Miesięcznik "Znak"

Europa a reszta świata

Spread the love

Europa a reszta świata

Janusz Tazbir

U schyłku polskiego Oświecenia zakończył się pewien etap przemian światopoglądowych, których zewnętrznym wyrazem było poszerzenie się horyzontu geograficznego. Nieznana bliżej przestrzeń, leżąca poza zasięgiem cywilizowanego świata, skurczyła się do ściśle określonych terenów, na razie niezbadanych.

Wszyscy mieszkańcy Europy znali oczywiście nazwę wsi lub miasteczka, w którym mieszali. Już tylko jednak zdecydowana mniejszość wiedziała, w jakiej krainie (czy państwie) ta miejscowość leży. Jedynie intelektualne elity znały nazwę kontynentu, na którym znajduje się ich ojczyzna, tym bardziej że w okresie średniowiecza nazwa Europy poszła w zapomnienie, by pojawić się na nowo wraz z początkami renesansu. To samo dotyczyło wiedzy o najbliższych jej sąsiadach.

Aż do XV–XVI wieku nad wiedzą ówczesnych ludzi o świecie ciążyły poglądy antycznych geografów, historyków i filozofów, a także przedstawicieli innych gałęzi wiedzy tamtej epoki. W konsekwencji, największym autorytetem w zakresie geografii pozostał Ptolemeusz, który żył w II wieku naszej ery. Posiadał on niezłe rozeznanie w obszarze krajów i regionów położonych w basenie Morza Śródziemnego i należących do imperium rzymskiego. Daleko gorzej przedstawiała się jego wiedza na temat sąsiadujących z imperium od północy i wschodu terenów oraz ludności, która je zamieszkiwała. Rodacy Ptolemeusza posiadali pewne rozeznanie w terenach Małej Azji i północnej Afryki.

Przekonanie o kulistości ziemi dominujące w myśli antycznej ustępuje w początkach okresu średniowiecza, pod wpływem autorytetu Kościoła, wierze w jej płaski kształt. Dopiero w XII stuleciu górę biorą ponownie, nie bez wpływu myśli arabskiej, poglądy starożytnych. Zarówno jednak w dobie antyku, jak i w średniowieczu, wierzono w istnienie tylko trzech kontynentów: Europy, Azji i Afryki. Miały je dzielić: rzeki Tanais-Don (Europę i Azję) i Nil (Azję i Afrykę) oraz Morze Śródziemne (Europę i Afrykę). Powoływano się przy tym na tradycję biblijną, z której wynikało, iż Noe przydzielił Europę Jafetowi, Azję Semowi, a Afrykę Chamowi. Jafet, jak wierzono, miał być królem i rycerzem, co tłumaczyło wyższość Europy nad dwoma pozostałymi kontynentami, Sem – kapłanem, natomiast Cham rolnikiem. To ostatnie jako argument przytaczali wszyscy zwolennicy poddaństwa chłopów (a następnie niewolnictwa Murzynów). Patronat Chama uczynił z Afryki najgorszy z kontynentów.

Jak zauważa Jerzy Strzelczyk, proces samopoznania Europy był wieloetapowy, „dokonywał się z nierówną intensywnością, zdarzały się mu poważne zahamowania czy nawet regresy”. Pod pojęciem Europy rozumiano nie tylko pewien geograficzny obszar, ale także określony model życia, religii i kultury, przy czym Europa kulturowa była oczywiście mniejsza przestrzennie od geograficznej, zwłaszcza że jej wschodnie granice kreślono początkowo na Kaukazie, później Donie, znacznie rzadziej na Wołdze. Góry Ural pojawiają się jako punkt graniczny dopiero w XIX wieku.

