Wierzyć na pół gwizdka…

 


Wierzyć na pół gwizdka…

 

Trwają mistrzostwa Europy w piłce nożnej we Francji, wczoraj mogliśmy oglądać piękny mecz naszej reprezentacji i niestety przegraną w rzutach karnych, no cóż taki loteryjny nieco system. Mimo wszystko bardzo cieszyłem się z ich meczów i gdzieś tam przypominały się złote czasy Kazimierz Górskiego. Co można powiedzieć o obecnej drużynie, oni nie grali na pół gwizdka, ale dawali z siebie wszystko w mądry sposób. Mogą oni też być takim wzorem dla nas w determinacji i dążeniu do celu, na swoją miarę. A my nie wstydziliśmy się malować twarzy, nakładać szalików, spotykać się wspólnie aby celebrować mecze. To było coś, co miało moc nas połączyć, niedługo bo na początku września pierwszy mecz w eliminacjach mistrzostw świata, znów będziemy mogli kibicować, w między czasie Aga Radwańska miejmy nadzieję, że się rozegra na Wimbledonie a Rafał Majka w Tour de France, który zaczyna się w sobotę.

Apostoł Paweł przyrównywał życie chrześcijanina do sportów – zapasów, boksu, biegów. Są to indywidualne sporty, w których jedna osoba albo wygrywa, albo przegrywa. My dziś ekscytujemy się co prawda również sukcesami, wspomnianych przeze mnie osób, Radwańska, Majka, ale również i oni podobnie jak piłkarze, siatkarze czy piłkarze ręczni są w jakiś teamach. Agnieszka choćby w rodzinnym, gdzie cała jej rodzina jest zaangażowana w jej karierę, a Majka oczywiście w drużynie Tinkoff – Saxo i tenisie i w kolarstwie zawodowym, widać jak na dłoni pracę drużynową na osiągnięcie sukcesu indywidualnego, który staje się jednoczenie tryumfem drużyny.

Można by tu przyrównywać tą pracę i sukcesy drużynowe do Kościoła, do ciała itp. Na pewno są to wdzięczne tematy homiletyczne na ten czas, ale ja chciałbym w tym kontekście nieco inaczej spojrzeć na uczniów Pana w czasach, kiedy to Pan Jezus był jeszcze w ciele ludzkim na tym świecie. Zobaczmy na tekst J. 12,37-43, szczególnie zaś na 42-43 – „(42) Mimo to jednak wielu członków Rady uwierzyło w niego, ale gwoli faryzeuszów nie wyznawali swej wiary, żeby nie zostali wyłączeni z synagogi; (43) umiłowali bowiem bardziej chwałę ludzką niż chwałę Bożą. „  Służba Jezusa była podobna nieco do takiego sportowego turnieju, pełnego zwrotów akcji, radości, smutku, nadziei i cielesnej klęski, kiedy wydawało się, że już tuż, tuż. Lud składa palmy i woła – Hosanna, błogosławiony, który przychodzi w imieniu Pańskim. Poganie przychodzą do uczniów wypytywać o wiarę, chcą iść za Jezusem, jednak nasz Pan wiedział już, że „Przecież dlatego przyszedłem na tę godzinę” J.12,21b – a godziną tą nie był tryumf ludzki, ale boski, który oznaczał krzyż.

W tym wszystkim widzimy grupę ludzi, członków Sanhedrynu (Rady), którzy uwierzyli w Niego, zapewne pomiędzy nimi był Nikodem. Uwierzyli i co dalej? Bali się faryzeuszów, bali się ludzi, ale w konkretnym kontekście, aby nie stracić pozycji, posadki, może biznesu może znaczenia. Ewangelia jest bezlitosna w ocenie tej postawy, oni woleli grzać się w chwale ludzkiej, chcieli być podziwiani, szanowani, nosić te piękne stroje, które im przydawały autorytetu. Za którymi skrywali najbardziej haniebne postawy, grzechy itp. To stroje szły przed nimi, a oni schowani pod tradycją, prawem do sądzenia, nauczania, pouczania. Nikt zapewne oprócz Jezusa i apostołów w późniejszym czasie nie śmiał im zwracać uwagi, nikt nie śmiał krytykować przynajmniej otwarcie. Oddać to wszystko dla Jezusa? Nie, to było niemożliwe. Znaleźli oni inną formę wyznawania Jezusa, taką, o której nikt nie wiedział, a oni żyli tak, jakby nigdy nic się nie stało.

