Moim zdaniem… rocznica Smoleńska

Niebawem, to jest 10-04 bedzięmy wspominać to, co wydarzyło się rok temu pod Smoleńskiem. Była to wielka tragedia i nie ma co tu dyskutować na ten temat.

No ale, po owocach poznacie… , jak dziś ta tragedia działa na nas. Co wydarzyło się przez ten rok w kraju, co działo się na naszych oczach?

W moim przekonaniu, ta tragedia obnażyła prawdziwe oblicze naszego kraju, kraju podzielonego na wszelkie możliwe sposoby.

Politycznie – między tymi pokroju Dmowskiego (mówiąc językiem II RP) a tymi Piłsudskiego. Co to znaczy, ano my prawdziwi Polacy i ci inni. My stoimy tam gdzie Solidarność, a oni tam gdzie ZOMO. Ta polityczna obserwacja wskazuje też na coś innego resentymencje ku lewicy, wiele osób (jak wynika z badań) woli coś innego niż prawica, coś co w tak drastyczny sposób nie dzieli Polaków.

Kulturowo – przepychanki o pomniki, o miejsca pamięci, o Wawel, o czas na wizji. Nagle okazuje się, że isnieje mniejszość śląska, która jest bardziej niemiecka niż polska, a dlaczego by nie? Czy emblemat Niemiec – wróg nadal istnieje po 66 latach od wojny podgrzewane stare animozje?

Religijne – podział w KRK, który jest teraz mocno widzoczny, a który zapewne był zawsze. Coraz głębsze rozwarstwienie pomiędzy zwolennikami Radia Maryja, a postępowymi kręgami polskiego katolicyzmu. Zdaje się, że ostatnim takim aktem pozornej jedności jest rocznica śmierci JP II i jego kanonizacja i co dalej? Nie będzie już dokąd biegnąć, gdy te cele ogólnospołeczne się wypełniają, już nie bedzie modlitw o kanonizację, ludzie są zdezorientowani. Przed chwila modlili się za JP II, a teraz mają modlić się do JP II, jakos dziwnie (pominę moje zdanie na ten temat). I znów prawdziwy Polak, to katolik, a Żyd, Protestant, Prawosławny to przyszywańcy. Żydzi do Izraela, Protestanci do Niemiec a Prawosławni do Rosji i już pozamiatane.

Owoce zatem w mojej ocenie są cierpkie, oczywiście i myślę, nie katastrofa je przyniosła, ale jakby je odsłoniła. Walka o krzyż pod pałacem, walka o wszystko i ze wszystkimi to taki nasz zdaje się narodowy charakter.

Czy aby te granice, które zdaje się, że wśród polityków ogniskują się najmocniej (wszak im chodzi o elektorat, a skoro to robią, to taki elektorat jest i ludzkie myślenie), czy one (te granice) nie zostały już czasem  przekroczone i staje sie to wszystko po prostu niesmaczne? Czy aby zamiast "budować" Polskę nie staramy się jej zatracić? Jeszcze Euro 2012, a potem, co ? Być może skończą się środki z UE i co wtedy? Jak będziemy budować drogi, jak będziemy utrzymywać szpitale, szkoły i tp. Gdzie podzieją sie wszyscy pracownicy z biur i urzedów. Wydaje mi się, że gdy zamknąć kurek z pieniędzmi z UE, to niechybnie skoczymy sobie do gardeł, oby nie, oby nie.

W moim przekonaniu jest tylko jedne rozwiązanie, nasz kraj potrzebuje duchowego odrodzenia, prawdziwego od Boga. Takiego, jeszcze jakiego nigdy nie przeżył — nawiedzenia Boga, nie ludzi, nie hierarchów, ale Ducha Świętego, który powywraca te nasze ludzkie sposoby myślenia, te egoistyczne i egocentryczne zachowania – nacechowane butą i wywyższaniem się nad drugim, nawiedzenia – które w końcu zburzy te ołtarzyki bałwochwalstwa w naszym kraju, bałwochwalstwa, któremu na imię – człowiek i skieruje nasze serca ku Bogu – Jezusowi Chrystusowi.

 

Kazik

Piosenka Beaty Bednarz i Moniki Kuszyńskiej byłej wokalistki Varius manx, po wypadku samochodowym obecnie na wózku z paralizem dolnych partii ciała. Jednak ta tragedia pomogła jej odnaleźć sens życia i nade wszystko Boga.

   

 

14 Comments

  1. elik

    Jedyna i słuszna droga życiowa to cała prawda.

    Panie Kazimierzu!

    Chyba zgodzi się Pan, że dróg wytyczanych i proponowanych, przez bardzo różnych ludzi (duchownych i świeckich), także wszelakich ofert, pokus, wizji, czy programów, strategii, wyznań, religii, nurtów, ideologii i sposobów, metod rozwiązywania fundamentalnych i istotnych spraw na świecie, czy w UE i RP, także w naszym codziennym doczesnym życiu mamy obecnie w nadmiarze.

    Natomiast jedyną drogę życiową, oraz najbardziej pożądaną i bezpieczną, choć nieraz bardzo trudną, lecz ostatecznie optymalną, szczęśliwą, zbawienną i dobroczynną wyznaczył Jezus Chrystus. Wskazał i nadal wskazuje ON nie tylko wybranym, lecz nam wszystkim istotom rozumnym i wolnym, także powołanym, do zbawienia dusz i życia wiecznego.

    A to, co nam ludziom często wydaje się i zdarza nazbyt często – zwykle prowadzi na manowce, a nawet na zatracenie, czy do różnych kryzysów i takich lub podobnych narodowych dramatów, czy tragedii jak ta, która wydarzyła się nie Rosjanom, czy Niemcom, lecz kolejny raz Polakom – tym razem 10.04. 2010 roku, pod Smoleńskiem.

