym z „haseł kluczy” obecnego pontyfikatu. O tym, jak wielką troskę Papież przywiązywał do nowej ewangelizacji, świadczy m.in. fakt powołania Papieskiej Rady ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji, utworzonej jesienią 2010 r. jak również zwołanie XIII Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów, które od 7 do 28 października 2012 r. obradowało pod hasłem: „Nova evangelizatio ad christianam fidem tradendam – Nowa ewangelizacja dla przekazu wiary chrześcijańskiej”.

Dzisiaj nowa ewangelizacja – jak wyjaśnia Ojciec Święty – musi się zmierzyć ze zjawiskiem dystansowania się od wiary, przejawiającego się coraz bardziej w społeczeństwach i kulturach, które wydawały się od wieków przeniknięte Ewangelią. Na religijny wymiar życia ludzkiego wpłynęły bowiem postęp nauki i techniki, poszerzanie się przestrzeni wolności indywidualnej, głębokie przemiany gospodarcze, zjawisko migracji oraz mieszanie się ludów i kultur.

Obrady synodalne stały się też swego rodzaju „duszpasterskim rachunkiem sumienia” Kościoła. Powinien on – zdaniem Benedykta XVI – usiąść u boku ludzi naszych czasów, jak Chrystus przy Samarytance, by ich wysłuchać i towarzyszyć im w poszukiwaniu Boga.

W homilii podczas Mszy św. kończącej obrady Papież wyprowadził z Synodu trzy wskazania duszpasterskie. Pierwsze dotyczy prowadzenia odpowiedniej katechezy, która ma towarzyszyć w przygotowaniu do chrztu, bierzmowania, Eucharystii i sakramentu pokuty. Drugim jest konieczność prowadzenia misji ad gentes (głoszenia orędzia zbawienia ludziom, którzy dotychczas nie znają Jezusa Chrystusa) nie tylko w Afryce, Azji czy Oceanii, lecz – z powodu migracji ludności – także w krajach już dawno temu zewangelizowanych. Trzecim jest prowadzenie osób ochrzczonych, które nie żyją zgodnie z wymogami wiary, do ponownego spotkania z Jezusem Chrystusem, odkrycia radości wiary i powrotu do praktyk religijnych we wspólnocie wierzących. Wymaga to jednak nowych metod, nowego języka i duszpasterskiej kreatywności.

Liturgia 
– obecność sacrum

Jak zaznaczył Benedykt XVI, choćby w drogiej mu dziedzinie liturgii „w wielu miejscach nie stosowano się wiernie do przepisów nowego Mszału, ale wręcz rozumiano je jako zgodę, a nawet zobowiązanie do twórczości, która często prowadziła do zniekształcenia liturgii poza dopuszczalne granice”. Ubolewał, że reforma liturgiczna była pojmowana jako twór ludzki, jako proces badawczy w laboratorium, jako owoc wyobraźni i kreatywności. Benedykt XVI dążył tymczasem, by liturgia była skierowana na Boga, a nie na nas. Znaczące są tu zmiany które do liturgii wprowadził: kierunek odprawiania Mszy, krzyż w centrum ołtarza, komunia przyjmowana na klęcząco, śpiew gregoriański, miejsce na milczenie, akcent na piękno sztuki sakralnej.

Dbał także o wprowadzenie adoracji eucharystycznej będąc przekonanym, że wobec prawdziwej obecności Pana najwłaściwszą jest postawa zadziwienia i adoracji. Zmian tych Benedykt XVI dokonywał w łączności z tradycją. Nie mamy więc do czynienia z przeciwstawieniem się poprzednim pontyfikatom. Wprowadzone przez Papieża korekty miały natomiast służyć pobudzaniu prawdziwego ducha liturgii, tak jak życzył sobie tego Sobór Watykański II, dla którego „jej wewnętrzne piękno ma jako swój właściwy podmiot Chrystusa zmartwychwstałego i uwielbionego w Duchu Świętym, który włącza Kościół w swoje działanie.

W adhortacji apostolskiej „Sacramentum caritatis” z 22 lutego 2007 roku Benedykt XVI nauczał: „Związek pomiędzy tajemnicą, w którą się wierzy, i tajemnicą, którą się celebruje, wyraża się w sposób szczególny w teologicznej i liturgicznej wartości piękna. Liturgia bowiem, jak zresztą i Objawienie chrześcijańskie, ma wewnętrzny związek z pięknem: jest veritatis splendor. (…) Odnoszenie się do atrybutu piękna nie jest jedynie estetyzmem, ale jest sposobem docierania do nas prawdy o miłości Boga w Chrystusie poprzez piękno. Fascynuje nas i porywa, odrywając nas od nas samych i pociągając ku naszemu prawdziwemu powołaniu: ku miłości. (…) Prawdziwym pięknem jest miłość Boga, która definitywnie objawiła się nam w tajemnicy paschalnej. Piękno liturgii jest częścią tej tajemnicy; ona jest najwyższym wyrazem chwały Bożej i stanowi, w pewnym sensie, otwarcie się Nieba ku ziemi. (…) Piękno nie jest więc jedynie czynnikiem dekoracyjnym liturgii; ono jest jej elementem konstytutywnym, gdyż jest atrybutem samego Boga i Jego Objawienia”. W ten sposób Papież wskazywał, że liturgia: „jest aktem, w którym wierzymy, że Bóg wkracza w naszą rzeczywistość i możemy Go spotkać, dotknąć. Jest aktem, w którym wchodzimy w kontakt z Bogiem: przychodzi On do nas, a my jesteśmy przez Niego oświeceni. Z tego względu, kiedy w refleksji na temat liturgii koncentrujemy naszą uwagę jedynie na tym, jak uczynić ją pociągającą, interesującą i piękną, grozi nam zapomnienie o tym, co istotne: liturgię sprawuje się dla Boga, a nie dla nas samych, jest ona Jego dziełem: On jest podmiotem, a my musimy się na Niego otworzyć i pozwolić, aby prowadził nas On i Jego Ciało, którym jest Kościół” – uczył Benedykt XVI w katechezie 3 października ub. roku.

