3. Egzystencja – sfera egzystencjalna – jako Trzecia Kątynia Rozumu.

  Sztuka zamieszkiwania.
Kątynie Rozumu.
——————————————————– 
 
3. Egzystencja jako trzecia Kątynia Rozumu.
 
 
          Człowiek zamieszkujący rozumnie, dogląda rzeczy, konserwuję ją, przebudowuje bądź zachowuje przez wzgląd na nią samą – jej funkcjonalne piękno – oraz na pozostałe aspekty własnego zamieszkiwania: Zamieszkiwanie to również wychodzenie poza miejsce, pod warunkiem, że miejsce to umożliwia nam powrót do niego – zakorzenienie. Miejsce należy tutaj rozumieć w przenośni: miejscem jest samochód, droga, most, miejscem jest również sam człowiek, ukochana osoba. Warunkiem zamieszkiwania jest więc aspekt przeżycia, tak istotny dla Sztuki – pierwszej kątyni rozumu. Technika jako dążąca do utrzymania przetrwania i rozwijania przestrzennej relacji człowieka z Kosmosem, stanowi – poza teoriami naukowymi – materialny nośnik ludzkiej myśli. Stanowi świadectwo Nauki. Zawiera rzeczy, które przekonstruowujemy i otaczamy opieką. Rzecz jest sama w sobie całkowicie otwarta na pozostałe kątynie rozumu. Otwartość ta oznacza wartość artystyczną działa sztuki inżynieryjnej, wartość wiedzotwórczą, a także wartość ze względu na egzystencję człowieka. Rzecz jest dobra o tyle, o ile rozwija harmonię zamieszkiwania, wykraczając ze swojej techniczności w kierunku pozostałych kątyń rozumnego zamieszkiwania. W tym sensie rzecz stanowi niejako medium w nadawaniu światu jakości harmonii. Rzecz jest wartością bezwzględną w aspekcie rozumnego uporządkowania materii. – Rzecz należy otoczyć opieką jak rodzinny album ze zdjęciami. Natomiast „rozumność rzeczy” – jako najwyższa wartość, której intencja przez dzieło może prześwitywać, stanowi bezwzględną wartość intencji dzieła, leżącą poza dziełem, w bezpośrednim, nagim kontakcie pomiędzy artystą/twórcą i odbiorcą/użytkownikiem – wartości najwyższe nie egzystują pośród rzeczy, które mogą, lecz nie muszą być ich nośnikami. Rzecz stanowi tutaj tylko symbol – świadectwo intencji, odciśnięte jak ślad – w materii. Rzecz tkwi poza przyczynowością i celowością – warunkami sensowności, którą Rozum obdarza – ułaskawia świat. Ale wówczas rzecz powoli przestaje być rzeczą. Rzecz jest rzeczą tylko przez wgląd na człowieka. Stary samochód popada w niezdatność do użycia; „wypada z poręczności”, jakby to Heidegger określił. Rzecz obecna jako narzędzie, dzieło sztuki jest – tu, w czworokącie zamieszkiwania o tyle, o ile pełni jakąś funkcję harmoniczną pomiędzy tymi czterema elementami. Właśnie ze względu na egzystencję człowieka rzecz w ogóle jest; inaczej staje się „tylko” bytem, dezorganizującym się, od-rzeczawiającym skupiskiem materii. Co prawda przez taką „nieobecność w poręczności”, rzecz może stać się jeszcze bardziej rzeczą – np. jako obiekt kolekcjonerski, samochód stojący w muzeum. Niemniej pełni wówczas dalej jakąś funkcję przez wzgląd na egzystencję człowieka.
 
 
          Rozumność szuka w rzeczy właśnie funkcji, podobnie jak w dziele sztuki – poza całą gamą doznań i uczuć w trakcie i po percepcji dzieła – poszukuje funkcji symbolicznej, doniosłości znaczeniowej dzieła albo jego estetycznej wartości samej w sobie, tzn. jakości nie podlegających bezpośredniemu odniesieniu do nie abstrakcyjnego świata. Dlatego najwyższą jakość rozumową, będącą wynikiem intensywnego przebłysku „Promienia Rozumu”, może uchwytywać w każdej rzeczy. – Czy to będzie karabin maszynowy, czy samochód. Rozumny jest epikurejski stosunek do doznawania rzeczy – czy to będzie wino, czy wspaniały wytwór kulinarnej sztuki, czy wspaniały motocykl, czy nowy, lepszy silnik zainstalowany w samochodzie, czy przejażdżka rowerowa, czy jazda na nartach; im czystsza i bardziej umiarkowana jest forma doznawania przyjemności estetycznej lub hedonistycznej w kontakcie z rzeczą, tym lepiej jest rozumowi przyswoić ich wartość. Panuje tutaj również zasada minimum: Im mniej bodźców potrzebuje człowiek do estetycznej lub hedonistycznej ekstazy, tym wyższa jakość jego rozumności. Rozum ogranicza bezład materii, porządkuje ją. – Stąd dawna zasada utożsamiania Boga z Rozumem i Plotyńska koncepcja materii czystej (niezorganizowanej) jako zła. Wiedza na temat tych „uporządkowań” sprawia, że w mniejszej ilości rzeczy – i w rzeczach mniejszych – potrafimy znaleźć ich ciężar gatunkowy, czyli ilość i jakość powiązań pomiędzy innymi rzeczami, zależnościami, relacjami, wartościami i całym światem wiedzy w ogóle. Rozumność działa ze względu na to, co najbardziej wyraża istotę całej rozumności: ze względu na Człowieka.
 
