20 lat nowego życia – w miejscu powołania – Paulina

 

20 lat nowego życia – w miejscu powołania – Paulina

 

Styczeń 1997 rok, konferencja w kościele na temat służby, rozwoju i potrzebnych przemian w naszym kraju. Słuchałem i nie mogłem uwierzyć. Różni pastorzy z Pomorza, a także organizator konferencji Ian Green z Wlk. Brytanii przedstawiają plan założenia szkoły misyjnej na Pomorzu, trzeba wybrać miasto w którym chce się służyć, zgłosić się do szkoły, a potem korzystać z wykładów, z grup misyjnych, obiecują nawet stypendium. Moje powołanie, przecież Bóg chciał abym wrócił na Pomorze. To było jak sen, nagle wypełnia się to, co Bóg do mnie powiedział, będziesz na Pomorzu. Słuchałem z zapartym tchem, nie mogłem uwierzyć, jak na tacy dostałem od Boga propozycję i opiekę w powrocie na Pomorze. Rozmyślając wcześniej o moim powołaniu do „ojcowizny” myślałem, tak to będzie zmaganie, pojechać tam, szukać pracy, mieszkania, potem nie wiem jak zacząć służbę, czy przyłączyć się do lokalnej wspólnoty, która istniała. Mnóstwo pytań, a zapomniałem, że Bóg jeśli powołuje , to i zaopatruje nie tylko w dobra materialne, ale w przyjaciół, w ludzi, którzy pomagają, wspierają i zachęcają. Kościół Jezusa, to nie pojedynczy partyzanci, ale armia Boża, pod rozkazami Ducha Świętego i do tej armii właśnie już bardzo poważnie zmierzałem. 

Poszedłem do organizatora i pytam, czy znajdzie się miejsce dla mnie, bardzo się ucieszył i po wstępnym rozpoznaniu dostałem zaproszenie do Gdańska. Wracając do domu, byłem niesamowicie podekscytowany, żono, oto Bóg wypełnił swoje Słowo, jedziemy na Pomorze. No tak, wiedziałam, że On tam cię na darmo nie wołał , tam na tą konferencję. No cóż, jak On chce, to co ja mam powiedzieć – Amen?

http://archiwumchn.kz.pl/index.php?id=artykuly&link=1998/01-02/abypowstawaly.html

 Rozliczyłem się w pracy, pozamykałem sprawy i wyjeżdżam, żona zostaje u teściów, bo musi dokończyć magisterkę, a ja na Pomorze do Ośrodka rekolekcyjnego na pierwszą fazę studiów. To był wspaniały czas , nie było nas wielu, jedynie 12 osób studentów, ale za to Bóg zaopatrzył nas niesamowicie w dobra duchowe. Mieliśmy wykładowców z całego świata – Kanada, USA, Australia, Nowa Zelandia, Niemcy, Anglia, Holandia to tylko część z państw, z których byli jedni z najlepszych kaznodziei, nauczycieli Słowa Bożego, proroków, ewangelistów. Kiedy słuchaliśmy ich, czuliśmy dotyk nieba, zazdrościliśmy ich wspólnotom takich sług. Prowadzili wspólnoty po kilka, kilkanaście tysięcy osób. Taki wspaniały prezent od Pana. Ich wykłady, twarze, pasja dla Boga ciągle są dla mnie inspiracją, choć szkoła za długo nie trwała.

 Miałem też opiekuna, pastora z Australii z Melbourne, miał żonę  pochodzenia Indonezyjskiego i dwoje dzieci. Pamiętam, jak jego i kolegę z którym był w naszej szkole zawiozłem do Chełmna, moim starym kadetem, oj modlili się głośno J Steve i Mailin stali się dla mnie ogromnym wsparciem duchowym, nawet dwa lata temu przyjechali do nas po drodze, aby się spotkać z moją rodziną. Steve prowadzi kościół około 10 tyś osób, mogę wiele dobrego od niego się nauczyć, choć nasza wspólnota taka malutka…. 

