Kształty więzi

Człowiek istnieje osoba kocha

Spread the love

Czytania na dziś

Na marginesie Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym.
“Gaudium et spes” pp. 21-25

W ramach seminarium “Jak być chrześcijaninem we współczesnym świecie?”
rozważaliśmy znaczenie relacji i więzi międzyludzkich, ich barwy oraz pożądanego kształtu.

Poniżej – fragmenty rozmowy.
Całość znajdziesz —>tutaj


“.. życie społeczne nie jest dla człowieka tylko czymś dodatkowym, wzrasta on we wszystkich swych przymiotach i staje się zdolny odpowiedzieć swemu powołaniu przez obcowanie z innymi, przez wzajemne usługi i rozmowę z braćmi…”

Darek Piórkowski SJ

Relacja między jednostką a społecznością, między indywiduami a wspólnotą należy chyba do jednych z najciekawszych problemów antropologicznych. Spór o społeczny wymiar człowieczeństwa toczy się przecież od zarania myśli ludzkiej. Coraz bardziej przekonuję się, że obecny wiek musi zająć się pogłębioną refleksją nad istotą człowieczeństwa, nad tym, czym jest osoba ludzka, jej natura, na czym zasadzają się jej związki i zależności wobec wspólnoty itd.

Sobór uwydatniając związek i jedność lub wzajemne warunkowanie się osoby ludzkiej i społeczeństwa bazuje na nieco dzisiaj rozmazanym i niejasnym pojęciu natury ludzkiej, w tym także jej społecznego wymiaru. Odwołuje się także do klasycznej myśli św. Tomasza z Akwinu, który dowodzi, że życie społeczne jest czymś nieodzownym w życiu poszczególnego człowieka. Niemniej problematyczna jest także koncepcja osoby, która dzisiaj także rozumiana jest na różne sposoby. Jakie więc pojęcie natury i osoby ma na myśli Kościół?
Zdecydowanie oba pojęcia są terminami metafizycznymi. Z pewnością nie chodzi tutaj o naturę w znaczeniu czysto biologicznym. Wielu współczesnych naukowców nazywa naturalnym tylko to, co w danym gatunku lub zachowaniach jakiejś grupy można określić jako powtarzalne i da się to zaobserwować empirycznie.

Początkowo natura – physis, była rozumiana jako istota, rdzeń rzeczy skończonych, poddanych powstawaniu i przemijaniu. Z czasem jednak z zasady rośnięcia, stawania przeszła ona w bardziej statyczne pojęcie; natura oznacza wszystko to, co odpowiada na pytanie: “Co to jest?”.

Dzisiaj w potocznym języku często mówimy: “zgodnie z naturą rzeczy”, “wbrew naturze”. Pobrzmiewa w tym zwrocie także przekonanie o istnieniu jakiegoś stałego porządku, jakiejś hierarchii rzeczy, jakiejś wewnętrznej sensowności rzeczy, ich jednorodności i przypisanej im celowości. Ten porządek jest w pewnym sensie od nas niezależny. Kiedy Kościół mówi o naturze człowieka to ma na myśli nie tylko jego istotę, to znaczy coś, bez czego nie byłby on człowiekiem, jakieś wewnętrzne i niezależne od człowieka określenie go, ale też odwołuje się do pewnego trwałego fundamentu, podstawy, która w pewnym sensie została w nim założona. Wiadomo, że aby budynek istniał nie można naruszyć jego fundamentu. W człowieku są w pewnym sensie z góry określone jakości, na które on nie ma bezpośredniego wpływu. Jest w nim stała struktura, jako rzeczywistość pierwotnie ustalona i jedna.To w sumie bardzo logiczne, jeśli uznać, że człowiek pochodzi od Kogoś większego, od Stwórcy, od którego bierze swój początek. Naturę można też pojmować jako pewne cechy wspólne, która da się wyodrębnić w każdym człowieku. Karl Rahner mówi w tym kontekście o egzystencjałach w człowieku – o tym, co go wewnętrznie określa.

Ale czy natura człowieka obejmuje w sobie tylko elementy pozytywne, czy oprócz takich zdolności jak otwierania się na drugich należą do niej także skłonność do grzechu, pożądliwość, egoizm itd.?
W tym miejscu muszę powrócić do nr 14 “Gaudium et spes” gdzie Kościół definiuje pokrótce naturę człowieka i wymienia jej “elementy”:
– jedność ciała i duszy
– wyższość nad rzeczami cielesnymi
– prymat człowieka nad przyrodą i społecznością
– jego wnętrze przerasta cały świat
– w jego wnętrzu mieszka sam Bóg
Nie ma więc tam ani słowa o negatywnych wymiarach człowieczeństwa, których niewątpliwie doświadczamy, ale można powiedzieć, że nie były one od początku zamierzone. Nie należą one do najgłębszej istoty człowieka.