          Powrócę do pytania, które zadałem w poprzednim artykule, przy rozważaniu o karabinie maszynowym. Tym razem pryzmatem nie musi być karabin; Czy możliwość, że zabiję kogoś lub siebie za pośrednictwem groźnego, czarnego, mocnego samochodu z dużym silnikiem, a więc wywołującego całą gamę doznań związanych z kultem drogi, niebezpieczeństwa, przygody i lawirowania na granicy ostatecznych sytuacji egzystencjalnych człowieka, albo – tak jak pewien Japończyk – „użyję” śmierci drugiego człowieka (co jest niemożliwe, bo śmierć należy tylko do Indywiduum) do stworzenia nietypowego dzieła sztuki (chodzi o krew rozbryźniętą na prześcieradle po samobójczym skoku z budynku), a w „granicach rozsądku” – stworzę coś, co tylko potencjalnie zabije człowieka, da mi większą wolność i sprawi, że lepiej i bardziej harmonijnie zacznę smakować życie? Czy nie zaostrzę konturów życia, czy nie uwypuklę jego wartości i zaznaczę jego wielkiego ciężaru i doniosłości przez to tylko, że dopuszczę możliwość jego negacji – przez siebie. Akt zabicia drugiego człowieka jest zawsze aktem władzy Boskiej. Konstrukcja egzystencjalna człowieka kontaktu z absolutnością nie wytrzymuje – stąd śmiertelnie poważny wymiar grzechu zabicia – jest naznaczony wymiarem Sacrum, którego człowiek nie dostępuję za pośrednictwem uświęcania życia, tylko świętokradczego nadużycia „władzy od Boga”. „Egzystencjalność” człowieka jest skończona – jest otwarta na nieskończoność czasu Boskiego, ale w kontakcie z Boskością tracąca swą ograniczoną tożsamość. Ostatecznie zmienić tożsamość, unifikując się z energią czy też symbolicznie – z Bogiem – można tylko przez śmierć. Śmierć jest aktem umykającym człowieczej władzy. Odwołuje do transcendencji. Śmierć „jest” Boska. Jej użycie jest zbyt mocne, aby nie zachwiać konstrukcją człowieka. Pytanie o to, na ile konstrukcja jest w stanie wytrzymać, jest pytaniem o zakres bycia człowiekiem. Czy warto ten zakres eksplorować? Niewątpliwie.
                            
          Warto jednak przy tym zauważyć, że możliwość negacji nie musi być niekonstruktywna. Rozum neguje, ale nie niszczy przy tym; rozum zachowuje. Będąc krytycznym i sceptycznym, skłonnym do maksymalnej relatywizacji, zarazem zachowuje swoje „obiektywne” granice. W tych granicach – ramach rozum konstruuje, pozwala dokonać aktu wytworzenia dzieła sztuki czy techniki. Konstrukcja i krytyczno – sceptyczna konstrukcja może negować cały świat i odrzucać wykraczające poza jego ramy otoczenie, niemniej jako krzyk przeciwko światu stanowi wyraz wolności – możliwości zapytania o sens wszystkiego. Taki krzyk jest konstruktywny. Jeśli kruszy mury, pozwala odbiorcy patrzeć na to kruszenie. Dekonstrukcja leży w granicach działania rozumu. Stanowi dojście do granic, po których przekroczeniu dochodzimy do zniszczenia. Do granic bycia wolnym człowiekiem. Do aktu pozbawienia kogoś jego Wszechświata, Boga, jego domu i historii. Do możliwości negacji wolności, życia – dobra. Tak, możliwość zabicia drugiego człowieka, zło, stanowią modi wolności. Zabicie jednak uniemożliwia ostatecznie wolność wobec drugiego człowieka. Ale czy w przypadku wojny, np. z terrorystami, nie umożliwiamy przez akt zabicia drugiego człowieka lepszych relacji z tymi, którzy dzięki interwencji zbrojnej przetrwali? – To kolejny modus pytania o sens wojny; Czy uszczuplając wolność drugiego człowieka, a przez to i swoją własną wolność, nie dajemy wolności innym?
 
