Książka

Podgrzewanie filozofii

Spread the love

Podgrzewanie filozofii

Casus Nietzschego

Jacek Filek

Jeśli Bóg dla ciebie umarł, tzn. jeśli Bóg stał się martwy w twym sercu, to, oczywiście, wszystko ci wolno, wszystko jest dozwolone. Ale popadanie z tej racji w euforię jest najbardziej powierzchowną, najbardziej infantylną reakcją, całkowicie obcą Nietzscheańskim ,,wyższym duchom”, owym ,,dostojnym”, a nade wszystko obcą ,,filozofom przyszłości”.

Skandalicznie rozpasane pośmiertne życie Nietzschego – podobnie zresztą jak równie, jeśli nie bardziej, skandaliczne pośmiertne życie Marksa – w osobliwy sposób sparaliżowało myśl filozoficzną XX wieku. Filozofia, ,,nowa filozofia”, miała być wedle Nietzschego ,,potężnym materiałem wybuchowym”. Miast tkać pajęczyny z ,,zimnych” pojęć, filozof, ,,nowy filozof”, winien znaleźć ,,gorące” słowa, które miałyby moc zawrócić ludzkość z jej drogi ku przepaści. Filozof umarł, nawet dwukrotnie, jak przystało komuś, kto uczył o dwukrotnych narodzinach człowieka. ,,Materiał” pozostał, zdeponowany jednak w niewłaściwych rękach. I zanim akademiccy saperzy zdołali go rozbroić, wybuchł. Kiedy dym opadł i policzono ofiary, stało się jasne: koniec z ,,wybuchami”, koniec zabawy z ,,gorącymi” słowami, to zbyt niebezpieczne. Właściwą temperaturą dla myślenia jest umiarkowany chłód. Musimy tak filozofować, byśmy mogli spokojnie spać, i to zarówno przed, jak i po śmierci. Musimy pozostawić po sobie taki ,,materiał”, którym nie można by się dowolnie posłużyć, którym w ogóle nie można by się posłużyć.

Oto nowy ideał filozofowania. Był on konsekwencją doświadczenia tego, co stało się z myślą Nietzschego, jak i po części Marksa, po ich śmierci. Pytań prowokujących ,,gorące” odpowiedzi zabroniono. Schłodzone w uniwersyteckich laboratoriach myśli nie rozpalały już młodych umysłów. I słusznie. Kto zaś zasmakował w intelektualnej grze sztonami ,,zimnych” pojęć, mógł bez ryzyka poparzenia się i zakłócenia swego pośmiertnego spokoju poświęcić jej resztę życia. Dla pozostałych zrobiło się nieprzyjemnie chłodno.

Zionęło pustką. Zaczęto tedy rozglądać się za miejscami, gdzie tlił się jakiś ogień.

Na przestrzeni ostatnich kilku lat wydano w Polsce ponad 20 książek poświęconych Fryderykowi Nietzschemu oraz ponad 10 tomów tłumaczeń jego dzieł. W niedługim czasie należy oczekiwać dalszych. Wzmożone ,,zajmowanie się” Nietzschem zapewne niejedną ma przyczynę, ale zasadniczo odbywa się w ramach zapotrzebowania na ,,podgrzanie” filozofii.

,,Zajmowanie się” Nietzschem pozostaje jednak fragmentem ogólnego ,,zajmowania się” filozofią. Owo ,,zajmowanie się” filozofią – wbrew złudzeniom i wmówieniom – samo filozofią nie jest. Filozofia jako niepowszednia forma działalności człowieka posiada sobie tylko właściwy przedmiot. Kiedy więc przedmiotem zainteresowania czynimy samą filozofię, a nie to, co jest jej przedmiotem, porzucamy ów właściwy jej przedmiot i wraz z tym porzucamy filozofię. Nauka o filozofii, filozofologia, jeśli nawet bywa filozofią, to przecież jest oczywiste, że nie może filozofii zastąpić. Jeśli np. przed paru laty podjęto w Polsce karkołomną próbę policzenia ,,filozofów” (okazało się, że jest ich bodaj 1492), to chodziło właśnie o ludzi, którzy ,,zajmują się” filozofią. Zajmują się tak, jak ornitolog zajmuje się ptakami, a to znaczy, że tak jak najwybitniejsi nawet ornitolodzy nie potrafią przecież latać, tak i ,,filozofowie”, a ściślej filozofolodzy, nie filozofują, tj. nie uprawiają filozofii.

