Wszystkie nasze posiadłości

Niewielka parafia na peryferiach dużego miasta. Na niedzielne Msze św. przychodzą najczęściej ci sami ludzie, mniej więcej jedna trzecia mieszkańców. Między nimi kilkadziesiąt osób, będących członkami różnych wspólnot chrześcijańskich, wśród nich Mania, Jędrek, Tymon, Luśka i Miłka. Wyróżniają się sposobem bycia, jakością relacji z innymi i zaangażowaniem w życie religijne parafii. Nieco uogólniając, można powiedzieć, że stanowią modelowe przykłady współczesnych chrześcijan. Z pasją, bez znamion pychy czy wyższości nie tylko pomagają innym szukającym własnej drogi wiary, ale i sami dbają o to, żeby się rozwijać, być bliżej Boga. Pytają Jezusa – „Od dawna przestrzegam przykazań, staram się kochać Boga i tę miłość kierować również ku ludziom. Co jeszcze mam zrobić, żeby osiągnąć cel, dla którego zostałem stworzony?” Czy jednak chcieliby usłyszeć Jego odpowiedź: „Idź, sprzedaj wszystko, co masz i rozdaj ubogim”? Każdy z nich posiada przecież wiele posiadłości, do których jest przywiązany.
Mania, sympatyczna „prawie” emerytka. Urodziła się i wychowała w małej wiosce. Dwadzieścia kilka „numerów”, do szkoły 8 km, do kościoła i do lekarza jeszcze dalej, ale ziemia urodzajna, więc gospodarstwa zamożne, ludzie solidni, pracowici i wierzący. I tak też Mania została wychowana: trzeba szanować pracę, być uczciwym i bać się Boga, traktować Go z respektem. Więc Mania żyje, przestrzegając przykazań, „chodzi” do kościoła, należy do róży różańcowej, wspiera parafię. Tylko ze spowiedzią ma problem, bo od tylu już lat boi się Boga. Trudno jej pozbyć się tego strachu, więc na kartce skrupulatnie wypisuje swoje grzechy: przykazanie, przeciw któremu zgrzeszyła, dlaczego, ile razy. I tak co miesiąc, czasem częściej, żeby nie umrzeć w grzechu. Mania mówi, że żaden ksiądz jej nie przekona, że Bóg wybaczyłby jej już w chwili skruchy i oddania się Jego miłosierdziu. Komuś innemu tak, lecz nie jej. Jezus mówi Mańce – „Sprzedaj swój strach, przyjmij moją miłość. Uwolnij swoje serce, aby Mnie pokochać”. Mania nie potrafi. Jeszcze nie, bo na razie bardzo przywiązana jest do swojego strachu.
Luśka i Miłka, bliźniaczki z tytułami naukowymi, jako animatorki należą do jednej wspólnoty religijnej. Zawsze razem: w liceum klasa o tym samym profilu, teraz praca w tej samej instytucji, wcześniej doktoraty zrobione w tej samej dziedzinie. Dwie kobiety żyjące jednym życiem. Mówią ze śmiechem, że nie wiedzą nawet, czy Pan Jezus je rozróżnia. Tymczasem On mówi do każdej z nich z osobna – „Sprzedaj wszystko! Najpierw jednak zobacz do czego jesteś tak bardzo przywiązana, że poświęcasz temu cała swoją uwagę, energię i czas”. I one to widzą, wiedzą zresztą o tym od dawna, że ambicja pomnożona przez dwa stanowi treść ich życia. Już dawno wybrały to, co jest ważne: być kimś, perfekcyjnym uczniem, studentem, szefem; nie popełniać błędów w pracy, we wspólnocie, w relacji z Bogiem. Ambitne plany, nie ma w nich miejsca na niedoskonałych ludzi: mężów, bliskich przyjaciół, na miłość, która z natury jest nieprzewidywalna. Jeszcze jest trochę miejsca dla Boga, lecz ani Luśka nie potrafi sprzedać swojej posiadłości, ani Miłka. Są zasmucone tym, że Jezus chce zabrać im coś tak cennego. Miłka mówi, że nie widzi niczego złego w dążeniu do doskonałości. Luśka zastanawia się, czy nie powinny tego przedyskutować, bo jednak smutny człowiek nie może mieć doskonałego życia. Decyzję podejmą wspólnie.
Tymon. Organista o nieprzeciętnie pięknym głosie. Jak sam o sobie mówi, swoim śpiewem służy Bogu i ludziom. Jest na każdej Mszy św., nie tylko w niedziele i święta, codziennie. Organy i śpiew w kościele to jego pasja. Podoba mu się to, że ludzie z innych parafii przychodzą tutaj na Mszę, aby go posłuchać. Czuje się potrzebny. Doceniony. Wyjątkowy. Jednak Jezus mówiący: „Idź, sprzedaj wszystko, co masz”, niepokoi go. Te słowa pokazują Tymonowi, że ma „coś”: jego skarb to bycie kimś wyjątkowym i być może niezastąpionym. Z jednej strony nie potrafi wyobrazić sobie życia bez swojego skarbu, ale z drugiej – pragnie, aby nic nie oddzielało Go od Boga. Potrzeba tylko jednego kroku, niełatwego kroku. Tymczasem Tymon odchodzi zasmucony.
Jędrek. Mąż, ojciec dwójki dorosłych dzieci, pięćdziesięciolatek. Gdy zauważył, że przerzedziły mu się włosy, zgolił je zupełnie. To był prezent dla samego siebie na czterdzieste urodziny. Wiadomo, taka łysina ujmuje lat. I rzeczywiście, Jędrek poczuł się młodziej. A dzisiaj, po dziesięciu latach od pamiętnej „czterdziestki” skoncentrowany jest na tzw. dbaniu o siebie. Jogging, niezależnie od pogody jazda na rowerze, tenis, basen i siłownia. Witaminy. Bio warzywa, makarony i jajka od szczęśliwych kur. Masaż pleców na odstresowanie. Wyjazdy do spa i ubrania z cennymi metkami. Wszystko drobiazgowo zaplanowane. I to wszystko zajmuje cały wolny czas Jędrka. Zaczyna go brakować na rozmowę z żoną i synami, na spotkania we wspólnocie. Jędrek już nie pyta Pana Jezusa, czego mu brakuje. Zaczyna rozumieć, że stracił wolność.

Sprzedaj wszystko – co to znaczy? Oddaj samochód i dom, przenieś się do ziemianki? Może byłoby to łatwiejsze, niż oddać swoje przywiązania do bycia kimś, do trzymania się stereotypów, uzależnień?

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code