Przemijanie

 

Przemijanie
 
 
Dopiero co dotarła wiadomość o śmierci Krzysztofa Kolbergera, znanego aktora, reżysera, wyważonego, poważnego i cierpiącego z powodu długotrwałej choroby człowieka.
 
Ta informacja spowodowała zadumę w moim sercu, paląc w kominku naszą Bożonarodzeniową choinkę pomyślałem, dla niego już nie będzie Świąt tu na ziemi. Słuchając czytanych przez niego fragmentów wybranych wypowiedzi, czy też czytanych tekstów, słuchając wypowiedzi jego przyjaciół, czy znajomych można odnieść wrażenie, że cierpienie w którym żył od lat sprawiło, że jakoś był szlachetniejszy, świętszy. A może to oni, jego przyjaciele w obliczu śmierci nie wiedzą co powiedzieć? A może to człowiek, widząc drugiego w sytuacji jeszcze odległej dla niego samego, nabiera szacunku do nieuniknionego losu człowieka?
 
Nieuchronność przemijania również i mnie dopada, wczoraj kiedy byłem u młodszych znajomych, usłyszałem tak, pewna starsza kobieta około pięćdziesiątki – popatrzyli na mnie – no tak, ja już jestem takim nieco starszym osobnikiem, tak przynajmniej postrzeganym, skoro 50 na karku. Takie słowa zmuszają również do refleksji nad życiem i śmiercią, nad tym co człowiek dokonał, a co jeszcze może dokonać, wszak ten czas tu na ziemi staje się coraz bardziej upominający – kończę się, płynę – zdaje się mówić, ostrzegać – może jeszcze 20 lat, może 30 a może rok. Zegar czasu włączony nad Krzysztofem zamarł, skończył się, niektórzy pocieszając się może mówią, przynajmniej już nie cierpi.
 
Nie wiem, czy był osobą należąca do Chrystusa, czy nie, chociaż jego wypowiedzi i tematyka pracy wskazywałyby na to, że kocha Boga, ale serce jego tylko zna Bóg i on przed Nim stanie, jak każdy/każda z nas. Tak czy inaczej, swoim życiem wskazywał na nieskończoność, na cierpienie jako to, które wywołuje szlachetność, świętość, niewielu jest takich ludzi, raczej ludzie bluźnią z powodu cierpienia, szukają winnych, złorzeczą Bogu, nie przyjmują go (cierpienia) jako możliwości wzrostu w Bogu, być może dlatego, że Boga nigdy nie poznali, a On w tym cierpieniu jest jeszcze bliżej nas, jeszcze mocniej wyciąga swoje ręce i woła – choć Ja dam ci ukojenie.
 
A kiedy przyjdzie na mnie czas, jak wówczas się zachowam? Czy z radością będę oczekiwał spotkania z Panem, mam nadzieję, wszak, że do Niego należę jest pewne dla mnie jak słońce na niebie i już dziś moja dusza tęskni za tym spotkaniem, ale… Żona, dzieci, przyjaciele, Kościół, rodzina… Oby nigdy to co ziemskie nie spowodowało u mnie paniki przed śmiercią, wiem, że Bóg się zatroszczy o to, o co ja już zatroszczyć się nie będę mógł, bo On jest dobry.
 
Gdy nieuchronność śmierci zajrzy nam w oczy i spowoduje, że ogarnie nas lęk i trwoga, pamiętajmy, Chrystus Pan jest Panem życia, On ją (śmierć) zwyciężył i w Nim my również jesteśmy nad nią (śmiercią) zwycięzcami , zatem rozmyślając dalej nad przemijalnością życia, szukam inspiracji, abym póki żyję mógł najlepiej wypełniać wolę Boga wobec mnie tu na tej ziemi.
 
W zadumie – Kazik J.
   – Dlaczego nie boję się smierci?   
 
 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code