W gigantycznych przedsiębiorstwach, jakimi dzisiaj stają się uniwersytety, nie ma i nie może być miejsca dla filozofowania, czyli i dla filozofa. W ogóle postać dawnego uczonego bywa co najwyżej tolerowana, ale nawet wróble już wiedzą, że nie nadaje się on do niczego, toteż wszystkie istotne funkcje przejął rzutki menadżer produkcji tytułów naukowych (zarówno wydawniczych, jak i tych nadawanych osobom). Może, rzeczywiście, nie każda kucharka powinna rządzić (Lenin i feministki niech mi wybaczą), ale zapewne każda powinna się zapisać na uniwersytet. A jeśli zabraknie miejsca w salach, wynajmie się stadiony, komputery sprawdzą testy egzaminacyjne, a Profesor Globtroter, wróciwszy z kongresu w Salamance, osobiście podpisze protokoły.

W uniwersyteckich halach z konieczności schodzi się z drogi pytaniom, którymi żywi się myślenie filozoficzne, a już na pewno schodzi się z drogi pytaniom, którymi żywiło się myślenie Nietzschego. ,.Zajmowanie się” tam jego filozofią musi być tedy jej swoistym porzuceniem, a nie podjęciem. Produkowanie magisteriów, doktoratów, habilitacji i książek profesorskich, ,,poświęconych” Nietzschemu, których autorzy zmagają się bardziej z tekstami o Nietzschem i ich problemami niż z pismami samego filozofa i jego pytaniami, odbywa się przy cynicznym założeniu, że Nietzsche, ,,nie wróci” i nie będzie tych prac czytał. Być może, ,,wróci”, ale na pewno nie będzie czytał. ,,Nie będę czytał autora – zarzekał się – po którym spostrzega się, że chciał książkę napisać: lecz tylko takich, których myśli niepostrzeżenie stały się książką.” Tym bardziej nie będzie więc czytał autora, który książkę napisał, by zostać Docentem. Skarga Nietzschego: ,,wszyscy mówią o mnie, lecz nikt o mnie nie myśli”, jest dziś jeszcze bardziej aktualna niż przed laty. Wszyscy mówią o nim, lecz nikt nie usiłuje myśleć tego, co on myślał. Czego najlepszym dowodem jest dobre samopoczucie ,,nietzscheologów”.

Obsesja ,,badań nad Nietzschem” (nie mówiąc już o niektórych ich „właściwościach”) jest czymś absolutnie sprzecznym z duchem filozofowania Nietzschego. To bowiem nie pisma Nietzschego mają być przedmiotem badań, lecz podjęta musi być próba myślenia dalej tego, co myślał filozof. Wszystko inne jest zwykłą zdradą, pełnym gwałtu żerowaniem na czyimś życiu, nekrofilią, tzn. czynieniem z czyjegoś żywego, zmagającego się myślenia zwłok i tych zwłok niekończącą się sekcją. Nietzsche jako ,,przedmiot badań”! Jeśli ci ,,badacze” nie cierpią na te problemy, na które on cierpiał, to są intruzami, kimś wystarczająco obcym, by niewiele rozumieć. Wszystkie te ,,badania” mają za założenie nie traktować poważnie tego, co sam Nietzsche traktował z najwyższą powagą. Dla nich to jest igraszką, jemu szło o życie.