Według Kościoła natura społeczna człowieka to odblask jedności i wzajemności istniejącej pomiędzy Osobami Trójcy Świętej. I to jest najgłębsze uzasadnienie relacyjności człowieka, zdolności do budowania wspólnoty, co więcej radykalnej zależności od drugich. W człowieku wpisane jest pragnienie zawiązywania więzi na różnym poziomie i o zróżnicowanym charakterze.
Powstaje jednak pytanie, czy to przekonanie o społecznym charakterze natury człowieka, a więc tego, co go określa w sposób nieodwołalny bierze się tylko z Objawienia? Czy nie można dojść do takiego wniosku na drodze obserwacji? Czy potrzebna jest do tego nadprzyrodzona inspiracja? Czy to pozytywne określenie natury człowieka da się wywieść z codziennego doświadczenia?

Niewątpliwie wielu filozofów, którzy wypowiadali się o człowieku, czerpało swoją wiedzę o człowieku także z oglądu i obserwacji zastanej przez nich rzeczywistości. Ale dochodzili oni do różnych wniosków: od jednej skrajności “człowiek człowiekowi wilkiem” (T. Hobbes) popadali w drugą: “człowiek człowiekowi bogiem” (Feuerbach). Wielu myślicieli oświeceniowych odrzucało jakąś stałą, pierwotną naturę człowieka, nie mówiąc już o jej wymiarze społecznym.

Kościół stoi jednak na stanowisku, że człowiek od zawsze jest i pozostaje istotą społeczną. Na czym polega jednak wzajemna zależność między postępem człowieka a rozwojem społeczeństwa? Jedno jest pewne: nie chodzi tutaj tylko o rozwój ekonomiczny, lecz o rozwój moralny, kulturowy. Chociaż istnieje też jakiś związek pomiędzy dobrobytem społeczeństwa, a poziomem życia moralnego poszczególnych osób. Ani bogactwo, ani wysokie wskaźniki ekonomiczne nie odzwierciedlają jednak w pełni jakości życia poszczególnych osób.

Zależność ma dzisiaj niezwykle negatywne konotacje. Kojarzy się z poddaństwem, ze zniewoleniem i brakiem pełni wolności. Ale jeśli tak zastanowić się trochę głębiej, to niemożliwe jest życie bez zależności. Dlatego pomiędzy jednostkami a społeczeństwem istnieje jakieś napięcie -im lepsi są ludzie, tym bardziej wzrasta cała społeczność. Sobór z jednej strony podkreśla autonomiczność, odrębność i wyjątkowość człowieka. Z drugiej sugeruje, że nie da się go zrozumieć, i co więcej osiągnąć celu, do którego został on stworzony w oderwaniu od “środowiska”, w którym przyszło mu żyć. Nie można zrozumieć sensu istnienia człowieka odrywając go od więzi z drugimi.

Z pewnością ładnym biblijnym obrazem jest tutaj symbol wzajemnie powiązanych ze sobą członków w jednym Ciele, o czym pisze św. Paweł. Jeśli jeden z członków lub organów szwankuje, to całe ciało cierpi. Jeśli wszystkie dobrze funkcjonują to i cały organizm ma się dobrze. Pomiędzy ludźmi istnieją wzajemne duchowe powiązania, które podlegają prawu stopniowania. Duchowe więzi między ludźmi
różnie się wyrażają, ale nie można się od nich uchylić.

Wzajemne warunkowanie się rozwoju człowieka i społeczeństwa wyklucza wszelkie postawy roszczeniowe. Owszem, człowiek ma prawo oczekiwać należnych mu dóbr od społeczności. Ale też wspólnota tylko dlatego istnieje i jest podtrzymywana, bo poszczególni ludzie wnoszą do niej jakąś część siebie. Wszystkie instytucje społeczne winny być podporządkowane osobie, ale nie w tym sensie, jakoby nie oczekiwały one od każdego z osobna osobistego wkładu w dobro wspólne.

Kryterium, względem którego należy oceniać instytucje społeczne i systemy władzy jest to, czy sprzyjają one prawdziwemu rozwojowi całej osoby ludzkiej. Każdy system społeczny czy polityczny, który koncentruje się tylko na jakimś wycinku czy wymiarze osoby i podnosi go do rangi absolutu jest błędny.

Ciekawe, że w momencie, kiedy tekst mówi o relacyjności człowieka używa raczej pojęcia osoba ludzka. Okazuje się, że samo pojęcie “człowiek” nie do końca adekwatnie określa istotę ludzką. Spodobało mi się kiedyś zdanie, które przeczytałem u niemieckiego filozofa R. Spaemanna:
“Osoby nie są czymś, co istnieje. Czymś, co istnieje, są rzeczy, rośliny, zwierzęta, ludzie. Fakt, że ludzie są powiązani ze wszystkim, co istnieje, w sposób głębszy niż wszystko pomiędzy sobą, oznacza, że ludzie są osobami”.
Tkwi w tym bardzo interesująca intuicja: osoba jest kimś, kto nie istnieje poza relacją. Jest określeniem człowieka niejako z innego porządku. Osoba nie należy do porządku rzeczy czy zwierząt, bo żadne z nich nie może wejść w relację, nie może świadomie i dobrowolnie otworzyć swego serca, nie może dać czegoś z siebie dla innych. I to w głównej mierze podkreśla Kościół. Osobę w pełni konstytuuje miłość – zarówno ta przyjmowana od drugich jak i świadczona innym.