          Czy wolność i Rozum, Sztuka, jaką jest dzieło życia, potrzebują ofiar? Niewątpliwie dzieło potrzebuje poświęcenia. Poświęcenie jest rozumowe, jeśli jest konieczne. Rozum rozważa granice – kompetencje swojego postępowania i rozszerza je, jeśli to rozszerzenie zlikwiduje barierę uniemożliwiającą wolność. Ograniczając własną wolność w pewnych aspektach, umożliwiamy ja w innych, bardziej zgodną z istotą wolności; zazwyczaj na rzecz wolności wyrzekamy się dowolności. Istotą wolności jest właściwe bycie-ku-śmierci jestestwa. Polega ono na zrozumieniu relacji pomiędzy swoją aktualną egzystencją i własną śmiercią – negacją egzystencji. Zrozumienie własnej śmierci następuje w sferze wolności, a więc – w sferze relacji z Innością wobec samego Siebie. Pamiętajmy, że Inność odnajdujemy tylko w – lub za pośrednictwem – innego (drugiego) człowieka lub Innego człowieka – w sobie. Jako tożsamy z Sobą we właściwy sposób (a więc również z nieuniknioną Innością w sobie samym), umożliwiam sobie bycie Sobą, o ile dopuszczam do Siebie Inność – Innego. Dopuszczanie takie oznacza pozwalanie Innemu na jego własną śmierć. Oznacza to umożliwienie Innemu stanąć wobec jego śmierci. Tylko wtedy mogę stanąć sam wobec własnej śmierci, kiedy mogę się do niej ustosunkować bez ingerencji drugich osób. Stosunek ten jednak umożliwia wyłącznie relacja wolności (możliwość wyboru). Wolność zachodzi „wobec” czegoś, co jest wobec niej zewnętrzne, tzn. Inne. Sferą Inności jako wolności dla Samego Siebie, jest właśnie Inny (człowiek). Ja też jestem Innym dla Sobości („Siebie”) drugiego człowieka. Dochodzi do relacji wymiany, do „sprzężenia zwrotnego”: Poświęcam się dla innego przez to, że wykraczam poza siebie. Inny poświęca się mnie przez to, że w moim kierunku „wykracza poza siebie”. Dajemy innym swoją wobec nich Inność. Owa Inność to przestrzeń wolności. Przez poświęcenie tylko zyskujemy, ponieważ relacja z drugim człowiekiem zawsze stanowi cenną jakość dla Rozumu, pod warunkiem, że jako twórcy – pozwalamy innemu – odbiorcy na pozostanie sobą, a jako odbiorcy – pozwalamy innemu – twórcy – wkroczyć ku Sobie. Warunkiem jest tutaj znów wspólne przetrwanie, ale i więcej: przeżycie, czyli wspólne rozwinięcie w sobie wzajemnie życia, jakaś forma rozkwitu.
 
          Egzystencja stanowi korelację świata istot śmiertelnych w czworokącie zamieszkiwania. Zwrócona w kierunku Świata Istot Nieśmiertelnych, umozłiwia wstępną symbolizację potencjału drzemiącego w duchowej sferze życia człowieka. Oparcie się o główną ideę Jedni czy Boskości prześwitującą pomiędzy Światem Istot Śmiertelnych i Światem Nieba, zwraca się Rozum w kierunku Sztuki – jako sfery kontaktu i sfery wolności człowieka. Sztukę wyraża – i zarazem znajduje potwierdzenie w całych dziejach człowieka – również Nauka i Technika. Otwierają one w kierunku wiedzy jako takiej, na temat Kosmosu, a także zasad w nim panujących. Zasady takie możemy zrozumieć tylko w odniesieniu do granic kosmosu, którye współstanowimy wraz z Wszechświatemw stosunku do własnej egzystencji. Wprowadzanie w bezład materialnego świata form przestrzennych wyrażających stosunek cżłowieka do jego świata, jest nadawaniem Chaosowi kosmicznego sensu. Sens ów umożliwia wolność w stosunku do świata. Wolność potrzebuje inności. Jej nośnikiem są wytwory materialne świata Istot Śmiertelnych. Konwencja ochrony, przetrwania i rozwijania nośników ludzkiej myśli przyjmuje zawsze wartość symbolu jako odniesienia Indywidualnej postawy człowieka wobec tego, co ustanawia egzystencję – sfery uniwersalności. Instancją uniwersalności jest już to, co mistyczne – ostateczna spoina czterech kątyń rozumu, fundament i dach zamieszkiwania cżłowieka we własnym Wszechświecie.
 
          Jeśli inny chce mnie zabić i nie mam innego wyjścia, w obronie koniecznej zapewne otrzymam przyzwolenie rozumu na zabicie oprawcy. Cóż zatem znaczy Chrystusowe „nadstawianie drugiego policzka”? – Odnosi się ono do kondycji człowieczeństwa i ludzkiej wolności, określonych przez etykę doskonałą, zakładającą doskonałość w „tkwieniu” (raczej dążeniu) w kierunku idealnej istoty człowieczeństwa. Etyka oparta na doskonałości człowieka jest etyką, w której poświęcenie nie oznacza już ofiary. Istota doskonała nie potrzebuje ofiar. Taka istota jest ideą regulatywną, telos (celem) bycia człowiekiem. Wobec „tu – teraz” egzystencji, stanowi wyzwanie. Jako przyszłość egzystencji, jej Jutrzenka, idea ta wyznacza horyzont, rozumową granicę bycia. Tym, co zewnętrzne wobec egzystencji, jest sfera mistyczna, czwarta Kątynia Rozumu, o której powiemy sobie w następnym artykule. Sfera mistyczna jest najbardziej otwarta – stanowi otwartość samą egzystencji, czysty prześwit wolności w czworokącie rozumnego zamieszkiwania.  
 
