Kłopoty z ojcowskim miłosierdziem

Rozważanie na IV Niedzielę Wielkiego Postu, rok C

Dzisiejsze czytania

 
„Właściwym i pełnym znaczeniem miłosierdzia nie jest samo choćby najbardziej przenikliwe i najbardziej współczujące spojrzenie na zło moralne, fizyczne czy materialne. W swoim właściwym i pełnym kształcie miłosierdzie objawia się jako dowartościowywanie, jako podnoszenie w górę, jako wydobywanie dobra spod wszelkich nawarstwień zła, które jest w świecie i w człowieku. W takim znaczeniu miłosierdzie stanowi podstawową treść orędzia mesjańskiego Chrystusa oraz siłę konstytutywną Jego posłannictwa”.
Jan Paweł II, Encyklika Dives in misericordia
 
 
“W owym czasie zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać”.
Wielki Post jest takim czasem, gdy słów Jezusa słuchamy chętniej niż zwykle: uczestniczymy w rekolekcjach, w nabożeństwach Drogi Krzyżowej i Gorzkich Żalów, 75% Polaków przystępuje, jak mówią statystyczne badania, przynajmniej raz w roku do spowiedzi, najczęściej właśnie w okresie poprzedzającym Wielkanoc… Dlaczego? Czy jest to tylko tradycja, czy też naprawdę dążymy do nawrócenia? Czy mamy poczucie grzechu i potrzebujemy Bożego miłosierdzia?
 
Czy jestem marnotrawnym synem/córką?
Często używamy tego zwrotu, który zadomowił się w mowie potocznej i tak bardzo spowszedniał, że nie zastanawiamy się na ogół nad jego głębszym znaczeniem, a nawet traktujemy go trochę żartobliwie. Nie chcemy pamiętać, jak pełne dramatyzmu jest jego źródło – opowieść o nadużyciu wolności, o czyimś zawiedzionym zaufaniu i o przebaczeniu.
 
W czasach, gdy wolność stała się tak ważną wartością, wielu uznaje, że wypada nawet być marnotrawnym synem – najlepiej takim jak z powieści Gide’a, powracającym, aby pomóc młodszemu bratu w ucieczce z domu. Młodzieńczy bunt jest w cenie i stanowi także wzorzec dla wielu ludzi, którzy młode lata mają już dawno za sobą. Z gorzką dumą mówi się wtedy: „Jestem marnotrawnym synem/córką, a reszta to konformiści obrastający drobnomieszczańskim tłuszczem”. I tak pomiędzy chwilowymi fascynacjami życie mija na nieustannej tułaczce w poszukiwaniu sensu. Z czasem syn marnotrawny zapomina, przeciwko czemu zbuntował się i dokąd mógłby powrócić.
 
Tymczasem starszy syn pozostaje w domu. Przystosowany, zorganizowany, porządny. Owszem, pracuje ciężko i ma swoje gorsze dni, ale nie przekracza granic przyzwoitości. W głębi duszy uważa się za wzór dla innych. Robi ojcu wyrzuty, że nie dostał koźlęcia, aby zabawić się z przyjaciółmi, ale zapewne nigdy o to nie poprosił tak bardzo przekonany, że ojcowski dar po prostu mu się należy. Albo może wcale nie miał ochoty zabawić się z przyjaciółmi, bo w życiu kieruje się zasadą: „Od nikogo nic nie potrzebuję, ale swojego nie dam”.
 
Gdzie jest moje miejsce pomiędzy tymi dwiema skrajnościami: między zatraceniem w buncie a bezkrytycznym zadowoleniem z siebie i swojego miejsca w świecie? Czy naprawdę chcę zapytać, jak korzystam ze swojej wolności? Czy pamiętam, że zawdzięczam ją Bogu i że przeciwko Niemu grzeszę, jeżeli jej nadużywam lub jeżeli nią gardzę? Czy moja pycha nie przeszkadza mi uznać, że potrzebuję miłosierdzia?
 
Miłosierdzie – a co to takiego?
Jan Paweł II uczynił analizę przypowieści o synu marnotrawnym centralną częścią encykliki Dives in misericordia. Przypomniał tam o miłosierdziu, „którego tak bardzo potrzebuje człowiek i świat współczesny. Potrzebuje, choć często o tym nie wie”.
 
„Miłosierdzie” kojarzy się źle. Przywodzi na myśl to, co współczesny człowiek chciałby usunąć ze swojego kolorowego i radosnego otoczenia: o cierpieniu, bólu, krzywdzie, o chorobach i śmierci, o zagubieniu i grzechu, o granicach ludzkich możliwości. Nie miłosierdzia pragnie ów człowiek, lecz sukcesu, cokolwiek to słowo miałoby oznaczać. Domaga się najwyżej demokratycznej równości szans, chętnie przyjmując ideologie, które obiecują mu, że o własnych siłach zbuduje doskonały świat. Czuje się silny i niezależny jak marnotrawny syn, zanim przyszedł okres niedostatku albo szczyci się swoimi osiągnięciami jak jego starszy brat. Zatraca poczucie grzechu, więc nie widzi potrzeby, aby nawracać się, aby prosić o przebaczenie.
 