Dlatego myślę, że dzisiaj klasyczne określenie osoby jako indywidualnej substancji rozumnej natury jest niewystarczające. Nie wystarczy także stwierdzenie, że osoba to byt, który myśli, ma świadomość. Niektórzy myśliciele współcześni, zatrzymując się na tym poziomie, dochodzą do wniosku, że osobami nie są małe dzieci, ludzie dotknięci demencją starczą, czy nawet ludzie śpiący, bo chwilowo pozbawieni są świadomości. Natomiast u żadnego człowieka nie można zanegować tego, że od początku wchodzi z innymi w różnorakie relacje. W różnych dyskusjach na temat aborcji, eutanazji wydaje mi się to bardzo ważny punkt. Człowiek poprzez swoją zdolność do bycia w relacji od początku swego istnienia do samego końca ukazuje swoją wyjątkowość, transcendentny wymiar swojej istoty. Same jego przyjście na świat jest już osadzone w relacji międzyludzkiej, nawet jeśli jest ona niedojrzała, przypadkowa i grzeszna.

W ostatecznym rozrachunku człowiek dlatego jest osobą, gdyż od początku Bóg nawiązuje z każdym człowiekiem intymną i niewidzialną więź, której nie można zauważyć gołymi oczyma.

Życie społeczne wyraża istotną cząstkę natury człowieka i służy wzrostowi. Sobór wyraźnie daje w tym tekście do zrozumienie, że wszędzie tam, gdzie człowiek nie angażuje się w budowę instytucji społecznych, nie czuje się za nie odpowiedzialny, nie jest zainteresowany udziałem w partiach, stowarzyszeniach, fundacjach i wszelkich innych wspólnotach, dotyka go jakiś paraliż. Unikanie jakiejkolwiek aktywności na polu społecznym jest objawem niedorozwoju duchowego, braku wzrostu w życiu, a nie zwykłą konsekwencją “egoistycznej” natury człowieka. To diametralna różnica w stosunku do opinii tych, którzy na przestrzeni wieków uważali, że wszelkie instytucje społeczne powstały tylko na drodze umowy, aby ludzie żądni różnych dóbr i bojący się śmierci, nie pozabijali się. Tylko, jeśli człowiek wchodzi w relacje społeczne dlatego, że musi, dlaczego jednak tak wiele ludzi ogranicza się do minimum?

Jeśli osoba ludzka “koniecznie potrzebuje życia społecznego” to nie dlatego, że przymusza ją do tego zewnętrzna sytuacja albo zagrożenie życia w przypadku braku zaangażowania, bo wówczas panowałaby powszechna anarchia. Konieczność życia społecznego wypływa z powołania osoby ludzkiej i jest potrzebą pozytywną, kształtującą osobowość i ducha ludzkiego. Dotarcie do Boga jest tym samym niemożliwe bez coraz bardziej podejmowanej odpowiedzialności za drugich.

Grzegorz Szturo

Sobór otworzył Kościół na świat. Opinia ta, w pełni uprawniona, padała tak często, iż wylądowała na półce sloganów.A warto się jej przyjrzeć bliżej.
Autorzy dokumentu zauważają, iż dokonuje się na świecie proces zwielokrotnienia związków między ludźmi”. Wspomagany przez środki techniczne nie jest jednak uznany tylko za jego efekt. Dochodzi do niego przede wszystkim w wyniku pragnień ludzi, chcących poszanowania ich “duchowej godności”. Jest więc procesem jak najbardziej pożądanym, choć nie wolnym od pewnych zagrożeń. W omawianym fragmencie autorzy skupiają się jednak bardziej na pozytywach zagadnienia. Pragnieniem Boga jest, aby cała ludzkość stanowiła jedną rodzinę. I właśnie w procesie zwiększania relacji pomiędzy ludźmi odczytywać można, iż ludzkość powoli, używając różnych form buduje tę rodzinę. Do głosu dochodzi rozumienie praw wpisanych przez Boga w ludzką naturę. Jak dziwnymi drogami może podążać Duch Święty, wspierający różne formy zdrowych relacji między ludźmi. Stowarzyszenia o charakterze publicznym i prywatnym są wymienione w tym kontekście, jako jeden z budulców gmachu ludzkiej rodziny. Realizując wyższe cele, nie dbając tylko o prywatne korzyści stanowią nieodzowny “dar z samego siebie”. Wskazanie na rolę wszelkich działań zespołowych jest moim zdaniem bardzo ważne.