          Przed spojrzeniem na najważniejszą, mistyczną sferę, zaznaczmy jeszcz – dla porządku, następujące prawidłowości w funkcjonowaniu Kątyń Rozumu:
1.) Sztuka pozwala nawiązywać najgłębsze relacje i rozciągnięta na obiekty – wytwory ludzkiej kultury i cywilizacji, stanowi sferę tychże relacji.
2.) Technika i Nauka zachowują i opiekują się nośnikami relacji. Umożliwiają transgresję człowieka i jego przetrwanie. Jako wartość intelektualna wraz ze swoimi materialnymi nośnikami, nawiżzują do Sztuki, ale odnoszą się bezpośrednio do Egzystencji.
3.) Egzystencja. – Jest czysta i pusta. Stanowi doskonałą harmonię materialnego chaosu i Kosmosu. W tym sensie egzystencja jest już zastana jako zorganizowana. W tym też sensie egzystencja człowieka jest wartością świętą, tzn. bezwzględną; porządek egzystencji jest przez człowieka Indywidualnie wyrażany i modyfikowany, ale stanowi wyraz Uniwersalności, obejmującej pierwszą i drugą Kątynię Rozumu. Egzystencji najbliżej już do stanowiącej ją i będącej jej celem, czwartej Kątyni.
4.) Sfera Mistyczna – Chaos i początek. Koniec i harmonia. Przyczyna i Cel. Meritum Rozumu. Czyste, stanowiące o wszystkim "światło", którego "snop" niejako tworzy zarys granic Rozumu, ale sam pochodzi ze sfery ową Rozumność znacznie przewyższającej, burzącej jednak barierę pomiędzy nią i Rozumnością. O mistyczności – w następnym artykule.
 
  
 
 

 

Komentarze

  1. Kazimierz

    Bartoszu

    Piszesz o sobie, jestem epikurejczykiem, wkleję ci pewien tekst do rozmyślań, zachęcając cię do czytania źródła, czyli Biblii. Ja co prawda nie jestem filozofem, choć po części.

    Pozdrawiam serdecznie Kazik Juszczak

     

