W cieniu Dobra i Zła

Jak rodzi się Inny?

Spread the love

Jak rodzi się Inny?

ks. Andrzej Miszk

Nic. Miłość. Pragnienie. Inne. Nieskończone. Krzyż.

Pytam o metafizykę. A może nawet nie pytam, ale próbuje odgadnąć metafizykę. Metafizyka, czyli przekraczanie tego, co jest, by ujrzeć to co jest i czego nie ma. Nienasycenie. Ciągły głód i wycie. Ciemność i cisza. Przeszywające mnie bolesne, nienasycone pragnienie bez przedmiotu i bez imienia. Nie pragnę niczego określonego. Pragnę niczego. To pragnienie jest mną, ale nie jest ze mnie. Ono przeszywa mnie na wskroś. Przenika mnie. Nic. Jestem sobą bez siebie. Pragnienie nic-innego. Nasilające się pragnienie pustoszy świat moich dążeń. Robi się pusto, nieswojo, bez-domnie. Martwieje świat. A ja znieruchomiały, zgłodniały pomału umieram. Z pragnienia. W chłodzie trwogi. W ciemności. Pojawia się drugi. Chcę, by mnie ogrzał. Pokochał. Chcę przeżyć dzięki jego miłości. Ale pragnienie jest nienasycone. A miłość drugiego kapryśna. Anastazja. Udręka pragnienia nie gaśnie. Chcę go posiąść na zawsze, czyli zabić. Rogożyn. Wypełnić jakoś tę pustkę. Ale zawahałem się. Nie wiem, co się stało. Może utraciłem nadzieję, że wypełnię pustkę cudzą śmiercią. Straszliwa samotność, głód, bez-nadzieja. Tracę tożsamość i konsystencję. Poddaję się pragnieniu, które mnie zabija, nicestwi. Bez nadziei na nic. I staje się coś dziwnego. Zakochuję się w swej niedoszłej ofierze. Miłością bezwarunkową. Pozwalam jej żyć. I odejść. Zakochuję się w jej bezbronności. Pragnę już nie jej, ale jej dobra. Pragnę jej nie dla siebie, ale dla niej. Zaczynam się karmić. Własnym umieraniem. Stałem się sobie obojętny. Całkowicie bierny. Moje umieranie, które dotąd w trwodze zbliżało mnie do mrocznego nic, do śmierci, teraz ogrzane przeszywającą mnie miłością prowadzi mnie ku Nieskończonemu. Nic jest pierwszym imieniem Miłości. Jej światłem, które wpierw oślepia. Nic jest fałszywą ciemnością.

W twarzy Innego ujrzałem blask Nieskończoności. Ujrzałem ten blask dzięki oczom Innego mi podarowanym. Zgodziłem się na własną śmierć. Dotąd Inny był pokarmem mojego istnienia i tożsamości: żywiłem się nim, by oddalić Nic. Każde arche było na usługach mego ja. Fałszywa neutralność ontologicznych zasad była przesłoną mojego strwożonego ja, które nie chciało umierać. Powierzałem się ogólności: substancji, idei, pojęcia, aktowi i możności, warunkom możliwości, syntezy, horyzontów hermeneutycznych, transcendentalnego ja, bycia, by zawładnąwszy światem samego siebie unieśmiertelnić. Twarz Innego wymyka się ogólności: by ją dojrzeć trzeba pozwolić Nieskończoności unicestwić zasady, które nieubłaganie chcą Innego zawłaszczyć. Gdy Inny staje się jedyną zasadą mego istnienia i tożsamości, nie mogę go już sobie podporządkować ani go zabić. Staję się metafizykiem, gdy pozwalam Nieskończoności, by podporządkowała mnie Innemu bez żadnych warunków wstępnych, absolutnie. Nie istnieje metafizyka jako pojęcie trzecie, jako coś osobnego, w czym mam swój udział poprzez poznanie pierwszych zasad generujących rzeczywistość. Metafizyka zawsze jest sposobem bycia filozofującego. Żyjemy w Przekraczaniu, w Transcendencji, którymi nie władamy. Porządek poznania jest wtórny wobec Miłości lub jej braku. Powierzenie się Innemu jako ikonie Nieskończoności jest szaleństwem.

