Tygodnik "Echo Katolickie"

Gdy ręka świerzbi

Spread the love

Gdy ręka świerzbi, żeby oddać!…

Zapiski na marginesie katechizmu (2)

Ks. Paweł Siedlanowski

„Jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi” (Mt 5,39). Chyba wszyscy znamy na pamięć te słowa Jezusa. Wzbudzają mnóstwo kontrowersji.

Wiele osób – traktując je dosłownie – zniechęciło się do Kościoła, uznając, że jest on dla frajerów i ofiar losu. Ktoś cię bije, oszukuje, wykorzystuje, a ty pozwól mu na to – i jeszcze zachęć, aby dalej to robił! Przecież to głupota! Taka postawa – jak mówią – stoi w sprzeczności z elementarnym poczuciem sprawiedliwości, godności. Jak zatem to wszystko rozumieć?

Odpowiedź nie jest łatwa. Pokory nie można mylić z tchórzostwem, naiwnością, cierpiętnictwem, masochizmem czy służalczością! Jej fundamentem jest rozpoznanie i przyjęcie prawdy o sobie, drugim człowieku, akceptacja celu, jaki został przed nami wyznaczony przez Stwórcę. Zasadą organizującą życie ucznia Jezusa jest miłość – co do tego nie ma wątpliwości. Ona jest podstawowym kryterium naszego działania – i to uczyńmy punktem wyjścia niniejszych rozważań.

Pokorny nie znaczy: naiwny

Miłość zaś nie może oznaczać akceptacji zła. Nawet jeśli domaga się nadstawienia przysłowiowego drugiego policzka, nie znaczy to, że otrzymany cios jest czymś normalnym i dobrym. Przyjęte w ten sposób cierpienie o tyle ma sens, o ile sprawia, że w agresorze dokonuje się przemiana – że dzięki mojej postawie coś zrozumie, opamięta się. Jezus pozwolił się ukrzyżować nie dlatego, że chciał sobie pocierpieć, ale dlatego, że godząc się na wydanie w ręce ludzi, wypełnił wolę Ojca. Zostało naprawione coś, co zostało zepsute u początku czasu w Edenie, wypełniło się Przymierze – Jego łaską zostaliśmy zbawieni. Pokorne poddanie się złu finalnie doprowadziło ku Dobru.

Rodzi się jednak pytanie: a co, jeśli moje nadstawienie drugiego policzka uczyni zadającego cios jeszcze bardziej zadufanym w sobie, pysznym, rozzuchwali go i sprawi, że jego śmiałość w krzywdzeniu innych będzie większa? Problem w tym, że jest to trudne do rozeznania – dotykamy w tym momencie tajemnicy Bożego działania w sercu człowieka, nam niedostępnej. Bóg nawet z największego zła może wyprowadzić dobro.

Czy jednak można stać obojętnie, gdy inni z poniżania, deptania ludzkiej godności czynią sposób na życie, zarabianie pieniędzy, okazywane sobie miłosierdzie traktują jako słabość przebaczającego? Czy nie będzie to czystą naiwnością? Czy wreszcie zgoda na destrukcję stwórczego ładu jest tym, czego chciałby Jezus – ten sam, który gdy trzeba było, skręcił bicz ze sznurków i wypędził przekupniów ze świątyni (por. J 2,13-15) i który wypowiedział zadziwiające – gdy czyta się wyrwane z kontekstu – słowa: „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz” (Mt 10,34)?
Są sytuacje, gdy obojętność staje się wielką winą.

Dlaczego mnie bijesz?

Mamy prawo do obrony siebie. Warto sięgnąć po opis z Ewangelii wg św. Jana: „Gdy to powiedział, jeden ze sług obok stojących spoliczkował Jezusa, mówiąc: «Tak odpowiadasz arcykapłanowi?» Odrzekł mu Jezus: «Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?» (J 18, 22-23)”.