    Pan Bóg postanowił tak, a my ludzie światli i dobrej woli, w tym wspólnota Kościoła katolickiego przyjmuje i uznaje,  że tylko poznana i należycie (właściwie) zrozumiana i przyjęta cała prawda  wyzwala, uczy, nawraca, także zmienia świadomość (mentalność), a nawet postawy i zachowania, bo przemienia ludzkie serca i skutecznie leczy chore dusze.

    A ponieważ dotychczas o zgrozo jesteśmy, jako Naród przede wszystkim karmieni tylko domysłami, dywagacjami, spekulacjami, a nawet celowo dezinformowani, oszukiwani rozpowszechnianymi kłamstwami, także śp. ofiary i osoby im bliskie obarczane w mediach zmyślonymi oskarżeniami, pomówieniami, oszczerstwami etc.

    Najbardziej wg. mnie obecnie w RP dominuje niszcząca, destrukcyjna siła toksycznych postaw, reakcji, czy relacji osobowych. Wśród nich to nagminna bierność, czy obojętność, także zaniedbanie obywateskie, czy poprawność polityczna, oraz uporczywe trwanie w błędzie (grzechu), także powszechny brak, czy deficyt miłości, serdeczności, wzajemnego zrozumienia, zaufania, przebaczenia i pojednania.

    W takiej sytuacji, to czego jeszcze wszyscy Polacy mogą spodziewać się, czy oczekiwać?…….

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  2. ahasver

    Polska dojdzie kiedyś do ładu.

    Niezgoda i różnica zdań jest zjawiskiem jak najbardziej pozytywnym w demokratycznym społeczeństwie, a spora rozpiętość kulturowa i polityczna świadczy o udanym procesie pluralizacji społeczeństwa. Moim zdaniem Polacy są Narodem ciepłokrwistym, przypominającym trochę Włochów. Ponoszą nas emocje, jesteśmy wybuchowi. Nie jest to negatywne zjawisko. Brakuje nam w tym wszystkim jednak jakiejś intelektualnej ogłady albo po prostu elementarnych zasad prowadzenia dyskusji. Sam dałem się ponieść emocjom po 10 IV rok temu. Nie możemy rozpaczać, załamywać się, całkowicie negować polskiej tożsamości. Powinniśmy wyciągnąć wnioski…

    Moim skromnym zdaniem w szkole brakuje filozofii i etyki albo przynajmniej zajęć z kultury prowadzenia dyskusji w oparciu o debatę oksfordzką. Zabrakło kultury, niemniej to dobrze, że Polska jest tak zróżnicowana.

     
    Odpowiedz
  3. Kazimierz

    Bartoszu

    Zgadzam się z tobą, inność może byc piękna i twórcza, kiedy jak to piszesz jest  elementarnie prowadzona dyskusja. Co do filozofi i etyki w szkołach zgadzam się z tobą. Religia do Kościołów, Zborów, Synagog i Cerkwi a do szkół etyka, filozofia a nawet psychologia – ale taka, która wskaże młodym ludziom na inność człowieka. Choćby proste badania na typ osobowści – w podziale np. Arystotelesa (sangwinik, choleryk, melancholik, flegmatyk) pokazuje na róznorodność i piękno tej róznorodności.

    W treningach kompetencji społecznych, które prowadzę zawsze badam w ten sposób i pokazuję jak się różnimy i jakie wnioski możemy z tego wysnuć. Możemy zauważyc wówczas, że każdy z nas jest w pewien sposób zaprojektowany i w relacjach wzajemnych, jeśli nie będziemy szanować a choćby wiedzieć o słabościach w sumie prawie niezmienialnych (związanych z typem osobowości), to możemy życ w nienawiści do innych, bo nawet nie staramy sie ich zrozumiec a to = brak elementarnego braku szacunku dla drugiego człowieka. Używam do takich badań dośc dobrego opracowania "Osobowość plus". Ten brak szacunku zaś, na pewno nie jest chrześcijański.

    Nie wiem, czy filozofia i etyka pomogłby w uczeniu polaków ogłady, ale spróbować zawsze można…

    KJ

     
    Odpowiedz
  4. Halina

    Kazimierzu

     Psychologia jako odrębny przedmiot nauczania w szkole, to wg. mnie nie jest dobry pomysł. Programy i tak są przeładowane. To nauczycielom potrzebna jest wiedza z zakresu psychologii wychowawczej, i to nie taka stricte akademicka, ale nieco już " przetrawiona" na różnych praktykach. Młodzi nauczyciele, wcale nie ze swojej winy, wchodzą do szkoły zupełnie bezradni, w kwestii poradzenia sobie w sprawach wychowawczych, w tak trudnym okresie rozwojowym ,jakim jest okres dojrzewania. A prawda jest taka, że znajomość psychologii jest podstawą sukcesu nauczyciela i ucznia. Poza tym w każdej szkole powinien  być pedagog szkolny lub psycholog.  To oni właśnie diagnozują i rozpoznają potencjalne możliwości ucznia i opisują za pomocą testów nie tylko temperament, ale i osobowość, inteligencje i predyspozycje zawodowe. Wiem z doświadczenia, że lepszą metodą niż papierowe testy jest słuchanie, obserwacja, rozmowa, warsztaty. Badanie kwestionariuszem temperamentu wg. Florence Littaner dosć często przeprowadzają nauczyciele religii, w ramch swoich zajęć. W zasadzie nie trzeba być psychologiem, by go właściwie zinterpretować . Przy pomocy dobrego kwestionariusza można przeanalizować 30 różnych cech temperamentu t.j ekstrawersja, introwersja, skłonności do reagowania złością, lękiem lub w inny nieodpowiedni sposób.

