Wiadomości KAI

Europę czeka

Spread the love

ROZMOWA KAI

Europę czeka epoka pogańska

Z prof. Chantal Delsol,
dyrektorką Ośrodka Studiów Europejskich na Uniwersytecie Marne-la-Vallée w Paryżu rozmawiali Marcin Przeciszewski i Alina Petrowa-Wasilewicz

Kultura europejska znajduje się dziś z pewnością na wirażu. Jak można by go najkrócej scharakteryzować? Czy możemy mówić o rozpoczynającej się nowej epoce?

– Czy jest to nowa epoka w europejskiej kulturze, trudno powiedzieć, gdyż jej priorytety nie zostały w żaden sposób zdefiniowane. Powiedziałabym raczej, że znajdujemy się w epoce dość brutalnej emancypacji od tego, co wcześniej było uznawane za stałe i obowiązujące. Wcześniej to chrześcijaństwo wyznaczało pewne granice, których człowiek starał się trzymać, choć nie zawsze był temu wierny. Teraz paradoks polega na tym, że nie wiadomo, gdzie są granice i czy one w ogóle istnieją. Dąży się do tego, aby jednostka była coraz bardziej wolna, aby wszelkie różnice kulturowe i obyczajowe zostały zatarte.

Niektórzy mówią o epoce postmodernistycznej.

– Współczesność oznacza przede wszystkim epokę utopii. Marksizm czy nazizm były typowymi, klasycznymi utopiami. Uwierzono, że ideologie te zrealizują zbawienie na ziemi. A później nastąpiło rozczarowanie, zdanie sobie sprawy z tego, że doprowadziły one tylko do zbrodni, i to w skali, jakiej ludzkość wcześniej nie znała. Współczesne ideologie głoszą kult postępu, a jednocześnie ludzkość jest coraz bardziej rozczarowana postępem. Jeśli nazwiemy obecny czas epoką postmodernistyczną, to najbardziej charakterystycznym jej wyznacznikiem będzie rozczarowanie – jest to epoka rozczarowania, odmienna od epoki nowoczesnej, pełnej nadziei, charakteryzującej się dynamicznym rozwojem Europy.

W jednej ze swych ostatnich książek mówi Pani o powrocie epoki pogańskiej. Czy prowadzi do niej współczes­ny nihilizm?

– Nihilizm i pogaństwo są to dwie odmienne rzeczywistości. Faktycznie obecny jest we współczesnej kulturze silny nurt nihilistyczny polegający na relatywizowaniu wszelkich wartości. Jest to nurt, który nie tyle stawia sobie za cel budowę jakiejś nowej formacji kulturowej, ile dąży do zburzenia antropologii zbudowanej na gruncie chrześcijańskim. Przykładem myślenia nihilistycznego jest legalizacja małżeństw homoseksualnych.

Bardzo niebezpieczna, gdyż zagraża dotychczasowej konstrukcji społecznej, opartej na instytucji rodziny.

– Ale dotyczy to tylko pewnych jednostek. Tych, którzy mają dostęp do mediów, a wszyscy myślimy, że oni są bardzo liczni. Tak naprawdę jednak lobby na rzecz małżeństw homoseksualnych tworzy we Francji nie więcej niż ok. 200 osób. Stanowczo należy się takim pomysłom przeciwstawiać. Ale nie jest to największy problem. Przecież homoseksualiści nie są ludźmi, którzy naprawdę chcą zakładać rodziny i wychowywać w nich dzieci. Nie sądzę, żeby byli oni w stanie zaadoptować i przez to zdeprawować wiele dzieci.

Przykładem nihilizmu są także regulacje prawne, które legitymizują sadomasochizm. Niedawno odbył się proces w sprawie zbrodni dokonanej na tym tle, ale instancje europejskie odpowiedziały, że to nic poważnego, gdyż jest to przejaw wolności indywidualnej. Argumentowano, że jeśli druga osoba zgadzała się na takie praktyki, to nie można mówić o zbrodni. Jeżeli chciała się w ten sposób zabawiać i dobrowolnie czerpała z tego przyjemność, to nie można tego karać, nawet jeśli kosztowało to życie. To jest prawdziwy nihilizm.