Filozofia ma jeszcze inny nurt. Prócz dość hermetycznego życia w uniwersyteckim przedsiębiorstwie, we władzy jego menadżerów, żyje ona również na rynku, tj. we władzy wydawców i publiczności. Co prawda, autentyczne myślenie filozoficzne nie czuje się dobrze ani tam, ani tu. Skupieniu myślenia nie sprzyja ani administracyjny gorset i dozwolona w jego uścisku animacja (np. tzw. konferencje itp.), ani zgiełk rynku. ,,Popularny” filozof jest tak samo zdany na publiczność jak popularny piosenkarz czy modelka. Publiczność docenia ,,wdzięk” jego myśli, a jej bardziej znużona część ekstrawagancję jego myślowych ekscesów. Jak długo można jednak epatować filozoficznym bluźnierstwem?

Rynek, odpowiadając na zapotrzebowanie na bardziej ,,gorącą” filozofię, uczynił Nietzschego filozofem popularnym. ,,Popularność” jest zaprzeczeniem ducha filozofii Nietzschego. Toteż większość produkowanych dziś i kolportowanych na rynku pozycji solidarnie przemilcza to, co w myśleniu Nietzschego najpoważniejsze. W czym zresztą autorzy tych pozycji podążają śladami oficjalnych interpretatorów nazistowskich (np. Baumlera). Oni również starannie wykreślali jako zbędną fanaberię Nietzschego ,,myśl wszystkich myśli” – naukę o wiecznym powracaniu. Sprzedawana jest zasadniczo ,,negatywna połówka” Nietzschego, czyli sprzedawane jest kłamstwo. Albo też redukuje się jego filozoficzne zmagania do ,,tekstu samego w sobie”, abstrahując od tego, ku czemu z taką pasją odnosił on swe myślenie, abstrahując więc od ,,zachodniego” sposobu bycia, zmaganiom z którym oddał Nietzsche wszystkie swe siły. Oferuje się wówczas bardziej wyrafinowanej publiczności ową grę ze zwłokami słów filozofa. Że też żaden wydawca nie wpadł jeszcze na pomysł, by tym Nowym Reduktorom Rzeczywistości wypłacać honoraria miast banknotami – kserokopiami banknotów, których ,,tekst sam w sobie” byłby przecież równoważny tekstowi banknotów.

Outsider rzeczywistości zawsze gotów jest ją utracić. Jeśli go ona nie satysfakcjonuje, jeśli go wręcz obraża, a z drugiej strony zbyt wiele odeń wymaga, to on ją po prostu unieważni, zredukuje ją do świadomości, do myśli, do języka, do tekstu i tak stanie się wreszcie jej panem, i swą impotencję przedstawi jako szczyt potencji.

Zgoda na przejście filozofii w ,,literaturę” oznacza rezygnację z odsłaniającej, odsyłającej do bytu funkcji mowy: prawdy nie ma, są tylko teksty o prawdzie, której nie ma, miłości nie ma, są tylko wyznania miłości, której nie ma. Boga nie ma, jest tylko Pismo, które mówi o Bogu, którego nie ma, i jest jeszcze modlitwa do Boga, którego nie ma. A jeśli słychać gdzieś wołanie na ratunek, to – jak wiadomo – należy w pierwszym rzędzie zbadać sposób wołania, należy zinterpretować tekst wołania i dokonaną interpretację skonfrontować z innymi interpretacjami. Sam zaś wołający i to, co zagraża, albo w ogóle nie istnieją, albo jako niestosowność należy ich nie dostrzegać.

Jeśli Bóg dla ciebie umarł, tzn. jeśli Bóg stał się martwy w twym sercu, to, oczywiście, wszystko ci wolno, wszystko jest dozwolone. Ale popadanie z tej racji w euforię jest najbardziej powierzchowną, najbardziej infantylną reakcją, całkowicie obcą Nietzscheańskim ,,wyższym duchom”, owym ,,dostojnym”, a nade wszystko obcą ,,filozofom przyszłości”. Jeśli bowiem ,,Bóg umarł”, jeśli już żadna Boska Opatrzność nie czuwa nad światem, to owa uzyskana wolność oznacza, iż teraz już tylko sam człowiek może podjąć odpowiedzialność za świat. Wola mocy jako wola twórczej wolności okazuje się u ,,wyższych duchów”, u ,,duchów uszlachetnionych” wolą samo odpowiedzialności (der Wille zur Selbstverantwortlichkeit). Ale interpretator jest już myślami na kolejnej konferencji, gdzie ma nadzieję wreszcie pokazać swą klasę i rzucić na kolana całe towarzystwo. Ta odpowiedzialność jednak czeka, lecz zapewne nie jest to odpowiedzialność dla każdego.