    Każda gałąz psychologii szanuje inność człowieka. Z tym ,że rolą psychologii jest nie tylko wykazanie tej inności, ale też pokazanie na możliwości pracy nad własnym rozwojem. Nie ma wątpliwości, że to choleryk powinien pracować nad swoją impulsywnością, a nie otoczenie ma znosić jego temperament. Flegmatyk nie może w pracy powiedzieć, iż nie zdążył z wykonaniem zadania, bo ma taki temperament. Każdy musi poznać swoje mocne i słabe strony i pracować nad tym.  Osobowość, to pewne preferencje na podstawie, których psychologia ocenia człowieka bez wydawania sądu. Nie jest prawdą , że temperament nie podlega zmianie. Jak najbardziej można go kształtować. Typologia wg. Hipokratesa nie została co prawda obalona, ale wyjaśnienie jej za pomocą zależności od rodzaju płynów krążących w ciele człowieka w obliczu dzisiejszej wiedzy jest zabawne. Dzisiaj wiadomo, że o różnicach w temperamencie decydują geny tylko w 40% , aż w 60%-odgrywa zbiór indywidualnych doświadczeń człowieka. Poza tym trzeba pamietać, że nie ma osoby, która posiada wyłącznie cechy jednego temperamentu. U rożnych ludzi cechy te występują w nierównej mierze. Poznanie własnego temperamentu i właściwe ustosunkowanie się do niego odgrywa ogromną rolę w akceptacji samego siebie. 

    Temperament może stanowić wytłumaczenie zachowania, ale nie zwalnia z odpowiedzialności za to co robimy, jak postępujemy. Poza tym tak od strony chrześcijańskiej- cechy naszego temperamentu mogą być pod kontrolą Ducha Św. Dlatego w podejściu do problemów , jakie człowiek napotyka i do tego, w jaki sposób sobie z nimi radzi, konieczne jest określenie wszystkich słabych stron temperamentu, które hamują duchowy rozwój. Konieczna jest znajomość mocnych stron, by je rozwijać i przynosić chwałę Stwórcy.

    pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  5. misjonarz

    Może “coś bym

    Może "coś bym podyskutował" . Tylko pytanie "czy mogę" ? bo naprawdę "nie znam się na psychologii, znam tylko pewne pojęcia, którymi czasem umiem "operować obserwując życie".

    Całkowicie zgadzam się, że istnieją "typy osobowości" (istnieją pewne cechy określające te typy), ale moim zdaniem dotyczą one "fizjologii" a nie psychiki człowieka. Czyli chodzi o pewne reakcje na różnorakie bodźce środowiskowe. Chodzi mi o to np. że np. "choleryk dział szybko i gwałtwonie, sangwiniki dosyć spokojnie a flegmatyk nieraz bardzo powoli zaś melancholik "ze strachem". Tak samo jest jeżeli chodzi o "odpowiadanie na pewne treści, które przekazują inni ludzie", czyli np. "ktoś mówi a choleryk zaraz odpowiada, sangwinik się śmieje a flegmatyk duma i myśli, melancholik się boi".

    Moim zdaniem typy osobowości dotyczą "fizjologii człowieka, ale nie jego cech charakteru".

    Dam przykład – "choleryk gwałtownie mówi o ludziach, czyli może wyśmiewać, obrażać, przeklinać, drwić itp".

    To są cechy charakteru a nie osobowości, czyli "odpowiedź człowieka na to co się dzieje w jego wnętrzu a to nie musi pochodzić z wnętrza, lecz z zewnątrz – dotyczy kuszenia złych duchów". Choleryk ma np. takie cechy charakteru bo ten człowiek "NIE KOCHA SIEBIE" i nie kocha tych cech u innych ludzi, dlatego choleryk z cholerykiem nie wytrzyma. Tak samo jest np. w przypadku flegmatyka – "jego obojętność wobec ludzi (nieczułość) jest z tego, że "nie kocha siebie", nie akceptuje u siebie tych cech.

    Analogicznie jest w przypadku sangwinika np. "jest nieodpowiedzialny" a "nienawidzi nieodpowiedzialności u innych.

    Dlaczego tak się dzieje ? Moim zdaniem tak się dzieje bo ludzie "nie radzą sobie ze swoimi wadami" – jest tych wad 8

    1 Pycha  2 Chciwość  3 Nieczystość 4 Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu 5 Zazdrość 6 Gniew 7 lenistwo, a

    pewny mądry starożytny mnich wymienia jeszcze dwie wady:  "acedia" i "smutek".

    Ludzie nagminnie popełniają te grzechy a ponieważ są one wynikiem pokus szatańskich więc po popełnieniu grzechu szatan oskarża nimi samych ludzi i oskarża ich przed Bogiem. W wyniku takiego działania ludzie coraz bardziej "nie kochają siebie, czy wręcz nienawidzą" i nienawidzą tych wad u innych a sami je posiadają.

    Ludzie nie zauważają tych wad u siebie i "gwałtownie je odpędzają od siebie" a takie działanie jeszcze pogarsza ich sytuację, czyli znowóż np. "u choleryka będzie narastał gniew, a u melancholika smutek i zniechęcenie".

    Czy jest jakieś wyjście z tak "beznadziejnej sytuacji". Moim zdaniem jest ale wpierw trzeba

    ZACZĄĆ  SOBIE  UŚWIADAMIAĆ TE WADY (robić z nich rachunek sumienia) a później powoli systematycznie zacząć nad nimi pracować. Taka praca może trwać nieraz całe życie – tak było np. u wielu świętych.

    No i trzeba tak, jak już wspominałem to kiedyś "zacząć to wypowiadać przed innymi" a ponieważ władza odpuszczania grzechów jest przekazana kapłanom tak więc należy to systematycznie robić, czyli spowiadać się regularnie np. co miesiąc.

    Jest jeszcze jeden sposób na te wady (lecz jest on wybitnie tymczasowy i wymaga wielkiego skupienia i pracy.