Żaden człowiek nie jest samotną wyspą (pozwolę sobie posłużyć się kolejnym hasłem), a realizacja jego pragnień nie może się w pełni realizować w oderwaniu od innych. Budowanie ludzkiej wspólnoty jest jednym z obowiązków chrześcijanina. Tak więc z omawianego fragmentu można odpowiedzieć na główne pytanie seminarium “Jak być chrześcijaninem we współczesnym świecie” – należy działać dla wspólnego. szeroko pojmowanego dobra. Nawiasem mówiąc, czy idea “społeczeństwa obywatelskiego” nie jest pokrewną idei wspólnoty ogólnoludzkiej?

Elżbieta Czerkacz

Zaintrygowało mnie pytanie – dlaczego tak wielu ludzi ogranicza się do minimum w swoich zaangażowaniach na rzecz dobra wspólnego, biorąc pod uwagę że jest to potrzeba pozytywna, kształtująca osobowość i ducha ludzkiego?

Zadaję to pytanie dość często i przyznam że odpowiedź wcale nie jest łatwa gdy rozważam to ogólnie, ani też gdy zapytuję o to siebie.
Myślę że aby rozwinęła się jak to określiłeś- pozytywna potrzeba- muszą najpierw zostać zabezpieczone inne potrzeby, a mianowicie: trzeba posiadać podstawowe środki do życia, być w jakiejś integracji ze środowiskiem, oraz w zadawalających i stałych relacjach.
Jest to chyba niezbędne minimum, żeby w swojej wolności móc stawiać pytania i działać w wolności.
Obserwując życie polityczne, działalność samorządów i stowarzyszeń- obserwuje się często niedojrzałość ludzi podejmujących zadania społeczne. Dobrze by było gdyby rozwijali się wraz z objęciem zadań, ale nie zawsze idzie to w parze.
Znam wiele osób wywodzących się ze środowisk katolickich którzy objęli wysokie funkcje społeczne i nie sprawdzili się w tych rolach.
Jest to moim zdaniem obraz pokazujący że istnieje wielkie zapotrzebowanie na ludzi dojrzałych, moralnie ukształtowanych, spójnych streszczających swoją osobą to, co oznacza być człowiekiem, bratem i w końcu dzieckiem Boga.
Jak pomóc sobie i innym by nie poprzestawać na minimum

Darek Piórkowski SJ

Problem jest bardzo złożony. Najpierw myślę, że “Gaudium et spes” postrzega jednak życie społeczne w bardzo szerokim sensie jako naturalne pragnienie budowania więzi z innymi. Założenie rodziny, przyjaźń, praca w zespole to już są przejawy natury społecznej człowieka. Aktywność polityczna, charytatywna czy społeczna to dalsze, być może bardziej wymagające sposoby realizacji tego
podstawowego odniesienia człowieka ku drugim, ku relacji.

Dlaczego wielu ludzi ogranicza się jednak do minimum na tym polu?
Przyczyny są z pewnością liczne. Ja wymieniłbym następujące:
1. Myślę, że nie wszyscy ludzie, nawet jeśli mają tę samą naturę społeczną, w równym stopniu mogą i potrafią się angażować w życie społeczne. Nie od razu może to wynikać z gnuśności, egoizmu, czy zapatrzenia w siebie. Po prostu mamy różne dary i możliwości. Dla kogoś szczytem życia społecznego może być właściwa troska o rodzinę, o najbliższe otoczenie. I jeśli będzie robił to z oddaniem i poświęceniem to będzie się także rozwijał, a przez to pośrednio wpływał na ogólne dobro.
2. Prawdą jest też, że trudno angażować się pełniej w działalność społeczną, jeśli człowiek często niezależnie od niego jest obciążony nadmierną troską o byt materialny rodziny. Jednak uważam, że nawet wtedy jest w stanie spełnić przynajmniej podstawowe obowiązki obywatelskie – jak, np. pójście do wyborów. Niektórzy nie chcą zadośćuczynić nawet temu minimum, które w gruncie rzeczy niewiele kosztuje, a z drugiej strony paradoksalnie aż tak wiele nieraz wymaga.

3. To, co podoba mi się w całej konstytucji “Gaudium et spes” to całościowe spojrzenie na życie człowieka. Dzisiaj często ulegamy pokusie fragmentaryzacji życia. Różne sfery i dziedziny życia próbuje się postrzegać w oderwaniu od siebie, we wzajemnej izolacji.

Tymczasem chociaż są one w jakimś stopniu autonomiczne, to jednak jakoś wzajemnie się przenikają, łączą, istnieje pomiędzy nimi coś, co je spaja i nadaje wspólny kierunek. Myślę, że jest to jedna z najpoważniejszych bolączek człowieka, zresztą nie od dzisiaj.