    Rozważanie na 01-11
     
    Księga nie jest dosłownie przemową mędrca ani traktatem filozoficzno-teologicznym. Są to zbiory luźnych myśli poszerzających problematykę występującą już u Hioba. Kohelet, podobnie jak Hiob, drąży problem sensu życia i cierpienia, ma jednak znacznie szerszą perspektywę. O ile tamten, ograniczony własnym cierpieniem niezawinionym, stara się prawować z Bogiem czy z szatanem i wykazywać swoją niewinność, apelować do Najwyższego w imię własnego najgłębiej pojętego interesu, o tyle Kohelet zdaje się przyjmować postawę opanowanego mędrca, który analizuje wartość i sens życia, kondycję egzystencjalną każdego człowieka i wyciągać wnioski z równym spokojem i rezygnacją zdeterminowanego bez reszty tworu Boga na ziemi.
    Nie poddaje się emocjom, nie okazuje odruchów wzburzenia, choć wnioski do których dochodzi, nie napawają bynajmniej optymizmem, lecz wręcz przeciwnie: burzą wartość optymistyczną reprezentowaną przez Salomona.
    Dlatego Księga przeżywała różne fazy recepcji. Przypisywano jej pogląd pesymistyczny, obdarzano ją mianem postawy epikurejskiej, nawet hedonistycznej. Niektórzy bibliści uznali, że jest „zgorszeniem Starego Testamentu”. Zapewne, są w Księdze Koheleta podobne odcienie i myśli, ale są to tylko pogłębione czy poszerzone poglądy, które już w przeszłości wyrażała mądrościowa tradycja izraelska. Sceptycyzm, dotyczący ludzkich możliwości poznawczych w relacjach do Boga znajdujemy już w Księdze proroka Sofoniasza, który powtarza za mężami „zastygłymi na swych drożdżach: „Nie czyni Jahwe dobrze i źle nie czyni” (So 1, 12). Podobny sceptycyzm ludu Izraela przekazuje prorok Izajasz: „Prędzej! Niech pospieszy swe dzieło, byśmy zobaczyli, niech się zbliży i urzeczywistni zamiary Świętego Izraelowego, abyśmy je poznali” (Iz 5, 19). W Psalmie 90 (89) znajdujemy stwierdzenie kruchej egzystencji człowieka, ukazuje on podobną opinię o życiu ludzkim, co Kohelet:
    Miarą naszych lat jest siedemdziesiąt lub gdy jesteśmy mocni, osiemdziesiąt a większość z nich to trud i marność! bo szybko mijają, my zaś odlatujemy.”
    To określenie wymowne „marność”, jednoznacznie dewaluujące wszystko, pełni rolę leit-motywu przewijającego się nieprzerwanie przez Księgę Koheleta. Powtarza się 64 razy.
    Rozdział pierwszy Księgi ukazuje cykliczność powtarzalną wszystkich zjawisk: „więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem”. Ta przemijalność dotyczy nie tylko fenomenów natury, człowiek – jako jej cząstka, podlega tym samym prawom: „Nie ma pamięci o tych, co dawniej żyli, oni o tych, co będą kiedyś żyli, nie będzie wspomnienia o tych, co będą potem”. Człowiek przemija – snuje swe poglądy mędrzec – i śladu po sobie nie zostawi, ani współcześni, ani potomni nie zainteresują się nim.
    W dalszym ciągu tego rozdziału mędrzec przedstawia się jako król nad Izraelem w Jeruzalem, syn Dawida. Zapewne takie usytuowanie się daje szczególną perspektywę, niejako widok z góry, jak z lotu ptaka na wszystkie sprawy świata tego, choć jest to perspektywa fikcyjna i niezgodna z chronologią, bo Dawid żył kilkaset lat przedtem. Autor przydaje sobie ten tytuł – wzorem przyjętym przez starożytnych – pragnąc podkreślić wagę swoich słów, podeprzeć je najwyższym wówczas uznanym autorytetem. Kohelet w postawie króla i królewskiego mędrca zarazem, naśladując syna Dawida – Salomona, rozważa co to jest mądrość i jaką daje korzyść. Dochodzi do wniosku, że mądrość „to marność i pogoń za wiatrem, bo w wielkiej mądrości – wiele utrapień, a kto przysparza wiedzy – przysparza i cierpień”.
    W kolejnym rozdziale zajmuje się problemem bogactwa, które ma dać szczęście człowiekowi. I jako król Salomon przyjmuje rolę władcy, mogącego spełniać wszystkie swoje pragnienia i kaprysy. Próbuje różnych postaw wobec życia, doświadcza radości i szczęścia, nawet decyduje się upić winem, żeby z pozycji głupiego czy raczej upitego spojrzeć na świat. Gromadzi bogactwo, buduje domy, sadzi winnice, zakłada parki i ogrody, nawadnia ziemię, a wszystko to czyni dla swojego zadowolenia, żeby zyskać podziw i aplauz, sławę największego i najmocniejszego człowieka na ziemi i dochodzi w efekcie do przekonania, że cały ten wysiłek i trud jest marnością, bo „z niczego nie ma pożytku pod słońcem”. Dlatego znienawidził życie i cały swój dorobek, bo wszystko będzie musiał zostawić i oddać komuś, kto przyjdzie po nim na gotowe. Bo nic nie można zatrzymać na zawsze, a wszystkie dni człowieka są wypełnione jego cierpieniem, „nawet w nocy serce jego nie zazna spokoju”. Dlatego najlepsza jest postawa epikurejska: nie brać życia ciężko i poważnie, cieszyć się każdym dniem i wszystkimi darami życia, które daje Bóg, a najważniejsze to jedzenie i picie.