Inny jest również mną, ale nie w tym sensie, że staje się on częścią mnie, moją projekcją. Inny jest również mną, czyli przekroczeniem mnie, ikoną Nieskończoności odbitą w mojej Twarzy. Doświadczam Innego jako siebie, gdy pozwalam się ogarnąć Miłości. Doświadczam Innego jako siebie w sposób szczególny, gdy chcę zabić siebie i Twarz Innego – ja krzyczy do mnie: Nie zabijesz mnie! A jednocześnie ten Inny – ja pozwala się zabić dla Innego – Ty.

Poznaniem właściwym metafizyce jest przenikanie etyczne (perichoresis). Dzięki przenikaniu etycznemu Inny daje się rozpoznać właśnie jako Inny, za którego biorę absolutną odpowiedzialność. Odpowiedzialność jest innym imieniem miłości.
Świat został stworzony ex nihilo z miłości. Rzeczywistość jest miłością. Dlatego metafizyka jest kontemplacją miłości. Ta właściwość świata ex nihilo daje się nam w doświadczeniu właśnie jako Nic. Sformułowanie o stworzeniu świata ex nihilo jest nijako tożsame z powiedzeniem, że świat powstał z miłości. Nic i miłość są komplementarne. Przekraczanie bytów w kierunku Nic bez miłości daje nam rozwiązanie Heideggera: bezosobowe Bycie istoczące mnie-i-świat. W doświadczeniu trwogi byty wyślizgują się nam, tak iż pozostajemy czystą przytomnością Bycia, czystym Nic, dzięki czemu stajemy wobec bytu jako takiego. Odkrycie Heideggera ma jednak charakter jednostronny i częściowy. Doświadczam nicości, by odkryć, że tkanką rzeczywistości jest miłość. Że nic tak naprawdę poza miłością nie istnieje. Miłość nicościowuje świat jako skończony, by odsłonić się właśnie jako Nieskończoność. Doświadczenie nicości umożliwia rozpoznanie Innego jako ikony Nieskończoności. Ta trwoga jest straszliwa i prawdziwa, bo cały mój dotychczasowy świat wraz ze mną rozpada się. Dla mnie jako tożsamości egologicznej ten rozpad to śmierć. Bez miłości świat jest nicością, jest niczym.

Pytam o metafizykę. A może nawet nie pytam, ale próbuje odgadnąć metafizykę.

Pytam o metafizykę, bo słyszę, że jest ona ważna, bodaj najważniejsza. Odnajduję słowo “metafizyka”, teorie metafizyczne w przestrzeni kultury i idę tropem tych, które są najbliższe moim intuicjom. Pytanie o metafizykę, właśnie o metafizykę nie jest moim dowolnym wyborem. Metafizyka ciąży swoją istotnością i domaga się mojego osobistego rozstrzygnięcia. Nie pytam: Czym jest metafizyka? Tak postawione pytanie zawiera w sobie rozstrzygnięcie istnienia metafizyki i suponuje jakąś istotę metafizyki. Moje pytanie: Metafizyka? pyta o to, czy w ogóle metafizyka istnieje. Jednocześnie jest to pytanie o właściwość dotychczasowych teorii metafizycznych. Pytanie o istnienie metafizyki nie jest retoryczne. Ostatecznie pytanie to okazuje się być pytaniem o moją zgodę na śmierć i na miłość. A przynajmniej pragnienie tej zgody. Dopiero ta zgoda umożliwia zapytanie o metafizykę. Więcej, ta zgoda okazuje się być darem, na który się czeka i którego nie można wymusić. Pytanie o metafizykę jest w pierwszym rzędzie błaganiem o dar rozumienia tego pytania. A to rozumienie przychodzi właśnie jako dar osobistej zgody na śmierć i na miłość. Tematyzacja tej zgody może być zresztą różna, chodzi tu o otwarcie w sobie przestrzeni doświadczenia, które rozpoznaję jako doświadczenie metafizyczne. Tę cechę dopasowywania doświadczeń nazwałem “próbowaniem odgadnięcia”. Próbuję odgadnąć, które z moich doświadczeń jest doświadczeniem metafizycznym. Oznacza to, że różnorakie doświadczenia narzucają mi się jako te właściwe. Ja pytam o metafizykę, a różnorakie doświadczenia pytają: Które z nas odpowie ci na to? Wskazanie na właściwe doświadczenie ma strukturę daru i przemawia językiem natchnienia.