    To jest tzw. "antyretyczna metoda w/g Ewagriusza z Pontu" a polega ona na "uświadomieniu sobie kuszenia i skierowania wobec pokusy odpowiedniego wersetu z biblii".

    Metoda jest skuteczna ale w/g mnie "na chwilę" bo pokusy i tak i tak wracają a nieraz są gwałtowniejsze niż poprzednio. Natomiast jest ona o tyle dobra, że pozwala "zrozumieć siebie i pewne myśli, które nas nachodzą bez naszej świadomości".

    Dam przykład takiego "działania".

    GDY  NAS  NACHODZI POKUSA ABY  "WYŁADOWAĆ SWÓJ GNIEW SŁOWNIE WOBEC INNYCH LUDZI NALEŻY PRZYPOMNIEĆ SOBIE TAKIE OTO WERSET".

    "GNIEWAJCIE  SIĘ A NIE GRZESZCIE NIECH NAD WASZYM GNIEWEM NIE ZACHODZI SŁOŃCE".

    No i pokusa na 100 % odejdzie chociaż na chwilę (a ta chwila jest różna u różnych ludzi), lecz później potrzeba tego o czym piszesz Kazimierzu "ZBROJA  BOŻA",  a czym ona jest to już opisywałem. Dam przykład (znów kontrowersyjny bo prawie nie do uwierzenia).   S Faustyna Kowalska miała razu pewnego taki straszliwy atak złych duchów – zaczęły one krzyczeć na nią "rozszarpiemy Cię".   S Faustyna, jak zwykle ze spokojem "coś wykombinowała i tym razem powiedziała takie coś  "szarpcie sobie". W tym samym momencie złe duchy w popłochu zaczęły od niej uciekać i wykrzykiwać: " uciekajmy bo jest z nią Bóg".

    Jakże proste środki stosowała ta prosta zakonnica – czemu ano temu bo "MIAŁA  WIARĘ I  UFNOŚĆ".

     
    Odpowiedz
  6. elik

    Jednoznaczność i prawdziwość, czy polityczna poprawność?

    Intencje szlachetne, lecz wg. mnie perspektywa marna: "Polska dojdzie kiedyś do ładu"

    "Zjawiskiem pozytywnym" może być w RP, lecz nie jest powszechne dążenie, do porozumienia i zgody narodowej, także dobrobytu (dobrostanu)  większości obywateli w państwie demokratycznym i praworządnym.

    Jednak brakuje nam wielu elementarnych rzeczy, także w najwyższych  strukturach władzy ludzi mądrych, wielkich, wybitnych, będących nie działaczami, partyjniakami, urzędnikami, czy kiepskimi politykami – politykierami, lecz prawdziwymi autorytetami i mężami stanu.

    Owszem świat jest różnorodny, także ludzie są bardzo różni, jednak w warstwie fundamentalnej to jednoznaczności pozwalają dostrzec i oddzielić mądrość, od głupoty, także ład, do chaosu, czy prawdziwość, od fałszu lub dobro, od zła, a prawość i sprawiedliwość, od ich braku. 

    Dlaczego to, co dotyczy jednoznaczności jest takie ważne i znaczące, wręcz najważniejsze w świecie?…… Ponieważ bez tego rozróżnienia dobra, od zła dominują w nas instynkty i emocje, zamiast potęgi ducha i światości umysłu. A przez to pozostajemy wyłącznie zwierzętami, po ludzku tęskniącymi, do miłości w prawdzie, także prawości, dobra, piękna, wolności i sprawiedliwości, ale nie zdolnymi, czy nie umiejącymi je urzeczywistniać, ani właściwie wykorzystywać lub nadawać im pożądany kształt.

    Najbardziej mnie przeraża, zdumiewa, a nawet irytuje i gorszy ostentacyjnie demonstrowany nie tylko, przez wielu dyskutantów na forum brak właściwego zrozumienia podstawowych zasad, jakimi mamy się posługiwać i kierować w życiu.

    Ten brak lub niedostatek zrozumienia istotnych i zasadniczych spraw to odłożony w czasie efekt dezorientacji, zagubienia, czy zaplątania, a nawet zatracenia w obszarze wartości.

    Nasze subiektywne "szarości" tj. dwuznaczności, czy starania o poprawność polityczną nie obrazują, ani nie wyjaśniają dostatecznie świata, ani istniejącej rzeczywistości – wg. mnie najlepiej ukazuje i wyjaśnia go i ją  jednoznaczność tj. biel i czerń albo tak-tak lub nie-nie.

    A w szkołach, czy uczelniach wg. mnie brakuje przede wszystkim personelu odpowiednio zmotywowanego, zdeterminowanego i oddanego wyjątkowej służbie, czy powołaniu tj pedagogów – wychowawców i nauczycieli.

     

     
    Odpowiedz
  7. aaharon

    No to i ja coś powiem…:)

     W ten sposób przechodzimy do ostatniego zagadnienia…

    Przeciętny człowiek nie lęka się
    już, kiedy słyszy, że jego postępowanie może go zaprowadzićdo piekła, natomiast
    poważnie się zastanowi, gdy usłyszy, że zaprowadzi go do państwowego szpitala…
     

    Jeśli oddamy gnizdko do naprawy elektrykowi , a następnie stwierdzimy, że nie tylko dalej nie przewodzi prądu tak, jak powinno, lecz pojawiły się w nim dodatkowe pęknięcia — skłoni to nas do
    rozmaitych podejrzeń. Jeśli sytuacja będzie się powtarzać, zrezygnujemy z usług danego
    elektryka. Nie musimy od razu podejrzewać go  o to, że postępuje nieetycznie.
    Możemy go uważać za uczciwego człowieka. Niemniej jednak zaczniemy się zastanawiać
    nad jego kompetencjami.
     

     kto tak naprawdę  nas naprawia?…tak po Chrześcijańskiej jak i po psychologicznej stronie tego samego gniazdka…?