Ale nie sądzę, żeby nihilizm był zjawiskiem najgroźniejszym. Jego postulaty są na tyle sprzeczne z naturą, że ulec im mogą tylko oderwane od szerszego kontekstu środowiska. Jest to przejaw pewnego cynizmu charakterystycznego dla elit, który jednak nie zejdzie głębiej i – mimo że może uczynić wiele zła – nie zakorzeni się na trwałe w świadomości społeczeństw. Nihilizm tworzy społeczeństwo, w którym nie da się żyć. Nie możemy więc przewidywać, że nihilizm rozpowszechni się zbytnio i opanuje wszystkie dziedziny. W to nie wierzę.

Przykładem nihilizmu jest chyba też dążenie do legalizacji i powszechnego stosowania eutanazji?

– Nie. Eutanazja dzieci upośledzonych bądź osób starszych niezdolnych do samodzielnego życia jest praktyką typową dla społeczeństw pogańskich. Eutanazja była praktykowana niemal we wszystkich społeczeństwach, szczególnie w pogańskich. Likwidowano tam jednostki niezdolne do samodzielnego życia. I to było społecznie akceptowane.

Co jest więc największym zagrożeniem dla dzisiejszej Europy?

– To, o czym w tej chwili mówimy, czyli pogaństwo. O wiele większym zagrożeniem od nihilizmu jest pogaństwo, powrót Europy do pogaństwa. Możemy mówić o pogaństwie sprzed epoki chrześcijańskiej oraz o pogaństwie z epoki współczesnej, np. chińskim. Pogaństwo jest pierwotną formacją kulturową ludzkości. Można znaleźć je wszędzie.

W przestrzeni pogańskiej daje się żyć. Kultury pogańskie charakteryzuje nawet pewien szacunek dla godności człowieka, aczkolwiek pojęcie godności nie jest zakorzenione głęboko. W Chinach np. jeśli dziecko nie rozwija się dobrze, zabija się je i nie jest to żaden problem. Godność związana jest tam z nadaniem imienia. Nie można zabić dziecka, gdy ma ono imię, a jeśli urodzi się upośledzone, to nie nadaje się mu imienia. Można je utopić tak samo jak małego kota. To jest właśnie pogaństwo w swej istocie. Nie ma w nim fundamentalnych, powszechnych zasad, tak jak u nas. Ale są to społeczeństwa, które całkiem dobrze żyją. Dzieci są tam zdrowe, są wychowywane, kształcone itp. Ludzie się kochają, tworzą rodziny i zdobywają majątek.

Społeczeństwa pogańskie są więc społeczeństwami, w których można nawet bardzo dobrze żyć. Charakteryzuje je pewien humanizm, choć znacznie mniej rozwinięty, ale nakazujący troskę o człowieka. Obecnie Europa coraz chętniej powraca do myślenia charakterystycznego dla epoki pogańskiej. Godność ludzka jest szanowana, ale tylko do pewnego stopnia, osobę ludzką uznaje się za wartość, ale pod warunkiem że spełnia pewne normy utylitarystyczne dla społeczeństwa. Następuje eliminacja wartości absolutnych. To właśnie najbardziej zagraża współczesnej ludzkości, znacznie bardziej od nihilizmu, który ograniczać się będzie do wąskich elit.

Powrót do tak rozumianego pogaństwa oznacza śmierć humaniz­mu chrześcijańskiego?

– Dokładnie tak. W obszarze chrześcijaństwa mamy pewien typ humanizmu królewskiego. Człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boże jest królem wśród innych stworzeń. Bóg mówi człowiekowi: Dajesz imiona zwierzętom i dzięki temu masz nad nimi władzę, jesteś królem stworzenia. Oznacza to, że człowiek obdarzony został godnością o wiele większą od zwierząt. Z kolei w społeczeństwach pogańskich, np. w Indiach, mamy krowy obdarzone większą godnością od niektórych ludzi. Jest to więc zupełnie inny typ humanizmu, daleki od humanizmu chrześcijańskiego.