Papież dostrzegał ciągłość liturgii na przestrzeni dziejów. „To, co dla poprzednich pokoleń było święte, również dla nas pozostaje święte i wielkie i nie może być nagle całkowicie zakazane lub tym bardziej uznane za szkodliwe” – tłumaczył zezwalając na powszechne użycie liturgii łacińskiej sprzed reformy II Soboru Watykańskiego na mocy Listu Apostolskiego w formie motu proprio Summorum pontificum z 7 lipca 2007 roku. Jednocześnie nie ukrywał, że warunkiem uregulowania statusu kanonicznego Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X jest uznanie przez niego całej nauki Kościoła, w tym dokumentów Vaticanum II oraz nauczania wszystkich kolejnych papieży bez wyjątków, a także ważności Mszy św. sprawowanej w językach narodowych według „Mszału Pawła VI”. Jak wiemy kwestii włączenia tej grupy do pełni Kościoła nie udało się doprowadzić do końca – Benedykt XVI pozostawił ją swemu następcy.

Ksiądz specjalistą 
od spotkania z Bogiem

Benedykt XVI ma jasną wizję kapłaństwa. Jest to kapłaństwo służebne, stroniące od uwikłania w spory polityczne, skoncentrowane na sferze duchowej, „przylgnięte” do Boga. Co może być szczególnie miłe dla Polaków, ważne przemówienie w tej kwestii wygłosił 25 maja 2006 r. w katedrze warszawskiej. „Wierni oczekują od kapłanów tylko jednego, aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem – mówił do duchowieństwa stolicy Polski. – Nie wymaga się od księdza, by był ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki. Oczekuje się od niego, by był ekspertem w dziedzinie życia duchowego. Dlatego, gdy młody kapłan stawia swoje pierwsze kroki, potrzebuje u swego boku poważnego mistrza, który mu pomoże, by nie zagubił się pośród propozycji kultury chwili. Aby przeciwstawić się pokusom relatywizmu i permisywizmu nie jest wcale konieczne, aby kapłan był zorientowany we wszystkich aktualnych, zmiennych trendach; wierni oczekują od niego, że będzie raczej świadkiem odwiecznej mądrości, płynącej z objawionego Słowa”.

Żeby być do tego zdolnym, radzi Benedykt XVI, kapłan musi dbać o jakość osobistej modlitwy oraz o dobrą formację teologiczną. „W rzeczywistości osiąga się dojrzałość uczuciową, gdy serce lgnie do Boga. Chrystus potrzebuje kapłanów, którzy będą dojrzali, męscy, zdolni do praktykowania duchowego ojcostwa. Aby to nastąpiło, trzeba rzetelności wobec siebie, otwartości wobec kierownika duchowego i ufności w miłosierdzie Boże” – podkreśla Papież.

Wszystkie te wątki Papież rozwinął z okazji Roku Kapłańskiego, kiedy to w wielu wystąpieniach mówił o wielkości i pięknie posługi kapłańskiej. Tak było m.in. 11 czerwca 2010 r. podczas wielkiej uroczystości zakończenia Roku Kapłańskiego, kiedy to Mszę św. na Placu św. Piotra koncelebrowało 15 tysięcy księży. Benedykt XVI zaznaczył wtedy, że kapłan nie jest po prostu posiadaczem jakiegoś urzędu. Pełni „bowiem coś, czego żadna istota ludzka nie może robić sama z siebie: głosi w imieniu Chrystusa słowo rozgrzeszenia z naszych grzechów i w ten sposób, wychodząc od Boga, odmienia naszą życiową sytuację. Nad ofiarą z chleba i wina wypowiada słowa dziękczynienia Chrystusa, które są słowami przeistoczenia – słowami, które uobecniają Jego samego, Zmartwychwstałego, Jego Ciało i Jego Krew i w ten sposób przemieniają składniki świata: słowa, które otwierają na oścież świat przed Bogiem i łączą go z Nim. Kapłaństwo nie jest zatem zwykłym «urzędem», lecz sakramentem: Bóg posługuje się biednym człowiekiem po to, aby za jego pośrednictwem być obecnym dla ludzi i działać na ich rzecz”.

Bóg zawierzający słabości

Według Papieża ta śmiałość Boga, który istotom ludzkim powierza samego siebie; który, choć zna nasze słabości, uważa ludzi za zdolnych do działania i obecności w Jego zastępstwie – ta śmiałość Boga jest czymś prawdziwie wielkim, co kryje się w słowie „kapłaństwo”.

„To, że Bóg uważa nas za zdolnych do tego, że w ten sposób powołuje ludzi do swej służby i w ten sposób od wewnątrz wiąże się z nimi: oto, co w tym roku chcieliśmy na nowo rozważać i zrozumieć. Chcieliśmy obudzić radość, że Bóg jest tak blisko nas oraz wdzięczność za to, że zawierza się On naszej słabości; że prowadzi nas i wspiera dzień po dniu. Chcieliśmy również w ten sposób ukazać na nowo młodym, że powołanie to, ta jedność służby Bogu i z Bogiem. Że Bóg oczekuje naszego «tak».

Tę radość w Roku Kapłaństwa, jak zauważył Papież, zmąciło ujawnienie grzechów kapłanów, „przede wszystkim nadużycia wobec najmniejszych, w których kapłaństwo jako zadanie troski Boga o człowieka stało się jego przeciwieństwem”. Dlatego Papież prosił usilnie o przebaczenie Boga i osoby poszkodowane. I obiecał, że uczynione zostanie wszystko, co w naszej mocy, aby nadużycie to nigdy już nie mogło się wydarzyć. Obiecał, że w przyjmowaniu do posługi kapłańskiej i przygotowaniu do niej zrobione zostanie wszystko, by „Pan chronił i strzegł kapłanów w sytuacjach bolesnych i w niebezpieczeństwach życia”.

Ksiądz porwany 
przez miłość Bożą

Benedykt XVI potwierdził nauczanie swoich poprzedników w kwestii celibatu, uznając, że nie podlega on dyskusji. Podkreślał jednocześnie, że nie może on „oznaczać pozostania bez miłości, lecz ma oznaczać zezwolenie na porwanie przez zamiłowanie do Boga, oraz nauczenie się, dzięki bliższemu przebywaniu z Nim, służenia także ludziom”.