     

    pa pa 

    wasz wredny aharonek*

     

     

     
    Odpowiedz
  8. elik

    Kto i jak?……

    @All

    To prawda, że współczesny człowiek staje się mniej wrażliwy na sprawy ostateczne i coraz bardziej ukierunkowany, nastawiony na używanie dóbr tego świata, pod wpływem nie dzisiejszej wiary, kultury, tradycji, obyczajowości, czyli cywilizacji, lecz nasilającej się sekularyzacji, laicyzacji i ateizacji w świecie tj. sekularyzmu, ateizmu, egoizmu, konsumpcjonizmu itd.

    Ponadto doczesne piekła tj. doświadczenia i przeżycia z obozów koncetracyjnych, gułagów, czy wojen, prześladowań, bombardowań etc., także naturane katastrofy powodują, że wielu z nas przestaje bezwarunkowo wierzyć w to, że może spodziewać się jeszcze czegoś gorszego poza światem tj. większych cierpień, upokorzeń, pogardy – jednym słowem piekła.

    Natomiast osobną i brzemienną w skutkach sprawą jest wg. mnie nie tylko kto, lecz i również jak na nas oddziałowuje lub usiłuje oddziaływać?….

    Drogi Arturze pozdrawiam Ciebie serdecznie i proszę napisz, jak w codziennym życiu, czy  blogosferze inni na nas oddziałowują.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  9. aaharon

    Zbyszku . Jak innni na nas oddziaływują?

    Hm …

    Zbyszku pytasz mnie o coś głębokiego…

    Właściwie to można by o tym napisać książkę i chyba nie jeden już o tym oddziaływaniu pisał.

    To o co pytasz jest zakodowane w psychice.  

    To jak inni na nas oddziaływują , to jak na nich reagujemy zalezy od nas.  To bardzo szeroki temat i

    nie wiem czy mógłbym , zdołałbym go tutaj ogarnąć. Musiałbym opisywać na przykładach , aby być zrozumianym a tego raczej nie chciałbym czynić publicznie.

    Musiałbym wdzierac się w umysły innych i przechadzać sie po światach wewnętrznych każdego napotkanego przez siebie człowieka. Myślę że jedynie ludzie o głębokim wewnętrzym wglądzie w ludzką istotę zachowań mogą dać rzetelną odpowiedź na twoje pytanie a i to nie dokońca była by odpowiedź pełna. Przecież umysł ludziki poznaliśmy jedynie w niewielkim procencie nie wspominając o budowie muzgu jako takiego i wszelkich jego możliwości . 

    Zbyszku..

    Zapewne poziom twojego pytania nie jest przyziemny i nie chodzi Ci jedynie o działalność kogoś na tym Tezeuszu …w ramach jakiejś innej wspólnoty nie Katolickiej. Trzeba nam dojrzewać do rzeczy wyższych i nie karmić się jedynie mlekiem podejrzeń…Aż się boję pytać Cię czy znów nie chodzi Ci o Kazimierza?

    Bo jeśli tak to ja wysiadam z tego pociągu nawet w biegu… Mam dość ścigania kogoś kto ma dobre serce a takim człowiekiem jest Kazimierz…Piszę prosto z mostu i błagam Cię nie zmuszaj mnie bym z niego skoczył dla waszej wspólnej Chrześcijańskiej miłości…

     

    Jeśli zaś pytasz głębiej to …

    Myślę że jeśli istnieją Jakieś istoty żywe mające wgląd w twoje pytanie to napewno nie jestem tą istotą ja.

    Nie mam wykształcenia ani wiedzy tak szerokiej by objąć nią umysły całego świata , i to nie tylko świata ludzi ale też świata zwierząt i roślin o kosmosie i jego oddziaływaniu na nas nie wspominając…

    Bo co tak naprawdę na nas oddziaływuje?

    Czy to są tylko ludzie?

    Czyż nie są to również światy zamieszkałe przez "Moce" o których tak naprawdę nie wiemy zbyt wiele albowiem przechadzają sie poza naszą percepcją postrzegania i naprawdę potrzebny jest niejako szusty zmysł aby objąć całe spektrum …połączeń między neuronami o korze mózgowej choć tak prosto zbudowanej nie wspominając…

    Tylko czy możlwie jest by umysł ludzi sobie z tym poradził? Zobaczył siebie takim jakim jest?

    Chodzi mi o to czy wchodząc w swiat powiązań i oddziaływań nie porywamy się na coś co jest dostępne jedynie komuś tak osobowemu jak Bóg?

    Chciałem jeszcze poruszyć jedno bardzo ważne zagadnienie a mianowicie możliwość choroby psychicznej wywołanej na scenę życia dajnej jednostki ludzkiej właśnie pod wpływem chęci ogarnięcia tego co dla nas zakryte.

    Ludzie chcą wiedzieć tak wiele o wszystkim że czasami zapędzają się w świat w którym ich nić po której mogli by wrócić na poziom normalności się urywa.

    Wiem że piszę zawilie i niezrozumiale ale chciałbym bacisnąć na to że trzeba uważać by nie popaść w schizofremie albo jakąś inną chorobę …

    Trzeba być czujnym i patrzeć przedewszystkim na siebie . Mieć znajomość siebie. Widzieć co jest niepokojące w naszym zachowaniu. Chciałbym położyć nacisk na to osobiste doznanie którym każdy z nas ludzi powinien się zająć zupełnie dobrowolnie . Patrzę  jak działa Bóg. On jest taki dobry …On ma tyle zrozumienia dla mojej kondycji i tego jaki jestem,  że nie naciska na mnie ale kocha mnie takim jakim jestem…pozwalając mi deptać ścieżkę po której chodzę tak długo jak długo kiełkują na niej światy moich poprzednich zachowań albowiem przeszłość moja musi się wypełnić …

    I powstaje pytanie nie dlaczego żyję  ale po co ?

