Myślenie zasadowe

Jak widzę pojawił się komentarz Jacka Święckiego. Nadaje on się na samodzielny wpis, aby nie zniknął w tłumie. Wywraca też pracowicie opracowaną przez Redakcję Tezeusza rozpiskę dyskusji. Co by nie napisać i czego by nie udowodnić to Redakcja nie skasuje całego programu i tak. Dlatego nie będę nic wysyłał, nie znalazłem jakoś adresu do wysyłki i tak.
Jak ja nie piszę łatwo, przyjemnie, lekko to kto niby pisze? Precyzyjnie podzielony text na 2 części: teoria tolerancji i praktyka tolerancji. Zasadniczą myślą jest, że nie można być tolerancyjnym bo nie wiadomo, co komu strzeli do łepetyny i  z czym wyskoczy. Ale rozdziały i podrozdziały się zlewają jak widzę, mogłem dać punkty i podpunkty.
Owszem, komentarz Jacka jest bardziej strawny, bo używa on odpowiedniego kodu. Trudno odróżnić myśl mądra od głupiej, dlatego aby sobie uprościć zadanie filozofy zwracają uwagę na miejsce publikacji, przypisy, kropki, itp. Jak ktoś stosuje to mądry a jak nie to głupi. Jak tej metody z różnych przyczyn nie da się zastosować to zwracają uwagę na terminy/nazwiska/pojęcia klucze, a raczej wytrychy, jakieś powinny się znaleźć w texcie żeby był dobrze odebrany. Jacek użył  nazwiska-wytrychu "Leszek Kołakowski" co umożliwia percepcję jego komentarza. Jakby napisał "Frankowski" to recepcja jego przemyśleń by spadło o 90%.
Pomyślałem sobie że dodatkowym rodzajem tolerancji jest tolerancja akademicka: te poglądy zasługują na znoszenie, które znalazły się w ulubionych podręcznikach akademickich i mają tam pozytywny wydźwięk. Takie próby ograniczania znaczenia tego terminu są dowodem na próby zachowania jakiegoś kontaktu z rzeczywistością. Skoro ilość światopoglądów jest nieskończona, to nawet jak ktoś toleruje bardzo dużo to i tak dowolnie wielka liczba w porównaniu z nieskończonością daje zero. Dlatego hasła  "pluralizm, tolerancja, neutralność" mają charakter instrumentalny – są o tyle cenne o ile stanowią podkładkę pod walkę z Kościołem. Nie mają mieć charakteru zasad, których należy bezstronnie przestrzegać. Takie samo działanie skierowane nieodpowiednio się nazywa dyskryminacją. Skierowane odpowiednio – akcją afirmatywną.
Na nieszczęście obserwujemy tu działanie sprzężenia zwrotnego – coraz więcej ludzi pada ofiarą tej propagandy i traktuje te neowartości jako cel sam w sobie. Rośnie młode pokolenie ogłupiałe reżimową propagandą od maleńkiego w przedszkolu aż po wyższy szczebel  akademicki. Stąd mają oni niewłaściwy odbiór rzeczywistości i nie zdają sobie sprawy z rzeczywistych, zakłamanych priorytetów.
Doskonałym przykładem są tu poglądy prof. Szyszkowskiej w sprawie Krzyża. W momencie continuum czasoprzestrzennego w którym pisała swój wpis na blogu, o którym można poczytać na kosciol.pl http://www.kosciol.pl/article.php/20100818135226764 można ją zdefiniować jako wierzącą w te zasady.
Jeżeli poważnie traktujemy hasło obrony praw mniejszości to oczywistym jest, że mniejszość broniących zasługuje na ochronę. Ponieważ nie jest już czynnym politykiem może ocenić posunięcia prezydenta Komorowskiego i świty z punktu widzenia elementarnej przyzwoitości.
Taką postawę nazwać pragnę "myśleniem zasadowym" czyli mamy jakieś zasady obiektywne i zgodnie z nimi postępujemy. Niestety taka postawa została wyeliminowana przez myślenie kwasowe, czyli moralność Kalego i zakłamanie ideowe.

 

 

Komentarz

  1. JacekSwiecki

    Po pierwsze, chciałem

    Po pierwsze, chciałem zauważyc, że nie uważam z góry wszelkich dyskusji o tolerancji za nieporozumienie. Pragnę jedynie zwrócić uwagę szanownego gremium, że jest to temat znacznie mniej ważny/isotny niż dyskusja o impenderabiliach, które najpierw musimy przejąć za aksjomaty, a by potem zastanowić się, jakie poglądy nieaksjomatyczne możemy tolerować.  Bo założenie, że powinniśmy tolerować wszystko, a kazda oznaka nietolerancji jest "ciemnogrodem" lub też "brakiem miłości bliźniego" prowadzi do chaosu aksjologicznego prowadzącego do zguby człowieka jako takiego.

    Po drugie, teksty Smoka Eustachego bywają niekiedy łatwe, lekkie i przyjemne, a czasem nie bywają. Ten ostatni przypadek ma miejsce w blogu przeznaczonym nna dzień 27 września.  Ale to już moje subiektywne wrażenia.

    Po trzecie, imć Leszek kołakowski, philosophiae doctor oxfordiensis, może rzeczywiście nie powiedział nic bardziej odkrywczego niż imć Frankowski. niemniej to on właśnie rozłożył marksizm na łopatki (na płaszczyźnie intelektualnej oczywiście), zaś imć Frankowski byc może w tym czasie przespał zebranie partyjne lub też sączył kolejne piwo pod kioskiem. Albo tez zarabiał cenne dewizy na zmywaniu szwedzkich talerzy.

    Po czwarte, casus pani Szyszkowskiej pokazuje, że nawrócenie jest zawsze możliwe, nawet w przypadku absolwenta KULu (NB. Palikot jest nim także). 

    Ja też nic nie mam przeciw temu, aby pobożni ludzie mieli przed pałacem prezydenckim kącik z krzyżem, gdzie będą się modlić za ofiary smoleńskiej katastrofy. Ale mam przeciw:

    – obecnemu prezydentowi, że mu to przeszkadza – bo niby  po co ktoś ma mu implicite przypominać, że nie ma w sprawie byłego prezydenta czystego sumienia

    – polytykierom z PISu iz uwazają to za przyzwolenie, aby pomnik nieszczęsnego Józia, co utonął  w nurtach Elstery osłaniając odwrót niejakiego N. Buonaparte (szlachciury z Korsyki, któremu się udało wybić na cysorza i zrealizowac parę przejściowych podbojów za cenę miriad ludzkich istnień) zastąpić 3 razy wyższym pomnikiem nie mniej nieszczęsnego Lecha, co to ponoć też miał Polskę zbawić, ale mu (jak zwykle) nie wyszło.

    Pomnik postawić należy i jest już wiele rozsądnych propozycji, jak to zrobić i gdzie (nie rezygnując nawet z Krakowskiego Przedmieścia). Cóż z tego, skoro dwaj antagoniści pędzą z obłędną prędkością naprzeciw siebie na zderzenie czołowe i każdy sądzi, że jego oponent "pęknie" pierwszy? Skończy się to zaś tak, jak katastrofa Tupolewa, tyle że tym razem w skali spłecznej.

     

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code