Wśród burz przychodzi łaska trudnej wiary

Rozważanie na XII Niedzielę Zwykłą, rok B

Dzisiejsze czytania

„Przeprawmy się na drugą stronę” – zaprasza Jezus. W samą porę. Życie dało się już we znaki i trzeba by coś zmienić. Mistrz naucza tak pięknie, pokazuje takie wspaniałe perspektywy, zupełnie odmienne od dotychczasowego marazmu, beznadziejności, nudy. W chrześcijaństwie widać spokój, łagodność, ukojenie, oderwanie od życiowych trosk i rozterek. Chętnie słucham, nie myślę o trudnościach i wierzę, że za Jezusem trafię prosto do nieba.

Wyruszam na spotkanie religijnej przygody, spodziewając się raczej przyjemności i osobistych satysfakcji, niż niebezpieczeństw. Codzienna modlitwa, niedzielne nabożeństwa, uczestnictwo w życiu parafii, wakacyjne rekolekcje, przyzwoite życie, zgodne mniej więcej z dziesięciorgiem przykazań – wygląda to całkiem interesująco i nawet zapewnia szacunek otoczenia.
 
Nagle zaczynają szaleć życiowe burze: przychodzi choroba, brakuje pieniędzy, pojawiają się kłopoty z pracą, coraz trudniej dogadać się z najbliższymi i nawet w lustro jakoś trudniej spoglądać bez pewnej podejrzliwości. Tego nie było w planie, Panie Jezu! Miałeś być przecież obok mnie i rozwiązać wszystkie moje życiowe problemy. Nie po to opuściłam znajomy brzeg religijnej obojętności i moralnego chaosu, aby teraz zmagać się samotnie z wiatrem i falami…
 
Zabrałam Cię przecież do swojej łodzi. I co? Nic Cię nie obchodzi, że czyhają na mnie rozmaite zagrożenia i brakuje mi sił do bezustannej walki z przeciwnościami? Śpisz… Ale czy naprawdę Ciebie zabierałam do swojej łodzi? Może to była tylko gipsowa czy drewniana figurka, niewiele wart magiczny talizman, który w każdej chwili jestem gotowa wyrzucić, jeżeli tylko przestanie przynosić mi korzyści. Może to tylko powtarzane bezmyślnie słowa modlitw, które pozwalały mi odzyskiwać na chwilę spokój dzieciństwa. Może to skromnie ukrywane przed otoczeniem przekonanie o własnej doskonałości i osiągniętej już świętości, która zasługuje niewątpliwie na doczesną nagrodę…
 
Czy Jezus pogodzi skłóconych przyjaciół lub krewnych, spłaci długi, załatwi renomowaną klinikę, wyzwoli z nałogu, pomoże w budowie domu? Bardzo wygodnie byłoby wciągnąć Go w swoje codzienne sprawy i oddelegować do załatwienia tych najtrudniejszych. Pokusa, aby tak użytkowo traktować Boga, jest zawsze bardzo duża. Tymczasem mogę tylko budzić Jezusa swoją modlitwą, choćby taką pełną wyrzutów za Jego opieszałość, jeżeli nie stać mnie na nic innego. I wtedy On powie szalejącej w moim sercu burzy: „Milcz, ucisz się”. Wtedy zobaczę, że nie żyję tylko dla siebie, dla zaspokajania swoich zachcianek albo dla unikania cierpień i będę mogła powtórzyć to, co zapowiadał św. Paweł: „To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe”.
 
Tak przychodzi łaska wiary. Nie tej łatwo rzucającej się w oczy, owocującej niekiedy spektakularnymi i bywa, że krótkotrwałymi nawróceniami albo godną skądinąd uznania gorliwością w odprawianiu religijnych praktyk. Wśród burz i wichrów Bóg obdarza łaską trudnej wiary.
 
To wiara zrodzona z ukojonego lęku, słabości, bezradności, rozpaczy.
 
Wiara kłócąca się z Bogiem i kapitulującej ostatecznie wobec Jego potęgi.
 
Wiara Jakuba, który walcząc z Bogiem mówi: „Nie puszczę cię, dopóki mnie nie pobłogosławisz”.
 
Wiara Marty, która czyni najpierw Jezusowi wyrzuty, że nie zapobiegł śmierci jej brata, aby ostatecznie wyznać: „Tak, Panie! Ja mocno wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat”.
 
Wiara Piotra, który zaparł się Jezusa trzykrotnie, a później oddał za Niego życie.
 
Wiara pytająca, dlaczego Bóg pozwolił na Auschwitz i niepoprzestająca na banalnych odpowiedziach.
 
Wiara matki płaczącej nad grobem swojego dziecka.
 
