Jan Paweł II

Pamiętam słowa

Spread the love

Początkiem są słowa

Tomasz Ponikło

“Na początku było słowo”. “Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami”. Podczas czuwania przy Janie Pawle II zdecydowaliśmy się, każdy indywidualnie, na szczególnie ważne słowa. Jakie one są? Czy mają szansę stać się rzeczywistością? – zastanawia się Tomasz Ponikło, pochylając się nad księgami kondolencyjnymi zapisanymi po śmierci papieża.

Chrześcijaństwo to religia czynu i świadectwa. To w niej słowo (teoria) stało się ciałem (czymś realnym). Jednak słowo poprzedziło przykład; było drogowskazem, a przeistoczyło się w przewodnika. Lecz pamiętajmy, że chcąc świadomie podążać jakąś drogą, trzeba najpierw na nią wejść, znaleźć ją dzięki wskazówce. Tak samo my, podczas czuwania, zdecydowaliśmy się na dookreślenie naszych kierunków. Pomyśleliśmy, zapamiętaliśmy, a nawet napisaliśmy słowa, które powinny stać się małą pomocą w tym, by nasza droga wiary była konsekwentna; droga wiary, która staje się życiem.

Jednak, jak się okazało, nie wszystko da się wyrazić słowami, ponieważ na określenie niektórych emocji tych słów po prostu brak. Z kolei te, które już istnieją, trącą banałem. Ale to właśnie one są najważniejsze, bo… są nasze, indywidualne, intymne, szczególnie przesycone treścią. I choć z ogólnej atmosfery czuwania dziś nie pozostało zbyt wiele, to utrwalone zostały te właśnie słowa, które są poniekąd naszymi zobowiązaniami. To nic, że często brzmią jak kicz. Bo kicz, który istnieje naprawdę, przestaje być banałem.

Piszę do Ciebie nie długopisem, a łzami

Instytut Jana Pawła II w Krakowie zgromadził pamiątki spod kurii, które ludzie zostawiali podczas czuwania. Są wśród nich akcesoria kibiców, transparenty, dziecięce prace plastyczne, podziękowania, pożegnania. Są różańce, są modlitewniki. Ale najważniejsze – najmniej widoczne – jest 88 ksiąg kondolencyjnych. Już sama ich forma odpowiada atmosferze tamtych dni. Sklepy papiernicze nie przygotowały się na taką okoliczność i pojedyncze egzemplarze oryginalnych ksiąg szybko się sprzedały. W związku z tym, poza paroma wyjątkami, ludzie zapisywali swe myśli na zwykłych ryzach papieru, które opatrzone datą, wkładano następnie do równie zwykłych tekturowych teczek.

Oczywiście zapisy są tak różne, jak różni jesteśmy my sami. Ale pewne przemyślenia i uczucia były nam wspólne. Każdy odczuwał wielki żal, pustkę i smutek. Powszechna okazała się świadomość osierocenia, jak po stracie Ojca. “Bóg stworzył niebo i ziemię, stworzył człowieka, ale nie stworzył słowa, które oddałoby to, co czujemy po Twojej śmierci”. Zatem przede wszystkim żal. Ale też strach… o nas samych, o to jak się odnajdziemy w świecie, w którym już nie ma tego statecznego i trwałego punktu oparcia, jakim był Papież. Chrystus jest czasem zbyt daleko. On żył dwa tysiące lat temu, a Jan Paweł wśród nas i w naszej rzeczywistości. Nie tyle zastąpił Jezusa, ale przekładał Go na współczesny język. Kto zrobi to teraz?

Los Ojca Świętego to raczej pewnik: “nareszcie odpoczywasz u boku swego Pana”. Ale nasza przyszłość to niewiadoma. Boimy się. Przebija przez to swoisty egoizm. Bo wprawdzie dziękujemy za wieloletnie przewodzenie Kościołowi, ale mamy żal; to wciąż zbyt krótko.

