Przykazanie miłości w praktyce

 

 Przykazanie miłości w parktyce

 

Kilka dni temu jechałem od mojej siostry do miasteczka, była to droga ok. 2 km  zbliżając się do skrzyżowania przepuściłem samochód, który miał pierwszeństwo przejazdu. Kiedy wjechałem na główną drogę, widziałem ten samochód jak sobie jedzie i przed nim walec drogowy, gdyż niedaleko ekipy drogowe wykonują nowe rondo. Rondo to jest znamienne, gdyż znajduje się w mojej wioseczce, w której żyłem przez 30 lat, teraz jest to piękna strefa ekonomiczna tzw. Vistula Park II, piękna sprawa, a po wioseczce w której się wychowałem już tylko wspomnienie, bo teraz mieszka tam pewnie 100 razy więcej ludzi i ciągle powstają nowe domy i nowe firmy.

A więc tak nostalgicznie sobie jadę i patrzę na drogę co się dzieje, było nieco w zakręcie i nieco pod górę dla auta, które mnie wyprzedziło, ja jechałem z górki i miałem dobry widok. Z naprzeciwka jechało inne auto, którego kierowca interesującego mnie auta nie widział, a że walec wolno się poruszał, to postanowił go wyprzedzić. Decyzja była katastrofalna, gdyż jak wjechał na drugi pas i ujrzał auto jadące na „czołówkę” gwałtownie skręcił i zjechał na pobocze, rąbnąwszy bokiem w stare drzewo, które pamięta czasy, kiedy z ojcem jeździliśmy w naszą Baśkę – konia – na jarmark do miasta.

Dojeżdżałem powoli do tego miejsca i ta prawda powoli do mnie docierała, że coś musiało się stać, bo chyba nie skręcił on, bo tam chciał stanąć, albo co innego. Walec powoli się toczył, auto z naprzeciwka powoli mijało to miejsce, za nim już sznurek innych aut, za mną również. Patrzę w to miejsce wyskoczyło ze stratowanego auta 5 chłopaków, „chciałeś nas pozabijać idioto…” słucham, młodzi mężczyźni w wieku ok. 25 lat, wystraszeni, jednego bolała noga, drugi woła, trzeba go wyciągnąć z auta, widocznie jeden gorzej oberwał. Machają rękami do aut, które się zatrzymują, nic się nie stało, nic się nie stało.

Chwyciłem za telefon dzwonię na 112 i informuję, że to się stało, słyszę syreny i odjeżdżam. Nie wiem, czy ktoś został ranny, wyglądało na to, że nie, gość z „czołówki „ odjechał jak gdyby nigdy nic, walec toczył się dalej, bo to fajrant zaraz, a młodzi chłopacy zostali na poboczu poobijani i bez auta, które, kiedy później jeszcze raz tam byłem, widziałem jak laweta zabiera na złom. Niby banalna historia, gdyż dziś jesteśmy świadkami (jeśli jeździmy samochodami) wielu stłuczek, wypadków itp. To coś normalnego na naszych drogach, przywykliśmy do setek zabitych, rannych itp.

Dla mnie jednak ta historia nie była obojętna, myślałem o niej i trudno mi było zrozumieć swoje zachowania, dlaczego nie wyszedłem z auta, dlaczego nie podszedłem do nich, nie zobaczyłem, czy można im pomóc? A ja, jak zobaczyłem, że wyturlali się z autka, uznałem, że wszystko ok, ale czy tak było? Dobrze, że chociaż zadzwoniłem, dlaczego odjechał ten samochód, który ocalał, nawet nie upewnił się, czy wszystko ok, walec też nie wzruszony jechał dalej, jak gdyby nigdy nic. Jak by oni sobie tam stanęli, tak na chwilę zaparkowali z boku drogi, ale tak nie było.

Kiedy zacząłem myśleć o niedzielnym kazaniu, ta historia była cały czas żywa dla mnie, zastanawiałem się, co Bóg mi przez to mówi, czego mnie uczy i jak bardzo jestem jeszcze nie przemieniony? Tekstem, który mi się cisnął na uszy i serce jest tekst z Mk 12,28-34, Mt 22,34-40 i Łuk 10,25-28 – są to synoptyczne teksty, choć każdy wnosi coś nowego do tej historii. Jest to pytanie zadawane przez faryzeusza, uczonego w piśmie dotyczące największego przykazania. Z tekstu wiemy, że to pytanie było podchwytliwe, aby Jezusa przyłapać na czymś, co można by mu zarzucić, coś , co jest sprzeczne z prawem. Relacja ewangelistów wygląda tak, że Mateusz pokazuje odpowiedź Jezusa, Marek pokazuje odpowiedź Jezusa i powtarzającego ją faryzeusza, a Łukasz tylko odpowiedź faryzeusza. Ciekawe, że tak inaczej postrzegali tą samą sytuację, być może Marek był bardziej wsłuchany w to , co zdaniem teologów Piotr im opowiadał, a oni spisali.

„Szema Izrael, Adonai Elohenu…- Ehad” – to było przykazanie największe dla każdego Izraelczyka – i dziś każdy uczeń szkoły biblijnej uczy się tego, na pamięć. Słuchaj Izraelu, Pan jest naszym Bogiem, Panem jedynym…będziesz tedy…. Tekst z III Mojż. 6,4-9 ten fragment Słowa Bożego znał i zna każdy Izraelita, od dziecka po starca. Zawsze tak było – kochać z całego serca, duszy i sił. Te słowa są umieszczone w pudełeczkach na czołach Izraelitów modlących się przy ścianie płaczu, wypisane są na odrzwiach domów.

