Miesięcznik "Znak"

I cóż po intelektualiście w czasie marnym?

Spread the love

I cóż po intelektualiście w czasie marnym?

Karol Tarnowski

Bezinteresowny stosunek do prawdy, lecz nie jako do zaspokajającej po prostu ciekawość, która wszystko usprawiedliwia, lecz jako do niezbędnego warunku wspólnego dobra – oto co powinno nade wszystko charakteryzować intelektualistę jako klerka.

Nie jest łatwo nazwać nasz czas, choć wszyscy go czujemy i choć napisano na ten temat miliony słów. Cechami oczywistymi są jego niespokojna dramatyczność i nieprawdopodobne tempo jego rozwoju technologicznego, które zmuszają do prędkiego rozstawania się z dawnym, bardziej „naturalnym” przeżywaniem świata. Intelektualista – w potocznym rozumieniu ktoś, kto zajmuje się zawodowo pracą intelektualną – jest teraz przede wszystkim „specjalistą” w jakiejś dziedzinie, w której pierwsze skrzypce odgrywa teoria. Musi więc przyswajać, często „na skróty”, olbrzymią ilość publikacji ze swej dziedziny, stając się w gruncie rzeczy jednym z trybów w machinie współczesnego świata. Jest on oczywiście – przynajmniej w teorii – zdolny także do wydawania sądów ogólnych na temat tego świata, a więc spełniania do pewnego stopnia roli dawnego „klerka”. Ale klerk był czymś więcej, był rodzajem sumienia społeczeństwa, w którym żył. W jakiej mierze rola taka jest jeszcze możliwa do spełniania?Oto problem.

Spróbujmy jednak podrążyć jeszcze sam sens intelektualizmu. Intelektualizm – to najpierw myślenie, posługiwanie się myśleniem jako naturalnym żywiołem człowieka. Oczywiście każdy coś myśli i może błędem zawodowego intelektualizmu jest traktowanie m e t o d y c z n e g o myślenia – jak w filozofii czy teologii – jako synonimu myślenia w ogóle. Zdarza się aż nazbyt często, że tzw. zdrowy rozsądek ocenia rzeczywistość o wiele trafniej niż pełen pretensji do mądrości zawodowy intelektualizm. Z drugiej jednak strony myślenie jest także s p r a w n o ś c i ą, co oznacza, że wymaga i zakłada kulturę myślenia. Lecz kultura ta może z m i e r z a ć w dwu kierunkach, które de iure powinny się uzupełniać, wiedzy – która zresztą powinna być także szeroka, a nie tylko wąsko specjalistyczna – oraz czegoś, co można nazwać mądrością, czyli zdolnością do pytającego i krytycznego stosunku do (ludzkiej przede wszystkim) rzeczywistości, oświetlanego jednak intuicją czy wiarą w pewne z a s a d y. W obliczu „przemijania postaci świata” człowiek przestaje często rozumieć, kim jest i jaki jest sens jego egzystencji, a także co się właściwie wokół niego dzieje. W tej sytuacji myślenie powinno zapobiegać myślowemu chaosowi, gdyż jest narzędziem logosu, rozumu, do którego istoty należy poszukiwanie ładu. Lecz sama potrzeba myślowego porządku jeszcze niczego nie gwarantuje, może bowiem generować ideologiczne upiory, substytuty rzeczywistego porządku, który nigdy nie jest statyczny, raz na zawsze w pełni dookreślony. W tym właśnie punkcie staje się oczywistą potrzeba zdolności do krytycznego myślenia.

Ale myślenie krytyczne i otwarte to bynajmniej nie to samo, co myślenie pozbawione „idei regulatywnych”, odniesienia do tego, co Nieuwarunkowane. Jeżeli bowiem rolą myślenia jest odnajdywanie i odbudowa ładu, to z pewnością ani skrajny relatywizm, ani tym bardziej nihilizm nie powinny być jego ostatnim słowem. Intelektualista zdradza swoje powołanie, jeżeli wyrzeka się ładu na rzecz czystej intelektualnej twórczości i „filozofowania młotem”, to znaczy jedynie demaskowania, obalania, niszczenia, po to by tworzyć ewentualnie „nowe wartości”. Jeśli bowiem współczesny świat, rozwijając się, wiele niszczy, to nie po to, żeby zniszczyć do szczętu, lecz by budować coś pod jakimś względem l e p s z e g o. Trzeba mu w tym dopomóc, wskazując na to, czemu to ulepszanie ma służyć i jakie są niezmienniki wszelkiego ludzkiego ładu godnego tego miana. W tym punkcie staje oczywiście przed myślą problematyka ludzkiej wolności i jej granic, czy lepiej: jej
najgłębszego przeznaczenia.

