Tygodnik "Echo Katolickie"

Ból, który nie umiera

Spread the love

Ból, który nie umiera

Agnieszka Warecka

Najpierw tylko płakałam, później przyszła depresja. Odkąd pojednałam się z Bogiem, wrócił pokój w sercu, ale nie przekreślił on żalu. Nie ma dnia, bym nie zastanawiała się, jakim człowiekiem byłby mój syn, gdybym pozwoliła mu się urodzić.

Nie ustają echa debaty na temat obywatelskich projektów tak w sprawie liberalizacji, jak i zaostrzenia prawa aborcyjnego. Chrześcijanie – jak ufam – nie muszą „wyrabiać” sobie poglądu na kwestię prawa do życia, gdyż wiedzą, że jest ono święte i należy mu się ochrona od chwili poczęcia do naturalnej śmierci.

Jedną ze znanych osób, która odważyła się dać świadectwo prawdzie, jest aktorka Dominika Figurska. Jako matka pięciorga dzieci zbierała podpisy w centrum stolicy pod projektem ustawy chroniącej życie. W rozmowie z Małgorzatą Terlikowską dla portalu Telewizji Republika mówiła m.in.: „Zwolennicy aborcji mają jakieś bielmo na oku, nie dociera do nich żaden argument”.

Opowiadała, jak podchodziła do rodzin, np. matek z trójką dzieci. „Oni mnie gonili” wspominała. „Ja mówię: «przecież pani ma dzieci», a ona fuczy: «ale to moja sprawa, ile ich mam». Bardzo agresywne były też starsze kobiety, podejrzewam, że wiele z nich doświadczyło aborcji” – podsumowała.

Lubię o nim myśleć

Wyrzuty sumienia z powodu zabicia dziecka skutecznie, bo na lata odebrały radość z życia m.in. Krystynie. – W latach 70, kiedy przeprowadzałam zabieg, nie mówiło się o ciąży, ale zlepku komórek. Byliśmy na dorobku, tuż po ślubie… Wiem, marne to wytłumaczenie – usprawiedliwia się. Mówi o sobie jako matce trójki dzieci.

– Młodsi, syn i córka, pozakładali już rodziny. Pierworodnego, bo lubię myśleć o nim jako o synu, odwiedzam przy cmentarnym krzyżu. To jego symboliczny grób – tłumaczy, opowiadając, jak za namową księdza, u którego się spowiadała, szukała miejsce, gdzie mogłaby zapalić symboliczny znicz.

Krystyna przyznaje, że poczucie winy wywołane aborcją przez lata było w niej uśpione. – Nie roztrząsałam tego, ale myśli wracały wraz z informacjami pojawiającymi się w mediach wokół kolejnych debat na temat ochrony życia – precyzuje. Przełomem okazały się rekolekcje, w których uczestniczyła przed laty.

Jednym z punktów programu była konferencja na temat aborcji połączona z dziełem duchowej adopcji dziecka poczętego – kobieta nie ukrywa, iż świadomość, jaką wówczas zyskała, odmieniła jej życie. – Najpierw tylko płakałam, później przyszła depresja. Odkąd pojednałam się z Bogiem, wrócił pokój w sercu, ale nie przekreślił on żalu. Nie ma dnia, bym nie zastanawiała się, jakim człowiekiem byłby mój syn, gdybym pozwoliła mu się urodzić. Lubię myśleć o nim jako o chłopcu. Dziś już pewnie sam byłby ojcem… – podsumowuje.

Technika zaprzeczania

Elżbieta Trawkowska-Bryłka, psycholog, nie ma wątpliwości: – Usunięcie ciąży ma destrukcyjny wpływ na psychikę matki. Mówiąc wprost: niszczy ją!
Wskazując na objawy zespołu poaborcyjnego, tj.: patologiczne poczucie winy i żal zbliżony do żałoby po stracie bliskich, lęk, przekonanie o zagrożeniu i odrzuceniu, wreszcie zaburzenia snu czy niekontrolowane wybuchy agresji, zaznacza, iż mogą one przybierać na sile w zależności od kondycji psychicznej matki i wyzwań, przed jakimi stawia ją życie.

