Żałobne sensy
Andrzej Miszk
Żałoba skończyła się. Ta oficjalna. Ale wciąż w całym kraju odbywają się pogrzeby.
Żałobnicy płaczą nad swoimi tragicznie zmarłymi Bliskimi. Myślałem, że już dziś wrócę do normalnego rytmu życia: pracy, pisania, chodzenia na basen itd. Z entuzjazmem, radością, zapałem. Jak po chorobie. Ale nic mi się nie chce, każda czynność obciążona bezsensem. Pustka. Ciężka. Pustynna. A przecież jest wiosna: świat budzi się do życia, ptaki śpiewają, koty mruczą rozgrzane ciepłem słońca.
Pozornie nie straciłem nikogo Bliskiego, nikogo, kogo znałbym osobiście. To byli ludzie Ważni, ale jednak jakoś symboliczni. Więc dlaczego wciąż tak pusto? Być może jest to jedynie efekt długiej żałoby? Takie przemęczenie napięciem? Pożałobne wypalenie? Może, ale czuję, że jest w tym coś więcej. To nie ja wyznaczam sobie koniec żałoby. Muszę z pokorą zgodzić się, że dla wielu, również dla mnie, żałoba wciąż trwa. I uznać ten fakt za wielką, choć trudną łaskę, odkryć jej głęboki sens.
Śmierć, zwłaszcza tak tragiczna, masowa, symboliczna, ujawnia pokłady zbiorowej nieświadomości. Pokłady nieświadomej więzi, które na co dzień funkcjonują w cieniu, jakby bezwiednie, tworząc kokon naszego ludzkiego zakorzenienia we wspólnocie-z-innymi. Moje bycie człowiekiem, członkiem całej rodziny ludzkiej jest na co dzień podtrzymywane więzią z każdym człowiekiem i historią ludzkości. Tworzymy jakby jedno ciało, które upewnia się wzajemnie w swoim człowieczeństwie. Żaden, nawet najpoważniejszy konflikt nie niszczy tej międzyludzkiej więzi i organicznego poczucia przynależności do gatunku homo sapience.
Naród, jako wspólnota symboliczna, jest pierwszą i uprzywilejowaną przestrzenią międzyludzkich więzi, to jakby poszerzona rodzina, poprzez którą zostaję zapośredniczony z całą wspólnotą ludzi. Tragiczna śmierć smoleńska sprawia, że w bólu i pustce ujawnia się organiczna więź, jaka łączy mnie z innymi Polakami, z Polską jako wspólnotą, ale też więź z całą rodziną ludzką. Nie muszę znać tych osób bezpośrednio, by odczuwać głęboki ból, stratę i smutek: wynika to właśnie z tej organicznej więzi wspólnoty narodowej i ogólnoludzkiej.
Śmierć tragiczna dużej grupy moich rodaków, w tym widzialnych reprezentantów całej wspólnoty jako Państwa, sprawia, że wchodzimy w sytuację graniczną: cała wspólnota staje w zagrożeniu, moje życie jakoś również. Doświadczamy, że istnienie tej wspólnoty, jakiej na imię Polska, ale też i tej większej, ludzkości, nie jest samooczywiste. Śmierć mówi: to, co trwa, może zaraz zniknąć. Żadne trwanie na ziemi nie jest zapewnione na wieki. Naród, który istnieje, może przestać istnieć. Ludzkość, która zaistniała, też ma swój kres. Moje najbardziej indywidualne życie też ma swój kres. Jestem człowiekiem, czyli śmiertelnym.
Jedność w polskości i jedność w człowieczeństwie – na gruncie wiary – jest też jednością w Bogu. To znaczy, że ta więź, jaką ja mam z Polakami oraz ludźmi innych narodów, przeniknięta jest obejmującą wszystko jednością Boga-Miłości. Doświadczenie tragicznej śmierci „Polski w pigułce” ujawnia w osobistym bólu, zwielokrotnianym przez świadectwo żałoby innych, jednoczącą więź ludzko-boskiej miłości. Śmierć ujawnia jedność narodu i ludzkości, a na głębszym jeszcze poziomie wiary odsłania istnienie samego Boga i naszą organiczną więź z Absolutem, przenikającym wszystkich ludzi i całość istnienia.
Tej jednoczącej więzi. zakorzeniającej nas w Bogu, doświadczamy w wierze.Osoby bez łaski żywej wiary mogą mieć większą trudność w przeżywaniu żałoby narodowej, ponieważ mają osłabioną więź jedności ze wspólnotą, całą rodziną ludzką i samym Bogiem jako źródłem i gwarantem tej jedności. Choć oczywiście Bóg ze swą łaską jakoś stara się dotrzeć również do osób duchowo oddalonych od Niego, ale nawet Bóg nie może przekroczyć granic ludzkiej wolności. Ponadto, aby wejść głęboko w żałobę, trzeba otworzyć się na cierpienie i pustkę, utracić – w pewnym stopniu – kontrolę nad swoimi stanami i działaniami, ograniczyć swój egocentryzm. A to wszystko jest możliwe dzięki doświadczeniu Sensu śmierci i tragedii, sensu, który daje moc przyjąć ból, pustkę i utratę kontroli. Dla osób bez żywej łaski Bożej może to być trudniejsze: bo ta łaska związana jest z doświadczeniem głębokiego pokoju, pocieszenia, czułości i właśnie – Sensu – nawet na skraju rozpaczy i w zupełnych ciemnościach.