Całościowe spojrzenie na swoje życie, jego cel, powołanie jest trudne i wymagające. Skoncentrowanie się na wycinku jest łatwiejsze, ale w ten sposób często nie widzi się wewnętrznych zależności pomiędzy różnymi dziedzinami życia. I tak jeśli np. przykazania będą postrzegane w oderwaniu od powołania człowieka to będą one kulą u nogi albo jeśli ktoś zawęzi sferę seksualną tylko do czysto fizycznego przeżywania, to co ma go motywować do odpowiedzialności w tej dziedzinie?
4. Zaangażowanie w życie społeczne we wszystkich swych wymiarach jest wprost proporcjonalne do osiągniętego przez nas poziomu bezinteresowności. Bo zwykle działalność społeczna nie przynosi szybkich i wymiernych owoców. Dopóki więc za bardzo oczekujemy wymiernych korzyści dla siebie, trudno też będzie poświęcić się czemuś, zwłaszcza jeśli na horyzoncie nie zarysowują sie żadne profity.

A bezinteresowność zawsze popłaca, tyle że nie da sie zauważyć jej owoców od razu. Dlatego Sobór ściśle łączy rozwój osoby z rozwojem społeczeństwa czy pomnażaniem dobra wspólnego. Wielu ludziom wydaje się, że wszystko w ich życiu rozwija się niejako w sposób naturalny. Ale sfera duchowa, modlitwa, życie religijne, wykształcenie, życie społeczne nie rozwijają się automatycznie. One są zadaniem dla człowieka na całe życie. Dzisiaj częściej należałoby mówić o tym, co to znaczy rozwój w życiu ludzkim, jaka jest jego dynamika, jak on się przejawia.
5. Działalność społeczna zależy więc także od dojrzałości osobowej człowieka, od poziomu jego wykształcenia, od horyzontów, jakie posiada, od podejmowanego wysiłku rozwoju. Sobór wskazuje więc kierunek: nie chcesz poprzestawać na minimum w twoim życiu, podejdź do niego w sposób integralny, zaryzykuj przygodę rozwoju. Myślę, że wielu ludzi w którymś momencie dokonuje po prostu mniej lub bardziej świadomy wybór. Dochodzą do pewnego pułapu, którego już nie chcą przekroczyć. Bo żeby przeżyć na ziemi, to w gruncie rzeczy niewiele potrzeba. Ale podjęcie dalszego rozwoju to już sprawa wysiłku duchowego.

Andrzej Miszk


Ponieważ życie społeczne nie jest dla człowieka tylko czymś dodatkowym, wzrasta on we wszystkich swych przymiotach i staje się zdolny odpowiedzieć swemu powołaniu przez obcowanie z innymi, przez wzajemne usługi i rozmowę z braćmi. (GS, 25)

Wcześniejszy paragraf GS mówiący o miłości do bliźnich, tworzeniu jedności całej wspólnoty ludzkiej i bezinteresownym darze z siebie jako warunku osobowej pełni daje charakterystykę chrześcijańskiej i niejako metafizycznej postawy człowieka wobec innych. Zdanie, które ja rozważam jest pewną – choć wciąż dość uogólnioną – konkretyzacją tej postawy, wskazaniem pewnych czynności, które są realizacją istotowej społecznej natury człowieka.

Obcowanie z innymi – jest pierwszym i koniecznym warunkiem budowania międzyludzkich i wspólnotowych relacji. Nie jest to jedynie warunek funkcjonalny, ale metafizyczny: moja (współ)obecność z innymi jest aktem podstawowej afirmacji drugiego człowieka i wspólnoty. Niejako przez samo wejście w relacją, która posiada zwykle widzialne znaki – poza wyjątkowymi powołaniami jak jak np. zakonnice klauzurowe, gdzie dominantą ze światem “zewnętrznym” jest obcowanie czysto duchowe – pokazuję drugiemu, że jest dla mnie ważny, że afirmuję jego/jej istnienie. To obcowanie może mieć rózną jakość i wymiar, zależną od osobowej jakości jednostki oraz rodzaju relacji, ale już sam fakt obcowania, wchodzenia w kontakt ma wartość fundamentalną. Dlatego tak boleśnie reagujemy, gdy ktoś ważny dla nas jest nieobecny w domu, w rodzinie, w gronie przyjaciół, we wspólnocie, w różnych aktach obywatelskich, itd.

Oczywiście, zwykle chodzi nam też o jakiś określony kształt tej obecności, ale najważniejsza pozostaje sama obecność. I tu trzeba mieć jasność zupełną: jeśli tworzę relację międzyosobową, rodzinę, wspólnotę, itp, a jednocześnie nie podejmuję trudu obcowania w czas lepszy i gorszy, to uchylam się od podstawowej afirmacji osób i czynię niemożliwym lub niedostatecznym samo zaistnienie życiodajnej relacji i wspólnoty. I oczywiście moje życie osobowe karłowacieje, ja sam niejako staje się mniej obecny w planie metafizyczny i zatrzymany w osobowym rozwoju. Akt afirmacji drugiego, jest bowiem jednocześnie aktem afirmacji samego siebie. To obcowanie powinno mieć różną głębie i częstotliwość zależną od rodzaju relacji i wspólnoty. Czym powazniejsza relacja i wspólnota, tym ta współobecność staje się ważnijesza i bardziej wymagająca. Czym szerszy krąg obcowania, tym bardziej rozwijamy się osobowo i więcej dobra możemy czynić drugim. Nasze obcowanie z innymi ostatecznie jest niedoskonałym aktem miłości bliźniego. Lepsza niedoskonała obecność (miłość), niż jej brak.