    W trzecim rozdziale podejmuje problem czasu i związanych, z nim czynności. „Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod słońcem”. Zakłada w ten sposób postawę predystynacji, której wola człowieka nie może zmienić. Przeznaczeniem rządzi Bóg, choć rządy Jego są niepojęte dla ludzi. „A Bóg tak działa, by się Go ludzie bali”. Bóg działa w sposób całkowicie wolny, nie jest skrępowany żadnymi regułami. Bóg działa całkiem arbitralnie. Obraz Boga, który przedstawia mędrzec, obraz surowy, niepojęty, przekreślający możliwości poznania ludzkiego, budzący strach i grozę bardziej przypomina greckie Fatum niż Miłosiernego Ojca, opiekującego się swoim ludem. Jak daleko odeszła myśl izraelska od Boga-Wyzwoliciela i Wybawcy? Bóg jest niepojętym Sfinksem, a człowiek przy swoim końcu zrównany ze zwierzętami. „Powstało wszystko z prochu i wszystko do prochu znów wraca”.
    Rozdział czwarty przypomina utyskiwania Hioba na niesprawiedliwość, jaka się dzieje na ziemi. Jeżeli jednak Hiob ma cały czas przed oczami Boga, do którego wznosi ręce i błaga o pocieszenie, Kohelet oświadcza jednoznacznie: „nie ma pocieszyciela”. W tym miejscu bliski jest postawy ateistycznej, gdy stwierdza „że szczęśliwi są umarli, którzy dawno już zeszli, a najszczęśliwsi ci, którzy jeszcze się nie narodzili”. Manifestuje zupełny bezsens jakiegokolwiek wysiłku w życiu, wyraża pogląd, że całe życie nie ma sensu, skoro tyle niegodziwości dzieje się pod słońcem tej ziemi. W tym samym rozdziale, jakby nie pamiętając poprzednich słów, mędrzec daje rady dotyczące kultu Bożego, akcentuje wielkość i ważność świątyni i dopomina się, by śluby w niej złożone, były bezwzględnie spełniane.
    W rozdziale piątym mędrzec przypomina o obowiązkach człowieka wobec Boga, którego należy się bać i liczyć się z każdym słowem, przed Jego obliczem, choć „Bóg jest w niebie, a ty na ziemi!”. Przesadne dążenie do majątku uważa za marność i stratę czasu. Porównuje niespokojny sen bogacza, zatroskanego o swoje materialne dobra, nagromadzone przez chciwość ze snem biedaka, wyrobnika, który może spać beztrosko bez względu na to „czy mało, czy dużo on zje”. Zachęca do postawy epikurejskej w jedzeniu i piciu i łączy tę postawę z błogosławieństwem Boga, który liczy dni życia każdego śmiertelnika pod słońcem tej ziemi.
    W szóstym rozdziale jeszcze mocniej podkreśla marność i nicość życiowej egzystencji uważając, że „nieżywy płód jest szczęśliwszy od żywego, bo przyszedł jako nicość i odchodzi w mroku, a imię jego mrokiem zakryte i nawet słońca nie widział i nie wie niczego”. Tu pada pytanie o istnienie po śmierci. Kohelet nie wyjaśnia niczego, nie jest w stanie, jego poglądy nie przekraczają granic doczesności, a jednak nie może pogodzić się z pustką czy nicością egzystencjalną, dlatego pyta: „Bo kto oznajmi człowiekowi, co potem będzie pod słońcem?”
    Siódmy rozdział jest wyrazem poglądów mędrca, który bierze życie poważnie i odpowiedzialnie. Dobre imię przeciwstawia wonnym olejkom, a dom żałoby – domowi wesela. Bo radość jest krótkotrwała i przemijająca, a dobre imię czyli uznanie i szacunek u ludzi liczy się na całe życie. Ratunkiem przez głupotą i niefrasobliwością życiową, co obrazują wonne olejki, jest mądrość. A mądrość człowieka ma polegać na tym, żeby przyjmować wszystko, co Bóg daje i dobre i złe, bo człowiek nie jest władny niczego zmienić. W tym rozdziale mędrzec okazuje się mizoginikiem i mizantropem, bo dochodzi do stwierdzenia, że „bardziej gorzką niż śmierć jest kobieta, bo ona jest siecią, serce jej sidłem, a ręce jej więzami”. Tylko Bóg może uratować mężczyznę przed jej pokusami.
    W ósmym rozdziale mędrzec-epikurejczyk zaleca zadbać o spokój i unikać wszelkiej przykrości, dlatego warto się podporządkować władzy i wykonywać rozkazy króla. Powtarza się obraz Boga, którego trzeba się bać. W ten sposób zapewni się sobie pomyślność.
    Rozdział dziewiąty potwierdza pogląd, że wszystkich spotyka jednaki los, który jest zupełnie niepojęty dla człowieka: zrównani są w końcu sprawiedliwi i złoczyńcy, bogobojni i niebojący się Boga i nieskładający ofiar. Te same myśli znajdujemy w skargach Hioba, Kohelet je powtarza, nadaje im jeszcze mocniejszy akcent. Mędrzec w żaden sposób nie może się pogodzić z nicością po śmierci. Buntuje się wewnętrznie przeciw takiej perspektywie, która otwiera się na pustkę i bezsens. Dlatego woła, że „lepszy jest pies żywy niż lew martwy”. Podobny jest w tej postawie do Homerowego Achillesa, który w „Odysei” tak się wyraził do Odysa: „Nie zachwalaj mi śmierci prześwietny Odysie! Wolałbym za parobka służyć na cudzej roli, u biednego chłopa, który ledwie się może utrzymać niż tu panować nad wszystkimi, co znikli ze świata”
    Kohelet to samo wyraził, tylko wymowniej i zwięźlej. Mędrzec powraca do swego stwierdzenia: „zmarli niczego zgoła nie wiedzą, zapłaty też więcej już żadnej nie mają”. Mędrzec protestuje przeciwko niesprawiedliwości, jaka spotyka ludzi po śmierci. Skoro wszyscy mają ten sam los, to po co człowiek ma się wysilać, żeby być dobrym i bogobojnym, skoro wszystko nie ma żadnego znaczenia. Kohelet jakby przeczuwał intuicyjnie, a refleksją mędrca dopowiadał sobie to, co dopiero zostanie objawione przez Chrystusa w Nowym Przymierzu w pełni, ale już przedtem zapowiedziane przez proroka Daniela (Dn 12, 2-3) Końcowy fragment tego rozdziału może budzić zdumienie.