Humanizm europejski (o korzeniach chrześcijańskich) jest też odmienny od humanizmu islamskiego, choć Koran także nakazuje troskę o bliźnich. W Koranie jest wyraźnie powiedziane, że np. mężczyzna powinien troszczyć się o swoje kobiety, zapewniać im środki utrzymania, troszczyć się o ich bezpieczeństwo i rozwój. Ale jest to troska podobna do tej, jaką my otaczamy dzieci, pozbawiona przyznania pełnej podmiotowości kobiecie. Nie uznaje się w niej pełnego człowieka. Nie jest to więc humanizm podkreślający godność i autonomię każdej osoby ludzkiej. W Koranie jest wyraźnie powiedziane, że Bóg preferuje mężczyzn.

Tymczasem my opieramy się na słowach św. Pawła: „Nie masz Żyda ani Greka, nie masz niewolnika ani wolnego, nie masz mężczyzny ani kobiety; albowiem wy wszyscy jedno jesteście w Jezusie Chrystusie” (Gal 3, 28). Jest to jedyna, niepowtarzalna forma humanizmu.

Jaka powinna być rola chrześcijaństwa w tej nowej sytuacji historycznej?

– W sytuacji dość powszechnego zagubienia i postępującej erozji autorytetów największą wagę przywiązuję do świadectwa, jakie mogą dać światu chrześcijanie.

W jakim sensie?

– Bardzo mocno porażona jestem faryzeizmem, jaki pokazują światu chrześcijanie. Mówią jedno, a postępują zupełnie inaczej. We Francji widać to wyraźnie. Jest to swego rodzaju spuścizna Charles΄a Maurrasa i założonej przezeń Action Française. Najkrócej taką postawę można scharakteryzować: jestem katolikiem, głoszę wartości chrześcijańskie, idę na Mszę, ale w Boga nie wierzę. Wymagam od dzieci, by były dobrymi chrześcijanami, ale ja sam wcale od siebie tego nie wymagam. Jest to pojmowanie chrześcijaństwa wyłącznie jako pewnej ideologii. We Francji można było być „bardzo katolickim”, a jednocześnie niewierzącym. W ten sposób przeżywane chrześcijaństwo nikogo nie pociągnie, a raczej obrzydzi mu Kościół.

Kimś wiarygodnym może być tylko ten, kto realizuje to, co mówi, i sam daje temu przykład. Jan Paweł II powtarzał, że współczesny świat znacznie bardziej potrzebuje świadków niż nauczycieli. Kościół, o ile ma przemieniać świat, potrzebuje świadków. Debaty mają w sumie niewielkie znaczenie, w bardzo niewielki sposób wpływają one na życie ludzi. Świadectwo takiego człowieka jak Jean Vanier odgrywa dziś o wiele większą rolę niż wszystkie debaty, jakie wciąż organizujemy. Żyjemy w społeczeństwie, które umiera, dyskutując bezowocnie.

Jak Pani postrzega obecną sytuację w Kościele we Francji? Jest to Kościół, który ma już chyba za sobą największy kryzys i teraz coraz bardziej oddziałuje na zewnątrz…

– Kościół we Francji jeszcze niedawno całkowicie był pozbawiony dynamizmu. Tak było w latach 70., co było owocem rewolucji 1968 roku. Główną – moim zdaniem – przyczyną tak poważnego kryzysu był charakterystyczny dla tamtej epoki mariaż katolicyzmu z marksizmem, co kompletnie wyhamowało jego misję apostolską. Bardzo duża część księży i wiernych była uwiedziona marksizmem, w tym tak istotne kościelne struktury jak Akcja Katolicka. Podobne tendencje obecne były w chrześcijańskich związkach zawodowych i wielu innych środowiskach. Księża przepowiadali wówczas syndykalizm, apelowali o rewolucyjną przebudowę struktur społecznych, a nie głosili Ewangelii. Taki stan trwał przez około 15 lat i spowodował zupełnie nieprawdopodobne konsekwencje. Niemal wszyscy ci chrześcijanie, którzy deklarowali, że są marksistami, w istocie porzucili wiarę. Opuścili kościoły, przestali praktykować, zaprzestali przekazywania wiary swoim dzieciom. Księża o tej formacji coraz bardziej się starzeli, a nie zastępowali ich następni, gdyż gwałtownie spadły powołania. Na przykład średnia wieku jezuitów – nastawionych bardzo progresywistycznie – osiągnęła we Francji wówczas 89 lat. Nastąpił kompletny marazm.