Według Benedykta XVI celibat musi być świadectwem wiary w Boga. „Oparcie życia na Nim, rezygnując z małżeństwa i rodziny, oznacza, że przyjmuję i doświadczam Boga jako rzeczywistości i dlatego mogę nieść Go ludziom. Świat nasz, który do tego stopnia stał się pozytywistyczny, w którym Bóg odgrywa jakąś rolę co najwyżej jako hipoteza, a nie jako konkretna rzeczywistość, potrzebuje tego oparcia na Bogu w sposób bardziej konkretny i możliwie radykalny. Potrzebuje świadectwa Boga, które polega na decyzji przyjęcia Boga jako ziemi, na której opiera się własną egzystencję. Dlatego celibat jest tak ważny właśnie dzisiaj, w naszym aktualnym świecie, chociaż jego wypełnianie w naszej epoce stale jest zagrożone i stawiane pod znakiem zapytania” – dowodził papież

Podczas spotkania 2 czerwca 2012 r. z 7-tysięczną rzeszą kapłanów w katedrze w Mediolanie, Benedykt XVI przywołał słowa arcybiskupa Giovanniego Battisty Montiniego, późniejszego papieża Pawła VI. Mówił on 21 czerwca 1958 r. do neoprezbiterów, że wraz z przyjęciem święceń w ich życiu zaczyna się „poemat, dramat, nowa tajemnica”.

W tym samym miejscu Benedykt XVI mówił ponad pół wieku później: „Jeśli Chrystus, by budować swój Kościół, powierza się w ręce kapłana, to ten powinien z kolei powierzyć się Jemu bez zastrzeżeń: miłość do Pana Jezusa jest istotą i motywem posługi kapłańskiej, tak jak była ona przesłanką, aby powierzył On Piotrowi misję kierowania swoją owczarnią”.

Wedle Benedykta XVI nie ma żadnej sprzeczności między dobrem osoby kapłana a jego misją. „Więcej, miłość pasterska jest czynnikiem jednoczącym życie, wychodzącym od coraz ściślejszej relacji z Chrystusem w modlitwie, aby żyć całkowitym darem z siebie dla owczarni, tak aby lud Boży wzrastał w komunii z Bogiem i był ukazaniem jedności Trójcy Świętej. W istocie wszystko, co robimy ma prowadzić wiernych do zjednoczenia z Panem i rozwijać komunię kościelną dla zbawienia świata” – przekonywał Papież.

Klamrą spinającą nauczanie Benedykta XVI na temat kapłaństwa było jego ostatnie spotkanie jako papieża z duchowieństwem Rzymu 14 lutego 2013 r., kiedy to pozostawił księżom w testamencie pracę nad realizowaniem prawdziwej odnowy soborowej i odnowy Kościoła.

Ocalić rodzinę 
– ocalić człowieka

Biograf Benedykta XVI Peter Seewald w jednym z wywiadów stwierdził, że papież Ratzinger podążał tą samą ścieżką, co Jan Paweł II. Nie stworzył nowej nauki i nie powoływał nowych instytucji, lecz rozwijał jego wielkie dziedzictwo i niósł je dalej. Słowa te można odnieść do nauczania, poświęconego małżeństwu, rodzinie i ochronie życia, które, choć nie były tematem szerszych papieskich wypowiedzi, stale powracały w nauczaniu Benedykta XVI.

Piękny plan Boga

Jak mówił papieski biograf, jego wypowiedzi współbrzmiały z tekstami Jana Pawła II, poświęconymi rodzinie. Obydwaj papieże przywoływali biblijną wizję człowieka, stworzonego na podobieństwo Boga jako kobieta i mężczyzna. W 2012 r. Benedykt XVI mówił w Mediolanie, że kobieta i mężczyzna są równi w godności, ale z właściwymi sobie cechami. Mają też swoje przeznaczenie – „aby dwoje było darem jedno dla drugiego, wzajemnie się doceniali i tworzyli wspólnotę życia i miłości”, gdyż „miłość jest tym, co czyni osobę ludzką autentycznym obrazem Trójcy, obrazem Boga”.

Ten plan Boga dotyczący dwojga ludzi znajduje swoją pełnię w Jezusie Chrystusie, który wyniósł małżeństwo do godności sakramentu. Obdarzając ich Duchem Świętym Chrystus sprawia, że małżonkowie mogą uczestniczyć w Jego oblubieńczej miłości – jeśli przyjmą ten dar, będą żyć miłością Boga. Ta miłość jest owocna dla samych małżonków, pozwala im doświadczać radości przyjmowania i darowania. Jest owocna także w wielkodusznym i odpowiedzialnym przekazywaniu życia dzieciom. Na Spotkaniu Rodzin w Walencji w 2006 Benedykt XVI mówił: „U początków każdego człowieka, a zatem w każdym ludzkim ojcostwie i macierzyństwie, obecny jest Bóg Stwórca. Dlatego małżonkowie winni przyjmować rodzące się dziecko nie tylko jako własne, ale także jako dziecko Boga, Który miłuje je za to, kim jest i powołuje do Bożego synostwa. (…) Dlatego właśnie u początku każdej istoty ludzkiej nie leży przypadek czy nieuchronność, lecz plan Bożej miłości”.

Papież nieraz zachęcał rodziców, żeby wychowując swoje dzieci pamiętali o tym, jak ważny jest przykład osobisty i sami brali przykład z miłości i ufności Maryi i Józefa. Podczas modlitwy Anioł Pański w końcu grudnia zeszłego roku podkreślił, że rodzice nie są przyjaciółmi czy panami życia swoich dzieci, ale stróżami niesamowitego daru, jakim jest dziecko.

Mówiąc o rodzinie Benedykt XVI nigdy nie ograniczał swojego spojrzenia do nadprzyrodzonej rzeczywistości. Widział w niej także „uprzywilejowane środowisko, w którym każda osoba uczy się dawać i otrzymywać miłość, realizację Boskiego planu, miejsce solidarności i źródło szczęścia”. Podkreślał, że jest to wspólnota owocna dla całego społeczeństwa, ponieważ „życie rodzinne jest pierwszą i niezbędną szkołą cnót społecznych, takich jak poszanowanie, bezinteresowność, zaufanie, odpowiedzialność, solidarność, współpraca”.

To unikalne miejsce przekazywania wiary i modlitwy jest też wspólnotą pokoleń, gwarantem przekazania dziedzictwa, obyczaju i tradycji. „Dlatego uznanie tej instytucji jest jedną z najistotniejszych posług, jakie można wyświadczyć dzisiaj dobru wspólnemu oraz prawdziwemu rozwojowi ludzi i społeczeństw, jak również najlepszą rękojmią zapewnienia godności, równości i prawdziwej wolności osoby ludzkiej” (Walencja 2006).