Wzajemne usługi . Myślę, że angielskie duties – obowiązki lepiej chyba oddaje intencję tego fragmentu, ponieważ uslugi kojarzą nam się bardziej z działalności komercyjną, natomiast obowiązek niesie znaczenie szersze. Obowiązki te mogą być bardzo różne: rodzinne, zawodowe, sąsiedzkie, wspólnotowe, obywatelski, itd. Samo obcowanie, choć tak ważne i fundamentalne, nie wystarcza. Drugi człowiek rodzi nasze rozmaite konkretne zobowiązania: matka, która by jedynie obcowała ze swym dzieckiem ciesząc sie jego obecnością, ale nie dbała o jego potrzeby, nie byłaby dobrą matką, policjant, który przechadzałby się po mieście, ale nie reagował na przestępstwa nie byłby dobrym policjantem, pracownik, który przychodziłby do pracy, ale udawał, że pracuje nie byłby dobrym pracownikiem, itd. I ten brak funkcjonalny nie jest tylko aspektowy, przeciwnie dotyczy ona braku (lub pełni) sięgającego w głąb osoby. Dojrzałość osobowa człowieka mierzona jest w dużym stopniu zdolnością do podejmownia zobowiązań i zdolności ich wypełnienia. I w pierwszej kolejności te zobowiązania, choć mogą mieć zapośredniczony charakter rzeczowy, są zobowiązaniami wobec osoby i społeczności. I to jest ważny moment etyczny wzajemnych obowiązków: nawet jeśli wykonuje jakaś rzecz i nie dzieje się to w kontakcie wprost międzyludzkim, to zawsze dotyczy to innego człowieka i jest wykonywaniem zobowiązania wobec niego, nawet, jeśli bym go nie znał. Wzajemność świadczenia sobie obowiązków tworzy więzi osobowe i społeczne, jest znakiem i urzeczywistnianiem sprawiedliwości i miłości. Czym większa dojrzałość osobowa człowieka tym więcej w nim/niej ducha służby, tym bardziej ktoś staje się pożyteczny dla innych, na miarę swojego potencjału, nie wymagając jednocześnie wzajemności.

Rozmowa z braćmi, czy jak chyba lepiej oddaje angielskie tłumaczenie – braterska rozmwa (dialog). Okazuje się, że sama obecność połączona ze wzejemnym świadczeniem sobie usług (obowiązków) jest niewystarczająca dla pełni międzyosobowej i wspólnotowej relacji. Rozmowa ta wydaje się być pewną miedzyludzką wymianą o charakterze niekoniecznym, wyrazem spotkania osób, pozwalających poznać się sobie nawzajem na głębszym poziomie ich człowieczeństwa i ducha. Braterskość (czy siostrzaność) tej rozmowy oznacza gotowość do akceptacji słabości, przebaczenia, przemiany, pragnienia dobrej interpretacji intencji drugiego, życzliwości, ducha prawdy w miłości, itd. Dlatego rozmowa ma tak wielkie znaczenie, bo jeśli mowa jest wyrazem ludzkiego bycia, to gdy rozmawiam z drugim udzialem mu/jej z swego bycia i otwieram się na przyjęcie prawdy o byciu drugiego. Rozmowa umożliwia nie tylko ekpresję osobistych myśli i przeżyć – co samo w sobie jest niesłychanie ważne – ale też jest znakiem zaufania i zawierzenia. Rozmowa oznacza też wzajemne i uważne słuchanie siebie. Bywa też, że w rozmowie nasze poglądy i niejako my sami bywamy zakwestionowani, zmuszeni do przejścia na głębszy poziom i zweryfikowania własnej postawy. Czym szerzej rozmawiamy, czym większą tworzymy przestrzeń dla rozmowy, tym bardziej stajemy sami się ludźmi i tym większy nasz wkład w budownie wspólnoty ludzkiej.

Nie każde mówienie jest rozmową. Jeśli jestem w relacji, która nie ma profilu współodpowiedzialności i urzeczywistniania wzajemnych zobowiązań, ma charakter obecnej-nieobecności, to moje mówienie może być nieautentyczne. Jeśli mówienie ma głównie charakter egoistycznej ekspresji osobistych potrzeb nie jest braterską rozmową. Mogę mówić, by stwarzać iluzję obecności i odpowiedzialności, mogę mówic, by w istocie nie rozmawiać. Heidegger nazywa taki typ mówienia gadaniną i uważa za jedną z powszechnych modi ludzkiej nieautentyczności. Autentyczna rozmowa jest możliwa gdy towarzyszą jej oba pozostałe warunki relacji: dobra i wierna obecność oraz spełnianie wzajemnych obowiązkow. Zresztą każdy z tych warunków wzajmnie się uzupełnia, i dopiero wspólnie tworzą one zespół zachowań wskazujący na postawę bycia z drugimi i dla drugich.

