Zagadujący Bóg przesilenia.
Kończę czytanie książki, do której w poprzednim wpisie się odwoływałem i bardzo mi się podoba stwierdzenie – zagadujący Bóg – oczywiście zagadujący człowieka. O ile , gdy nam się wiedzie w każdej z dziedzin życia, Jego zagadywanie możemy ignorować i wydaje nam się odpowiadanie Mu jako niepotrzebne, o tyle kiedy dotyka nas kryzys, wówczas go wypatrujemy – nadstawiamy ucha, słuchamy i oczekujemy.
Na przełomie roku i w styczniu, właściwie do połowy lutego, tak więc dwa miesiące w naszej rodzinie zaistniał kryzys. Był on niesłychanie dotkliwy, gdyż uderzał on niczym fale wezbranego morza w egzystencjonalne fundamenty naszego życia, powodował też, zdefiniowanie na nowo naszej drogi za Panem i naszych postaw i priorytetów. Pomimo naszej gorliwej wiary, nasze ludzkie funkcjonowanie poddaje się czasami konformizmowi i szablonom czy kliszom, które zastępują myślenie, rozumowanie i żywe reagowanie na cichy głos Boga. Doświadczenia również bywają próbą Abrahamowego Izaaka. Dobrze się o tym czyta, nawet wykazuje się empatię uczestnikom doświadczenia i wyobraża się siebie w tej sytuacji z poziomu wygodnego fotela, lecz trudniej pójść na górę Moria i tam złożyć swego Izaaka.
Wiemy w większości, że kryzysy to sprawa normalna, że przechodzenie przez niego pomaga nam w osiągnięciu dojrzałości, oczyszczają nas i powoduje, że powinniśmy zbliżyć się jeszcze mocniej do Boga. Wspominamy wówczas Harolda S. Kushnera i jego przeżycia opisane w książce „Kiedy złe rzeczy zdarzają się dobrym ludziom” no i oczywiście uważamy się za tych dobrych, którzy może gdzieś niedomagają, ale mają dobre intencje. Lądujemy w popiele z Hiobem i zastanawiamy się, czy aby „tylko ze słyszenia wiedziałem o Tobie”… Hi 42.5a i teraźniejsze doświadczenia mają dopiero objawić mi Ciebie Boże naprawdę. Czy mogę kiedykolwiek powiedzieć – znam Cię?
Dylemat tym większy, że nie ma czasu nawet na izolację w popiele i namysł nad swoim życiem, ale ono biegnie i ja jak przy pociągu, który nie chce się zatrzymać musze biegnąć, szukając rozwiązania. „Nie przyjdzie na was nic więcej niż możecie unieść” … 1 Kor. 13, kołacze z tyłu głowy, ba nawet w marcu ubiegłego roku napisałem o tym bloga na Tezeuszu, a teraz doświadczam tego Słowa.
Podejmujemy kroki, rozpoczynamy rodzinną modlitwę, zaczynamy całkowity post czasami żona, czasami ja. Dwa, trzy dni Boże powiedz nam, czy aby nie zbłądziliśmy gdzieś? PS. 139.23-24 – „Badaj mnie Boże i poznaj serce moje, doświadcz mnie i poznaj myśli moje! I zobacz, czy nie kroczę drogą zagłady, a prowadź mnie drogą odwieczną. „ Prześwietl Boże nasze serca. Wypalaj nas, początek poszukiwań pouczenia od Pana jeszcze gorszy, migrena żony nie daje jej żyć, spędzamy czas w szpitalu, wracamy i znów to samo. Wymioty, kilka dni z rzędu w łóżku. Nie poddamy się, miecz zobowiązań nad nami a z nikąd pomocy.
Pojechaliśmy do Gdyni na konferencję, zawieźliśmy troje naszych zborowników, Boża moc się manifestowała, zostali uwolnieni, ale trzeba dalej z nimi mocno pracować.
Nie było sensu się kłaść, byliśmy tacy szczęśliwi, spotkaliśmy się z Bogiem, razem z Nim rozprawiliśmy się ze złymi mocami w naszym życiu, wierzyliśmy, że zaczyna się czas odwilży. Rozmawialiśmy z Nim, potrzebowalismy tego rozpaczliwie 🙂
I tak naprawdę zaczęło się dziać. Pisałem na fb, że wielka góra stoi przed nami, i nie chce wrzucić się w morze, po tej modlitwie ruszyła się. Przyszła pomoc z nieoczekiwanego miejsca, potem niemożliwe stało się możliwe. Migrena nie wróciła pomimo tego, że dotykały nas jeszcze trudne sprawy, przyjechała kontrola z ETO – (Europejski Trybunał Obrachunkowy) – nie mieli uwag do realizacji przez nas projektu POKL, cieszyli się z nami z efektów (wow) . My już inni , uśmiechnięci , pełni wiary, że On, Odwieczny jest z nami, zagadnął nas, jak parę nastolatków posadził twarzą w twarz z sobą i pchnął nas dalej w życie.
Sytuacja się ustabilizowała, teraz jeszcze modlimy się o większe zamówienia i przypływ zleceń, co systematycznie się dzieje. Nauczyliśmy się rodzinnie modlić codziennie o sprawy każdego z nas, dzieci co wieczór myślą o jakie ich sprawy się by tu modlić. Góra w morzu, to doświadczenie nauczyło nas, że musimy być blisko Boga i nie możemy w żaden sposób wpadać w rutynę, w schematy w żadnej z naszych dróg.
Pomimo doświadczeń w życiu jakby osobistym, jeśli w ogóle o takim możemy mówić, przechodzimy radość z rozwijającej się Wspólnoty. W ostatnim czasie na spotkania niedzielne zaczęło chodzić ok. 14 nowych osób. Bardzo się cieszymy, niektórzy z nich już oddali swoje życie Jezusowi, wiemy, że diabłu to bardzo się nie podoba, i nawet stąd te inne doświadczenia, ale my stoimy mocno w Panu i Jego woli. Chcemy być oczyszczani i chcemy, aby Boże doświadczenia nas kształtowały jak glinę w rękach garncarza. Ożywiliśmy się duchowo i Pan nas rozpala na nowo swoją pasją.
Zagadnął nas mocno, ale okazuje się, że bardzo tego potrzebowaliśmy, wszak należymy do żywego Boga a nie do jakieś idei czy wyobrażenia o Nim. Jezus Chrystus zmartwychwstał i my w Nim do życia w wieczności i po tych doświadczeniach rozumiemy jeszcze bardziej, że ten czas pielgrzymowania jest tylko przygotowaniem do życia z Nim zawsze.
Pozdrawiam serdecznie wasz w Panu Kazik J.
Dziękuję Pastorze, że Pan
Dziękuję Pastorze, że Pan pisze o swoim życiu, ścieżkach i wierze.
Pomodlę się za Waszą Wspolnotę,
pozdrawiam,
Eskulap