Psycholog zastrzega, iż świadomie używa słowa „matka”, a nie „kobieta”. – Faktu poczęcia nowego życia nie da się odwrócić. Kobieta, która urodziła dziecko, jest matką dziecka żyjącego, zaś ta, która dokonała aborcji, też jest matką, tyle że zabitego – uściśla E. Trawkowska-Bryłka z uwagą, że wszelkie deklaracje mające na celu przekonanie otoczenia o nieodczuwaniu następstw usunięcia ciąży przypominają walkę o osiągnięcie psychicznej równowagi z wykorzystaniem mechanizmów obronnych.

Wśród najczęściej stosowanych wymienia: racjonalizację, czyli wmawianie sobie, że nie było innego wyjścia, że prawo na to zezwala itp.; projektowanie, a więc zrzucanie odpowiedzialności na innych; wreszcie odwracanie uwagi poprzez kompulsywne zajęcia bądź uzależnienia, m.in. pracę, podróże, zakupy, alkohol. – Próbą radzenia sobie z traumą bywa też wielokrotne spowiadanie się z tego samego grzechu albo nawet zmiana światopoglądu, np. odrzucenie prawdy o sądzie Bożym.

Stosowane mechanizmy zawodzą jednak w sytuacjach, gdy kobieta spostrzega inne matki z dziećmi, w rocznicę aborcji albo gdy kolejny raz jest w ciąży – wyjaśnia, dodając, iż stopień nasilenia konfliktów zależy od wielu czynników, m.in. czasu trwania ciąży, jak również pomocy, jakiej matka doświadcza ze strony rodziny bądź specjalistów.

Nigdy nie jest za późno!

W opinii E. Trawkowskiej-Bryłki współczesne społeczeństwo cechuje wysoka świadomość i duża wiedza na temat zespołu poaborcyjnego, a także rozwoju dziecka w łonie matki. – Niestety, ludzie, którzy dokonują aborcji bądź przyczyniają się do usunięcia ciąży, nie chcą poznać prawdy na temat spustoszenia, jakie zabieg ten wywołuje w psychice matki. Zarówno ona, jak i jej bliscy żyją w przekonaniu, że łatwiej zmagać się z następstwami przerywania ciąży niż trudnościami życiowymi po urodzeniu dziecka – sugeruje, podkreślając, iż na zmianę nigdy nie jest za późno. – Syndrom poaborcyjny można – i trzeba – leczyć! – podsumowuje.

_______________________________________________________________

ROZMOWA

Zaufać Chrystusowi!,

Ks. Paweł Siedlanowski – opiekun grupy „Dzieci Światła” skupiającej rodziców w żałobie

W ostatnich dniach publiczną uwagę przykuły próby tak zaostrzenia, jak i złagodzenia prawa aborcyjnego. Póki co w Polsce obowiązuje ustawa, która – choć w ograniczonym stopniu – broni poczętego życia. Dlaczego Kościół tak uparcie sprzeciwia się jej liberalizacji?

Ponieważ życie jest święte. Tylko Bóg ma prawo decydować o jego kresie – nie chodzi tu o wtrącanie się do polityki, jak to niektórzy próbują sugerować. Problem dotyczy fundamentów chrześcijańskiej antropologii: jeśli zgodzimy się na to, by to człowiek stał się panem życia, sprzeniewierzymy się Bogu. Zostaną też zburzone fundamenty, na których została oparta nowożytna cywilizacja. „Jeżeli matce wolno zabić własne dziecko, cóż może powstrzymać ciebie i mnie, byśmy się nawzajem nie pozabijali?” – mówiła św. Matka Teresa z Kalkuty.

Krystyna, bohaterka artykułu, usprawiedliwia się, że nie była świadoma, czym w istocie jest aborcja. Jak Ksiądz rozmawia z matkami, których sumienie obciążone jest zabiciem nienarodzonego dziecka?

Czas nie goi ran, przeciwnie – z upływem lat stają się one coraz bardziej bolesne. Zdarza się, że przez wiele lat, podczas każdej spowiedzi, grzech jest powtarzany – mimo że dawno już został odpokutowany i odpuszczony. Trwa Rok Miłosierdzia – wspaniały dar, jaki otrzymaliśmy od Kościoła, stanowiący doskonałą okazję, aby traumatyczną pamięć dzieciobójstwa (dotyczy to nie tylko matki, ale też ojca, lekarzy, czasem rodziców, teściów, znajomych, którzy nakłaniali do tego strasznego grzechu) całkowicie złożyć w ręce miłosiernego Ojca.