Nasze “dorosłe” patrzenie napotyka w księgach na niesamowity kontrast, jaki stanowią dołączone do nich dziecięce rysunki. Są to kolorowe, radosne obrazki, na których Papież się uśmiecha, pozdrawia wiernych ręką z okna samolotu, wspina się po górach czy przytula dziecko. Takie rysunki stworzyli też pacjenci oddziału pediatrii w Prokocimiu. Być może w tych pracach tkwi więcej ducha papieskiego niż w naszym przestrachu przed życiem w świecie, w którym “nic nie jest na pewno”. Ale mimo wszystko ten entuzjazm wcale nas nie omija.

Rozszczepiłeś się jak światło na wszystkich

Ten duch przychodzi razem z niesamowitą atmosferą wspólnoty, której doświadczyliśmy gromadząc się przy umierającym i zmarłym Papieżu. Po wielu, wielu latach odżyło poczucie solidarności międzyludzkiej, a modlitwa wyszła z kościołów na ulice. Zobaczyliśmy w sobie nawzajem, że można być autentycznym i nie obawiać się tego okazać.

Zebraliśmy się razem wokół człowieka słabego i umierającego. Ma to istotne znaczenie teologiczne: chrześcijański wymiar miłości, miłości pomimo słabości, takiej miłości, która poza ułomnością widzi siłę i radość. Ostatecznie spotkaliśmy się z miłością silniejszą niż śmierć. Nie słowo, a czyn. “Żył tak, że umierając nie umarł”. I choć pojawiają się głosy trywializujące znaczenie naszych słów z czuwania, to nie zapominajmy: funkcja języka nie zmieni funkcji serca. Choćby wyraz miłość był kiczem, to właśnie w nim, a nie w żadnym innym słowie, gromadzi się największe z możliwych znaczeń – pamiętajmy! – Bóg jest Miłością. W czasie czuwania, w relacjach pomiędzy nami, On jest, kiedy jest miłość. “Urodziłam się tego dnia, co Ty, 18 maja (…). Bardzo żałuję, że nie będziemy już tak naprawdę obchodzić tych urodzin razem, lecz tylko na pozór…”.

A siła miłości nie ma sobie równych, nie zna granic, ani tych mentalnych: wpis w formie tagu: “w naszych sercach wciąż żywy”, ani terytorialnych: w księgach krakowskich możemy znaleźć wpisy ludzi z Kolbuszowej, Dąbrowy Górniczej, Wadowic, Starego Sącza, Nysy, Żegociny, Kolonii, a nawet Meksyku. Pożegnania, wiersze, dedykacje, rysunki, najrozmaitsze formy prac, jak pierwszy numer gazetki szkolnej krakowskiego XX L.O., czy projekt kapliczki przydrożnej dedykowany przez studentów architektury pamięci Papieża.

Ojcze Święty, byłeś the best!

“Jak będę umiał, tak będę się za Ciebie modlił. P.S. Pomóż mi przejść przez życie”. Na pewno tym, co nam szczególnie imponowało w Janie Pawle II, była autentyczność. Czyli tak naprawdę nie kochamy Papieża za cechę, ale za… wszystko, za życie, za świadectwo.

Ujrzeliśmy, że do ostatniego momentu można być sobą, że autentycznej miłości, którą nas Papież obdarowywał, nie gasi nawet śmierć. Teraz też chcemy spróbować, pewnie się nie uda, ale chcemy spróbować żyć tak, jak On – konsekwentnie w naszej prawdzie, w perspektywie, którą przyjął Karol Wojtyła rozpoczynając swój testament od słów: “czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy Pan wasz przybędzie”. To przybycie Pana nie stanowiło lęku, a było wręcz oczekiwaniem.