    Każdy z nas ma cel do spełnienia . 

    Właściwie to wszystko co jest ma cel. Nawet ta sznorówka która się Tobie na bucie rozwiązuje w pewnym sensie oddziaływuje na przyszłe pokolenia …

    To jest takie cudowne widzieć jak chwilka z chwilką ma małżeństwo i jak potrzebna jest nieżądnica Magdalena…Maria Magdalena którą przyprowadzono do Jezusa…

     

    pa..

     

    Wredny aharonek

     

    A kawał ?

    Młoda ortodoksyjna para Żydów przygotowuje się do ślubu. Poszli do rabina, aby zadać mu parę pytań.
    – Czy to prawda że kobieta i mężczyzna nie mogą ze sobą tańczyć?
    – Tak to prawda – odpowiada Rabin – Z powodu moralności kobieta i mężczyzna mogą tańczyć tylko osobno.
    – Nawet jeśli są małżeństwem?
    – Tak.
    – A co z seksem?
    – Będziecie małżeństwem, więc nie ma żadnego problemu.
    – A możemy próbować różnych pozycji?
    – Oczywiście.
    – Kobieta może być na górze?
    – Jak najbardziej.
    – Możemy to robić na pieska?
    – Jeśli lubicie.
    – A na stojąco?
    – Na stojąco kategorycznie nie!
    – Ale Rabbi czemu na stojąco nie?
    – Bo to się może skończyć tańcem!

    Oto jak inni na nas oddziaływują 

     

    Prawda że jestem wredny…?

     

    Ps. A tak na poważnie zupełnie poważnie to mamy tu na tym blogu kogoś bardzo kompetentnego i mądrego a na imię ma Halinka. Myślę że jej poznanie i wiedza psychologiczna była by bardzo pomocna w odpowiedzi bardziej rzeczowej niż moja . Myślę Zbyszku że Ona mogła by Ci znacznie głębiej odpowiedzieć na postawione przez Ciebie do mnie pytanie. To moja duchowa siostra którą pragnę pozdrowić albowiem nigdy nie zapominam tych których kiedyś chrześcijańsko poznałem…

    pa 

    dobro i pokój

    Wasz Aharon*
     

     

     

     

     

     
    Odpowiedz
  10. misjonarz

    Odpowiem Ci (mniej więcej,

    Odpowiem Ci (mniej więcej, jak to jest) – tekst będzie "zapożyczony" a napisał go o. D Piórkowski, który pisuje na Tezeuszu. Myślę, że Darek świetnie to ujął. To będzie fragment, nie będę opisywał tzw. "strapienia duchowego", bo to jest bardziej rozległe.

    Od siebie dodam jedynie, że "dosyć często przeżywam tzw. pocieszenie duchowe, które objawia się poprzez dar łez". Tak miało wielu świętych np. św F z Asyżu, św I z Loyoli, św F Kowalska.

    Wylewanie łez przed Panem Bogiem nie ma nic wspólnego z depresją (czyli stanem czysto psychologicznym), lecz jest "wlane".  Łzy to "zewnętrzny wyraz czegoś o wiele głębszego, czegoś co nie pochodzi z tego świata".

    "stany duchowe człowieka – D. Piórkowski "

    "Coraz częściej odnoszę wrażenie, że nadmierna fascynacja bądź brak trzeźwego dystansu do psychologii prowadzi do zmiany postrzegania rzeczywistości. Jeśli nie uwzględni się granic psychologii i jej niewystarczalności, wówczas dochodzi do dość opłakanej w skutkach redukcji: psychologizacji człowieka i otaczającej go rzeczywistości. Objawia się to w ten sposób, że sfera psychiczna okazuje się ostateczną instancją i kryterium w podejmowaniu decyzji, w ocenie ludzkich czynów i zachowań. Dobre samopoczucie bierze wówczas górę nad wyborem większego dobra, którego spełnienie nie zawsze wiąże się z komfortowym stanem emocjonalnym czyniącego i otoczenia. Ewentualne konsekwencje ludzkich wyborów oceniane bywają li tylko z psychologicznego punktu widzenia, a więc z poziomu uczuciowości. Jeśli ktoś się nie poczuł się urażony, jeśli nie stracił dobrego nastroju, to wszystko jest w porządku. Tym samym na dalszy plan schodzi sfera duchowa, a więc „przestrzeń”, która przekracza a zarazem przenika cielesność i psychikę.

     

    Mój przyjaciel z Niemiec, który od lat prowadzi poradnię psychologiczną w centrum Berlina, opowiadał mi wielokrotnie, jak to często dociera w terapii z wierzącym bądź niewierzącym pacjentem do pewnego punktu krytycznego. Mianowicie, po kilku miesiącach spotkań okazywało się, że w człowieku tym nagle odżywa tęsknota za Kimś większym, za Absolutem, sensem, Bogiem. Przez lata wielu ludzi sądzi, że dręczy ich depresja, jakieś osobiste nierozwiązane konflikty, które na gwałt trzeba uśmierzyć, po czym stwierdzają, że tak naprawdę, odkrywają w sobie wewnętrzny niepokój – jakieś poruszenia, które przychodzą jakby z innego świata. Tutaj psycholog staje już zupełnie bezradny. Duch pacjenta zaczyna budzić się z letargu. Terapeuta nie może go zachęcić do wiary, bo nie jest ona środkiem antydepresyjnym czy psychotropowym. W tym miejscu zaczyna się dopiero otwierać „możliwość” wiary, odsłania się przedpole dla obdarowania łaską wiary – związania się z Osobą, która zaspokoi pragnienia, niepokoje i tęsknoty.

     

    Wypływa z tego wniosek, że nasz duch przedziera się jakoś do naszej świadomości, chociaż nieraz odbywa się to z wielkim trudem i mozołem. Co więcej, nasz wymiar duchowy staje się areną prawdziwego zmagania i walki duchowej.