Wspominany już basen Morza Śródziemnego u początku naszej ery traktowano jako „nasze morze” (mare nostrum) niedzielące, lecz „łączące wszystkie (europejskie, afrykańskie i azjatyckie) prowincje i ludy ogromnego imperium” (J. Strzelczyk). Nawet po upadku Cesarstwa Zachodniego zachował swą siłę oddziaływania rzymski model cywilizacji miejskiej, kontaktów handlowych czy ideał wykształcenia. Dopiero pod koniec pierwszego tysiąclecia Europa zaczyna się stopniowo wybijać na samodzielność: od mniej więcej roku 1000 dzieli ona, a nie łączy, odrębne, wrogie sobie religie (do dwóch odłamów chrześcijaństwa dochodzi islam), typy cywilizacji, a nawet systemy polityczne. Przełom X i XI stulecia przynosi koniec procesu chrystianizacji znacznej części tego kontynentu. Nie oznacza to bynajmniej zapanowania na nim trwałego pokoju. W cesarstwie rzymskim wyznawano różne religie i czczono rozmaitych bogów. Po upadku cesarstwa w Europie dominowała jedna religia, a mimo to wyznające ją państwa, narody i plemiona toczyły ze sobą zawzięte boje. Nie były im w stanie zapobiec czynniki unifikacyjne w postaci chrześcijaństwa i Kościoła, tym bardziej że i Stolica Apostolska w Rzymie zawzięcie walczyła o prymat wyznaniowy z Konstantynopolem.

Bliskie sąsiedztwo Europy i Azji sprawiło, iż obie te części świata stają się „synonimami dwóch przeciwstawnych sobie wartości: wolności i tyranii” (J. Strzelczyk). Ekspansja islamu w głąb kontynentu, rozciągająca się od Półwyspu Bałkańskiego po Pirenejski, uzasadnia istnienie „państw zaporowych”, które zyskują miano przedmurzy. Poza Hiszpanią, Wenecją, Austrią czy Węgrami, w ten sposób od XV wieku nazywana była Polska.

Przede wszystkim koncepcja przedmurza określała miejsce Polski w Europie. Kiedy więc pisano, iż szlachecka Rzeczpospolita broni chrześcijańskiej wspólnoty wyznaniowej, tym samym odpowiadano na pytanie, jaki jest sens jej istnienia na naszym kontynencie. Powszechnie twierdzono, że polskie zboże i szabla są narodom zachodniej Europy wręcz niezbędne do istnienia. Znana, wielokrotnie powtarzana teza, iż szlachta broni państwa, ksiądz się za nie modli, a chłop utrzymuje oba te stany, miała swój odpowiednik rozciągnięty na teren całej Europy. Jedne bowiem narody terenu tego broniły, inne – na przykład Włosi – zajmowały się przede wszystkim sprawami kościelnymi, były wreszcie i takie, które trudniły się handlem czy rzemiosłem. Ta specjalizacja zajęć czyniła z mieszkańców naszego kontynentu jedną wielką rodzinę, połączoną z woli Opatrzności wspólnotą losu. Tym samym koncepcja przedmurza służyła podbudowaniu tezy o potrzebie solidarności, bardziej zresztą w ramach respublica christiana niż Europy.

Bliskie sąsiedztwo Turcji sprawiało, iż w polskich dziejach okresu Odrodzenia pojęcie Europy występuje zwłaszcza u tych pisarzy, którzy wskazują na śmiertelne zagrożenie ze strony Wysokiej Porty. Choć w XVI wieku nie doszło do bezpośredniego skrzyżowania szabel, to jednak przeciwstawienie pogan światu chrześcijańskiemu brzmiało w nękanej najazdami tatarskimi Rzeczypospolitej szlacheckiej szczególnie dobitnie i przekonująco, co więcej, często przemieniało się w antytezę dwóch ścierających się ze sobą światów. W obliczu możliwej konfrontacji zbrojnej z Turcją obywatele wielu państw uświadamiali sobie, iż są mieszkańcami Europy. Dotyczyło to zwłaszcza takich krajów jak Węgry, Austria, Wołoszczyzna czy Wenecja, położonych, podobnie jak Polska, na szlaku tureckiej ekspansji.

Wszyscy pisarze doby Odrodzenia podzielają pogląd, iż kontynent, na którym mieszkają, mimo że najmniejszy, góruje swymi zaletami nad Azją, nie mówiąc już o Afryce (porównanie z Ameryką zaczęło być na szerszą skalę stosowane dopiero w XVIII wieku). W uznaniu priorytetu tej właśnie części świata byli ze sobą zgodni niemieccy (Műnster), niderlandzcy (Orteliusz), włoscy (Botero, Rosselli) i polscy pisarze (Gwagnin, Sebastian Petrycy z Pilzna). Przedstawiciele kontrreformacji sławili Europę na równi ze zwolennikami kalwinizmu (M. Bielski) czy luteranizmu (B. Keckermann).