 Uczyłem się pasji dla Pana, kaznodziejstwa, homiletyki, hermeneutyki. Uczyli nas też najlepsi polscy pastorzy, dużych wspólnot. Poznawałem coraz lepiej kościół w którym zdecydowałem się być i służyć, i dziękowałem Bogu, że tu właśnie mnie posłał. Początkowo myślałem o moim rodzinnym mieście Świecie, jednak Pan miał inne zamiary i w umiejętny sposób pokierował mnie do sąsiedniego miasta Chełmno. W Świeciu była i jest wspólnota, a w Chełmnie nie i tak zaczynałem nieśmiało modlić się o to miasto. Kończyła się stacjonarna część moich studiów i czas było na podjęcie przeprowadzki do na razie Świecia. Pojechałem do Wrocławia do żony, niestety mimo moich prób, nie udało mi się znaleźć dla nas mieszkania, w takich małych miejscowościach w 1997 roku, nie było łatwo cokolwiek wynająć. Modliliśmy się, czy może jeszcze nie ten czas, może ma urodzić we Wrocku?

 Po prawie dwóch tygodniach spędzonych we Wrocławiu, musieliśmy podjąć decyzję, co dalej? Modliliśmy się, ze Świecia nie dochodziły dobre wieści a pro pos mieszkania, co robić. Jednak Pan nie zawiódł i pewnego poranka obudził nas wcześnie rano, i dał w serca pragnienie wyjazdu, już, zaraz, z samego rana. Jak to ogłosiliśmy teściom (gdyż po tym jak wyjechałem, żona oddała wynajmowane mieszkanie i zamieszkała z rodzicami), to z politowaniem potrzęśli głowami, a teściowa – ty jak ta Maria, jedynie osiołka ci brakuje… No i porównanie dobre, żona w ciąży, mamy ze trzy torby (to cały nasz dorobek, póki co) ale jedziemy tam, gdzie Pan woła. Zadzwoniłem do mojej jednej z sióstr, aby nas przygarnęła na jakiś czas, zgodziła się, pożegnanie w Kościele i  na przód.

 Siostra miała jeden pokój wolny, zamieszkaliśmy tam, ja co wieczór słyszałem gorzkie słowa o zmianie kościoła itp. No cóż, nie było to łatwe, potem zamieszkaliśmy u pastora, byli w trakcie przygotowania się do przeprowadzki do Szczecina, jego żona była już tam i miał wolne mieszkanie, a więc trochę więcej miejsca. W tym czasie wreszcie pojawiło się mieszkanie 3 pokoje, kuchnia , łazienka, w starym budownictwie, było ładnie. Ludzie z lokalnej wspólnoty pomogli malować i stroić. Było pięknie, po dwóch tygodniach po przyjeździe, wszyscy obserwowaliśmy, jak wielka woda zalewa nasz kraj, ja z zoną nie mogliśmy uwierzyć, że na Kozanowie, tam, gdzie jeszcze dwa tygodnie temu byliśmy było 5 m wody. Żona była w ciągłym kontakcie z rodzicami, czy aby im nic nie jest, a do nas docierała z całą mocą prawda – Boże  kochany, jaki jesteś dobry, że nas stamtąd wziąłeś i ochroniłeś. Co by się stało, gdybyśmy tam zostali, tak blisko porodu, Paulina urodziła się 1 września. Dzięki Ci Panie.

 Gdy pojechałem, po naszą pralkę w sierpniu do Wrocka, to było straszne co zobaczyłem, spustoszenie, hałdy rzeczy powyciąganych z piwnic, mojego teścia, który z wózeczkiem jakimś chodził i wywoził wszystko z piwnicy. Podłamani pokazywali mi zdjęcia, jak wszystko było pod wodą. Teść, chciał wtedy właśnie dokończyć swoją habilitację, ale stało się to niemożliwe. Kiedy przejeżdżaliśmy przez Wrocław, to było straszne, a w moim sercu brzmiało, dziękuję Ci Panie, że nas ochroniłeś.

 Zbliżał się czas porodu, mieszkaliśmy już w swoim mieszkanku (wynajmowanym). Żyliśmy z naszych zaoszczędzonych pieniążków i pensji żony, jeszcze z Wrocławia, gdyż tam pracowała jako nauczycielka angielskiego w LO. Ja dostawałem stypendium ze szkoły, nawet sporo tego było w pierwszym roku, chyba 1,2 tyś. Potem było zmniejszane przez kolejne dwa lata, aż się skończyło. Dawaliśmy radę, nakupowaliśmy sobie potrzebnych rzeczy. Teściowie, gdy do nas przyjechali kupili nam zmywarkę, bo wy to macie ciągle gości… Cieszyli się z nami, choć pewnie woleliby, abyśmy byli blisko nich.