Wiara tworząca niezdarne teodycee i budująca monumentalne mosty nad otchłaniami rozpaczy.

 

tissot1886.jpg


James Tissot, Jezus uciszający burzę,1886 – 1894
 

 

15 Comments

  1. Kazimierz

    Małgorzato

    Pieknie to napisałaś. Przypomina mi się pewne porównanie, które może być adekwatne do twojego rozważania.

    Słyszałem, że aby zbudować maszt dla żaglowca, nie można brać drzewa z lasu, gdyż ono rosnąc posród innych drzew jest słabe i nie nadaje się na to aby dać opór silnym wiatrom i sztormom. Tylko drzewo samotnie zmagające się z siłami natury, jest w stanie to znieść. Dlatego też bierze się do takiej "służby:" właśnie takie wypróbowane drzewa. Myślę, że im bardziej Bóg nas trenuje, tym do większych zadań nas przygotowuje, tym bardziej jesteśmy użyteczni w Jego Królestwie. Bóg chce się nami posługiwać i my z radością za pewne też chcemy Mu służyć, ale do tego musimy być przygotowani.

    Te burze w naszym życiu są najcenniejsze, gdyż hartują nas, wzmacniają naszą wiarę, uczą nas polegania na Panu, uczą nas w końcu wypełniania Jego woli a nie naszej w życiu.

    Pozdrawiam serdecznie Kazik J

     
    Odpowiedz
  2. jorlanda

    Samotność czasem jest siłą

    …aby zbudować maszt dla żaglowca, nie można brać drzewa z lasu, gdyż ono rosnąc posród innych drzew jest słabe i nie nadaje się na to aby dać opór silnym wiatrom i sztormom. Tylko drzewo samotnie zmagające się z siłami natury, jest w stanie to znieść.

    Może dlatego najbardziej zaangażowani apostołowie wiary byli/są mistrzami samotności? Budujące porównanie, Panie Kazimierzu. Samotność może być źródłem i warunkiem uzyskania siły i łaski.

    A tekst Małgorzaty jest jak balsam na moje ostatnie przeżycia. Dzięki

     
    Odpowiedz
  3. krok-w-chmurach

    A wystarczyło spojrzeć na

    A wystarczyło spojrzeć na Mistrza śpiącego spokojnie….

    Problem w tym, ze kiedy wpadamy w panikę, trudno nam się zatrzymać. Refleksja przychodzi później. Musimy zbierać doświadczenia, czasem latami. Uczymy się trudnej wiary. Wiary silnej, bo zdobywanej kosztem cierpienia i umacnianej Jego miłością.

     
    Odpowiedz
  4. zibik

    Żeglowanie z Jezusem !

    Żeglowanie – podróżowanie na drugi brzeg z Jezusem, z bliźnimi, a nie samotnie – nie eliminuje życiowych trudności, wyzwań i problemów, lecz pozwala  w najbardziej trudnych chwilach zachować konieczny spokój tj. opanować strach, panikę, nadmiar emocji i zapewnia stosowne, właściwe ich rozwiązywanie.

    Uznanie i przyjęcie woli Boga jest najbezpieczniejszym i najlepszym rozwiązaniem, każdej sytuacji życiowej.

    "Tak przychodzi łaska wiary"…….. "Wśród burz i wichrów Bóg obdarza łaską trudnej wiary."

    Owszem człowiek może być wiarołomny, małej wiary lub innowiercem, lecz czy wiara w Boga Trójjedynego może być inna, niż trudna tzn. łatwa, lekka i przyjemna ?…..

    Jak to ostatecznie jest z łaską wiary ?……….., czy Pan Bóg nas – wszystkie istoty ludzkie wyróżnia i obdarza łaską wiary, a my ją świadomie uznajemy, dobrowolnie i godnie przyjmujemy lub przeciwnie lekceważymy, ignorujemy, marnotrawimy  i odrzucamy albo przeinaczamy lub jeszcze inaczej…….

    Proszę wybaczyć, lecz nie wiem co to ma wspólnego z chrześcijaństwem ?……"Spokój, łagodność, ukojenie, czy oderwanie od życiowych trosk i rozterek" – zwykle doświadczamy na urlopie, wycieczce, w chwilach relaksu lub odpoczynku, czy podczas zabawy.

    Przepraszam to są osobiste zwierzenia lub spostrzeżenia, czy jeszcze coś innego ?….. : "Chętnie słucham, nie myślę o trudnościach i wierzę, że za Jezusem trafię prosto do nieba. Wyruszam na…………………….."

    Szczęść Boże !