W oczach katolików tytułem do chwały Europy było oczywiście to, że na jej terenie znajdowała się siedziba papiestwa. Jest rzeczą zrozumiałą, iż protestanci woleli się na ten temat nie wypowiadać, poprzestając na stwierdzeniu, iż Europa „bożą chwałą, cnotą i baczeniem, takżeż naukami daleko przewyższa Azyją i Afrykę, acz im w bogactwie i wielkości nie równa”. Zdaniem zarówno protestantów, jak i katolików już w samym usytuowaniu Europy widać, iż Opatrzność pragnęła ułatwić jej mieszkańcom wyprawy na inne kontynenty. Giovanni Botero, którego dzieje powszechne w XVII wieku doczekały się aż trzech przekładów na polski, pisał więc, iż morze opływa wiele z jej prowincji, „aby Europa mogła nabywać cudzych i swych też użyczać bogactw (…) żeby panowała nad Afryką i Azyją, i nad Ameryką, do których się przymknęła i jakoby im rękę podaje”.

Pisząc o Europie, osiągnięcia jej mieszkańców wyprowadzano nie tylko z darów Stwórcy. Równocześnie podkreślano, iż w znacznej mierze należy je przypisać uzdolnieniom i pracowitości samych Europejczyków. Rozwinęli oni różne rodzaje rzemiosł, z powodzeniem zajmują się handlem, potrafili wreszcie zaludnić cały niemal kontynent (poza terenami dalekiej północy), zbudować na nim wiele miast, „w których kwitną obyczaje piękne”, wznieść wiele wspaniałych budowli. Przyznawano wprawdzie w niektórych sprawach pierwszeństwo Azji, tam powstało chrześcijaństwo, a jej mieszkańcy (Chińczycy) wynaleźli sztukę drukarską i proch. To w Europie jednak religia Chrystusa odbyła tryumfalny pochód przez wszystkie państwa i choć Chińczycy pierwsi wynaleźli i druk, i proch, to w Europie doprowadzono te istotne wynalazki do takiej doskonałości, iż nie da się jej porównać „z tamtymi, co u owych barbarów znajdują się”. Jest ona ojczyzną sztuk, nauk i wynalazków.

Pochwały Europy niemal z reguły zamieniają się nie tylko w chwalbę naszego kontynentu, ale i w ogólną pochwałę geniuszu ludzkiego, a także służą dokumentacji tezy, że dystans dzielący Europę od innych ziem stale się zwiększa na jej korzyść. Była to świadomość przyśpieszenia rozwoju tak charakterystyczna dla ludzi Odrodzenia. Wybitny prawnik tej doby Justus Lipsius stwierdzał, iż niegdyś przodowała kultura asyryjska, egipska czy żydowska, później jednak pierwszeństwo przeszło do Niemców i Anglików. Sebastian Petrycy z Pilzna pisał zaś z dumą: „Gdzie chcemy wejrzeć w dzisiejsze czasy i obyczaje, odmiana wielka stała się w tych krainach, które są w Europie. Albowiem znajduje się wiele w niej królestw dobrze i rządnie ustanowionych, z natury brzydzące się niewolnictwem, a w Azyjej przecie po staremu trwa niewola”. Świadectwem postępu miały być także dalekie i śmiałe wyprawy żeglarskie. Paweł Łęczycki przypominał, iż starożytni daremnie przez pięć tysięcy lat poszukiwali trzeciej części świata; dopiero Europejczycy w XV wieku znaleźli „drugi świat, także prawie wielki i tak szeroki jako i ten”. Jest to niezaprzeczalnym dowodem ich wyższości; mieszkańcy Afryki czy Azji nie mogą się bowiem równać z Europejczykami, jeśli idzie o kunszt żeglarski, uważany z kolei przez Botera za szczyt ludzkich umiejętności.

Osobne miejsce stanowiły osiągnięcia w zakresie – jak byśmy dziś powiedzieli – rozwoju swobód obywatelskich. Szczególnie chętnie przeciwstawiano je azjatyckiemu despotyzmowi. Antyteza ta, powstała w okresie wojen perskich, odżyła w epoce walk z Turcją. Już Marcin Bielski pisał z dumą, iż Europa ma „w sobie wolność przyjacielską, iż wolno z jednego królestwa do drugiego jechać i wszystkę schodzić, kto chce. Praw pisanych używa, czego w inszych ziemiach nie masz”. Sebastian Petrycy z Pilzna wyrażał pogląd, iż dzięki temu właśnie Europejczycy są bitniejsi od mieszkańców Azji, którzy w obawie przed jarzmem tyrana unikają wojen. Tam despota posługuje się obcym, najemnym żołnierzem, podczas gdy w Europie walczą wolni obywatele.