 W nocy Miłka budzi mnie, wstawaj już czas, myślę o co chodzi? Idź i dzwoń po pogotowie, będę rodzić. Telefon nie był daleko, na rogu ulicy, dzwonię i dociera do mnie, że już za chwilę zostanę tatą. Jedziemy do szpitala, żona przed studiami była położną, a więc dobrze wiedziała co się z nią dzieje. A oni się mazgolą, a to, a tamto, a kim pan jest, duchownym i ma żonę? Nie , tak napisać nie możemy, o rany, ok. jestem tokarzem J  Kiedy lekarz wreszcie zbadał żonę, biegiem na salę porodową. Biegłem razem z nimi, do sali, nogi mi drżały, ojej. Żona się pociła, a więc dzielnie ścierałem jej pot z czoła i kibicowałem, jeszcze trochę, już zaraz. Jest dziecko, cichutko, dopiero, gdy coś jej tam powietrzem robili, zaczęło płakać, ma pan dziewczynkę, wow, zaniemówiłem, łzy stanęły mi w oczach. Gdy ją położyli na brzuchu żony, patrzyły na mnie niebieskie Oczki, takie nówki, piękne – jak na imię, nie mogłem wykrztusić, żona woła Paulina. Nasza Paulina, ruda z niebieskimi oczkami. Prawie 4 kg wagi i prawie 56 długa. Popękała zona mocno i lekarz szył ją chyba z godzinę, a do mnie docierało, że właśnie dokonał się Boży cud, na świat przyszło dziecko, moje dziecko. Gdy odwiozłem żonę na salę i pożegnałem się z nią, wracając pieszo do domu ok. kilometra, w słońcu które dopiero wstawało, zobaczyłem ogromną miłość Boga, który tak o nas dba. Nasze życie, całkowicie się zmieniło, poczułem odpowiedzialność, miłość do tej nowej istoty. Gdy dzwoniłem do mojej ukochanej siostry 3 lata starszej ode mnie, płakałem i mówię, Bóg dał nam córkę, Paulinkę, tak bardzo się cieszę.   

 Przywiozłem moje Panie do domu, przyjaciele, rodzina odwiedzali nas i cieszyli się z nami. Kąpaliśmy ją, chodziliśmy na spacery, i przyzwyczajaliśmy się, że jest z nami i będzie zawsze (choć pewnie kiedyś odejdzie – tworząc własną rodzinę) córeczka i nasze życie musi się zmienić, tak, aby było dla niej miejsce. Paulinka dobrze się rozwijała, zaczęła chodzić gdy miała 9 miesięcy, a gdy miała 1,5 roku, ciągle mówiła, jak nakręcona. Kochaliśmy ją bardzo i kochamy, Musieliśmy czekać na kolejne dziecko 6 lat, ale o tym i o cudach Bożych, które towarzyszyły nam następnym razem.

Kazik

 

 

 

Komentarz

  1. elik

    Pana powołanie, wezwanie, czy……

    Usłyszał przed krucyfiksem głos Jezusa: „Franciszku, idź i odbuduj mój dom. I młody Franciszek zareagował z gotowością i wielkodusznie na to wezwanie Pana, by odbudował Jego dom. Ale jaki dom? Stopniowo uświadamiał sobie, że nie chodziło o to, aby został murarzem i zreperował budynek z kamienia, ale aby wniósł swój wkład w życie Kościoła. Chodziło o oddanie się na służbę Kościoła, miłując go i pracując nad tym, aby coraz bardziej odzwierciedlało się w nim oblicze Chrystusa.

    Jaki uczeń Pana i sługa Kościoła – na półetatu, czy więcej niż pełnoetetowy tj. całkowicie, także  bezwarunkowo i bezgranicznie Jemu i Jego Kościołowi wierny, posłuszny i oddany?……

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code