Podobnie, bez łaski wiary trudniej jest przeżywać żywą więź jednoczącej miłości z większymi wspólnotami, takimi jak naród czy państwo. Dlaczego? Ponieważ większe wspólnoty mają charakter dużo bardziej symboliczny i transcendentny niż rodzina, a ich symbole i kulturowe znaki wspólnoty są zapośredniczeniem łaski Opatrzności, dawanej konkretnym ludzkim wspólnotom, by mogły stawać się przestrzenią sensu, życia i bezpieczeństwa dla poszczególnych osób. Istnienie rodziny i jej więzi są bardziej samooczywiste w porządku naturalnym, choć również dla ich trwałości i życia potrzebna jest łaska Bożej miłości, która przenika i pogłębia porządek naturalny.
Owszem, naród czy państwo mogą stać się pseudo-Absolutami, czyli bożyszczami, które tworzą silne więzi i skłaniają nawet do wielkich ofiar i bałwochwalczej czci: tak było z Rzymem, Rewolucyjną Francją, Trzecią Rzeszą czy Związkiem Radzieckim. Ale żadna z tych bałwochwalczych wspólnot nie zaowocowała wzrostem miłości ich uczestników: przeciwnie, wszelkie akty indywidualnego i zbiorowego heroizmu ostatecznie służyły jakiemuś złu, było tworzeniem porządku opartego na przemocy, zniewoleniu i niesprawiedliwości.
Dlaczego podczas żałoby tak bardzo zasmucają wszelkie akty niezgody, kłótni, to wszystko, co burzy pewną jedność, wyciszenie, majestat Śmierci i Bólu? Podczas żałoby narodowej były tym dla nas tzw. spory o Wawel. Wydaje się, że źródłem smutku jest ból z powodu braku solidarności ze wspólnotą narodową, państwową i całej rodziny ludzkiej. Osoby i grupy, które nie potrafią przeżywać żałoby narodowej oraz świadomie zakłócają jej majestat i spokój, są postrzegane jako zagrożenie dla wspólnoty: jej istnienia, trwałości i sensu. Wspólnota słusznie obawia się, że jeśli ktoś nie potrafi współcierpieć w chwili tragicznej śmierci ze zmarłymi członkami wspólnoty, gdy przyjdzie sposobność, zdradzi tę wspólnotę, swoich rodaków czy rodzaj ludzki. Forma tej zdrady może mieć różny charakter, ale zawsze będzie to zdrada miłości.
Dlatego dla wspólnoty okres żałoby narodowej jest też uprzywilejowanym czasem rozeznania duchowego i oceny wartości poszczególnych jej członków. Każdy z nas daje się jakoś innym poznać, jakim jest człowiekiem i Polakiem. Wiele rzeczy można ukryć, ale pewnych nie. To jest moment próby z zaskoczenia, podobny jakoś do tych, przed jakim stawali polscy żołnierze we wrześniu 1939, powstańcy warszawscy, uczestnicy Sierpnia’80 czy zmagań z reżimem stanu wojennego. Ujawnia się obiektywny format osób i całych społeczności.
Ważne jest, aby po żałobie nie linczować tych, którzy nie sprostali próbie, bo wtedy rodzi się pokusa podtrzymania żałobnej jedności kosztem znalezienia wspólnego wroga: zewnętrznego lub – jak obecnie – wewnętrznego. Trzeba zapamiętać – bo takie osoby, jeśli jest to trwała postawa, nie są godne zaufania jako członkowie wspólnoty i nie można im powierzać ważnych funkcji odpowiedzialności za tę wspólnotę – ale też i przebaczyć jako ludziom. Nieraz warto porozmawiać szczerze z tymi, którzy w czas tragedii zaskoczyli nas brakiem serca, cynizmem, politykowaniem, brakiem szacunku i miłości dla zmarłych czy wrażliwości wobec bólu innych, powierzchownością i lekkoduchostwem. Jeśli to możliwe, trzeba pomóc takim osobom zrozumieć głębiej sens tego wydarzenia i osobistą odpowiedzialność za jego właściwe przeżywanie.
Dobre przeżycie żałoby narodowej jest wielką szansą osobistą i wspólnotową. Dzięki autentycznie przeżytemu bólowi i zgodzie na ogołocenie możemy pogłębić i umocnić w sobie miłość do drugiego człowieka, Ojczyzny i Boga. Przeżycie jedności ze wspólnotą narodową i państwową, ale też jedności między narodami i całą rodziną ludzką, utrwala nasze więzi zaufania i solidarności z innymi ludźmi i wspólnotami. Dla nas to przeżycie może być okazją do przebudzenia z odrętwienia albo ważnym pytaniem o osobisty stosunek do innych i Ojczyzny, o samego siebie, własne serce i zdolność do empatii i miłości.
Warto, aby każdy z nas jakoś nazwał wobec siebie, innych i Boga to, czego doświadczył i jak to rozumie. Tak, aby to doświadczenie pozostało głębiej przyswojone i stało życiodajnym źródłem osobistej i ojczyźnianej nadziei. Jeśli jesteśmy zdolni do bólu i łez za naszych bliźnich, w obliczu ich tragicznej śmierci, jeśli wspólnie potrafimy przeżywać wielką narodową i ludzką tragedię, to znaczy, że jesteśmy ludźmi zdolnymi do wielkodusznej miłości. Właśnie ona czyni nas prawdziwymi ludźmi, a Polskę -wspólnotą godną istnienia i rozwoju. Wierzących głęboko przeżyta żałoba otwiera na bliskość Boga, a poszukującym Boga pozwala Go odnaleźć w znakach jednoczącej miłości.
Andrzej Miszk
Podyskutuj na blogu