Sny nie lubią spać
Szymon Gurbin
dreptanie
ruszyłem naprzód
w przestrzeń
okrytą mrozem jak niewinnością
słyszę tylko skrzypienie pod stopami
czasem zazdroszczę skrzydlatym
braku śladów
po ich trzepocie
krok za krokiem
wydeptuję
konieczność istnienia
…
pada śnieg
defraudacja
niosę woreczek czasu
z dziurką nieuwagi
sypią się cicho ziarenka chwil
nie wykorzystanych
Kuleczki
jak ziarenka piasku
lepieni w baby w piaskownicy
w najlepszym wypadku
skupieni
od wschodu powiek po lunatyczność myśli
w majestat pustyni
trą się
nabierając kształtu jednakiego
gdzieniegdzie pną się w niebo jak kaktusy
berła prestiżu
które pełne są zazwyczaj soczystej chuci
komis
oddałem w komis prawdę
gwarantowano niskie oprocentowanie
z kieszeniami pełnymi kompromisu
pobiegłem na dworzec
stać mnie była tylko na najbardziej zatłoczony pociąg
do Poklasku
z przesiadka w Powszechnej Akceptacji
nie ujechałem daleko
duszno jakoś…
wyskoczyłem w szczerym polu
misternie ciułane sińce wymieniam na ziarnka mojego zastawu
dorastanie
mojemu grzebieniowi musi być łyso
no ale gdzie ja mu teraz znajdę pracę?
z problemem niektórych deficytów
wypada
po prostu się pogodzić
dla nie otulonych myśli z kolei
to dość jasny sygnał
że czas wydorośleć
że pora zacząć czytać
bajki
garbate doświadczenia
szereg wyuczonych
coraz mniej szczerych
coraz bardziej szczerbatych
uśmiechów
trzeba wydorośleć
trzeba z siebie zrzucić ten blichtr
autokreacji na sprzedaż, by móc
na sam koniec
wrzasnąć na świat
z bezzębną i łysą niewinnością
noworodka
nadzieja
posiedzę tu sobie cicho
krótko
koniecznie krótko
a potem wstanę
i wyjdę na ulicę
koniecznie
bardzo koniecznie
o dobrym człowieku
w skrojonym jak należy gorsecie oczekiwań
siedzę
wytrwale
kawa, smutna trąbka Cheta Baker`a, kot położył się przy mojej nodze
przy okazji badam wilgotną naturę rozczarowań na mojej twarzy
w prasie artykuł o eskalacji przemocy
podobno jakiś szaleniec przygniótł ofiary ciężarem swych marzeń
u dołu kolumny mój portret pamięciowy
pożądanie
rzeczywiście była piękna
zwróciłem na nią
całą swoją uwagę
Trochę jak noc
Jesteś trochę jak noc, w którą chciałoby się wpleść
z nadzieją, że świt nie przyjdzie zbyt szybko
Jesteś trochę jak noc, która jest wszędzie dookoła
Ale nie można jej dotknąć
Są takie noce
które pozwalają bezpiecznie zamknąć oczy
i wtedy można zniknąć…
Ty na pewno też jesteś taką nocą
Na parapecie usiadło kilka złudzeń
myśli rozpełzły sie po poduszce
za oknem księżyc uśmiecha się półgębkiem,
a samochody mruczą o swoim tutejszym życiu wywróconym na lewo
sierpień, tuż przed odlotem, leniwie pakuje lato do walizki
wszystko, nawet turkotanie pociągu zlewa się w spokój
wszystko powoli gaśnie
Tak bardzo lubię noc 😉
Dla Ani
wieczorem 30. 08. 2005
szymon
socjologia płatków śniegu
igrają w powietrzu
korzystając z krótkiej przychylności mrozu
jednakie, a różne
bo ten i tamten
takie same, lecz nie te same
dziecko
zachciało zorganizować je
w strukturę wyższą
nadać im formę
poważną
złożoną
użyło aparatu przymusu – siły zgniatania
wyszedł z tego bałwan
Odpowiadając Ani
Mam swoje sny
te najlepsze rozpychają się łokciami
pośród wszystkich uporządkowanych myśli
najczęściej wtedy
kiedy nie śpię
Sny nie lubią spać
Te szalone grają na każdej strunie moich emocji
znają fugi Bacha
trąbkę Cheta Bakera
klarnety klezmerów
śmieją się i płaczą naprawdę – bo nie śpią
Sny spokojne są jak dywersanci Boga
po cichu i powoli
zajmują się systematycznym demontażem mojego dobrego samopoczucia
karmią mnie głodem bycia
szepczą: rośnij
szarpią mnie za ramię, kiedy zamykam oczy
każą rozumieć zapach dobrej włoskiej kawy przed śniadaniem
i wielki brzuch umierającego z głodu dziecka
przy którym sęp
jak czujny anioł
czeka
pozując przy okazji do fotografii
za którą reporter dostał nagrodę World Press Photo
dziecko zmarło
sęp się najadł
reporter popełnił samobójstwo
dopijam kawę i biegnę do pracy
nie śpię, więc mogę śnić możliwie najwyraźniej
jadę metrem pełnym aniołów i grzechów
między nimi
chcąc nie chcąc
muszę swoje sny wyśnić tak, żeby nie być cudzym koszmarem
sępem
reporterem
muszę śnić tak
żeby być snem
szymon
(w drodze do pracy, 10.10.2005)
sumienie
dziś rano wyrzuciłem stare buty
w niejedno razem wdepnęliśmy
główne
i zapadłe w ciszy dworce
gościły naszą chwilą obecność
kościoły, góry, knajpy…
a co z naszymi śladami…?
teraz
wędrując
z osiołkiem pamięci
ujęty nie zapisaną bielą dni przyszłych
nie zauważyłem