Obcowanie, spełnianie wzajemnych obowiązków, braterska rozmowa tworzą razem codzienny wyraz naszej miłości bliźniego,dzięki nim urzeczywistniamy siebie jako osoba ludzka i tworzymy dojrzałe relacje i wspólnoty. Ważne jest, aby pamiętać, że dobroć etyczna tych czynności nie tyle zależy od ich doskonałości, ale od pewnej ciągłości podejmowanych wysiłków. To właśnie ta ciągłość pokazuje pewną fundametalność postawy nakierowanej na dawanie siebie innym. Jakość urzeczywistniania obecności, obowiązków i rozmowy może być różna u róznych osób – i zeleży od ich potencjału i osobistej charakterystyki – ale juz sam fakt podejmowania tych aktów jest ważnym aktem miłości bliźniego i budowania wspólnoty. Czym głębiej, integralniej i szerzej spełniamy te trzy rodzaje aktów relacyjnych, tym bardziej stajemy się ludźmi i wspólnotami.

Małgosia Piotrowska


Dawniej człowiek znał bliżej stosunkowo niewielu ludzi – głównie z rodzinno-sąsiedzkiej wspólnoty. Kontakty z innymi społecznościami były stosunkowo rzadkie i wątłe.
Obecnie – dzięki środkom komunikacji drastycznie skracającym dystans i zwielokrotniającym możliwości związków między ludźmi – każdy człowiek może należeć do wielu wspólnot, przynależeć do wielu różnych kręgów.
Środki techniczne umożliwiają kontakt i podtrzymywanie więzi, ale nie przesądzają o jego charakterze… czy częstotliwości. Jakość “braterska” dialogu wynikać musi z woli i emocji ludzi tworzących wspólnotę.
Objawienie pozwala na uświadomienie sobie przez każdego człowieka – ostatecznego celu i sensu wspólnotowych więzi społecznych.
Objawienie też daje jasne wytyczne co do charakteru więzi oraz właściwych sposobów osiągnięcia celu przewidzianego w planie Bożym dla każdego człowieka.

Główne wskazanie co do charakteru więzi zawarta jest w przykazaniu Miłości.
“Dlatego to miłość Boga i bliźniego jest pierwszym i największym przykazaniem. Pismo święte zaś poucza nas, że miłości Boga nie można odłączyć od miłości bliźniego, bo: “jeśli jest inne jakie przykazanie, w tym słowie się zamyka: będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego… przeto doskonałym wypełnieniem prawa jest miłość” (Rz 13,9-10; por. 1 J 4,20)”
I nie można oddzielić miłości bliźniego od miłości Boga – są dwoma stronami jednego medalu.. Miłość Boga realizuje się w miłości bliźniego, a miłość bliźniego ogniskuje się w celu, do którego prowadzi – w miłości Boga.
…I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie*,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał…..
I wyraźnie jest powiedziane – miłość bliźniego – konkretnego, każdego człowieka; a nie abstrakcji – typu “miłość ludzkości”… Bo taka abstrakcyjna miłość “ludzkości” prowadzi często do krzywdzenia pojedynczych konkretnych ludzi; bo “cel uświęca środki”; “gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą..”.. Wszyscy rewolucjoniści dążyli do osiągnięcia wzniosłych ideałów – w imię miłości ludzkości, równości i sprawiedliwości… ale .. bez konkretnej miłości do pojedynczego, każdego człowieka – osiągali efekty absolutnie przeciwne co do istoty – z głoszonymi ideałami.. Najbardziej wzniosły cel nie uświęca środków.
“Kiedy Pan Jezus modli się do Ojca, aby “wszyscy byli jedno… jako i my jedno jesteśmy” (J 17,21-22), otwierając przed rozumem ludzkim niedostępne perspektywy, daje znać o pewnym podobieństwie między jednością osób boskich a jednością synów Bożych zespolonych w prawdzie i miłości.”
Ideałem Wspólnoty w przestrzeni (wzajemnych relacji) Miłości jest – Trójca Przenajświętsza.
Trójca jako doskonała Wspólnota – Komunia Osób Boskich; które nas – ludzi zapraszają do wejścia w tę doskonałą relację…
Darek napisał w (Przemienienie zaproszeniem do wspólnoty)
” … Boskie Osoby nie działają w pojedynkę, jakby niezależnie od siebie. Ich działanie przenika nie tylko wspólny zamiar, ale można też powiedzieć, że konstytuuje je ciągła wymiana darów, nie znające końca nakierowanie na siebie, świadczenie o sobie nawzajem. Tajemnica boskości opiera się na relacji, bo tylko poprzez nią może urzeczywistniać się miłość, która z kolei tworzy sam rdzeń wewnętrznego życia Boga. Jeżeli miłości – jako najdoskonalszej formy realizacji dobra, nie da się pomyśleć bez odniesienia do relacji, to również każde nawet najmniejsze dobro w najgłębszym sensie realizuje się wprost i pośrednio dzięki komunii osób.”
Pięknym i natchnionym przedstawieniem tej doskonałem, wzorcowej relacji jest
Ikona Rublowa: Trójca Święta -Gościnnośc Abrahama – ikona przedstawiająca równocześnie Miłość i Komunię – doskonałą Wspólnotę we wzajemnej stwarzanej i stwarzającej więzi
“To podobieństwo ukazuje, że człowiek będąc jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego, nie może odnaleźć się w pełni inaczej jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego”
A to wymaga wolnej woli – decyzji wyboru wynikającej z pragnienia – autonomicznej i wolnej jednostki ludzkiej.