Istotnym argumentem, przemawiającym za wyższością tej części świata, był wysoki stopień rozwoju europejskiej kultury, mogącej się poszczycić wieloma wybitnymi przedstawicielami. Nie jest rzeczą przypadku, iż rozumienie Europy jako jedności kulturalnej, ośrodka cywilizacji, zgromadzenia uczonych narodziło się w tej samej co i renesans kolebce, mianowicie we Włoszech, oraz że koncepcję tę upowszechnili wybitni przedstawiciele humanistycznej literatury i historiografii. Erazm z Rotterdamu, zwany przez niektórych „pierwszym Europejczykiem”, ubolewał nad rozdarciem i skłóceniem państw tego kontynentu. W jego rozsyłanej po całej Europie epistolografii było niewątpliwie sporo z humanistycznej przesady oraz konwencjonalnych pochlebstw obliczonych na zjednanie możnych adresatów. Jeśli jednak (w liście do Jősta Decjusza) Erazm składał powinszowanie Polakom jako „narodowi, który – chociaż niegdyś uważany był za barbarzyński – teraz tak pięknie rozwija się w dziedzinie nauki, praw, obyczajów, religii i we wszystkim, co przeciwne jest wszelkiemu nieokrzesaniu, że współzawodniczyć może z najbardziej kulturalnymi narodami świata”, to w słowach tych wolno widzieć pasowanie naszych przodków na Europejczyków litterarum causa. Następowało ono w drodze udziału w życiu umysłowym kontynentu. Jego miernikiem był zaś dopływ studentów na cieszące się największą sławą uniwersytety, zrazu tylko włoskie, potem również niemieckie, szwajcarskie i holenderskie, posługiwanie się tą samą łaciną w piśmiennictwie naukowym czy korespondencji, recepcja powszechnie cenionych dzieł literackich, wymiana wątków fabularnych czy krążenie tych samych przysłów.

Oczywiście, że nie pokrywała ona całej Europy; wymiana handlowa obejmowała jednak również i dobra kulturalne (książki, malowidła, rzeźby). W całej Europie czytywano łacińskie dzieła naszych pisarzy krążące nie tylko w wersji oryginalnej, lecz także w przekładach na języki narodowe. Książka Miechowity o Sarmacji wyszła w tłumaczeniu na holenderski, niemiecki i włoski, prace Kromera ukazały się w przekładzie niemieckim i hiszpańskim. De republica emendanda Frycza-Modrzewskiego została przetłumaczona na francuski, niemiecki i hiszpański, w XVII wieku zaś również na rosyjski. De optimo senatore Goślickiego wyszło także po angielsku; znał ten utwór m.in. Szekspir. Wszelkie rekordy bił Hozjusz wydawany w tłumaczeniach na angielski, czeski, francuski i niemiecki. Wszyscy wyżej wymienieni doczekali się również przekładów na… polski.

Obok Neapolu, Rzymu, Florencji, Bolonii czy Padwy po tytuł ośrodków kultury europejskiej zgłaszają się nie tylko Paryż czy Oksford, lecz także Lipsk, Praga, Kraków, Królewiec. Podziałowi na kulturalny Zachód i pogrążony w azjatyckim barbarzyństwie Wschód zostaje przeciwstawiony nowy, na ludy Południa i Północy. Bodin, Postel, Billeforest, nawiązując do Arystotelesa, zaczynają mówić o wpływie klimatu na charakter i zdolności człowieka. Dlatego to żyjący w ciepłej strefie Włosi i Hiszpanie są mniej waleczni i mniej odważni od Francuzów czy Niemców. Dla przedstawicieli narodowej historiografii, przeżywającej w XVI wieku okres bujnego rozkwitu, przynależność Francji, Niemiec czy Polski do kręgu cywilizacyjnego Europy nie ulega żadnej wątpliwości.