To, co nadprzyrodzone, ma więc bardzo konkretne wymiary w aspekcie społecznym. Dlatego Benedykt XVI nieraz przypominał politykom i działaczom społecznym, że wspierając wartości moralne, będące ostoją rodziny, wpływają na ład i harmonię społeczną – ziemska rzeczywistość staje się bardziej ludzka dzięki szczęśliwym, otwartym na Boga rodzinom. Rodzina odgrywa podstawową rolę w budowaniu ładu społecznego, ekonomii, jest także najlepszym zabezpieczeniem, które pomaga swoim członkom przetrwanie kryzysu, nękającego od lat także bogate społeczeństwa Zachodu.

Bez prostych recept

Pełne optymizmu przesłanie Benedykta nie jest jednak cukierkową wizją rzeczywistości. Papież nie unika trudnych tematów – jest świadom licznych pokus i trudności, wobec jakich staje współczesna rodzina. Wie, że klimat kulturowy nie sprzyja tworzeniu stabilnych więzi międzyludzkich. W Walencji w 2006 r. mówił, że dzisiejsza kultura wysławia wolność jednostki, pojmowanej jako samodzielny i samowystarczalny podmiot, który pomija związki z innymi a także odpowiedzialność za innych. Ubolewa, że życie społeczne próbuje się organizować wychodząc jedynie od pragnień subiektywnych i zmiennych, bez odniesienia do uprzedniej prawdy obiektywnej. Właśnie dlatego młodzi ludzie lękają się podjąć decyzję „na zawsze”.

Podczas pielgrzymki do Angoli odtwarzał tok rozumowania, utrudniający podjęcie wiążących decyzji – życie daje mnóstwo możliwości, przyszłość jest niepewna, ostateczna decyzja odbierze mi wolność. „Ale jeżeli młody człowiek nie podejmie decyzji, grozi mu, że pozostanie wiecznym dzieckiem!” – przestrzegał. Zapewniał swoich młodych słuchaczy, że tylko ostateczne decyzje nie niszczą wolności i prowadzą do prawdziwego rozwoju i osiągnięcia czegoś wielkiego. „Mówię wam: Odwagi! (…) życie może mieć wartość tylko wtedy, gdy nie będziecie bać się przygód i będziecie ufać, że Pan nigdy nie zostawi was samych”.

W trakcie spotkania rodzin w 2012 r. w Mediolanie z niezwykłą subtelnością opisywał kolejne etapy, przez które przechodzą ci, którzy się odważyli, drogę narzeczonych od zakochania do dojrzałej miłości, angażującej rozum i wolę. Przywołując gody w Kanie Galilejskiej powiedział: „Pierwsze wino jest wspaniałe: to zakochanie: nie trwa jednak aż do końca: musi przyjść «drugie wino», to znaczy musi fermentować, wzrastać i dojrzewać. Miłość definitywna, która stanie się rzeczywiście «drugim winem» jest piękniejsza, lepsza niż pierwsze wino. Tego musimy szukać”.

Papież świadom jest wielu trudności, przed jakimi staje rodzina, także łączenie obowiązków rodzinnych z pracą zawodową. Zachęca pracodawców, żeby nie zapominali o rodzinie i pomagali w pogodzeniu tych dwóch podstawowych priorytetów.

Małżonkom Benedykt XVI pomaga odkryć piękno Bożego planu, dodaje odwagi młodym ludziom, wahającym się, czy podołają zadaniom. Ale pamięta także o tych, którzy podjęli próbę i którym się nie udało. Do nich skierował bardzo ważne słowa na wspomnianym Światowym Spotkaniu Rodzin zapewniając, że osoby, żyjące w nowych związkach są jednym z wielkich cierpień współczesnego Kościoła. Papież nie twierdzi przy tym, że ma proste recepty, ale zachęca do solidarności z takimi osobami, podkreśla, że Kościół je kocha i stwierdza, że jest to wielkie zadanie dla parafii i wspólnot katolickich, żeby zapewnić je, że nie są „poza”, pomimo że nie mogą otrzymać rozgrzeszenia i Komunii św. Powinni jednak wiedzieć, że nawet w tym stanie żyją w pełni w Kościele. A skoro nie mogą otrzymać rozgrzeszenia powinny pozostawać w kontakcie z księdzem, kierownikiem duchowym, ważne jest by dostrzegły, że Kościół nadal im towarzyszy i prowadzi.

Papież przekonuje rozwiedzionych, że ich cierpienie jest darem dla Kościoła. Nie jest tylko udręką fizyczną i psychiczną, ale jest również „cierpieniem we wspólnocie Kościoła na rzecz wielkich wartości naszej wiary”. „Dlatego muszą wiedzieć, że właśnie w ten sposób służą Kościołowi, że są w Jego sercu”.

Wobec antyrodzinnych ideologii

W cytowanym wywiadzie Peter Seewald stwierdza, że wciąż powtarzającym się motywem przesłania Benedykta jest ostrzeżenie, iż człowiek chce zostać miarą wszystkich rzeczy. To usuwanie Boga z należnego Mu miejsca i autokreacja jest tendencją szczególnie groźną dla rodziny. W nauczaniu Benedykta pojawia się przestroga wobec nowych prądów ideologicznych – papieskie słowa stają się przesłaniem uniwersalnym, które nie dotyczą jedynie katolików.

Jeszcze jako prefekt Kongregacji ds. Nauki Wiary kard. Ratzinger opracował „Uwagi dotyczące projektów legalizacji prawnej związków między osobami homoseksualnymi”. Stwierdził w nich, że małżeństwo nie jest jakimkolwiek związkiem między osobami i żadna ideologia nie jest władna tego faktu odmienić. Ta prawda została potwierdzona przez Objawienie i nie ma żadnej analogii, nawet dalekiej, między związkami homoseksualnymi a planem Bożym dotyczącym małżeństwa i rodziny. Czyny homoseksualne wykluczają bowiem z aktu płciowego dar życia. Dlatego wszelkim próbom prawnego zrównania związków homoseksualnych należy przeciwstawiać się „w sposób jasny i wyrazisty”. Przytaczając argumenty z dziedziny biologii, antropologii, socjologii i prawa, kard. Ratzinger konkluduje, że zrównanie związków homoseksualnych z małżeństwami byłoby aprobatą wewnętrznego nieuporządkowania, ale też uczyniło by je aktualnym modelem dla społeczeństwa. Oznaczałoby zagubienie podstawowych wartości, należących do wspólnego dziedzictwa ludzkości.

