Jak Abraham

Rozważanie na XVII Niedzielę Zwykłą, rok C2
 

W słońcu południa przyszło ich trzech, w drgającym upalnym powietrzu pojawili się przed namiotem Abrahama. (Czy Praojciec powitał tylko strudzonych wędrowców? Czemu więc przemówił do Trzech: „Panie?” On wiedział…).

A potem, gdy już umyli nogi, pojedli, przepowiedzieli narodzenie od tak dawna oczekiwanego syna Obietnicy, kiedy już Sara zaśmiała się z tej przepowiedni, nadając tym samym imię pierworodnemu i jedynemu, kiedy już te wszystkie rzeczy się stały – okazało się, że Troisty nie przyszedł tylko w tym celu.

Bóg szukał w człowieku przyjaciela, z którym chciał się podzielić swoją decyzja o strasznej karze, jaka ma spotkać złe miasto i złych ludzi. Mógł to zrobić z wyżyn swoich, nie zawiadamiając nikogo – bo wyrok był już wydany… A jednak chciał rozmowy.

Sodoma i Gomora. Gniazdo zła, występku, grzechu. Pan przyszedł zobaczyć, czy jest takim naprawdę. Czy musiał? Czy nie widział? Czy opierał się tylko na jękach dobiegających z niziny?

On i widział, i wiedział, bo wie wszystko i widzi wszystko, ale chciał DOŚWIADCZYĆ. Chciał wejść w samo jądro zła i cierpienia tych ludzi. Niepoprawny w miłości, doświadczy człowieczego losu o wiele bardziej intensywnie, a zarazem ostatecznie za kilka tysięcy lat… choć On Sam był jednocześnie i w Sodomie, i w Jerozolimie, której jeszcze wtedy nie było.

Zatem Dwaj poszli, żeby doświadczyć… i to jest osobna historia.

A Jeden został, bo czekał na słowa wybranego. Co za niezwykły moment w dziejach! Co za Spotkanie – zapowiedź wszystkich spotkań! Ileż miłości, ileż słodkiej cierpliwości w tym Bożym oczekiwaniu… Jaka uprzedzająca czułość – pozwolić mówić człowiekowi w obronie człowieka. Człowiekowi, którego utkał we wnętrznościach matki, którego tak cudownie stworzył, któremu nadał Imię, by teraz ów wybraniec, starzec koczownik mógł zacząć najpiękniejszy we wszechświecie targ z Nim, Panem i Stworzycielem…

Pan znał jego pytania i odpowiedzi na nie, a jednak słuchał uważnie i odpowiadał niezwykle rzeczowo.

Abraham, jak zwykle (od początku swej historii, gdy to usłyszał Głos) jest w tym dialogu całkowicie osamotniony, nierozumiany przez nikogo: sam na sam z Panem.

Ta samotność we wszystkim – w decyzjach, rozmowach, działaniach, cierpieniu – to cena, jaką płacił za tak bezpośredni i intymny kontakt ze Stwórcą. Więc i teraz, nie radząc się nikogo, sam z siebie zaczyna targ.

Praojciec wszystkich handlarzy – archetyp przekupnia targującego się do ostatniego słowa… o życie miasta.

Nie ma już w małych miasteczkach rynku z żydowskim targiem, nie ma chałaciarzy wymachujących rękami, zaperzonych w dramacie wytargowania pięciu groszy więcej… Ale gdy byli, w takich właśnie momentach wstępował w nich duch praojca Abrahama. Wiedział to Bruno Schulz, opisując swego ojca kupca, który zmaga się z klientem, jak Jakub z Aniołem i pozostaje z pamiątką przetrąconego biodra; jak Abraham targuje się z Bogiem o swoje królestwo-miasto: sklep bławatny; nawet jak sam Stwórca kreuje wszechświat z tkanin…