Pytanie wymagało odwagi – było zwróceniem uwagi na konieczność uszanowania godności Skazańca, nawet w tak ekstremalnie poniżającej sytuacji. Stało się sprzeciwem wobec nieludzkiego traktowania. Zmierzało do zdemaskowania zła, znalezienia jego motywacji. „Wedle nauki katolickiej żadne miłosierdzie, ani Boskie, ani ludzkie, nie oznacza zgody na zło, tolerowania zła – pisał przed laty Karol Wojtyła w „Elementarzu etycznym”.

– Miłosierdzie jest zawsze związane z poruszeniem od zła ku dobru. Tam, gdzie ono zachodzi, zło efektywnie ustępuje. Gdzie zło nie ustępuje, tam nie ma miłosierdzia – ale dodajmy też: tam, gdzie nie ma miłosierdzia, nie ustąpi zło. Zło bowiem samo z siebie nie potrafi urodzić dobra. Dobro może być zrodzone tylko przez jakieś inne dobro. Otóż miłosierdzie Boga jest to właśnie Dobro, które rodzi dobro na miejscu zła. Miłosierdzie nie akceptuje grzechu i nie patrzy nań przez palce, ale tylko i wyłącznie pomaga w nawróceniu z grzechu – w różnych sytuacjach, czasem naprawdę ostatecznych i decydujących, i na różne sposoby. Miłosierdzie Boga idzie ściśle w parze ze sprawiedliwością”. Ważne słowa.

Przyszły papież wyraźnie podkreślał, że pokora, gotowość do przyjęcia uderzenia w drugi policzek nie są tożsame z akceptacją grzechu. Są sytuacje, kiedy trzeba zdecydowanie zaprotestować – w imię dobra drugiego człowieka czy społeczności. Nie oznacza to oczywiście zgody na użycie przemocy. Nie chodzi też o potępianie kogokolwiek, ale o nazwanie zła po imieniu – tak czynił bł. ks. Jerzy Popiełuszko. Wbrew opinii niektórych (którym zależy, aby „uciszyć” sumienie narodu) ma do tego prawo Kościół, dziś chyba już jedyny strażnik sprawiedliwości w relatywizującym wszystko społeczeństwie.

Wojownik, nie fajtłapa!

Jakiego zatem można nam użyć – o ile to słowo w tym momencie jest adekwatne – arsenału środków? Sięgnijmy do Listu do Efezjan. Św. Paweł pisze: „Stańcie więc do walki przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość głoszenia dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże – wśród wszelakiej modlitwy i błagania (Ef 6,13-18)”.

Jednocześnie Paweł precyzuje, kto jest przeciwnikiem: „Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich” (Ef 6,12). To prawda zwycięża.

Ona obnaża motywacje, wskazuje cele działania, oczyszcza. Jeżeli wymaga cierpienia, świadectwa męczeństwa – nadstawienia drugiego policzka – trzeba się na to zgodzić. Nawet jeśli cena, którą przyjdzie za to zapłacić, jest wysoka.
Największe, najtwardsze walki toczymy z samym sobą, swoim lenistwem, przywiązaniem do grzechu, zwątpieniem, pożądliwościami – o to, aby „chciało nam się chcieć”.

Mamy być wojownikami, nie fajtłapami! Św. Paweł (nie stroniący w swoich pismach od porównań batalistycznych) woła: „Weź udział w trudach i przeciwnościach jako dobry żołnierz Chrystusa Jezusa!” (2 Tm 2,3).

Chrześcijaństwo nie jest dla mięczaków. Zwyciężanie, wedle logiki Ewangelii, nie polega na dominacji, waleniu na odlew w prawo i lewo – jest oparte na logice krzyża. Aby ją przyjąć – trzeba być naprawdę „harcorem”! Nie może też stać się umotywowanym cierpiętnictwem i balsamem dla naiwnych. Raczej odważnym przyjęciem mądrości Bożej, szkołą miłości, umiejętnością patrzenia w głąb człowieka, poza jego uwikłanie w zło. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, kiedy nadstawić drugi policzek. Za każdym razem musi to być protestem przeciwko złu – nie może stać się ucieczką czy znakiem tchórzostwa. Najpełniejszą odpowiedź zawsze daje miłość.

Ks. Paweł Siedlanowski

Źródło: Tygodnika „Echo Katolickie”(Nr. 32. 2014)

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code