Człowiek nie może istnieć bez innych ludzi. Określa się i spełnia poprzez relacje z innymi. Nawet człowiek, który temu zaprzecza w porywie buntu.
Spośród powiązań społecznych, koniecznych człowiekowi do jego wyrobienia, jedne, jak rodzina i wspólnota polityczna, odpowiadają bardziej bezpośrednio jego najgłębszej naturze; inne natomiast pochodzą z jego wolnej woli.
Są więzi krwi – pokrewieństwo rodzinne,
są więzi powinowactwa (rodzin związanych małżeństwem swoich członków); są więzi ziemi pochodzenia (ojczyzna – ojcowizna) i języka.. To są pierwotne wspólnoty- rodziny, narodu, okolicy zamieszkania..
Są (i coraz bardziej zyskują na znaczeniu) inne wspólnoty- z wyboru -; oparte na pokrewieństwie duszy – przyjaźni i braterstwa/siostrzeństwa; są również grupy oparte na wspólnocie celu i wyznawanych zasadach.
W naszej epoce z różnych powodów mnożą się z dnia na dzień wzajemne więzi i uzależnienia, w wyniku czego powstają różne zrzeszenia oraz instytucje o charakterze publicznym czy prywatnym. Fakt ten, zwany socjalizacją, jakkolwiek nie jest wolny od niebezpieczeństw, to jednak przynosi liczne korzyści dla umocnienia i rozwinięcia przymiotów osoby ludzkiej i dla ochrony jej praw.
Niebezpieczeństwo dla każdego człowieka związane jest z możliwością wyrodnienia tych wspólnot i więzi wewnętrznych. Deptana jest godność i wolność człowieka; Dobrowolne więzi miłości i szacunku stają się pętami niewoli i przymusu..
Jak więc zachować równowagę? By nie wspólnota z jednej strony nie stała się czy TWA i celem samym w sobie? A z drugiej strony – mafią czy tyranią ? Jak dążyć do celu w świetle miłości?

Elżbieta Czerkacz

Pytanie, jak zachować równowagę żeby wspólnota nie stała się mutacją sekty lub TWA, powinno być ciągle obecne w refleksji wspólnotowej. Jest to jedno z podstawowych zagrożeń jakie czyhają we wspólnotach, szczególnie na te oparte na pokrewieństwie ducha i wspólnych celach.
Powyższym problemom sprzyja zamykanie sie grup, brak otwartości na dialog wewnątrz wspólnoty i szerzej, na zewnątrz.
Poza tym brak szacunku dla godności i podmiotowości osoby, szczególnie przez liderów, ale nie tylko.
Zdarza się że w grupach które oficjalnie określają się jako ewangelizacyjne bywa, że głębiej dominują cele przyciągnięcia nowych członków do grupy, których można obrabiać jak materiał.
W dojrzałej wspólnocie, w której dokonuje się wzrost osoby ludzkiej powinien byc zawsze obecny klimat do rozmów o których pisał Andrzej w swoim poście, oraz gotowość do zakwestionowania swoich postaw i poglądów.
Osobiście, gdy wchodziłam do wspólnoty słabo znałam siebie, nie wiedziałam w jak wielkim stopniu jestem zdolna do manipulacji, do odgrywania się, ani też że swoją niepewność chowam za misterne maski.
Dziś wiem trochę więcej i to w dużym stopniu dzięki tym, z którymi razem wędruję wspólnotowo.

Małgosia Piotrowska

Osoba ludzka określa się i spełnia poprzez relacje z innymi ludźmi. Relacje te określone są przez wzajemne usługi – a właściwie obowiązki na miarę możliwości i talentu; oraz przez wzajemnie wzbogacający dialog. Dialog może byc wyrażany również w formie sztuki.
Równoważnośc każdej osoby ludzkiej, ponadto świadomośc, że w każdej osobie ludzkiej mieszka Bóg; prowadzi do uznania godności i wolności każdego człowieka.. Granicą wolności jest krzywda innej osoby ludzkiej..
Każdy człowiek ma prawo do wyboru własnej drogi. Ale nakazem dla wszystkich jest zapewnienie każdej osobie godnych warunków życia i swobody wyboru form wyrażania siebie oraz form spełniania obowiązków wobec wspólnoty…


Chcesz dołączyć się do rozmowy? Zapraszamy na Forum Otwarte


Refleksja o wpływie Internetu na relacje i więzi międzyludzkie

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code