Pod koniec ubiegłego roku w przemówieniu do Kurii Rzymskiej papież mówił o nowej filozofii seksualności gender. Analizował kryzys rodziny, na którą nie można patrzeć jedynie jako na „określoną formę społeczną”. Stawka jest o wiele wyższa – chodzi o samego człowieka, o pytanie, kim jest człowiek i „co należy czynić, aby być człowiekiem we właściwy sposób”. Jest to także pytanie o wolność człowieka, jego zdolność do podejmowania zobowiązania na całe życie, o pokusę ucieczki od cierpienia.

Znamienne, że stawiając te uniwersalne pytania, Benedykt XVI powołuje się na opinię wielkiego rabina Francji, Gillesa Bernheima. W traktacie, który Benedykt XVI określił jako „starannie udokumentowany i głęboko poruszający” Bernheim pisze o ataku na autentyczną postać rodziny, składającej się z ojca, matki i dziecka. Zlikwidowanie dwoistości mężczyzny i kobiety jako faktów, wynikających ze stworzenia, doprowadzi do tego, że nie będzie już rodziny, określonej na początku stworzenia.

Głowa Kościoła katolickiego i wielki rabin Francji są zgodni – atak na rodzinę przejawia się w filozofii seksualności gender, zgodnie z którą płeć nie jest pierwotnym faktem natury, który człowiek musi przyjąć i wypełnić sensem, ale rolą społeczną, o której decyduje się autonomicznie. Przed tą głęboko błędną antropologią papież przestrzega. „Człowiek kwestionuje, że ma uprzednio ukonstytuowaną naturę swojej cielesności, charakteryzującą istotę ludzką. Zaprzecza swojej własnej naturze i postanawia, że nie została ona jemu dana jako fakt uprzedni, ale to on sam ma ją sobie stworzyć. To zakwestionowanie biblijnej wizji człowieka, stworzonego jako kobieta i mężczyzna, w którym kwestionowanie natury kończy się manipulacją, wymierzoną przeciw zamysłowi Boga-Stwórcy”.

W efekcie tej groźnej wizji także potomstwo zostaje zdegradowane, gdyż traci należne mu miejsce i właściwą sobie godność. Z samoistnego prawnego podmiotu staje się przedmiotem, do którego ma się prawo i który, jako przedmiot, można sobie sprokurować. Tam, gdzie człowiek przyznaje sobie wolność samostworzenia, nieuchronnie dochodzi do zanegowania samego Stwórcy, ale na tym się nie kończy – pociąga to za sobą poniżenie człowieka w samej istocie swojego bytu, jako stworzonego przez Boga, Jego obrazu. „W walce o rodzinę stawką jest sam człowiek. I staje się oczywiste, że tam, gdzie dochodzi do zanegowania Boga, zniszczeniu ulega także godność człowieka. Kto broni Boga, broni człowieka” – przypominał Benedykt XVI.

Tak sobie wyobrażam raj

„Nawet w wielkim pośpiechu można dać każdego dnia coś dobrego” – zapewniał papież w Mediolanie rodziny, który mówiły o trudnościach łączenia życia rodzinnego z zawodowym. Słuchając Benedykta, mówiącego o rodzinie, nie można wątpić, że za jego słowami stoi nie tylko oficjalne nauczanie Kościoła. Za tymi słowami stoi człowiek, odwołujący się do własnych doświadczeń życiowych. Doświadczeń rodziny szczęśliwej, gdyż taka była rodzina Ratzingerów. Wspomnienia obu braci – Josepha i Georga – oddają klimat szacunku, miłości i wierności prostym zasadom, wydobytym z Ewangelii, która je kształtowała. Opowieści rodzinne pełne są wspomnień o wspólnej modlitwie, czytaniu Pisma Świętego, uczestnictwie w niedzielnej Mszy św. Było to miejsce uczenia wartości – pracy, solidności, punktualności, rzetelności. A także odpoczynku i zabawy – wspólnych posiłków, muzykowania, czytania książek, wycieczek i podziwiania piękna przyrody.

W czasie VII Spotkania Rodzin w 2012 w Mediolanie Papież wspominał: „Dorastaliśmy w przekonaniu, że warto być człowiekiem, bo wiedzieliśmy, że dobroć Boga znajdowała odzwierciedlenie w rodzicach i rodzeństwie. I prawdę mówiąc, gdy próbuję sobie wyobrazić trochę «jak to będzie w raju», to zawsze odczuwam, że trochę tak, jak w czasie mojej młodości, mojego dzieciństwa. (…) W tym sensie mam nadzieję, że pójdę «do domu» przechodząc na «drugą stronę świata»”.

Mimo trudności, jest to droga dostępna dla każdego. Papież Benedykt niejednokrotnie o tym zapewniał w trakcie prawie ośmioletniego pontyfikatu.

Grzech Kościoła

Tuż przed wyborem na papieża, kard. Joseph Ratzinger w swoim słynnym rozważaniu do Drogi Krzyżowej w rzymskim Koloseum, 25 marca 2005 r., mówił o „brudzie w Kościele”, także wśród kapłanów, i Kościele, przypominającym tonącą łódź, która nabiera wody ze wszystkich stron. „Przeraża nas brud na szacie i obliczu Twego Kościoła. Ale to my sami je zbrukaliśmy! To my zdradzamy Cię za każdym razem, po wszystkich wielkich słowach i szumnych gestach. Zmiłuj się nad Twoim Kościołem” – prosił w przejmującej modlitwie kard. Ratzinger.

Wiedział, co mówi, bo od pewnego czasu kierowana przez niego Kongregacja Nauki Wiary prowadziła wiele spraw dotyczących pedofilii wśród duchownych. Tego rodzaju przestępstwa kard. Joseph Ratzinger potępił jako „zbrodnię przeciw najsłabszym”, „odrażający grzech w oczach Boga”, „który szkodzi samej wiarygodności Kościoła”, oraz jako „sprośność”. Mówił, że ta sprośność została popełniona „w wielu przypadkach nadużyć seksualnych wobec najmłodszych, szczególnie tragicznych, jeśli tym, który dopuszcza się nadużycia, jest ksiądz„.

Z tym „brudem w Kościele” musiał się zmierzyć jako papież już na początku swojego pontyfikatu. Wtedy to bowiem, na niespotykaną dotąd skalę, w wielu Kościołach na Zachodzie, ujawniły się afery pedofilskie z udziałem duchownych oraz skandal związany z ks. Marcialem Macielem Degollado, założycielem potężnego Legionu Chrystusa, któremu udowodniono prowadzenie podwójnego życia, nadużycia seksualne i obracanie wielkimi pieniędzmi.