“Chcę być taki dobry jak Ty” – pisały wielokrotnie małe dzieci. Inne niezgrabne litery nakreśliły samo słowo “dziękuję”. Siła świadectwa życia i śmierci Papieża zmieniła bardzo wiele osób. “Tak smutne wydarzenie dało mi tak wiele do myślenia nad swoim życiem. Chcę być lepsza, chcę być bliżej Ciebie, chcę być bliżej Boga. Będę się modlić. Pomóż mi…”. Jan Paweł II, jak się wydaje, wypełnił swoją ziemską misję: “mam nadzieję, że pomożesz mi znów zbliżyć się do Kościoła i Boga. Bardzo tego potrzebuję”. A skoro ją wypełnił to w pewnym sensie jest człowiekiem sukcesu, a więc wart naśladowania. Tym bardziej, że sukces ten odniósł w sposób niezwykły, będąc niezwykłym człowiekiem, do którego możemy się zwrócić, nawet w taki sposób: “tak strasznie Cię proszę, wiesz o co…

Piotruś 🙂
Błagam, pomóż mi… Kocham Cię”. Papież to człowiek bardzo bliski, który nas rozumie, który w ewangeliczny sposób bardziej się pochyla nad człowiekiem, niż go naucza. Wprawdzie istnieje w relacjach pomiędzy nim a nami odpowiednik sytuacji mistrza i ucznia, ale to my sami ją stwarzamy. Lolek, Wojtyła czy Jan Paweł II zawsze widział w drugim człowieku partnera. Traktował go w sposób bardzo poważny, stawiał konkretne wymagania, ale również była w tym sympatia i iskra jego słynnego poczucia humoru.
Nie jest bez znaczenia, że znakomita większość wpisów kondolencyjnych różni się w sposobie narracji od innych tekstów przygotowywanych na taką okoliczność. Trzecia forma osobowa to tu rzadkość. Zwracaliśmy się zazwyczaj do samego Papieża. Jedni używali zwrotów pełnych namaszczenia: “Czcigodny Ojcze Święty”, inni cieplejszego: “Kochany Ojcze Święty”, aż do – bardzo popularnego – “Tato”, czy wręcz “Tatusiu”. Innym sposobem narracji, często przyjmowanym przy wpisach, był zwrot do Boga; podziękowania, prośby. Wpisywaliśmy samo “żegnaj Tato” lub tekst modlitwy za zmarłych, albo w przydługim tekście opisywaliśmy wszystko, co zawdzięczamy Ojcu Świętemu. W tej czy innej formie, natykaliśmy się na niezwykłą intymność tego dialogu pomiędzy “ja” a Papieżem. To właśnie odbicie tych słów, które w mediach tak często słyszeliśmy podczas czuwania: “Papież zwracał się do nas wszystkich i do każdego z osobna”. Chyba nie było takich miejsc czy ludzi, którzy byliby z jakiegokolwiek powodu wykluczeni z jego posługi. Niestety nie do wszystkich mógł dotrzeć, przykładem Rosja.

Po maturze my też pójdziemy na kremówki

– to tekst kartki zawieszonej na murze kurii. Autorami są oczywiście ludzie młodzi, do których, o czym mówi się ciągle, Jan Paweł II docierał z ewangelią w sposób zaskakująco skuteczny. Żeby oddać im sprawiedliwość, trzeba przyznać, że większość czuwań, spotkań, marszów została zorganizowana właśnie przez nich.

Jan Paweł II zwracał się do młodzieży z wielką ufnością: “jesteście nadzieją Kościoła i świata”. Jedne z jego ostatnich, niesamowitych słów: “szukałem was, a dziś wy przyszliście do mnie” były skierowane przecież do młodych. Papież umiał bowiem połączyć dwie, jakby się mogło zdawać przeciwne, cechy wyznania chrześcijańskiego: ich współistnienie uwidoczniło się kolejny raz podczas czuwania. Są to: indywidualizm i uniwersalizm. Orędzie miłości jest skierowane do każdego z osobna, jest uniwersalne w swym fundamencie, w miłości, która jednak jest tak potężną siłą, że pozwala zachować swą indywidualność; będąc “sobą” możemy kochać; nie potrzebujemy rezygnować z własnej wolności, tylko ją wypełnić. A sposobów na to, da się znaleźć wiele. Również żal po śmierci Papieża młodzież okazała w “swoim stylu”, jak graffiti na ulicy Czarnowiejskiej czy osiedlu Olsza w Krakowie, lub radosne, nocne śpiewy na Błoniach.