Metafizyka, czyli przekraczanie tego, co jest, by ujrzeć to co jest i czego nie ma.

Przekraczanie. Ruch przekraczania. Przekraczanie jest zewem tego, co przekracza, wzywającym do przekroczenia. Wzywa mnie coś całkowicie spoza, meta. Słyszę wezwanie nie wiadomo skąd i nie wiadomo dokąd. Ale spoza. To wezwanie nie ma żadnej treści, którą mógłbym odnaleźć w swym doświadczeniu. To wezwanie przekracza całość mego doświadczenia. Jak to wezwanie daje się w ogóle usłyszeć i rozpoznać właśnie jako wezwanie i spoza?

*****
Paulino,

dzięki za Twoje uwagi do moich skromnych notatek. Mój pomysł jest taki, by się zmierzyć z prawda osobistego doświadczenia w kontekście myślenia o metafizyce. Oczywiście, gdzie w pobliżu tłoczą się inspiracje określonych filozofów, ale kluczowe jest dotarcie do osobistego doświadczenia, i ta droga bywa zaskakująca. I zawsze bardzo osobista. Ale to się przekłada na języki już jakoś znane..

Słusznie zauważyłaś pewną oryginalność samego tytułu: Metafizyka? To nie było zamierzone, ale później okazało się niezwykle nośne filozoficznie. Bo pytanie “Metafizyka?” jest jeszcze radykalniejsze niż pytania “Czym jest metafizyka?” Okazuje się, ze zdolność do takiego zadania pytania jest zarazem warunkiem metafizycznego istnienia i myślenia. Pytanie o metafizykę staje się pytaniem o naszą zdolność do miłości, do przekreślenia samego siebie, by przyjąć odpowiedzialność za Innego. Owszem, są możliwe różne metafizyki, jak również ich brak w refleksji, która mieni się filozofią. Ale to nie przeszkadza w tak fundamentalnym stawianiu pytania i odnajdywaniu takiej metafizyki, która niejako kwestionuje inne jej ujęcia. Refleksja metafizyczna jest wtórna i całkowicie niemal zależna od naszych fundamentalnych wyborów, a raczej zgody na wybranie. Formuła “by przynajmniej pragnąć tej zgody na śmierć i miłość” -zainspirowana CD Ignacego – pozwala wiarygodnie mówić i reflektować w sytuacje dorastania do dojrzałego przyjęcia daru odpowiedzialności. Bo któż z nas może, nawet, gdyby takiej zgody w sobie doświadczał, powiedzieć z pełną wiarygodnością: tak, przyjmuję absolutną odpowiedzialność za Innego, substytuuję go.”