Karygodne czyny

Wystąpienia Benedykta XVI na temat pedofilii układają się w długą sekwencję. Za jego pontyfikatu zerwano z niepisaną zasadą panującą w Watykanie, że grzechów Kościoła nie wywleka się na zewnątrz, czego konsekwencją było tuszowanie nadużyć. Ta nowa linia działania została w znaczny stopniu wymuszona przez media, ujawniające z bezwzględną konsekwencją przypadki pedofilii wśród księży, jednak trzeba docenić determinację Papieża, który – wbrew stanowisku niektórych kurialistów – wielokrotnie mówił o tym bolesnym problemie, zaostrzył kurs wobec pedofilii i wielokrotnie wyrażał ból i współczucie pokrzywdzonym.

28 października 2006 r. w czasie spotkania z biskupami z Irlandii, kraju, gdzie ujawniono szereg przestępstw księży, Papież powiedział, że w takich przypadkach należy „ustalić prawdę o tym, co się stało, aby podjąć niezbędne kroki w celu zapobieżenia ich powtórzeniu się, zapewnienia przestrzegania prawa, a przede wszystkim niesienia pomocy ofiarom i wszystkim, których dotknęło to groźne przestępstwo”. Ojciec Święty przypomniał, że Kościół w Irlandii miał w ostatnich latach do czynienia z „licznymi i strasznymi przypadkami nadużyć seksualnych w stosunku do nieletnich” i podkreślił, że „są one tym tragiczniejsze, gdy nadużyć tych dopuszczają się ludzie Kościoła”. Rany, jakie one czynią, są bardzo głębokie i wymagają odbudowania zaufania ofiar.

W dniach 15-20 kwietnia 2008 r. podczas pielgrzymki do USA Benedykt XVI pięciokrotnie odniósł się do skandali seksualnych z udziałem księży, jakie miały miejsce w USA w niedawnej przeszłości, wyrażając konieczność zadośćuczynienia ofiarom. Wyraźnie podkreślał swą troskę o jednoznaczne i przejrzyste świadectwo nie tylko urzędowych sług Kościoła, ale i wszystkich wierzących. W ostatnich latach Kościół ten przeżywał głęboki kryzys związany z przypadkami molestowania seksualnego nieletnich przez osoby duchowne. Benedykt XVI chyba – jak żaden inny papież w historii – tak bezpośrednio mówił o ciemnych stronach Kościoła – nie tylko amerykańskiego, ale i powszechnego. Wyraził nadzieję, że wywołany przez nadużycia kryzys przyczyni się ostatecznie do odnowy Kościoła.

Ojciec Święty nie tylko zaspokoił oczekiwania miejscowych i światowych mediów, dla których „skandal pedofilii” był tematem „numer jeden” w relacjach z papieskiej pielgrzymki, ale przede wszystkim spełnił w tym względzie oczekiwania amerykańskich katolików i wszystkich Amerykanów.

19 lipca 2008 r. podczas pielgrzymki z okazji 23. Światowych Dni Młodzieży na Mszy św. z australijskimi biskupami wyznał, że „wszystkim nam jest wstyd” z powodu nadużyć seksualnych na nieletnich, jakich dopuścili się niektórzy księża i zakonnicy w tym kraju. „Te karygodne czyny, które stanowią zdradę zaufania, zasługują na jednoznaczne potępienie. Spowodowały one wielki ból i zaszkodziły świadectwu Kościoła. Proszę was wszystkich o wspieranie biskupów i towarzyszenie im we wspólnej pracy zwalczania tego zła. Ofiary powinny otrzymać współczucie i opiekę, a odpowiedzialni muszą być postawieni przed sądem” – podkreślił Benedykt XVI.

11 grudnia 2009 r. ponownie spotkał się z przedstawicielami episkopatu Irlandii. Był wyraźnie poruszony rozmiarami nadużyć seksualnych irlandzkiego duchowieństwa. Po opublikowaniu rządowego raportu na ten temat wyraził „głęboki żal z powodu działań niektórych duchownych, którzy zdradzili swoje uroczyste ślubowanie wobec Boga oraz zaufanie, jakim obdarzyły ich ofiary, ich rodziny oraz całe społeczeństwo”. Ojciec Święty „podzielił poczucie zdrady i wstydu, odczuwane przez wielu irlandzkich katolików”. Prosił, by wraz z nim modlili się za ofiary, ich rodziny i wszyscy, których dotknęły haniebne przestępstwa. Zapewnił, że Kościół wypracuje skuteczne metody zapobiegania pedofilii kleru w przyszłości.

Prześladowania 
wynikiem grzechu

20 marca 2010 opinia publiczna na całym świecie została poruszona listem pasterskim Benedykta XVI do katolików Irlandii. Papież zapowiedział przeprowadzenie wizytacji apostolskiej niektórych irlandzkich diecezji, zakonów i seminariów duchownych. Wyraził żal z powodu nadużyć seksualnych, których dopuścili się wobec młodych ludzi przedstawiciele Kościoła oraz sposobu, w jaki sprawę tę potraktowali miejscowi biskupi i przełożeni zakonni. Zwracając się do ofiar nadużyć Benedykt XVI przyznał, że doznali oni bolesnej zdrady i wyraził swoje ubolewanie z powodu ich cierpień i faktu, że często nikt ich nie wysłuchiwał, kiedy zdobywali się na odwagę, by mówić o tym, co się stało. Papież miał świadomość jak musieli się czuć młodzi ludzie w internatach, gdy nie mogli uciec od cierpień. Ojciec Święty wiedział, że wielu z nich nie jest w stanie przebaczyć i pojednać się z Kościołem. Apelował, by nie tracili nadziei. Wezwał ofiary, by szukały w Kościele okazji spotkania Jezusa Chrystusa i pojednania przez odkrycie na nowo nieskończonej miłości Chrystusa do każdego z nich.

Z kolei sprawców nadużyć Benedykt XVI wezwał do odpowiedzenia przed Bogiem i właściwymi trybunałami za popełnione czyny. Zdradzili oni bowiem święte zaufanie, przynosząc wstyd i hańbę swoim współbraciom. Papież przypomniał jednocześnie, że nie powinni zwątpić w Boże miłosierdzie, które otrzymują darmowo nawet najwięksi grzesznicy, jeśli się nawrócą, dokonają pokuty i będą się modlić o przebaczenie.