U schyłku polskiego Oświecenia zakończył się pewien etap przemian światopoglądowych, których zewnętrznym wyrazem było poszerzenie się horyzontu geograficznego. Najbardziej wykształcone warstwy czuły się początkowo obywatelami Europy, potem Starego Świata, a więc również sąsiadujących z nią terenów Afryki i Azji, aby po odkryciach geograficznych dojść do pojęcia białych plam na mapie obu kontynentów, czyli miejsc, do których jeszcze nie dotarła stopa Europejczyka. Nieznana bliżej przestrzeń, leżąca poza zasięgiem cywilizowanego świata, skurczyła się do ściśle określonych terenów, na razie niezbadanych. W drugiej połowie XVIII wieku po raz pierwszy ukazały się w języku polskim dzieje Indii, Chin i Japonii. Równocześnie zaś kształtowało się przekonanie o doniosłym wkładzie narodów Wschodu do dorobku cywilizacji ogólnoludzkiej. Jej początków zaczęto szukać wśród Chaldejczyków i Egipcjan, w Chinach oraz w Indiach, czyli poza kręgiem kultury europejskiej. U schyłku Oświecenia rozpoczyna swoją działalność Joachim Lelewel, który jako pierwszy z polskich historyków wysunął nowożytną koncepcję historii powszechnej obejmującej dzieje wszystkich lądów i kontynentów.

W dobie Oświecenia terminem człowieczeństwo obejmuje się wszystkich mieszkańców ziemi, niezależnie od wyznania, nie tylko posiadających jednakowe prawo do szczęścia, ale i równych sobie w cierpieniach. Nie przypadkiem dopiero w XVIII stuleciu spotykamy porównanie chłopów pańszczyźnianych z Murzynami, a walczących o swoją wolność Indian z Polakami. Jeżeli Palczowski czy Keckermann snuli w XVII stuleciu analogie między mieszkańcami Moskwy a czerwonoskórymi, porównanie to miało wydźwięk zdecydowanie negatywny. Obecnie zaś twierdzono, że Hindusi, Aztecy lub Inkasi, broniący z mieczem w ręku swej niezawisłości, winni stanowić wzór dla białych mieszkańców Rzeczypospolitej. W okresie rozbiorów i powstań narodowych pierwotni mieszkańcy Ameryki, ich dzieje, zwłaszcza zaś konkwista – wszystko to posłużyło jako kostium, w którym polski patriotyzm mógł się pokazywać na scenie mimo argusowego oka cenzora. Znalazło to swój wyraz m.in. w twórczości Wojciecha Bogusławskiego oraz w innych ówczesnych dramatach, sławiących „inkaski patriotyzm”.

Co ważniejsze, jakobińska publicystyka i poezja rzuciły w Polsce wezwanie do braterstwa ludów obu kontynentów: Ameryki i Europy. W oczach ludzi baroku łączyła je praca misyjna Kościoła, obecnie miało ją zastąpić dążenie do szczęśliwego jutra. Symbolem zachodzących w mentalności przemian stają się zarówno czytywane po dworach kalendarze, jak poważne dzieła naukowe zestawiające bezstronnie obyczaje i wierzenia wszystkich narodów i szczepów. Odmienne kultury przestają być tylko zbiorem śmiesznostek, dziwactw i przesądów, czynione są pierwsze próby spojrzenia na nie niejako od wewnątrz.

Natura ludzka jest podobna pod każdą szerokością geograficzną, niezależnie od koloru skóry i wierzeń. Zainteresowanie egzotyką przyrody i cudzym obyczajem prowadzi do konstatacji, że zwyczaje pierwotnych mieszkańców różnych kontynentów są nader do siebie podobne. Entuzjastom światów poznanych w wyniku wielkich odkryć rychło też wytknięto, że nie znają własnego kraju, gdzie w kulturze ludowej również można dostrzec ślady prastarej cywilizacji narodu. Rodzi się świadomość tego, że każdy naród jest członkiem wielkiej wspólnoty rozproszonej po powierzchni globu ziemskiego. Cały świat winien być „jedną wielką Rzecząpospolitą, w której ludzie wszyscy żyliby jak bracia, i każdy z nich nie jednego kraju, ale całego świata obywatelem byłby” – pisał pijar Wincenty Skrzetuski. Dotyczyło to przedstawicieli wszystkich stanów: „biały czy czarny niewolnik człowiek jest i w niczym się od nas nie różni” – stwierdzał Hugo Kołłątaj. Skrzetuski poświęcił zaś jeden z rozdziałów swych Mów o główniejszych materiach politycznych rozważaniom na temat „powinności jednych narodów ku drugim”. Czytamy tam, iż wreszcie nadeszły czasy, kiedy cywilizowane narody posłuchały głosu natury i zrozumiały, iż obywatele wszystkich krajów są braćmi. Pragnąć jeszcze wypada, aby za zrozumieniem wzajemnych obowiązków poszło i ich spełnienie. Każdy naród dzieliłby się wówczas z innymi zdobyczami swej cywilizacji.