W Wielkim Poście jesteśmy na różne sposoby wzywani, abyśmy zatrzymali się w tej ucieczce od samych siebie i od prawdy na temat otaczającego nas świata. Przypowieść o synu marnotrawnym czytamy, abyśmy nabrali odwagi i upewnili się, że nie musimy popadać w rozpacz wobec obrazu własnej małości i słabości, że nie zostaniemy z gorzką prawdą o własnym złu sami, choćby nawet opuścili nas najbliżsi, że Bóg kocha nas mimo wszystko, choćbyśmy po ludzku rzecz biorąc, wcale na to nie zasługiwali. Jest miłosiernym Ojcem, który radośnie wita zabłąkanego grzesznika, a zwątpieniu sprawiedliwego okazuje cierpliwość.
 
Wydobywanie dobra spod nawarstwień zła
To prawda, że w bezwarunkowe i bezgraniczne Boże miłosierdzie trudno uwierzyć, zwłaszcza gdy przyzwyczailiśmy się do międzyludzkich relacji, w których dobroczyńca okazuje swoją wyższość albo oczekuje czegoś w zamian. Bronimy się na wszelki wypadek w obawie, że znowu zostaniemy poniżeni, zinstrumentalizowani, wciągnięci w zawiłą grę. Lęk przed miłością, nieumiejętność jej przyjmowania to także coraz powszechniejsze zjawisko w naszych czasach. Nic więc dziwnego, że tak wielu z nas ma problem z przyjęciem miłosiernej miłości Boga.
 
Lecz nawet na tę chorobę Bóg ma lekarstwo. W pięknej scenie powitania ojciec wybiega z daleka naprzeciw marnotrawnemu synowi, rzuca mu się na szyję i całuje go. Syn, który jeszcze niedawno wątpił, czy ojciec zechce w ogóle z nim rozmawiać, zostaje obsypany drogocennymi darami i uroczyście przyjęty wspaniałą ucztą. W dodatku ojciec nie stawia żadnych warunków, nie przypomina win, nie negocjuje ceny wybaczenia. Nie słyszymy jakże popularnej frazy: „A nie mówiłem? Od razu wiedziałem, że to się źle skończy”, Taka ojcowska postawa ośmiela, łagodzi dawne rany, jeżeli takie były i pozwala synowi otworzyć się na dar miłości.
 
„Zabiorę się i pójdę do mego ojca”
A przecież losy marnotrawnego syna mogły wyglądać zupełnie inaczej. Mógł on stoczyć się na samo dno, tułać się w bezskutecznym poszukiwaniu dachu nad głową, umrzeć z głodu albo zatracić się całkowicie w przestępczym świecie. Uratowała go myśl, by powrócić do ojca i przyznać się do grzechu. Stanął w prawdzie wobec zła, które uczynił i dzięki ojcowskiemu miłosierdziu wygrał własne życie. Przede wszystkim jednak sam musiał stanąć w prawdzie.
 
Bóg czeka na nasz pierwszy krok: na uznanie przez nas własnej grzeszności i naszą decyzję nawrócenia. Potem już niczego nie musimy się obawiać, gdyż otoczy nas Jego wielkie wybaczające miłosierdzie. On wyjdzie nam naprzeciw oraz przygotuje dary i ucztę, jakich się wcale nie spodziewamy.
 
 
 
 
 Auguste Rodin, Syn marnotrawny, ok. 1885- 87
 

Komentarz

  1. Kazimierz

    Miłosierdzie

    Tak sobie myślę, siedząc przy biurku i przygotowując się do szkolenia z kultury zawodowej handlowca, ale gdzie w Zakładzie Poprawczym i myslę sobie o tych chłopakach w konteście Twojego Małgorzato blogu.

    Zastanawiam się, jakie wzorce ojca oni posiadają, skoro od najmłodszych lat przebywają w placówkach wychowawczych, gdzie są ich ojcowie, gdzie ich rodziny?

    Czy wiedzą, że Ojciec miłosierny – Bóg Wszechmogący woła ich do Królestwa? Czy raczej patrząc na życie swoje, swoich rodziców – być może mają strasznie wykrzywiony obraz ojca. Nie o tym będę do nich mówił, chociaż może i po temu nadarzy się okazja….:)

    To są ci synowie marnotrawni, ale czy aby mają świadomość, że istnieje dom Boga, odwieczny, który jest dla nich schronieniem? Cieszę, się, że żyjemy w kraju, w którym może w niezbyt udolny sposób, ale stara się coś robić z synami marnotrwnymi, stara im się pomóc przynajmniej w egystencji. Lecz pytanie, jakie mi mocna nie daje spokoju, co dalej z nimi? Czy muszą później stać się złodziejami, przestępcami itp. (statystyki wskazują, że większość z nich, większość swego życia spędzi we więzieniach). Co zrobić, aby tych synów, którzy nie mają nawet wyobrażenia Ojca zachęcić do skorzystania z kochających ramion Boga.

    No cóż, mi na razie pozostaje chociaż próba wskazania na ich przyszłość w kontekście zawodowym, być może dobry Bóg posłuży się wszystkim tak, aby mogli poznać Odwiecznego.

    Pozdrawiam serdecznie Kazik

     
    Odpowiedz

Skomentuj Kazimierz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code