15 maja 2010 udając się z pielgrzymką do Portugalii Benedykt XVI odniósł się do nadużyć seksualnych podczas konferencji prasowej na pokładzie samolotu. Powiedział: „Prześladowania Kościoła nie pochodzą dziś z zewnątrz, lecz są wynikiem grzechów, jakim są nadużycia wobec nieletnich, popełniane przez duchownych”. Benedykt XVI określił przypadki pedofilii jako „rzeczywiście przerażające”. Dodał, że w sprawach tych „przebaczenie nie zastępuje wymierzenia sprawiedliwości”.

W ślad za słowami Benedykta XVI szły działania Stolicy Apostolskiej, oznaczające przyjęcie zasady „zero tolerancji” dla pedofilów w sutannach. W Rzymie odbyły się dwa sympozja na temat pedofilii; księży, którym udowodniono to przestępstwo, relegowano z kapłaństwa, a Watykan wydał wytyczne nakazujące biskupom współpracę ze świeckim wymiarem sprawiedliwości.

Oko w oko z ofiarami

Benedykt XVI miał odwagę stanąć twarzą w twarz z tymi, którzy zostali skrzywdzeni przez zboczeńców. Z osobami, które padły ofiarą wykorzystywania seksualnego ze strony księży spotkał się w Waszyngtonie, podczas 17 kwietnia 2008 r. Lecąc do Stanów Zjednoczonych na pokładzie samolotu zapowiedział „wykluczenie pedofilów z kapłaństwa” i „zrobienie wszystkiego, by podobne przypadki nie powtarzały się w przyszłości”. Jak wiadomo, w USA skandale związane z seksualnym wykorzystywaniem dzieci przez kapłanów doprowadziły do procesów, w których amerykańskie diecezje musiały wypłacić w sumie ponad 2 mld dolarów odszkodowań, co sprawiło, że niektóre z nich stanęły na krawędzi bankructwa. W sumie w dniach 15-20 kwietnia podczas pielgrzymki do USA Benedykt XVI pięciokrotnie odniósł się do skandali seksualnych z udziałem księży.

Podobnie było podczas pielgrzymki do Australii z okazji 23. Światowych Dni Młodzieży. W Sydney, 21 lipca 2008 r., spotkał się z grupą ofiar molestowania. Wysłuchał historii pokrzywdzonych, pocieszał ich, zapewniając o swej duchowej bliskości. Do podobnego spotkania doszło 18 września 2010 r. w nuncjaturze apostolskiej w Londynie, podczas pielgrzymki do Wielkiej Brytanii. Papież modlił się też, aby wszystkie ofiary przemocy mogły doświadczyć uzdrowienia i pojednania oraz zapewnił, że Kościół katolicki nadal wdraża skuteczne środki mające na celu ochronę młodych ludzi.

18 kwietnia 2010 r. podczas podróży apostolskiej na Maltę Benedykt XVI spotkał się z 8 osobami, reprezentującymi ofiary dokonywanych przed laty przez duchownych nadużyć seksualnych. „Głęboko przejęty” ich historią „wyraził wstyd i ból z powodu tego, co wycierpiały ofiary i ich rodziny”. Modlił się razem z nimi, zapewniając, że „Kościół robi i robić będzie wszystko, co w jego mocy, aby ustalić zarzuty, przekazać odpowiedzialnych wymiarowi sprawiedliwości oraz wprowadzać w życie skuteczne kroki, mające na celu ochrony młodych w przyszłości”.

Same ofiary molestowania seksualnego wyraziły wielkie zadowolenie z tego spotkania i podkreśliły, że są głęboko poruszone postawą Ojca Świętego.

Również 23 września 2011 roku podczas wizyty w Niemczech Benedykt XVI spotkał się z grupą ofiar nadużyć seksualnych.

Na miejsce spotkania wybrano seminarium duchowne w Erfurcie. Papież był wstrząśnięty i poruszony cierpieniem ofiar. Wyraził im swe współczucie, zapewnił, że kierownictwo Kościoła podejmuje poważne wysiłki na rzecz dokładnego rozpatrzenia każdego przypadku nadużyć i jest zaangażowane w promocję skutecznych środków na rzecz ochrony dzieci i młodzieży. Papież wyraził nadzieję, że miłosierny Bóg, Stwórca i Odkupiciel każdego człowieka uzdrowi rany ofiar i obdarzy je pokojem wewnętrznym. Z Ojcem Świętym spotkało się 6 osób – 3 mężczyzn i 3 kobiety pochodzące z różnych diecezji niemieckich.

Podziały w ciele Kościoła

Tuż przed rozpoczęciem swego pontyfikatu i tuż przed jego zakończeniem Benedykt XVI nie omieszkał uwrażliwić katolików na grzech, jaki toczy Kościół, mistyczne Ciało Chrystusa. Nie chodziło tylko o grzech pedofilii.

W Środę Popielcową, 13 lutego 2013 r., już po ogłoszeniu swojej rezygnacji, Papież, w przemówieniu w Bazylice św. Piotra przywołał modlitwę kapłanów z Księgi Joela: „Nie daj dziedzictwa swego na pohańbienie, aby poganie nie zapanowali nad nami. Czemuż mówić mają między narodami: gdzież jest ich Bóg?”. Mówił Papież: „Modlitwa ta każe się nam zastanowić nad znaczeniem świadectwa wiary i życia chrześcijańskiego każdego z nas i naszych wspólnot, by ukazać oblicze Kościoła, a także jak to oblicze bywa niekiedy zeszpecone. Mam na myśli zwłaszcza grzechy przeciwko jedności Kościoła, podziały w ciele Kościoła”. Zdaniem Benedykta XVI przeżywanie Wielkiego Postu w bardziej intensywnej i widocznej komunii kościelnej i przezwyciężaniu pokusy indywidualizmu i rywalizacji, „jest pokornym i cennym znakiem dla tych, którzy są daleko od wiary lub dla ludzi obojętnych”.

Skandal niewiarygodnych nierówności

Benedykt XVI apelował, aby obecny globalny kryzys ekonomiczny potraktować jako wyzwanie do przemyślenia dalszego kierunku rozwoju ludzkości. Mimo, że powiększa się bogactwo światowe pojmowane globalnie, to wzrastają także nierówności. Policentryczny rozwój świata sprawia, że nawet w bogatych krajach ubożeją nowe kategorie społeczne i rodzą się nowe formy ubóstwa. Natomiast w tradycyjnie ubogich częściach świata niektóre grupy cieszą się „rozrzutnym i konsumpcyjnym nadrozwojem, w sposób nie do przyjęcia kontrastującym z sytuacjami nieludzkiej nędzy”. Nadal więc trwa „skandal niewiarygodnych nierówności”.