Jak wielu „wierzących” współczesnych i tych co byli przedtem, w czasach komuny, tak właśnie żyło, czy żyje? Nie pisze tu o chodzeniu do kościoła, takiego czy innego, ale o byciu kościołem. O byciu światłem, którego nie można schować pod łóżkiem, o byciu miastem na górze, które nie może się ukryć. A jednak próbują ludzie to robić, ciekawe, Jezus znał serca wszystkich ludzi i kiedy stanął tam przed Radą, jako skazaniec widział ich serca i widział serca tych, którzy wierzyli Jemu, ale bali się przyznać, stanąć w Jego obronie, co wówczas czuł? Czy rzeczywiście lęk przed odrzuceniem, ubóstwem czy napiętnowaniem ma tak ogromną moc? Czy wiara w Jezusa musi być stadną wiarą, aby być tak jak inni? W takich warunkach serce przestaje wierzyć, a w życiu takiego człowieka zaczynają dominować uproszczacze – tradycja, religia, przynależność, stroje itp.

Co do strojów np. duchownych, ostatnio naszła mnie taka refleksja, czy Jezus wyróżniał się strojem od innych. Zdaje się, że nie bo Judasz nawet musiał zdradzać Jezusa pocałunkiem, bo nawet Jego przeciwnicy nie potrafili, jeśli nie przemawiał, albo nauczał, Go poznać. Dlaczego? Czy dlatego, aby w razie czego móc uciec, jak to kilkakrotnie było, by mógł np. niepostrzeżenie wejść do Jerozolimy? Czy po prostu pokazał nam, że skończył się czas oddzielenia i jak Piotr w swym liście pisze, wy jesteście narodem kapłańskim? Wy, czyli my, czyli każdy w którego wnętrzu zamieszkuje Duch Święty. Czy w związku z tym mam się szczególnie ubierać, aby pokazać wszystkim? Czy w związku z tym mam stworzyć specjalną kastę uprzywilejowanych, świętych, innych? Czy mam w związku z tym opracować plan rytuałów kościelnych, czy takiego czegoś uczymy się od Pana i apostołów?  Musimy sobie odpowiedzieć, nie, tego się nie uczymy, a kościelnictwo, które dziś kwitnie ma niewiele wspólnego z Bogiem. Może dlatego pustoszeją budynki kościelne i ludzie mają awersję do takich form?

Miałem ostatnio zaszczyt prowadzić kilka dni szkolenia dla młodych inteligentnych ludzi, prawie wszyscy byli po studiach i mieli szerokie horyzonty. Ciekawe, że gdy trochę im o sobie opowiedziałem, bardzo mocno zainteresowali się wątkami wiary. Co dziwne, niektórzy z nich mieli mocne świadectwa poszukiwania Boga ale i też rozczarowania systemem, byli oni nominalnie z KK. To już kolejna grupa ludzi wykształconych, poszukujących, mających determinację do zmian, ale rozczarowanych tym, co im system religijny oferuje. Mieli tyle pytań, ciekawe, że ich poszukiwania doprowadziły ich do zanegowania większości dogmatów swojego wyznania, możliwe, że dzięki temu, że część z nich czytała czy czyta nadal Biblię. Na dziś zapewne są w tłumie, dalsze natomiast kroki ku Jezusowi to już ich osobiste decyzje. Czy dadzą radę mimo presji tłumu, czy Rady, nie tylko wybrać Jezusa, ale pójść za Nim?

Czy zrezygnują z pół gwizdka, na rzecz pełnego oddania Panu? Jak wygląda twoje życie czytelniku? Czy zasiadasz sobie w „Radzie” takiej czy innej i to upewnia cię, że to dobre miejsce, a przynależność do owej sprawia, że ten Boży zew – „Pójdź za mną” stracił swój pazur? Że tak wkomponowałeś się w tło, że ni jak ani tło bez ciebie, ani ty bez tła? Być może trzeba by było te piękne ciuszki odstawić, porzucić i przybrać normalną postać, taką, że nawet Judasz nie mógłby cię rozpoznać, pomimo tego, że byłbyś najgorliwszym uczniem Pana?  Kochani, niech nasza miłość do Pana nabierze rozmachu, nie grajmy na pół gwizdka, to nic, że czasami przegrywamy, ale startujemy zawsze z miejsca porażki, aby ona nas wzmacniała. Niech z naszego życia raczej promieniuje miłość i Chrystus niż chwała ludzka.

Wasz w Panu Kazik J. 


 

Komentarz

  1. januszek73

    sport, czy aktywność ?