Ten entuzjazm młodzieży Jan Paweł II mocno podkreślał w “Przekroczyć próg nadziei”. Entuzjazm, który dostrzegaliśmy w jego własnej posłudze, w niezwykłej otwartości na wyznawanie uniwersalnej prawdy o Jezusie, który został ukrzyżowany za wszystkich i zwraca się do każdego z propozycją miłości dając samą esencję; dekalog, który nie narzuca schematów, ale daje wartości. Jest zbiorem uniwersalnych praw, realizowanych w naszej indywidualnej rzeczywistości. “Kochany Ojcze Święty, módl się za nami, byśmy, jak Ty, byli młodzi do ostatniego amen” – czytamy w księgach kondolencyjnych. Młodzi też napisali: “patrząc na krzyż na Giewoncie, będziemy wołać za Tobą – sursum corda!”.

Twoja wielbicielka

Po ostatniej decyzji Benedykta XVI o ropoczęciu procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II, można się w nieco inny sposób odnieść do wielu próśb, które zostały zawarte przez ludzi w ich wpisach. Ta kwestia jest jednak wciąż bardzo delikatna. W podniosłej atmosferze przesyconej dziełem Papieża, niektórzy zdawali się zapomnieć, że i Ojciec Święty był tylko “prostym robotnikiem winnicy pańskiej” – jak z kolei powiedział o sobie obecny papież. Było i tak, że zdarzało się awansować Wojtyłę z roli tego, który wskazuje, do – wręcz! – roli Tego, który Jest. Wszystko ma swoją cenę – bliski związek ze środkami masowego przekazu, miał swoje wady w postaci kreowania Papież na idola, a nie przywódcę duchowego.

Wracając jednak do próśb o uzdrowienie. Na pewno ważne są deklaracje uzdrowienia duszy, jak choćby stwierdzenia, które przecież brzmią jak banał, a opisują coś niesamowitego: “dzięki Tobie uwierzyłem w Boga”, “dzięki Tobie odnalazłam swoją drogę – służę ludziom!”. Takie deklaracje nie budzą rozterek, a wyłącznie satysfakcję. Inaczej jest, kiedy na przykład czytamy prośbę o uzdrowienie skierowaną do Jana Pawła. Z jednej strony to przykład pełnego przekonania o świętości (bo przecież święci żyją wśród nas), a z drugiej coś na swój sposób niestosownego. Choć na chłopski rozum: jeśli był święty, to był i już, nie trzeba czekać na kanonizcję, bo ona jest wynikiem, a nie przyczyną świętości. Gorzej jeśliby się to przeczucie nie potwierdziło. Skądinąd to problem wart szerszych rozważań.

Będzie super!

Próbując ogarnąć wszystko jeszcze raz: pamięć o tych dniach, ich formę oraz to, co namacalnego pozostało, musimy stwierdzić, że tak naprawdę nie jesteśmy nawet w połowie drogi.

Słowa, te zapisane w księgach kondolencyjnych, są swoistymi owocami naszego czuwania. Jednak w większości są to słowa. Zadanie wciąż przed nami. Czerpiąc siłę z Miłości, musimy te słowa przeistoczyć w czyny. Inaczej pozostaną kiczem, odwrócą się przeciw dziełu samego Jana Pawła II. Każdy powinien wrócić do swoich deklaracji i zastanowić się w jakim stopniu je realizuje.

“…na tym kończę… jak mi się jeszcze coś przypomni, to ofiaruję za Ciebie moją modlitwę, a Ty ofiarujesz ją Bogu za kogoś, kto będzie tego potrzebował i będzie super!”.

Autor jest studentem Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. prof. Józefa Tischnera w Krakowie. Obecnie odbywa staż w Fundacji Kultury Chrześcijańskiej ZNAK.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code