Swoją trzecią encykliką – „Caritas in veritate” (miłość w prawdzie) – papież Ratzinger dał dowód, że jest nie tylko biegły w teologii, ale potrafi dokonać trafnej diagnozy ogarniającego świat kryzysu i zaproponować jego nowatorskie rozwiązanie. Wskazał tutaj na naukę społeczną Kościoła, którą definiuje jako „Caritas in veritate in re sociali” – głoszenie prawdy miłości Chrystusa w społeczeństwie. Wyjaśnia, że podstawowym celem tego nauczania jest propagowanie integralnej wizji człowieka. Zatem w rozwoju ekonomicznym czy politycznym, zarówno na płaszczyźnie krajowej jak w realiach procesów globalizacyjnych świata nie można gubić podstawowego celu, jakim jest dobro człowieka i dobro ludzkiej społeczności, definiowane jako dobro wspólne. „Kiedy Bóg zostaje zepchnięty na dalszy plan, nasza zdolność rozeznania naturalnego porządku, celu i dobra zaczyna słabnąć” – dowodzi Papież.

Ostrzega, że jeśli ten wymiar zostanie pominięty, to „działalność społeczna zostanie uzależniona od prywatnych interesów i logiki władzy, prowadząc do dzielenia społeczeństwa, a tym bardziej społeczeństwa zmierzającego do globalizacji”.

Benedykt XVI wyjaśnia, że zysk nie może być postrzegany jako ostateczny cel działalności ekonomicznej. Ostatecznym celem winno być dobro wspólne. Inaczej rodzić on będzie „ryzyko zniszczenia bogactwa i tworzenia ubóstwa”. Papież postuluje zatem rozwój takich przedsiębiorstw, które nie wykluczając zysku, uważają go za narzędzie do realizacji celów humanistycznych i społecznych. Jako przykład podaje grupy przedsiębiorstw „stawiających sobie cele pożytku społecznego; wielobarwny świat podmiotów tzw. ekonomii obywatelskiej i komunii”.

Globalizację – mimo jej niebezpiecznych aspektów – Benedykt XVI postrzega jako szansę, w zależności od tego jak zostanie wykorzystana. Jest przekonany, że „procesy globalizacji, odpowiednio rozumiane i zarządzane, dają możliwość redystrybucji bogactw w wymiarze planetarnym, co nigdy wcześniej nie miało miejsca; jeśli natomiast będą źle zarządzane, mogą przyczynić się do wzrostu ubóstwa i nierówności, a także dotknąć kryzysem cały świat”.

Prawdziwym skandalem epoki globalizacji – zdaniem Papieża – jest utrzymujące się wciąż zjawisko głodu bądź braku dostępu do wody w najuboższych krajach. Benedykt XVI wskazuje, że przyczyną głodu dziś nie jest bynajmniej brak żywności, lecz błędy natury społecznej i instytucjonalnej. Konkluduje, że jedynie „solidarna droga rozwoju, może stanowić projekt rozwiązania obecnego kryzysu globalnego”.

Benedykt XVI zauważa też, że „do dziedzin, w których ujawniają się zgubne skutki grzechu, doszła już od długiego czasu dziedzina ekonomii”. Istota grzechu w tym przypadku polega na „przekonaniu o konieczności autonomii ekonomii, która nie powinna akceptować wpływów o charakterze moralnym”. Zdaniem papieża, w dłuższej perspektywie doprowadziło to do powstania systemów ekonomicznych, społecznych i politycznych, które „podeptały wolność osoby i grup społecznych, i które właśnie z tego powodu nie były w stanie zapewnić obiecywanej sprawiedliwości”.

W tej sytuacji – podkreśla Papież – „ekonomia potrzebuje etyki dla swego poprawnego funkcjonowania; nie jakiejkolwiek etyki, lecz etyki przyjaznej osobie”. Benedykt XVI wyjaśnia, że zysk nie może być postrzegany jako ostateczny cel działalności ekonomicznej. Jego ostatecznym celem winno być dobro wspólne. Inaczej rodzić on będzie „ryzyko zniszczenia bogactwa i tworzenia ubóstwa”.

Papież wykazuje, że solidarna pomoc krajom ubogim może być nie tyle obciążeniem dla krajów rozwiniętych, co istotnym czynnikiem „wytwarzania bogactw dla wszystkich”, umożliwiającym wyjście z obecnego kryzysu. Apeluje więc, aby państwa bardziej rozwinięte przeznaczyły większe kwoty ze swojego PKB na pomoc dla rozwoju. W końcowym fragmencie encykliki Benedykt XVI konstatuje, że „rozwój potrzebuje chrześcijan z ramionami wzniesionymi do Boga w postawie modlitwy”.

Jednocześnie Ojciec Święty wskazuje na prawo naturalne, jako ostatecznie jedyny skuteczny bastion przeciwko samowoli władzy czy oszustwom manipulacji ideologicznej. Apeluje do odpowiedzialnych za życie publiczne, aby przyczyniali się do rozwoju sumienia moralnego – warunku autentycznego postępu.

Benedykt XVI w ślad za Janem Pawłem II wielokrotnie mówił o „wartościach nienegocjowalnych”. A są to te wartości, które w najbardziej podstawowy sposób chronią życia, godności i dobra osoby ludzkiej oraz jej prawa do rozwoju, a zatem muszą stanowić nienaruszalny fundament życia społeczności ludzkiej. Nie mogą więc zależeć od wyniku takiego czy innego kompromisu, będącego skutkiem aktualnego układu sił na scenie politycznej. Wartości te – w świetle nauczania Kościoła – mają wymiar uniwersalny i ponadkonfesyjny: wynikają bowiem nie tylko z Objawienia, ale i z prawa naturalnego, zapisanego w każdym ludzkim sumieniu.

Tomasz Królak, 
Alina Petrowa-Wasilewicz, 
Grzegorz Polak, 
Marcin Przeciszewski, 
o. Stanisław Tasiemski, 
Krzysztof Tomasik

Tekst pochodzi z Wiadomości KAI

Zaprenumeruj ekai-tygodnik!

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code