Zgasł ten rozedrgany, rozśpiewany, pełen żaru i barw świat żydowskiego targu; może niekiedy słychać go w sklepiku, gdy właściciel do wielkiej torby zakupów dodaje od siebie ciasteczko; nawet w zimnym Rossmannie, gdy namawiają cię przy kasie na mydełko, lub szamponik, a w końcu chytrze wkładają ci do torby darmową reklamówkę kremu na wszystko…, bo zasłużyłeś sobie hojnym zakupem i zobligowany podarunkiem – wrócisz. Gdzieś w tych wszystkich zmerkantylizowanych czynnościach błąka się niesłyszalne już echo tamtego targu-modlitwy…

Przecież Abraham mógł paść na kolana i od razu prosić, żeby Pan odstąpił od miasta. Ale nie. Jest rozsądny. Jest ostrożny i wstępuje w niego geniusz kupca. Licytacja. Zaczyna od pięćdziesięciu, potem przez kolejne piątki i dziesiątki obniża stawkę, za każdym razem zaczynając od nowa. A Panu najwyraźniej się to podoba. Pan dopuszcza to, jest cierpliwy i chyba się uśmiecha… Z jaką miłością słucha natrętnego i monotonnego Abrahama, starającego się urozmaicić tę monotonię próśb pięknymi frazami początkowymi… Jakiż to elegancki dialog!

Abraham nie wie jeszcze, że tamci Dwaj, którzy poszli doświadczyć zła w Sodomie, już doznali jej obrzydliwości i grozy… już są pewni, że przyszli uratować tylko jedynego sprawiedliwego. Już postanowione, Lot uchodzi, żona Lota właśnie zamienia się w słony słup, nie potrafiąc oderwać się od przeszłości. Pan widzi tę całość, ale słucha pobożnie przebiegłych próśb Abrahama spokojnie i z szacunkiem. "Pozwól, że się ośmielę, choć jestem prochem”… "Wybaczysz, że sługa poprosi raz jeszcze…”,”Wybacz, że ośmielę się pytać raz jeszcze…” Jeszcze pięciu i jeszcze… Jak gdyby Bóg chciał, by proszący z każdym zdaniem lepiej uświadamiał sobie, jak dalece może On ustąpić człowiekowi w swoim miłosierdziu.

„ I dla dziecięciu sprawiedliwych nie zniszczę miasta”.

Wiec wystarczy dziesięciu, żeby ocalić świat!

Tam nie było tylu, ale jakaż nadzieja!

Gdy serca nasze zatrwożone popadają w rozpacz i beznadzieję, gdy już nam się wydaje, że koniec, zgliszcza, popiół i słupy soli tylko zostaną…, wypatrujmy sprawiedliwych. Gdy Pan zabierze któregoś z nich, szukajmy szybko następnego…, a gdy ich braknie – sami takimi się stańmy. Właściwie nie ma na co czekać: bądź sprawiedliwy, bo może się okazać, że jesteś właśnie dziesiąty… i dzięki tobie świat ocaleje! Wyprosił to pierwszy Mąż Boży w wielkiej samotności! Tą prośba-targiem–modlitwą zobowiązał ciebie i mnie, żebyśmy stawali się sprawiedliwi… Bo któż, jeśli nie ja i ty, ocali zdruzgotaną obrzydliwością Sodomę – ten nasz wspaniały świat…?

A nade wszystko bądźmy jak Abraham, gdyby nam nawet przyszło działać w samotności. Prośmy, dobijajmy się, budźmy po nocy, przeszkadzajmy Panu na potęgę, naprzykrzajmy się, walmy w te zaryglowane wrota, póki nie otworzy! Róbmy raban! On czeka. On też puka z drugiej strony, żeby Mu otworzyć. Czeka, aż nasza natarczywość osiągnie cel! Nigdy, przenigdy nie traćmy nadziei, nie przerywajmy próśb, nie ustańmy! Może uda się choć jednego uratować.

A kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat.

Modlitwa_JW.jpg

Rozważania Niedzielne

 

Komentarze

  1. zk-atolik

    Mentalność, wiara, osobowość i postawa?….