    Mędrzec zaprzecza samemu sobie, gdy głosi radość i używanie życia przed śmiercią, która go nieodwołalnie czeka.
    Każdego czasu niech szaty twe będą białe olejku też niechaj na głowę twoją nie zbraknie! Używaj życia z niewiastą, którąś ukochał po wszystkie dni marnego twego życia, których ci Bóg użyczył pod słońcem”. (Koh, 9, 8-9)
    Rady, które teraz Kohelet podaje ludziom, są w wyraźnej sprzeczności do tych, które znajdowaliśmy w rozdziale siódmym. Rozdział dziewiąty łączy w sobie z jednej strony skrajny pesymizm („jeden dla wszystkich jest los”) z euforią życia, przechodzącą aż do postawy hedonistycznej. Mędrzec zadaje kłam sobie, gdy mówi o olejku, który przeciwstawiał dobremu imieniu, gdy radzi używać rozkoszy z kobietą, którą w rozdziale siódmym nazywał „bardziej gorzką niż śmierć”. Kobiety, którą całkowicie ukochał, nie nazywał nawet żoną, jak to czytamy w Księdze Przysłów:
    niech źródło twe świętym zostanie znajduj radość w żonie młodości. Przemiła to łania i wdzięczna kozica jej piersią upajaj się zawsze”. (Prz 5, 18-19)
    Może istniało dwóch Koheletów, albo jeden, o dwóch różnych twarzach. Który z nich był prawdziwy?
    Rozdział 10 – Największym wrogiem mędrca jest głupiec. Kohelet znajduje, że głupota jest przyczyną wszelkiego zła, że bardzo źle robi władza, która wynosi głupotę „na stanowisko wysokie”. Rozdział dziesiąty jest w całości tą problematyką zajęty. Znamienny jest jego koniec:
    W myślach nawet swoich nie złorzecz królowi ani w sypialni swojej nie przeklinaj możnego, bo ptactwo powietrzne zaniesie głos, a to, co skrzydlate, doniesie słowa” (Koh 10, 20)
    Księga Koheleta powstała ponad 2200 lat temu, a jednak wymowa tego zdania do dzisiaj jest aktualna, bo dzisiaj też znajdą się takie „istoty skrzydlate”, które doniosą królowi słowa, wypowiedziane nieopatrznie i nierozsądnie.
    W rozdziale jedenastym mędrzec zachęca do pracy i podejmowania wysiłków, choć nieznany jest los i niepojęte działanie Boga. Jedyne szczęście człowieka, zawsze większe od jego chęci i aspiracji, zawsze zależne od woli Boga – szczęście „dzięki swym dziełom”.
    Pochwala czas młodości, lecz ostrzega przed sądem Boga. Młodość, co „rozwesela serca” i jest jak „zorza poranna” przemija szybko, dlatego musi być przeżyta godnie.
    Rozdział dwunasty dotyczy w całości zejścia z tego świata i pokazuje nieuniknione konsekwencje śmierci. W wizjach pełnych sugestywnych metafor prezentuje Kohelet sytuacje człowieka umierającego i będącego już umarłym:
    Bo zdążać będzie człowiek do swego wiecznego domu i kręcić się już będą po ulicach płaczki za nim się przerwie srebrny sznur i stłucze się czara złota i dzban się rozbije u źródła i w studnię kołowrót złamany wpadnie i wróci się proch do ziemi, tak jak nią był a duch powróci do Boga, który go dał.”
    Zginą i odejdą w nicość wszelkie myśli wzniosłe, marzenia i tęsknoty człowieka, wszelkie plany i zamysły obrócą się w niwecz. W tym miejscu Kohelet dokonuje rozdziału ducha od ciała. Czyni tak wsparty hellenistyczną filozofią grecką, bo myśl izraelska widziała w człowieku jedność (basar – ciało) i nie dokonywała takich rozróżnień, Mędrzec nawiązuje do trzeciego rozdziału swojej Księgi, ale wyjaśnia inaczej. O ile tam nie czynił rozróżnień między ciałem i duchem i równał los ludzi z losem zwierząt uważając, że „los synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt” (Koh 3, 19), o tyle tutaj wyakcentowanie różnicy jest znamienne: duch ludzki wychodzi do Boga, a ciało (proch) spoczywa w ziemi. (Koh 12, 9).
    Księga Koheleta stanowi krańcową fazę poglądu mędrca izraelskiego, którego myśl o znikomości i kruchości natury ludzkiej wznosi się do swego apogeum i wyciągając konsekwentne wnioski staje przed groźbą skrajnego sceptycyzmu i przekreślenia jakichkolwiek wartości i sensu ludzkiej egzystencji. Od ostatecznego upadku w przepaść rozpaczy i zwątpienia ratuje ją wiara w Boga. Kohelet wierzy w Boga, choć zupełnie nie pojmuje Jego działań, choć nie znajduje obecności Boga w historii narodu ani w losie każdego poszczególnego człowieka. Nie wierzy, że człowiek może mieć jakikolwiek wpływ na zmianę swojego losu. Przyjmuje – jak greccy filozofowie – postawę całkowitego determinizmu, w której wszelka logika działań i zdarzeń nie ma najmniejszego uzasadnienia. Wszystkie zdarzenia zewnętrzne dzieją się ponad człowiekiem i obok człowieka, a on – choć tego nie rozumie – musi przyjąć ich uwarunkowania. Księga Koheleta nie zawiera jakiegoś zwartego systemu poglądów, przeciwnie – mędrzec przeczy sam sobie, gdy od postawy mizogynika i mizantropa przechodzi do postawy epikurejskiej, a częściowo i hedonistycznej zachwalając i propagując konsumpcyjne wartości życia Nad wszystkim jednak, we wszystkich rozważaniach ciąży nieubłaganie cień śmierci, która jako ciemny Szeol jest ostatecznym słowem człowieka na ziemi.