Jezus w tym fragmencie ewangelii dodaje drugie przykazanie znajdujące się również  w Torze – III Mojż. 19,18 – „…będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Jam jest Pan” co prawda fragment z tory można tłumaczyć w taki sposób, że chodzi o „synów twego ludu” jednak widzimy, że Pan tego nie robi, mało tego w Łuk. ilustruje tą prawdę przypowieścią o miłosiernym Samarytaninie. Faryzeusz wywołany do tablicy, pręży się z powodu tak oczywistej prawdy, będąc zadziwiony takim złożeniem tych dwóch prawd, kochać Boga i kochać bliźniego, to prowadzi do stwierdzenia Pana wobec owego faryzeusza – „czyń to, a żyć będziesz” Łuk. 10,28, „…niedaleki jesteś od Królestwa Bożego…”  Mar. 12,34. Taka postawa zapewne prowadzi do relacji z Bogiem i ludźmi. O ile kochać Boga, każdy z nas może powiedzieć – kocham, niezależnie jak ta miłość wygląda, bo nikt nie zajrzy w nasze serce, o tyle kochać bliźniego, to już gorsza sprawa, gdyż ta miłość domaga się czynów miłosierdzia.

Musimy zatrzymać się, pochylić nad bliźnim, niezależnie kim jest, poświęcić swój czas, często swoje pieniądze, swoje bydlę, jak to w przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Odstawić swoje sprawy na dalszy plan, bo teraz jest czas, aby pomóc bliźniemu. Teraz czas, aby się zatrzymać, pomimo dzwoniącego telefonu, pomimo trąbiących aut, czy przekleństw bliźniego, wywołanych zdarzeniem i złorzeczeniem na winowajcę.  Czas może aby się pobrudzić, pobrudzić swój samochód, odpowiadać na niewygodne pytania policji czy innych służb. Nie chcemy tego, chcemy mieć spokój, włączają nam się wówczas jak kapłanowi i lewicie konserwatywne zwyczaje. Kapłan powie, nie mogę mieć kontaktu z martwymi, bo może jest martwy, lewita mam mało czasu, musze biec do rodziny, a potem na służbę. Inni mają swoje życie, swoje sprawy, a ten co leży nie wiadomo kim jest i co z nim począć.

Tysiące myśli kłębi się  w głowach, tych, którzy nie bardzo chcą zrezygnować z własnych planów na rzecz kogoś innego. Poświęcić się za darmo, komuś nieważnemu, to strata czasu. Niech to zrobi ktoś inny.

Czytałem w jednej z książek o eksperymencie w jakieś szkole biblijnej, nakazano studentom przygotować kazanie o miłosiernym Samarytaninie, które miało być przez nich wygłoszone w najlepszym budynku kościelnym w danym mieście, to było niesłychane wyróżnienie. Droga z ich uczelni do kaplicy, była jednak dość długa. Ci, którzy dokonywali eksperymentu specjalnie opóźniali wyjście każdego ze studentów, tak, aby musiał on prawie biec , aby zdążyć na własne kazanie. Mało tego, po drodze zgodnie z przypowieścią leżała na drodze osoba, która potrzebowała pomocy, wykładowcy z ukrycia patrzeli, jak zachowają się studenci. Czy potrzeba i obowiązki i wyróżnienie zwyciężą nad zastosowaniem prawdy Ewangelii, którą sami mieli głosić? Niestety nie pomagali leżącemu , ale wygłoszenie kazanie w katedrze było ważniejsze niż praktyka tego Słowa.

Zastanawiam się ilu z nas by tak postąpiło? Czy raczej powoli, tak jak ja upewniwszy się, jest wszystko ok, bez zbędnych pytań informując jedynie służby odpowiedzialne za „te rzeczy” odjechalibyśmy z miejsca trudnego i pojechali do swoich spraw, do głoszenia Słowa Bożego, że należy kochać bliźniego. Ilu jest teoretyków pośród nas, a Jezus uczył, „ten, kto czyni wolę Boga…” ale lepiej gdyby mnie ona nie dotyczyła, bo zburzy mój świat. Lepiej wybrać z Biblii to, co będzie mnie chronić, a uniknąć najważniejszego, przykazania miłości Boga i bliźniego, czynnej nie biernej. Praktycznej, nie teoretycznej.



Paradoksem jest, że Jezus nauczał o miłości bliźniego i o przebaczaniu drugiemu, ale gdy rozmawiam z różnymi ludźmi, to właśnie nieprzebaczenie bliźniemu jest jedną z głównych przyczyn ich zawiedzenia ludźmi, nie potrafią przebaczyć drugiemu, mimo jasnego nauczania Pana w tej dziedzinie, poszukują usprawiedliwienia swojego stanu, wolą tkwić w złości, tak jakby, tą złością dokonywali zemsty, oszukani przez diabła nie wiedzą, że jedynie sobie robią krzywdę i stoją w opozycji wobec Boga, który mówi przebaczaj zawsze.

Drodzy czytelnicy, nie bądźmy tylko słuchaczami Słowa, ale jego wykonawcami Jak. 1,22 w każdym czasie, niech przykazanie miłości nie kończy się na miłości wobec Boga, ale bądźmy wyczuleni na miłość wobec bliźniego. Miłość mądrą, miłość , która nie wiąże ale daje wolność, miłość która nie oczekuje, ale daje, miłość, która poświęca się, nie liczy strat. Miłość w końcu, która nie będzie oczekiwać rekompensaty za udzieloną pomoc, ale jest hojna i miłosierna.

Tego wam i sobie życzę wasz w Panu Kazik J.


 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code