Uwagi te ciążą wyraźnie ku pewnej filozofii, która jednak nie musi być wyrażana expressis verbis – raczej powinna być na tyle głęboko uwewnętrzniona, żeby tkwić w samym e t o s i e intelektualisty, czyli kogoś, kto nie tylko myśli, ale chciałby swoją myślą ludziom służyć.
To prowadzi do idei „klerkizmu”, która wydaje się we współczesnym świecie nie mieć żadnego miejsca. A jednak ma ona, moim zdaniem, miejsce kluczowe. Kim jest „klerk”? Jest przede wszystkim kimś n i e p r z e k u p n y m, kto nie pozwala się zinstrumentalizować dla jakichkolwiek celów, kto zachowuje wolność od nacisków, szantażów medialnych i politycznych. Klerk nie pozwala także, żeby jego własne preferencje polityczne, do których ma oczywiście prawo, przysłaniały mu możliwość
k r y t y c z n e g o d y s t a n s u wobec współczesnej mu rzeczywistości. Jest on w tym sensie „sumieniem epoki”, podobnie jak Kościół, ale inaczej. Nie będąc koniecznie uzbrojony w niepodważalne dogmatyczne prawdy i wypływający z nich autorytet, ma on tym więcej wolności i możliwości krytycznego dystansu w stosunku do problematyki religijnej i kościelnej.
Lecz jest on obciążony tym większą o d p o w i e d z i a l n o ś c i ą za pisane i mówione słowo. Punktem odniesienia tej odpowiedzialności nie jest jednak żadna grupa społeczna, lecz to, co rysuje mu się jako p r a w d a. Jan Paweł II miał głęboką rację, pisząc o obowiązku kierowania się prawdą, która może się wielu grupom – w tym także Kościołowi – jawić jako niewygodna. Dlatego klerka musi znamionować odwaga cywilna. Bezinteresowny stosunek do prawdy, lecz nie jako do zaspokajającej po prostu ciekawość, która wszystko usprawiedliwia, lecz jako do niezbędnego warunku wspólnego dobra – oto co powinno nade wszystko charakteryzować intelektualistę jako klerka. Dodam, że w Polsce jednym z niewielu klerków, ale za to znakomitych, jest prof. Barbara Skarga. Trzeba przyznać, że rola ta jest dzisiaj trudniejsza może niż kiedykolwiek. Jest tak nie tylko z powodu licznych uwikłań intelektualistów w rozmaite grupy społeczne, ale także z powodu realnego zagrożenia relatywizmem w pluralistycznym świecie. W obliczu tracenia przez jedną, europejską kulturę dominacji nad pozostałymi, w obliczu oczywistości uprawnionego pluralizmu religijnego i filozoficznego istnieje wielka pokusa całkowitego „puszczenia na żywioł” własnego myślenia i podważania w imię całkowitej wolności myślenia wszelkich regulatywnych zasad – przede wszystkim wiary w prawdę. Ale uleganie tej pokusie prowadzi do wyjałowienia i w istocie do bezradności w obliczu rozmaitych intelektualnych i politycznych mód – do wszelkich „politycznych poprawności”. Niemniej – i jest to kluczowe – dzisiejszy klerk, nie stając się relatywistą co do z a s a d, zrobiłby dobrze, będąc relatywistą co do s f o r m u ł o w a ń, to znaczy będąc zdolnym do rewizji zawsze skończonych myślowych i językowych k o n s t r u k c j i. Jednak nie tyle w imię sceptycyzmu i historycznego relatywizmu, ile raczej wyczulenia na pytania innych, w imię „woli komunikacji”, o jakiej mówił Jaspers. Gdyż oprócz odwagi i jasności myślenia niezastąpioną cnotą intelektualisty jest pokora, to znaczy wrażliwość na skończoność wszelkich formuł, a więc także zdolność do samokrytycyzmu.
Wydaje mi się jednak w sumie, że największym zagrożeniem dla polskiego intelektualisty, podobnie zresztą jak dla wielu ludzi, jest nie tyle otwarcie wyznawany relatywizm, ile w ogóle stosunek do zasad. Polskie elity przerzucają się wzniosłymi terminami, takimi jak prawa człowieka, wolność, moralność, religia, naród itd., nie umiejąc powiązać ich w spójną całość albo przeciwstawiając je sobie w sposób, który nasuwa czasem podejrzenie, że pokrywa bezmyślność, jeżeli nie rzeczywistą pustkę w sferze zasad. Gdyż zasady trzeba wyznawać rzeczywiście, a nie tylko werbalnie (często je instrumentalizując) i nie ustawać w wysiłku, żeby je coraz lepiej – w stopniu, w jakim to możliwe – rozumieć.

Czas dla intelektualisty jest czasem marnym, ale prawdziwy klerk jest w nim potrzebny bardziej niż kiedykolwiek.

KAROL TARNOWSKI, filozof, prof. dr hab., kierownik Katedry Filozofii Boga w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, członek redakcji „Znaku”, członek Rady Programowej Instytutu Józefa Tischnera. Wydał ostatnio: Usłyszeć niewidzialne. Zarys filozofii wiary (2005)

Źródło: Miesięcznik „Znak” (czerwiec 2006)

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code