Po tym kilkunastoletnim okresie upadku przyszło jednak odrodzenie. Odrodził się nowy, młody Kościół. Jest to Kościół dynamiczny, konserwatywny w dobrym znaczeniu tego słowa, bez jakichkolwiek wpływów marksizmu. Na gruncie filozoficznym nawiązujący do św. Augustyna i tomizmu, personalizmu chrześcijańskiego, arystotelizmu.

Kościół francuski dziś charakteryzuje się znacznym wzrostem powołań, szczególnie w środowiskach zakonnych. Powstał też olbrzymi archipelag nowych wspólnot i ruchów apostolskich. Jest bardzo wiele nowych wspólnot starających się praktykować życie ewangeliczne. To w nich formują się liczne i dobre rodziny chrześcijańskie. Charakteryzuje je wielka żarliwość, przywiązanie do praktyk, energia w działaniu i konserwatyzm. Nie mają nic wspólnego z myśleniem lewackim, tak jak ich rodzice z pokolenia ΄68. Wpływy lewicowe całkowicie wygasły w Kościele we Francji, co umożliwiło jego odrodzenie.

Bardzo ciekawy jest szczegół dotyczący ławek w kościołach. W latach 60. wszystkie ławki usunięto z kościołów, gdyż miały one klęczniki, a wówczas głoszono, że człowiek został tak wywyższony przez Boga, że nie powinien przed nim klękać. Ławki z klęcznikami zastąpiono więc krzesłami. Dziś młodzi usuwają krzesła na bok, pozostawiając pustą posadzkę, aby móc na niej uklęknąć. Ten szczegół jest wymowny.

Jaka była rola kard. Jean-Marie Lustigera w odrodzeniu Kościoła we Francji?

– Ogromna. Bezpośrednio po wojnie powstała grupa katolików konserwatystów w dobrym znaczeniu, zorganizowana przez ks. Maxima Charlesa, wieloletniego kapelana Sorbony, później rektora bazyliki na Montmartrze. Jego niejako obsesją była ewangelizacja z udziałem świeckich. Zgromadził też wokół siebie liczne grono młodych intelektualistów katolickich. Po jego śmierci w 1970 r. dzieło to kontynuował ks. Jean-Marie Lustiger, późniejszy metropolita Paryża i kardynał. Powstało w ten sposób bardzo ciekawe środowisko młodych, katolickich, konserwatywnie myślących intelektualistów. Wśród nich można wymienić takie nazwiska jak: Jean-Luc Marion, Rémi Brague, Jean Duchesne czy Yves-Marie Hilaire. W tym środowisku powstało czasopismo „Communion”.

Następnie kard. Lustiger stworzył Szkolę Katedralną, a wreszcie całą grupę silnie oddziałujących mediów ­katolickich, telewizję KTO, radio ­Notre-Dame i inne media. A tuż przed śmiercią kard. Lustiger postanowił powołać Kolegium Bernardynów, wielkie centrum kultury katolickiej działające od 2008 r. w stolicy Francji. Kolegium – znajdujące się w samym centrum przy rue de Poissy, w XII-wiecznym przepięknym pocysterskim gmachu – jest miejscem kongresów, debat z udziałem szerokiej publiczności oraz ośrodkiem prezentacji nauczania Kościoła. Jest też naukowym centrum życia diecezjalnego – ośrodkiem formacji duchowej i teologicznej: kleryków i księży, zakonnic i świeckich liderów. Kolegium Bernardynów – mówiąc najkrócej – jest miejscem poszukiwań intelektualnych oraz debaty Kościoła i społeczeństwa, otwartym na tych wszystkich, chrześcijan lub niewierzących, którzy zadają sobie pytanie o sens życia i przeznaczenie człowieka. 12 września 2008 r. papież Benedykt XVI spotkał się tu z ponad 700 francuskimi intelektualistami i artystami, ludźmi w przeważającej większości nastawionymi sceptycznie do Kościoła, ale mającymi decydujący wpływ na kształt francuskiej kultury. Jego przemówienie skoncentrowane było wokół inspiracji, jaką była – i wciąż powinna być – religia dla kultury i w sferze najgłębszych poszukiwań człowieka.