Syndrom proaborcyjny można – i trzeba – leczyć – podkreśla psycholog. W jaki sposób powinien przebiegać proces uzdrowienia wewnętrznego?

Należy zacząć od spowiedzi, pokuty, zadośćuczynienia – kapłan w konfesjonale pomoże właściwie je określić. Pozostaje jeszcze kwestia uleczenia ran, jakie pozostały w sercu, umyśle. Proponuję przejście całego etapu żałoby – w taki sposób, jakby tragiczne wydarzenie dokonało się zaledwie kilka dni temu. Trzeba nadać dziecku imię. Ważne jest, by odblokować skostniałe, noszone od lat żal i złość.

Muszą zostać nazwane – inaczej nie rozpocznie się proces uzdrowienia. W naszej tradycji ważną rolę odgrywa np. żałobna czerń, asceza, wizyty na cmentarzu. Są potrzebne. Jest to czas na pożegnanie, pogodzenie się ze stratą. Ów proces musi się dokonać – nawet wtedy, gdy aborcja została dokonana dawno temu. Potrzebna jest pokuta, modlitwa, aby możliwe stało się przyjęcie daru Bożego miłosierdzia. Bóg już ten grzech przebaczył – teraz czas na to, by matka, ojciec przebaczyli sobie. To o wiele trudniejsze.

…i diabłu nie na rękę.

Owszem. Przez usta swoich „rzeczników” przekonuje, że syndrom poaborcyjny to bajka wymyślona przez księży. Tymczasem on „kąsa” od wewnątrz, zabiera nadzieję – będzie tak do momentu dotknięcia uzdrawiającą mocą Jezusa. Pojawią się próby lawirowania, maskowania wewnętrznego bólu, ucieczki w ideologię, cynizm. Diabeł będzie oferował swoją „dobrą nowinę”, przekonując na różne sposoby, że jest okej – aby tylko zbudować mur odgradzający od Tego, w którym mogą znaleźć przebaczenie i pokój.

Może księża zbyt mocno koncentrują się na stygmatyzowaniu samego grzechu?
Zbrodnia na niewinnym człowieku jest grzechem „wołającym o pomstę do nieba”. Musimy się bronić przed jej relatywizowaniem. Zawsze jednak trzeba ukazywać perspektywę nawrócenia, ratunek w postaci Bożego miłosierdzia. Dziecka już nie ma – jest w niebie. Teraz trzeba zrobić wszystko, by mogli się tam znaleźć jego rodzice.

Jak do nich dotrzeć?

Pokazać, że problem grzechu bardziej tkwi w nas niż w Panu Bogu, a ściślej rzecz ujmując: w tym, że trzymamy go dla siebie, nie chcąc oddać Chrystusowi. Potrzebne jest nawrócenie – osobisty gest, który wyrazi się wołaniem: „Jezu, ratuj! W Tobie – i tylko w Tobie – moja ufność!”. Boża hojność w przebaczeniu jest nieskończona. Taktyka działania złego ducha idzie w inną stronę: zmierza ku temu, by zabrać człowiekowi nadzieję; tak nim pokierować, by pozostał ze swoim grzechem sam. Piekło to brak nadziei.

Pamięć o aborcji rzutuje też na wzajemne, małżeńskie relacje…
W pierwszym rzędzie objawia się zachwianiem zaufania do mężczyzny, zniszczeniem poczucia bezpieczeństwa, agresją. Przecież w zdecydowanej większości przypadków, gdyby ojciec dziecka powiedział matce: „Nie bój się, damy radę”, nie doszłoby do aborcji. Sami małżonkowie nie będą w stanie przekroczyć granicy przebaczenia.

Gdzie zatem szukać pomocy?

Ratunek jest jeden: zaufać Chrystusowi, powierzyć się Mu, oddać w opiekę całą rodzinę, jej los, przeszłość i przyszłość. Tylko wtedy dokona się uzdrowienie.

Dziękuję za rozmowę.

Agnieszka Warecka

Źródło: Tygodnika „Echo Katolickie”(Nr. 41. 2016)

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code