     

    Św. Ignacy z Loyoli, próbując opisać to, co dzieje się w naszej duszy, odwołuje się do działania duchów: dobrych i złych, które wywołują w nas różne poruszenia. Chociaż zewnętrznie reakcje te wyrażają się poprzez uczucia i rozmaite myśli, nie można ich zredukować jedynie do sfery emocjonalnej. Nasze rozmaite poruszenia, uczucia i myśli mogą zawierać w sobie działanie Boga bądź Jego przeciwnika – szatana. Zauważanie i rozpoznawanie takich poruszeń to dzisiaj wielka sztuka, zwłaszcza, że mówienie o duchach przypomina wielu współczesnym opowiadanie małym dzieciom bajki o krasnoludkach i śpiącej królewnie. Anioły, diabeł, duchy – toż to historyje rodem z baśni Andersena!"

    "Bóg komunikuje się z nami w codzienności. Św. Ignacy nie chciał, aby ktoś myślał, że życie duchowe zarezerwowane jest tylko dla wybitnych i wtajemniczonych jednostek. Raczej uważał, że ono tętni w każdej osobie ludzkiej, chociaż nieraz długi czas nie zdajemy sobie z tego sprawy, sądząc, że to jakieś przejściowe zmiany nastroju, samopoczucia, nastawienia, humoru. Tymczasem w nas samych wciąż dokonuje się pewien duchowy proces. Im bardziej stajemy się go świadomi, im bardziej rozpoznajemy, co w rzeczywistości się z nami dzieje, tym szybciej i łatwiej odnajdziemy wolę Boga, będziemy podejmować właściwe decyzje, nie damy się wodzić za nos fałszywym poduszczeniom i kłamstwu, które próbuje wtargnąć do naszego życia. Nie pomylimy również niezdrowego poczucia winy z autentycznym wyrzutem sumienia. Będziemy mogli odróżnić fakt pojawiania się w nas uczuć od działania pod ich wpływem, czego w gruncie rzeczy trzeba uczyć się bardzo długo.

    Bliski przyjaciel św. Ignacego – św.Filip Nereusz powiedział kiedyś, że życie człowieka duchowego jest pociechą, potem próbą, potem znowu próbą i nową pociechą, a potem znowu próbą…

    Tym może nieco dziwnym zdaniem chciał podkreślić, że wędrówka człowieka na ziemi wiąże się nieuchronnie z trudnym zmaganiem i ciągłym oczyszczaniem serca.

    Zapewne tę samą prawdę pragnął przekazać nam św. Ignacy pisząc o fundamentalnych zasadach kierujących życiem tych, którzy rozpoczęli bądź prowadzą życie w duchu. Niemożliwe jest działanie zgodne z wolą Bożą, bez podjęcia pierwszego kroku – rozeznania w jakim stanie duszy znajduję się w danym czasie.

    Już na samym początku reguł o rozeznawaniu duchów zamieszczonych w Ćwiczeniach Duchownych, św. Ignacy wyjaśnia różnicę w działaniu duchów w zależności od tego, czy człowiek jest na drodze postępu i żyje w zgodzie z Bogiem, czy też nadal tkwi w grzechu śmiertelnym. Dalsze reguły odnoszą się właśnie do odkrycia poruszeń duchów, które inaczej postępują z duszą w strapieniu, niż w pocieszeniu. Umiejscowienie to ma zapobiec pomyleniu działania ducha dobrego ze złym i na odwrót. Zarówno pocieszenie jak i strapienie są przeżyciami wewnętrznymi, ale uzewnętrzniają się również w zachowaniach i postawach widocznych w jakiś sposób dla otoczenia. Doświadczanie tych dwu różnych stanów duszy przysposabia człowieka do coraz pełniejszego poznania siebie i otwiera na zupełne zaufanie wobec ciągle obecnego Boga."

    A jednak świat duchów jest pośród nas obecny, chociaż niestety najczęściej w postaci zabobonnego reliktu z przeszłości, który okazuje się jeszcze tu i ówdzie przydatny.

     

    No i właśnie – o pewnych oddziaływaniach duchów na ludzi można by pisać " w nieskończość", problem w tym, że trzeba przytaczać pewne doświadczenia ludzkie, których jest bardzo dużo.

    Jeszcze co do tego – to jest dużo przykładów w ewangeliach, gdzie jest to pokazane, np.

    "błogosławiony jesteś Szymonie synu Jana bo nie objawiły Ci tego ciało i krew ale mój ojciec, który jest w niebie", albo "wtedy ukazał mu się anioł z nieba i umacniał go".

    Są też przykłady w ewangeliach gdzie Jezus spotyka ludzi zniewolonych czy opętanych i "uzdrawia ich poprzez wyrzucenie złych duchów".

    Tak więc świat duchów jest obecny w śród nas tylko my nie zauważamy dobra, które pochodzi od "anioła dobrego". Raczej wolimy, narzekanie, zło, cierpienie, wolimy różne pseudoduchowości, np. takie, które już przytaczałem, wolimy słuchać różnych niepewnych źródeł muzyki i "pseudodoradców duchowych" i "pseudoterapeutów".

    Tak więc "czy my możemy rozeznawać co się dzieje w naszych wnętrzach". ? Tak możemy lecz wymaga to modlitwy i refleksji nad swoim życiem.

     

     
    Odpowiedz
  11. elik

    Oddziaływanie na siebie.

    Arturze w poprzednim wpisie m.in. zadałeś pytanie kto?…..Dlatego zdecydowałem się zasugerować, że w przypadku ewentualnej próby odpowiedzi na Twoje pytanie, czy wspólnej dalszej dyskusji również istotnym może być jak?….