Dziwi Cię nieco opis zawłaszczenia i chęć zabicia, by wypełnić pustkę, którą powoduje narastające pragnienie nie-wiadomo-czego. Rozumiem to zdziwienie. Wiesz, każdy z nas inaczej dociera do prawdy o pragnieniu Nieskończonego. Dojście do tej prawdy nie ma charakteru wnioskowania nie jest też owocem lektury czy refleksji. Możemy znać Levinas, powtarzać pewne zdania jak zaklęcia, mieć nawet dobrą wolę, a jednocześnie to wszystko może być kompletnie fałszywe. Przebudzenie do miłości ma charakter daru i objawienia. Zaskakuje nas i pojawia się – lub nie – gdy jesteśmy przez różnorakie doświadczenie przygotowani na miłość nie-z-tego-świata. Myślę, że chęć zapełnienia pustki, całej tej dręczącej nieswojości, która jest związana z narastającym pragnieniem Nieskończonego, istnieje w każdym z nas i niejako towarzyszy nam zawsze. I zwykle, póki jeszcze nie znamy prawdy o miłości, próbujemy ją jakoś zawłaszczyć, przyporządkować sobie. Chęć zabicia ukochanego, który nam się wymyka, jest zradykalizowaniem tego dążenia, w praktyce zresztą nie jest to rzadkie. Te przejścia z kochania kogoś do nienawiści, a nieraz do zabicia kogoś kogo kocha się w sposób szalony i zazdrosny. Ale chęć zawłaszczenia miłości może mieć rozmaity charakter: nadmierna kontrola nad ukochanym, lęk przed prawdziwą miłością uniemożliwiający jej napotkanie, wykorzystywanie miłości kogoś, manipulowanie ludźmi bliskimi, itd. Zabicie innego wydaje się najskuteczniejszym sposobem wypełnienia pustki, jaką sprawia pragnienie. Po prostu wydaje się nam, że to ten drugi, którego miłość chcemy posiąść jest źródłem tego pragnienia i dojmującej pustki. Nie znamy przecież jeszcze prawdy o pragnieniu. Jednocześnie rzeczywiście jest tak, że zabicie ukochanej zabija w nas niejako pragnienie miłości, osłabia je, zagłusza. I coś właśnie z tego zagłuszenia, zasypania pustki przeczuwamy. Choć oczywiście to wszystko jest fałszywe. To zawłaszczenie miłości może przyjmować również charakter tworzenia filozofii i metafizyki, która na miłość zamyka i jej nie dopuszcza. To nie muszą być operacje świadome i zamierzone. Wszędzie logika jest ta sama. Chcemy energie płynące z pragnienia Nieskończonego zawłaszczyć dla siebie, tak by nie usłyszeć prawdziwego wezwania miłości płynącej od Nieskończonego. Formułą filozoficzną, która ten proces obrazuje jest u Levinas Toż-samy, który chce nieustannie wchłonąć Innego. Podporządkowanie Innego Toż-samemu to nic innego jak taka czy inna forma zawłaszczenia nim i zabicia go. Zabicie oznacza tu odebranie komuś tożsamości, nie kochanie kogoś, nie branie odpowiedzialności, podporządkowywanie kogoś sobie między innymi za pośrednictwem odwoływania się do Całości. Powtarzam: droga do objawienia może być różna, ale schemat filozoficzny jest ten sam, a samo “objawienie” potrzebuje pewnych granicznych doświadczeń, by zgodzić się na tak radykalne zakwestionowanie Sobości.

Ciekawy też wydaje mi się trop szukanie Innego u siebie. Tego dotyczy też poniekąd Twoje pytanie: Czy Metafizyka i ja- metafizyk nie istniejemy bez Innego?” Ten trop obecny jest w tym fragmencie:

“Inny jest również mną, ale nie w tym sensie, że staje się on częścią mnie, moją projekcją. Inny jest również mną, czyli przekroczeniem mnie, ikoną Nieskończoności odbitą w mojej Twarzy. Doświadczam Innego jako siebie, gdy pozwalam się ogarnąć Miłości. Doświadczam Innego jako siebie w sposób szczególny, gdy chcę zabić siebie i Twarz Innego – ja krzyczy do mnie: Nie zabijesz mnie! A jednocześnie ten Inny – ja pozwala się zabić dla Innego – Ty.”