Przewaga Europy nad innymi kontynentami również w dobie Oświecenia dla nikogo nie ulegała wątpliwości. Ci sami pisarze, którzy potępiają gwałty konkwistadorów sprzed dwustu lat, równocześnie twierdzą, iż Europa jest „najpierwszą” częścią świata, ponieważ zamieszkują ją narody „wyższe” od ludności innych kontynentów. Ten punkt widzenia reprezentują liczne zarysy dziejów powszechnych z przełomu wieku XVIII i XIX, w których Europa nie przestaje być centralnym punktem odniesienia. Z tą oczywiście różnicą, iż nie chrześcijaństwo, lecz kultura europejska staje się teraz zasadniczym kryterium używanym do oceny innych cywilizacji. Widać to wyraźnie w podręcznikach dziejów powszechnych z czasów stanisławowskich.

Z dalekich wysp przybył „dobry dzikus”, apostoł powrotu do natury jako najlepszego lekarstwa na wszystkie dolegliwości białych ludzi. Z Indii, Chin i Peru mądry bramin, cnotliwy mandaryn i sprawny w rządzeniu państwem Aztek – nauczyciele lepszych form ustrojowych, doskonalszej myśli politycznej, głębszej i lepszej od chrystianizmu chrześcijańskiej moralności. Mogli filozofowie czy literaci zachwycać się etyką Chińczyków, filozofią Hindusów czy ustrojem Peru, dość powszechnie orientowano się jednak, iż chodzi tu o pewien sposób wypowiedzi, konwencję literacką czy filozoficzną nakazującą, aby krytykę ustroju politycznego lub Kościoła ubierać we wschodnie szaty. Elita intelektualna Paryża, Londynu lub Amsterdamu wiedziała doskonale, że w usta mądrych wezyrów, braminów czy mandarynów zwolennicy Oświecenia wkładają po prostu własne poglądy. Ojczyzny tych egzotycznych postaci były jednak terenem ekspansji militarnej lub przynajmniej penetracji gospodarczej ze strony białego przybysza. Turcja już w XVIII wieku uchodziła za „chorego człowieka” Europy, po państwach Azteków czy Majów pozostały tylko ruiny, z Chinami nikt się poważniej nie liczył. Na terenie Indii zaś rosły wpływy państw europejskich – przede wszystkim przyszłego imperium brytyjskiego. Wszystko to nie mogło budzić w Europie zbytniego szacunku dla innych kontynentów ani rzeczywistego pragnienia korzystania z ich wzorców kulturowych.

W czasie jednak, gdy inne państwa poszerzały swe zamorskie posiadłości, Polska sama stała się łupem najbliższych mocarstw. Opinia publiczna kraju pozbawionego przez cały XIX wiek niepodległości oraz będącego przedmiotem eksploatacji i ucisku kolonialnego ze strony zaborczych sąsiadów znajdowała dużo zrozumienia dla tych ludów Ameryki, Azji czy Afryki, które spotkał podobny los.

Korzystano m.in. z prac:
J. Strzelczyka, Średniowieczny obraz świata, Poznań 2004 oraz Odkrywanie Europy, Warszawa 1970, a także J. Tazbira, Świadomość europejska Polaków w XVI-XVII wieku, w: Cywilizacja europejska. Wykłady i eseje (pod red. M. Koźmińskiego), Warszawa 2005 oraz tegoż Sarmaci i świat, Kraków 2001 (Prace wybrane, t. 3).

JANUSZ TAZBIR, ur. 1927, historyk, publicysta; studiował historię na Uniwersytecie Warszawskim, od 1966 jest profesorem Instytutu Historii PAN. Zajmuje się badaniami nad historią kultury oraz ruchów religijnych w Polsce XVI i XVII wieku. Ostatnio wydał: Polska przedmurzem Europy (2004), Łyżka dziegciu w ekumenicznym miodzie (2004), Protokoły mędrców Syjonu. Autentyk czy falsyfikat (2004), Polacy na Kremlu i inne historyje(2005).

Źródło: Miesięcznik „Znak” (luty 2007)

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code