A któż jest ubogim?

 Rozważanie na III Niedzielę Adwentu, rok C2

tezeusz_adwent_2015.jpg

Duch Pański nade mną,

posłał mnie głosić dobrą nowinę ubogim.

A któż jest ubogim? – zadaję sobie pytanie. Ponoć Bóg wybiera to, co w oczach świata słabe, kruche i podatne na zranienia. Myślę, że w tych wszystkich pytaniach, jakie zadaje sobie współczesny człowiek w trosce o ubogich, a także o rodzaj ubóstwa, pojawia się również i takie, które dotyka pewnej społeczności, narodów dramatycznym doświadczeniem, wręcz tragizmem. Myślę – bo czas wyjątkowy – o polskiej rzeczywistości dnia powszedniego.

Szczególna dziś rocznica. Sięgam pamięcią do tamtych wydarzeń pamiętnego grudnia i okazuje się, że dobry Bóg pozwolił mi zachować w pamięci ów czas jako wydarzenie przejścia z jednej rzeczywistości ku drugiej, jako pewną konieczność, bez której niemożliwa byłaby droga ku wolności…

Droga jako pewien etap, kierunek. Wszystko, co ma się wydarzyć dopiero przed nami. To jeszcze nie to, nie ta wolność, zaledwie jakiś zaczątek. Droga jest czasem nam danym, a u jej początku wydarza się coś, bez czego nie ruszylibyśmy z miejsca.

A czas jest krótki. Zwykliśmy mawiać, że nam ucieka, nagli, że czasu nam brak. No bo cóż znaczy mieć czas? Zapewne jakiś wewnętrzny pokój. Z chwilą, gdy narasta świadomość, że można coś utracić bezpowrotnie, zmarnować dany nam czas, przychodzi refleksja, smutna refleksja. Otóż są rzeczy na tym świecie, o które trzeba się troszczyć. I w tym przejawia się pewien rodzaj ubóstwa.

Niczego tak naprawdę nie mamy, czego byśmy nie wypracowali sobie, o co byśmy nie zabiegali, na co byśmy nie trwonili tak cennego nam czasu. Z drugiej zaś strony mamy zapewnienie, iż tego, co prawdziwie mamy, co posiadamy, utracić nie można. Jakaż nadzieja. Tak więc nic nie przychodzi w życiu łatwo, człowiek jest jak piastunka pochylona nad kolebką swego dziecięcia, czuwa, aby owo nowonarodzone – nasza wolność w tym wypadku, jakkolwiek ją rozumieć – nie utraciło niczego ze swego blasku.

Jakże być głosicielami dobrej nowiny, kiedyśmy sami jej nie doświadczyli? Kto ma, będzie mu jeszcze dodane – uczy Ewangelista. A radosnego dawcę miłuje Bóg. Nie jesteśmy więc tak całkowicie ubodzy, ogołoceni ze wszystkiego. Niemniej tkwiąc w starym, trudno jest obudzić w sobie nowego człowieka, świadomego bycia obdarowanym oraz drogi, która wzywa: Chodź!

Ten, który przychodzi i który jest, to Ktoś spotkany, wychodzący naprzeciw… Cały problem polega na tym, aby spotkać się… Coś idzie ku nam, a jednocześnie jest blisko nas, namawia do wyjścia, do opuszczenia swego ‘domostwa… Coś rządzi nami z ukrycia i każe wypatrywać… Jakbyśmy sami, tylko stając na progu, gotowi do wyjścia w drogę już dawali jakiś znak, prowokowali niejako przebieg zdarzeń.

Wolność potrzebuje powiernictwa, naszej wewnętrznej woli. Obudzona wychodzi naprzeciw Innemu, buduje wspólnotę, zapala światło. Razem mamy więcej. Mamy tyle wolności, ile zdołaliśmy obudzić z uśpienia, wydobyć na zewnątrz… Bóg jest Bogiem z nami, ale to bycie „z nami” jest więzią uczestnictwa, darowaniem sobie wzajemnie, jedni drugim, wolności, która jest „łaską wszystkich łask” na wyciągnięcie ręki…

W tym, co jest przekazywane, co rodzi się między ludźmi, skrywa się cała prawda o Bogu, którego absolutna wolność udziela się nam w duchu radości. „Wznoś okrzyki i wołaj z radości, mieszkanko Syjonu, bo wielki jest pośród ciebie, Święty Izraela”. Tak wielki, że rodzi się Dziecięciem i wyciąga rączkę po ludzką dobroć. Wolność obdarowywania sobą jest spełnieniem miłości.

Bóg, który przychodzi, a zarazem Jest na swój sposób jakby wciąż mówił: „Najlepsze dopiero przed Tobą, przed nami”. Oczekuj Pana i wesel się, bo jest blisko… Idzie już…

Jan_Chrzciciel-_Mleska.jpg

Rozważania Niedzielne

Rozważania Rekolekcyjne

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code