       Mógłbym ten tekst poddać dosyć wnikliwej recenzji, ale pewnych spraw nie przeskoczę, no bo, jak zmienić kogoś, schematy myślowe, typu "kościoły pustoszeją" ? To jest półprawda, gdyż wiadomo, że tak nie jest, chociaż tzw. "chodzenie do kościoła", można rozpatrywać na różnych poziomach i jest ono tendencją malejącą. 

     Zajmę się inną kwestią, ale zauważam pewną tendencję, a więc ci, którzy interesują się sportem a właściwie wynikami owego, są mało aktywni fizycznie. Ja mam taki przykład w rodzinie :-), mój ojciece swego czasu znał wszystkie rekordy, dyscypliny sportowe, oglądał transmisje w tv. a sam właściwie nie był aktywny fizycznie, oprócz jakichś tam prób, zdziwiania, typu: rzut oszczepem, lub kulą. Jest zasadnicza różnica, między tymi formami, bo fascynacja sportem, to tylko umysł a aktywność fizyczna to praktyka, która jest widoczna w postaci tzw. "efektów motorycznych". Owe, natomiast, to po prostu ruch człowieka, który jest odpowiedni a więc posiada pewne atrybuty, np. długi czas trwania, spore obciążenie ale też zawiera tzw. komponent koordynacyjny, czyli ruchy są: dokładne, szybkie, precyzyjne. No i to dopiero tworzy pewien szkielet, który zawiera się w tzw. sprawności ruchowej i fizycznej.

      Niestety, ludzie fascynujący się wynikami sportowymi, często są niesprawni ruchowo i fizycznie, z prostej przyczyny, unikają wielu aktywności ruchowych. To tak w skrócie o fizyczności, ale łatwo to można przełożyć na duchowość, tak więc można zauważać tylko "efekty duchowe", które są kontrowersyjne i nie poprzedzone (jak mówił św. Ignacy), ćwiczeniami duchownymi. To są wszelkie formy "wiary light", można by powiedzieć łatwo przyszło, łatwo poszło.

      Osobiście znam wersję duchowości, w wersji, trudnej, ale wiem, że mnie to rozwija i prowadzi do miłości Jezusowej a Jezus nie obiecał łatwego życia, nawet prorokował prześladowania i śmierć męczęńską. No i takich świętych ludzi ja znam, chociaż nie znam dokładnie ich życiorysów, ale to są właśnie Ci, którzy "w dobrych zawodach wystąpili i wiary ustrzegli". Co ciekawe, to ich życie było pełne wyrzeczeń i trudów fizycznych, czyli oni żyli w realnym świecie i nie uciekali przed nim w duchowość, by "uśmierzyć, ból, bóle". Mogę dać przykład 🙂 – św br. Albert Chmielowski – uczestnik powstania styczniowego, w którym stracił nogę, a potem porzucił świetnie zapowiadającą się karierę malarską (był niezywkle utalentowany), na rzecz ubogich Krakowa i tam z tymi ludzmi, mieszkał, przebywał i tam umarł. A co powiedzieć o św. Rafale Kalinowskim (inżynierze o umyśle nieprzeciętnym), który na rzecz miłości do ludzi i Jezusa, zrezygnował z kariery ?. Co w końcu ze św. M. M. Kolbe ? Ten święty o umyśle ścisłym, i bardzo twórczym, zrezygnował z tego na rzecz "szerzenia królestwa Niepokolanej i Jej Syna" i poniósł śmierć męczęńska za swojego brata w Auswitch. Ooo właśnie i jeszcze jedna św E. Stein, niezwykle mądra filozof, żydówka, która zrezygnowała z kariery naukowej ,nawróciła się i poniosła śmierć męczęńską w Auswitch.

     Ok. takich ludzi o niezwykłej sile ducha i nie tylko, bo np. też ciała (św. Ignacy, pielgrzymował pieszo 🙂 – no głównie), było dużo w KK i nadal takich mamy, a że ich liczba jest ograniczona, to inna sprawa.

      Tak kończąc, ale to byli "herosi ducha", ci którzy "bieg ukończyli a na koniec Pan dał im palmę męczęństwa", ooo np. bł. J. Popiełuszko lub bł. M. Teresa z Kalkuty. To byli praktycy Ducha Świętego, to byli herosi wiary i miłości i takim należy się chwała :-), ale przez Pana Jezusa Chrystusa, którego na 100 % naśladowali. – amen. :-).

     

     

     

     

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code