    Słusznie zauważasz, że oddziaływanie wzajemne, bądź jednostronne między Panem Bogiem, a człowiekiem, czy Duchem (ami), a istotami ludzkimi (osobami) albo wyłącznie między żyjącymi istotami ludzkimi, choćby takimi posługującymi się słowami, obrazami, czy innym medium (ami), jak my – to temat rzeka.

    Ponieważ nie tylko my obaj korzystamy z netu i usiłujemy uczestniczyć na forach w dyskusjach. Uznałem, że warto sprowokować debatę na forum "Tezeusza", jak np: w życiu codziennym, bądź  w blogosferze można oddziaływać na siebie?…..

    Cieszę się , że masz poczucie humoru, a temat został podjęty nie tylko, przez Ciebie, być może Pan Kazimierz autor tekstu wiodącego, Pani Halina i inne osoby również włączą się, do dalszej dyskusji.

    Ps. Moja dygresja – czytając W. Cejrowskiego – "Rio Anaconda" dowiedziałem się o wielu dotychczas mnie nieznanych sprawach i  rzeczach m.in. odnośnie oddziaływania różnych bytów, istot na siebie, także to, że wśród dzikiego plemienia panował szczególny zwyczaj zbliżenia intymnego między mężczyzną i kobietą – celowo nie piszę dokładnie jak……… , lecz m.in. właśnie w pozycji stojącej.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  12. elik

    Dziwne pojednanie, a prawda i pamięć.

    I Rocznica Katastrofy Smoleńskiej niczego nie zamyka, ani nie kończy, a tym bardziej nie jest kresem pamięci o niej, jak wielu ferujących dziwne pojednanie by sobie życzyło.

    Czym bowiem jest pojednanie polegające przede wszystkim na teatralnych gestach, wyreżyserowanych spotkaniach i wspólnej myśli – byle dalej od prawdy.

    Prawdy i pamięci nie da się zakuć w kajdany, zabić, czy wymazać z świadomości ofiar, czy oszukiwanych i krzywdzonych. Jestem przekonany i mam nadzieję podobnie, jak liczne rzesze Polaków, że prawda, pamięć i tożsamość narodowa, także prawdziwa historia RP nie tylko będą trwać i będą tym mocniej demonstrowane, im bardziej będą zakłamywane, przeinaczane, a tym bardziej rugowane i tłumione. Nie pomogą barierki, policja, nie pomogą mandaty, restrykcje. Nie pomogą akty przemocy względem pamiętającego społeczeństwa.

    I Rocznica to nie koniec. To początek – 10 kwietnia AD 2011  Polska zaczęła pisać nową kartę swojej historii…

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  13. aaharon

    och tak Zbyszku 🙂

     

    Te plemiona … Te pozycje 

    Dzięki za wpis…

     

    A wiesz…ja kiedyś czytałem o takich plemionach, w których Kobiety dominują 

    Jak mają ochotę na chłopa to se go biorą do namiotu nawet kiedy są zamężne. Taki jej kochanek wbija dzide przed szałasem w którym się kochają , to znaczy łączą  no wiesz 

    więc…

    A  mąż gdy wraca do do szałasu z polowania , no wiesz ten mąż , tej która się oddaje innemu , więc jak on wraca do szałasu widzi dzidę tego innego  wbitą przed wejściem do namiotu i to jest dla niego znak że Ona ma teraz płodne spotkanie i wybrała sobie samca dla dobra wspólnoty w której żyją…

    W takich plemionach to dopiero mają "pozycje" 

    Myślę że to Ciekawe . Kobieca intuicja wybiera samca…wielokrotnie.

    Nie wiem jak się to plemie nazywa bo już zapomniałem ale to może być to poniżej…

    pa

    Twój przyjaciel Art.

    wredny aharonek

     

    Wodaabe

    Niger

    Jedni z ostatnich nomadów w Afryce i na świecie przemierzają ze swoimi stadami tereny Nigru. – Żyjemy jak ptaki – mówią o sobie Wodaabe, nazywani także Bororo – co znaczy „ci, którzy się nie myją i żyją w buszu”. Swoje podłużne, pozbawione dachu „chaty” budują z kolczastych gałęzi. Kiedy wędrują w poszukiwaniu wody i pastwisk dla bydła, pozostawiają po sobie tylko ulotne ślady na piasku i obozowiska przypominające ptasie gniazda, które szybko pochłania busz.Wodaabe są bardziej tradycyjni niż religijni. Wierzą wprawdzie w siłę wyższą – Allaha, którego imię zapożyczyli od sąsiednich muzułmanów – ale też w złośliwe duchy buszu, dżinni. Jednak prawdziwą wartością jest dla nich tradycja. Dzięki niej istnieją. – Tradycja to szczęście, a potrzeba szczęścia to życie – mówią. We wrześniu, gdy kończy się pora deszczowa, Wodaabe spotykają się na konkursie piękności. Około tysiąca mężczyzn przez kilka dni tańczy, pobrzękując bransoletami kupionymi od Tuaregów, koczowniczego ludu Sahary, śpiewa, prezentuje biel zębów i białka czarnych oczu uwydatnione stosownym makijażem. Jurorki – młode dziewczyny – wybierają przystojniaka roku. Uroda, rzeczywiście niezwykła w tej grupie, jest tu ogromnie ceniona. W czasie uroczystości wiele kobiet znajdzie mężów lub kochanków, bo sferę intymną Wodaabe traktują dość swobodnie. Plemię praktykuje poligamię, a młode kobiety przed ślubem mogą uprawiać seks, kiedy i z kim chcą. Panowie mniej urodziwi też zakładają rodziny, tyle że aby ocalić związki, muszą przymknąć oko i zostać ojcami dzieci przystojniejszych kolegów. Pogodzenie się z tym faktem zapewne ułatwia osobliwy zwyczaj: w czasie dnia mężom nie wolno rozmawiać z żonami.
     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code