     

     

     
    Odpowiedz
  2. ahasver

    Szeol jest tutaj.

    Dzięki, to dobra inspiracja. Poczytam jeszcze.

    Kazimierzu, mój epikureizm, nietzscheanizm i ateizm nie mają zbyt wielu punktów stycznych ze stereotypowymi wyobrazeniami na temat tychże postaw. W epikureizmie dopatruję się raczej postawy stoickiego wręcz pogodzenia z Kosmosem, a przede wszytkim umiejętności rozkoszowania się przyrodą, sztuką i drugim człowiekiem – nie chodzi o hedonistyczną rozpustę; im mniejsza przyjemność sprawia rozkosz, tym lepiej. Najczystsza i najwyższa jest rozkosz wewnętrzna. W nietzscheanizmie dopatruję się postawy krzepkiego ducha i człowieka dążącego do "nadludzkiego" uduchowienia. Nietzscheanizm jest bardzo mistyczny, pod warunkiem, że nie dezinterpretujemy Śmierci Boga jako ateizmu, a postawy zgodnej z wolą mocy – jako dekadenckiej rezygnacji z wartości uniwersalnych. Nihilizm jest dla mnie umiejętnością łamania barier wynikających z dogmatu i kreacji nowych wartości, wskazujących człowiekowi jak ma żyć właściwie z własną istotą. Nie jest więc jakąś skrajną, radykalną formą relatywizmu, a właściwie pseudorelatywizmu, "w którym nie ma już czego relatywizować". Dla nihilisty wartości chrześcijańskie mogą stanowić najcenniejsze źródło inspiracji. Nihilista nihilizuje swój własny upadek w obliczu przemian fałszywych wartości. Tak to rozumiem – choć oczywiście dosłowna interpretacja pojęcia nihilizmu uwzględnić musiałaby również samodestrukcję podmiotu nihilizmu (samego nihilisty). Ateizm, który – jak zauważyłes, Kazimierzu – podzielam, jest ateizmem głębokim; Nie odrzucam "istnienia" Boga. We wstrzymaniu się od sądów bardziej przypominam agnostyka. Uważam tylko, że światopogląd (pogląd – [świadomy] na [TEN] świat) zbudowany na racjonalnych przesłankach, powinien być ateistyczny, to znaczy, że nie powinien w ogóle istnienia lub nieistnienia Boga uwzględniać; to sfera niejako poza wiedzą. Boskość jest mistyczna – poza teizmem jako postawą intelektualną. Bóg mojego ateizmu jest symbolem, ideą regulatywną, motorem kultury i ludzkiego pomyślunku. Uważam, że bez symbolicznej instancji Boga zaszlibyśmy do nikąd. Nie wierzę w Boga. Nie ma we mnie wiary, ponieważ nie wiem, czym jest wiara. Jeśli odruchem serca – nigdy takowego nie miałem. Co najwyżej wzruszyła mnie uniwersalność pewnego bardzo indywidualnego i niepowtarzalnego zjawiska, gdzieś dopatruję się próby wyrażenia jakiejś mistycznej jedni, a w słowach, sztuce, czynie innego dopatruję się czasem "jasnego promienia". Wiem, że Bóg stanowi wspaniały i prześwietlający wszelką wiedzę motyw uniwersalności i jedni, wspaniale i w różnych intuicjach uchwycony np. w Piśmie Świętym, choć teofania miała miejsce w prawie każdej historycznej religii.

    Właściwie nie widzę sprzeczności interpretacyjnych pomiędzy moimi kątyniami i tekstem, który mi zaproponowałeś, Kazimierzu. Natomiast Biblię sobie czasem czytam. Nawet ciekawymi alegoriami posługiwali się jej Autorzy. Uważam wręcz, że bogactwo znaczeniowe tej książki jest tak fascynująco bogate, że dalej stanowić może jeden z filarów kultury, zwłaszcza – co oczywiste – europejskiej, ale nigdy jej ostateczną, władczą instancję. Jest jedną z instancji, ale w w świecie, który tak się otwarł na inne religie i uwzględniwszy dostępność wiedzy na temat innych religii, byłoby eskapizmem i obskurantyzmem twierdzić, że Biblia to instancja jedyna i najważniejsza. Dla czcicieli Allaha będzie to Koran, dla Buddysty – np. Upaniszady, dla mnie – coś jeszcze innego… Szeol i zapadanie się w ciemność materii grożą każdemu, kto tej różnorodności teofanii nie dostrzega / nie stara się spostrzec. Wychwala bowiem wówczas fragment. A fragment przywiązany jest zawsze do Tego Świata. I nie może być inaczej.

    Szeol jest tutaj. Zbawienie polega na jego pokonaniu. Tu i teraz. Zbawienie jest tu i teraz.

    Również Ciebie pozdrawiam i jeszcze raz dzięki.   

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code