    Po przeczytaniu i rozwaźeniu kilku akapitów z Pani tekstu, a szczególnie tego: Zgasł ten rozedrgany, rozśpiewany, pełen żaru i barw świat żydowskiego targu; , oraz stwierdzenia: Praojciec wszystkich handlarzy – archetyp przekupnia targującego się do ostatniego słowa… o życie miasta. 

    Zastanawiam się skąd u Pani to skojarzenie,  a nawet chyba osobisty sentyment, do świata źydowskiego, kiedy wg. mnie Abrahama i jemu podobne osoby – przede wszystkim wyróźnia mentalność i wiara, czyli osobowość i postawa, które są diametralnie inne, od w/w przymiotów większości handlarzy, przekupniów etc.

    Przecieź Jezusa Chrystusa nauczanie i Jego Kościoła tj. proście, szukajcie i kołaczcie było i nadal jest obce tym, co uporczywie trwają w błędzie, bo nie chcą być – sprawiedliwi, pokorni, ani prawi i poboźni, a tym bardziej miłosierni. Natomiast są przewaźnie wyrachowani i jedynie skorzy, do myślenia liczącego, a nie równieź rozmyślania kontemplacyjnego.

    Ps. Polecam wszystkim zainteresowanym przykład miłosiedzia Abrahama:  http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2741,jesli-to-zrobisz-bog-poblogoslawi-ci-w-niewiarygodny-sposob-wideo.html

     oraz rozmyślanie kontemplacyjne, chć w źyciu codziennym oba rodzaje myślenia mogą być uzasadnione, dobre i potrzebne. 

    Szczęść Boźe!

     

     

     

     

     

     

     

     
    Odpowiedz
  2. beszad

    Dawne i współczesne znaczenie

     Bardzo ciekawe to zestawienie małostkowych skłonności (w tym przypadku sklonności do targowania) z niewyobrażalnym miłosierdiem Bożym. Przyznam, że nigdy do końca nie rozumiałem tego fragmentu Ewangelii. Po co to całe targowanie? Czy nie lepiej od razu postawic sprawę jasno: jeśli znajdzie się choc jeden sprawiedliwy, to dlaczego on miałby cierpie za wszystkich pozostałych? Tak przynajmniej domaga się nasze współczesne poczucie sprawiedliwości. Ale jesteśmy cztery tysiąclecia do tyłu – inna wrażliwośc, inna mentalnośc. I Bóg, jak zwykle, wchodzący w historię człowieka – nie odrzucający jego aktualnej kondycji, ale doskonale się w nią wpasowujący… 

    Tak więc próbuję również zrozumiec ten dialog w ówczesnym jego brzmieniu. Choc moja współczesna kondycja domaga się również odczytania przez pryzmat dzisiejszych reguł egzegezy. Pięknie zestawiłaś obraz żony Lota w kategoriach niszczących przywiązań do przeszłości. Jak jednak odczytac, Jolu, to poprzestanie targu na dziesięciu sprawiedliwych? Dlaczego nie ten jeden, którego w końcu Bóg i tak ocala? No i czy faktycznie na całe wielkie miasto był tylko ten jeden? A co z dziecmi i tymi wszystkimi, którzy trwali w nieświadomości zła? Czy oni również mieli byc zniszczeni za grzechy ludzi zepsutych? A może cała ta opowieśc jest tylko pewnym uproszczonym obrazem – mitem, który ma przemawiac siłą swych kontrastów i dramaturgii?

    Wybacz, że dopiero teraz, ale od dawna zmagam się z tym fragmentem i nie chciałem zbyt powierzchownie do niego podejśc (a chyba i tak ślizgam się po powierzchni). Poza tym koszmarem technicznym w komentowaniu Tezeusza jest dla mnie znikanie całych zdań (bez możliwości ich odtworzenia) przy stosowaniu literki "z" z kropką (nie wiem, czy to wynik mojej przegldarki czy jakiegoś błędu informatycznego -kiedyś już to zgłaszałem).

     

     

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code