Nietzsche, dla którego śmierć wiary była powszechnie dającym się obserwować faktem (istnieniu wiary martwej nie zaprzeczał), dobrze rozumiał, iż w sytuacji, kiedy ,,ten świat” okazuje się naszym jedynym światem, ,,to życie” naszym jedynym życiem, w bezpowrotności naszego przemijania nie sposób już odnaleźć żadnego sensu. Pozostaje jedynie zorganizować i zabezpieczać niemyślenie. I jest to zajęcie wielu. Sam Nietzsche usiłuje jednak powiedzieć ,,nie” absolutnej bezpowrotności. Jego nauka o wiecznym powracaniu jest właśnie takim dramatycznym ,,nie” wobec wykluczającego jakikolwiek powrót przemijania. ,,Wieczny powrót” jest, oczywiście, nienaukowy. Nie można go więc traktować poważnie, a ,,badać” co najwyżej jako eksponat w muzeum idei kuriozalnych (prosimy nie dotykać).

Jednakże sens – choćby negatywny – tej nauki łatwo daje się pojąć: nieprawda, że wszystko bezpowrotnie przemija. Nasza wiara w całkowitą bezpowrotność jest wprawdzie głęboko utrwalona i to na jej gruncie rozumiemy i organizujemy nasze codzienne życie, wszak pozostaje ona tylko wiarą. Tymczasem, pomyśl, jak to, co zaistniało, może przestać być i stać się absolutnym niebytem? Przeszłość nie jest czymś, co bezpowrotnie przeminęło i czego już w żaden sposób nie ma. Przeszłość trwa. Trwa i czeka na ciebie. Z naszej własnej niezdolności cofnięcia się ku temu, co było, nie możemy jeszcze wnioskować o całkowitym jego unicestwieniu. Ubolewamy nad tą naszą przemijalnością, ale z drugiej strony chętnie wierzymy w całkowite nieistnienie naszych przeszłych przewin, chętnie wierzymy, że mamy je bezpowrotnie za sobą.

Nietzschego nauczanie ,,wiecznego powrotu” jest nauczaniem nowego życia, życia, które rozumie, iż nic bezpowrotnie nie przemija, i które rozumie przeto, że rozstrzyga o sobie nie na wiatr, lecz na wieczność. To, co dziś ze sobą uczynisz, nie będzie już jutro nicością, lecz trwać będzie na wieki. Jeśli to zrozumiesz, niechybnie zaczniesz żyć inaczej. ,,Czy chcesz tego jeszcze raz? – Przewidujący w swym obdarowywaniu i nauczaniu, w miłości do przyjaciół swoich. Czuje, iż spoczywa na nim najwyższa odpowiedzialność. Cóż za szczęście!” – oto jak Nietzsche szkicuje ostateczne oblicze swego Zaratustry.

Filozofia nie ma dziś swojego miejsca. Na uniwersytetach stała się dla zbyt wielu zawodem. Na rynku myślenie filozofów jest wprawdzie wydawane, ale na pastwę. Interpretatorzy wspaniale się spisują, ale na straty. Obyśmy jednak nie zapomnieli, że istnieją pytania, istnieją problemy, których odmowa podjęcia przez ,,grających w filozofię” nie unieważnia, że systematyczny namysł nad nimi jest możliwy i stać się może dla nas czymś najważniejszym.

Dodaj komentarz

Tekst pochodzi z książki Jacka Filka “Tajna wielkość twego życia”

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code