Olbrzymią rolę dla odrodzenia Kościoła we Francji odegrały zainicjowane przez Jana Pawła II Światowe Dni Młodzieży, szczególnie te, które odbyły się w Paryżu w 1997 r. Pomogły one młodzieży w odnalezieniu się na nowo w Kościele, i to w skali nie elitarnej, tak jak nowe ruchy apostolskie, ale masowej. W sumie więc nie ma co biadać nad sytuacją chrześcijaństwa we Francji. Jest to Kościół dość elitarny, ale któremu udało się odbudować silny dynamizm apostolski oraz znaleźć właściwe drogi dotarcia do współczes­nego człowieka.

A jakie wyzwania widzi Pani przed katolicyzmem w Polsce?

– Sytuacja Kościoła w Polsce jest diametralnie różna niż we Francji. Tutaj czuje się zakorzenienie chrześcijaństwa w społeczeństwie. Chciałabym was jednak ostrzec przed jednym niebezpieczeństwem. Mam wrażenie, że katolicy w Polsce mają tendencję do takiego mówienia i zajmowania takich postaw w życiu publicznym, że tworzą sobie zbyt wielu wrogów.

Nie możecie się tylko cieszyć, że praktyki religijne w Polsce są wyższe niż w innych krajach Europy. Musicie bardzo ciężko pracować, aby ten stan zachować, a do tego niezbędne jest właściwe towarzyszenie człowiekowi – szczególnie w epoce gwałtownych przemian, w jakiej żyjemy. Nie ma potrzeby, aby Kościół adaptował się do współczesności poprzez zmianę swych dogmatów. Musi jednak adaptować się, używając właściwego języka, który trafia do ludzi danej epoki. Trzeba też dać znacznie więcej miejsca świeckim.

Drugi problem to młodzież i jej wierność Kościołowi. Jeśli młodzież będzie mieć wrażenie, że zbytnio się ją osądza bądź narzuca się jej określony model życia, nie szanując wolności, to może się zdarzyć coś podobnego, co wydarzyło się w latach 60. w Quebeku. Mam na myśli masowy odpływ młodych z Kościoła. Macie Kościół, który jest bardzo żarliwy, ale jednocześnie macie młodzież, która chce być nowoczesna, która podróżuje po całej Europie i zbiera różne doświadczenia. Trzeba więc znaleźć właściwy język komunikacji. Młodzież powinna być w centrum uwagi Kościoła. Jeśli zerwana zostanie więź, w ciągu jednego pokolenia może nastąpić gwałtowny odpływ wiernych z Kościoła.

Co było jego przyczyną w Quebeku?

– Księża reprezentowali tam postawy zbyt klerykalne i paternalistyczne. Świeckim nakazywali, co mają robić, nie towarzysząc im i nie przygotowując ich do odpowiedzialnego wyboru. Nie dawali świeckim przestrzeni do odpowiedzialności. Kościoły tam opustoszały w ciągu zaledwie kilku lat. I na taki scenariusz Kościół w Polsce powinien bardzo uważać.

_______________________________________________________________

Chantal Delsol urodziła się w Paryżu w 1947 r. Jest jednym z najbardziej znanych francuskich współczesnych filozofów, politologów, historyków idei i antropologów. Jest też powieściopisarką. Wykłada na Uniwersytecie Marne-la-Vallée, gdzie kieruje pracami Ośrodka Badań Europejskich, który od 1993 r. funkcjonuje jako Instytut Badań im. Hannah Arendt.

W 2007 r. została członkiem Akademii Nauk Moralnych i Politycznych. Nie ukrywając swojej wiary katolickiej, jako uczennica Juliena Freunda, a następnie Pierre’a Boutanga, przekonania swoje określa jako liberalno-konserwatywne. W oparciu o myśl chrześcijańską, wartości katolickie i personalizm analizowała pojęcie wyjątkowości osoby ludzkiej. Zasadnicze poglądy Chantal Delsol wypływają z liberalizmu, federalizmu, a także z zasady pomocniczości. Chantal Delsol jest również stałym współpracownikiem gazety „Le Figaro”, publikuje w rubryce „Wartości aktualne”. Jest także redaktorem prowadzącym serii w Wydawnictwie Okrągłego Stołu.
_______________________________________________________________

Z prof. Chantal Delsol rozmawiali Marcin Przeciszewski i Alina Petrowa-Wasilewicz

Tekst pochodzi z Wiadomości KAI

Zaprenumeruj ekai-tygodnik!

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code