Nie wiem, czy Levinas ma gdzieś tę kwestię rozstrzygniętą. Ale mój trop wydaje się świadczyć o innym rozumieniu zarówno Nieskończoności jak i Innego. Nawet, jeśli przyjąć, że Inny – Ty jest ważniejszy ontycznie i etycznie od Inny – ja, to jednak, Inny – ja okazuje się również niezwykle pouczający. Dzięki Innemu – ja mogę mieć doświadczenie Innego i Nieskończonego. I to doświadczenie pierwotne. Myślę, że to jest temat ciekawy. Odnalezienie Innego- ja również zawdzięczam swojemu doświadczeniu. I dlatego, chcę mu być wierny, bo zawsze trzeba iść własną drogą. W moim rozwiązaniu akcent źródła Innego pada bardziej niż u Levinasa na Nieskończoność, niż Innego- Ty. Levinas wydaje się nie odnajdywać Innego – ja, bo burzyło by mu to radykalność przekreślenia ja i Toż-samego przez Innego- Ty. Odnalezienie w sobie Innego, to w terminologii chrześcijańskiej odkrycie, że się jest dzieckiem Bożym, odkrycie życia Bożego w sobie. Levinas chce, by to odkrycie przychodziło zawsze i tylko (?) od Innego – ty. Chodzi o to, że Levinas wydaje się absolutyzować Innego – Ty. Ta absolutyzacja nie ma pokrycia w mojej intuicji i doświadczeniu chrześcijańskim, gdzie jedynym absolutem jest Bóg, również jako Inny – Ty – Absolutny, czyli Syn Boży wcielony w Jezusie Chrystusie. Moja intuicja wydaje się osłabiać tę radykalną opozycję i komplikować ten schemat, a jednak nie mogę jej się wyprzeć. Dalsza refleksja nad relacją między Innym-Ty a Innym- ja mogłaby wnieść więcej światła.

Zasadnicza rzecz, którą chcę rozstrzygnąć w tej pracy, a może bardziej dla której chcę znaleźć “argumenty” to kwestia nieusuwalnego i prymarnego wymiaru etyki w metafizyce jako postawie rzeczywistości i refleksji filozoficznej. Choć jednocześnie wydaje się, że etyka w planie metafizycznym jest “inną” etyką, przez to, że radykalizuje się i nabiera zdecydowanie nieskończonego charakteru sama podstawa ludzkiej egzystencji. Substytucja, bycie-za-Innego stwarza sytuację etyczną, która jakby wymyka się dotychczasowemu myśleniu etycznemu, i w tym znaczeniu wydaje się przekraczać również ramy tego pojęcia “etyka”. Ale tym niemniej etyką pozostaje. Chodzi o to, że metafizyka bez etyki staje się nie tylko pustym formalizmem, ale jest fałszywą metafizyką. Po prostu wymiar etycznego rozstrzygnięcia bierze udział w teoretyzowaniu i ma na jego kształt decydujący wpływ. Nawet, a może w sensie negatywnym szczególnie wtedy, gdy chcemy ten etyczny wymiar z naszej refleksji metafizycznej i filozoficznej usunąć. To jest pewne uogólnienie mojego “odkrycia” związanego z nie-neutralnością ontologicznych kategorii u Heideggera, odkrycia, któremu dałem wyraz w mojej pracy licencjackiej. To podstawowe rozstrzygnięcie – tego, co metafizycznie “pierwsze” – dokonuje się w sferze przedargumentacyjnej i ma charakter pewnej tajemnicy naszej wolności. Zasadniczo przekonuję się coraz bardziej – w czym jestem tu zgodny z Levinasem – że filozofia ma strukturę doświadczenia religijnego. Nawrócenie, czyli zmiana fundamentalnej postawy jest warunkiem dobrego widzenia i słyszenia, czyli dobrego filozofowania.

ks. Andrzej Miszk

Dodaj komentarz

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code