Ostatnio przeczytane

Długi marsz

Spread the love

Długi marsz

Sławomir Rawicz

Będąc jeszcze w trakcie czytania tej książki, nabrałam przekonania, że na jej podstawie powinien powstać film. Z posłowia autora dowiedziałam się, że rzeczywiście wielokrotnie proponowano mu, by sprzedał prawa do sfilmowania opowiedzianych treści. Dzięki temu można by upowszechnić jeszcze jeden przejmujący dowód na możliwość zwycięstwa ludzkiego ducha nad ograniczeniami ciała i nieludzkimi warunkami.

W 1956 r. angielski dziennikarz Ronald Downing zapukał do drzwi domu pewnego Polaka, o którym słyszał, że napotkał kiedyś w Himalajach dziwne zwierzęta, wyglądem przypominające yeti. Kiedy przyszło do opowieści o okolicznościach, jakie zaprowadziły w Himalaje tego człowieka, od 10 lat mieszkającego w Anglii, okazało się, że historia jego życia przedstawia nieporównywalnie większą wartość niż chwytliwy temat legendarnego yeti.

Jesienią 1939 r. 24-letni porucznik kawalerii Sławomir Rawicz dostał się do niewoli sowieckiej. Po trwających rok przejściach więziennych w Mińsku, Charkowie i na moskiewskiej Łubiance został skazany na 25 lat pracy przymusowej. Już sam opis podróży do miejsca zesłania (leśna polana na południe od Jakucka) jest wstrząsający w swej prostocie. Mimo, że wcześniej czytałam trochę opowieści o wywózkach Polaków na Syberię, nie zdawałam sobie sprawy, że podczas II wojny światowej ostatni etap drogi odbywanej na piechotę czasem przebiegał w sposób żywcem wzięty z metod stosowanych za carskiej Rosji XIX wieku. Podczas marszu skazańcy mieli na stałe przykutą jedną rękę do długich ciężkich łańcuchów, które przebiegały wzdłuż dwuszeregów, składających się po 50 osób każdy i te łańcuchy nieśli ze sobą. W ten sposób brnąc w śniegu, przy syberyjskim mrozie, konwój Rawicza maszerował przeszło 40 dni, by w końcu dotrzeć do obozu katorżniczej pracy.

Dalsza część opowieści jest relacją z ucieczki z tego obozu. Podjęło ją wraz z autorem 7 osób: trzech Polaków, Litwin, Włoch i Amerykanin. Ich trasa przebiegała na południe ZSRR, wzdłuż jeziora Bajkał, następnie przez tereny Mongolii, Tybetu i Chin, za granicę Indii. Do pokonania mieli m.in. mroźne tereny tundry i tajgi, skutą lodem rzekę Lenę, upały i głód pustyni Gobi, tybetańskie ścieżki i karkołomne wspinaczki przez Himalaje. Wędrowcom przez pewien czas towarzyszyła też kobieta.

Niewiarygodnie “długi marsz” to kolejny wstrząsający dowód na to, że tylko wzajemna pomoc, solidarność wobec towarzyszy niedoli i wspólnie dzielony wysiłek, są w stanie przynieść wyzwolenie wszystkim. To również potwierdzenie, że szczególnie ci ludzie, którzy na co dzień żyją w najsurowszych warunkach, potrafią bezinteresownie podarować nieznanym wędrowcom najcenniejsze rzeczy, jakie posiadają. Właśnie bezimienni Mongołowie ze stepów, porozumiewający się na migi, Tybetańczyk mieszkający w niedostępnej jaskini himalajskiej, nieznani Czerkiesi z górskiej wioski – oni w istotny sposób przyczynili się do powodzenia wymagającej nieludzkich sił wyprawy uciekinierów, po prostu ratując im życie pożywieniem. Grupa uciekinierów maszerowała równy rok czasu pokonując 6000 kilometrów. Znalezieni przez Amerykanów za indyjską granicą, zostali przetransportowani do szpitala w Kalkucie. Sen jednego z wyczerpanych wędrowców trwał miesiąc.

Dziwne, że ta zdumiewająca historia, której pierwodruk (zresztą anonimowy) ukazał się w języku angielskim w Wielkiej Brytanii w r. 1956, w Polsce została po raz pierwszy opublikowana w języku ojczystym autora dopiero w r. 2004! Przedtem została przetłumaczona na 18 innych języków. Książka napisana jest powściągliwym, ale pięknym, potoczystym językiem. Moja 16-letnia córka przeczytała ją w kilka godzin.

Ewa Bąkowska

Sławomir Rawicz, Długi marsz. Gdańsk, Wydawnictwo Gord, Druk: Drukarnia Wydawnictwa Diecezji Pelplińskiej “Bernardinum”, 2004; s. 272.

Inne recenzje czytelników można przeczytać po angielsku na stronie Amazon

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code