    Z poważaniem Z.R.Kamiński

     
    Odpowiedz
  5. jorlanda

    Wewnętrzny spokój chrześcijan

    Proszę wybaczyć, lecz nie wiem co to ma wspólnego z chrześcijaństwem ?……"Spokój, łagodność, ukojenie, czy oderwanie od życiowych trosk i rozterek" – zwykle doświadczamy na urlopie, wycieczce, w chwilach relaksu lub odpoczynku, czy podczas zabawy.

    "Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie." (Ga 5:22-23a) Autentyczny kontakt z Bogiem przynosi ukojenie i umiejętność dystansowania się do życiowych trosk. Łaska trudnej wiary to nie tylko krzyż, ale też wewnętrzny spokój w obliczu cierpienia. Myślę, że Pan Jezus nie tylko walkę i trudy nam daje. W psalmach wiele jest o radości i wytchnieniu jakich człowiek doznaje w kontakcie z Bogiem.

     

     
    Odpowiedz
  6. Malgorzata

    Odpowiedź p. Zbigniewowi

    Dziękuję, Jolanto, za fachowy i pełen zrozumienia komentarz, a zarazem pomoc w odpowiedzi panu Zbigniewowi, której nie udzieliłam wcześniej ze względu na inne obowiązki.

    W moim rozważaniu chciałam mianowicie pokazać kontrast między dwoma postawami ludzi wierzących. Ta pierwsza – nazwijmy ją umownie "łatwą wiarą" – to postawa, która najpełniej wyraziła się w kwietyzmie, XVII-wiecznym ruchu w myśli katolickiej, szukającym uspokojenia w czystej miłości Boga. Tego rodzaju tendencje, aby odrywać wiarę od rzeczywistych trudów życia, są jednak wciąż obecne wśród chrześcijan. 

    Pan Zbigniew pisze: "Spokój, łagodność, ukojenie, czy oderwanie od życiowych trosk i rozterek" – zwykle doświadczamy na urlopie, wycieczce, w chwilach relaksu lub odpoczynku, czy podczas zabawy.

    Mamy wakacje i wielu młodych ludzi pojedzie zapewne na różnego rodzaju katolickie obozy. W sympatycznej atmosferze dojdzie do spektakularnych nawróceń, jak to się działo już na oazach młodzieżowych w latach osiemdziesiątych.  Potem młodzi ludzie wrócą do domu, często do nieprzyjemnych rodzinnych klimatów, we wrześniu zaczną się szkolne trudności… Praktyka duszpasterska pokazuje, że z tej odrodzonej w wakacyjnych warunkach wiary może pozostać bardzo niewiele, co nie znaczy, że nie była to wiara. Była ona po prostu słaba i niedojrzała, niesprawdzona w trudach. Wiara urlopowa, wycieczkowa, rekolekcyjna, odświętna. Wiara traktowana trochę magicznie jako panaceum na życiowe nieszczęścia. Wiara szukająca oparcia nie w Bogu, ale raczej w grupie podobnie wierzących.

    Druga postawa to włąśnie trudna wiara. Myślę, że nie do końca od nas zależy, czy nasza wiara będzie musiała stać się trudna i jak bardzo trudna. Wiadomo, że nikt nie przeżywa życia bez przeszkód, ale jednych Bóg doświadcza bardziej, a innych mniej. Nie o to chodzi, aby sztucznie wyszukiwać sobie przeszkody czy dostrzegać je tam, gdzie nie istnieją, lecz o to, aby faktycznie powstające przeszkody wzmacniały naszą wiarę.

    Czy Bóg obdarza wszystkich łaską wiary? Wielu poszukujących Boga, uczciwych agnostyków mówi o sobie: "Nie była mi dana łaska wiary".  Myślę, że jest jakaś szczególna łaska, która pozwala wierzyć – urodzić się chrześcijaninem, wytrwać w wierze, trafić w życiu na ludzi, którzy dadzą dobre świadectwo wiary itp. To nie musi się przytrafić każdemu. Podobnie jak nie każdemu dana jest łaska trudnego życia i trudnej, umocnionej przeciwnościami wiary. “Niech nikt nie ma o sobie wyższego mniemania, niż należy, lecz niech sądzi o sobie trzeźwo – według miary, jaką Bóg każdemu w wierze wyznaczył” (Rz 12, 3).

    Pan Zbigniew pyta zaczepnie, co oznacza użycie pierwszej osoby liczby pojedynczej na początku mojego rozważania. Otóż piszę o sprawach, które są mi w pewnej mierze znane z własnego doświadczenia, ale myślę, że nie jestem odosobniona w tego rodzaju przeżyciach. Nie chcę pisać "my", aby ktoś nie oburzył się zaraz: "A ja przeżywam to zupełnie inaczej". Piszę przecież tylko o jakiejś cząstce ludzkich przeżyć, a nie mam ambicji opisania całego ich bogactwa. Nie piszę też: "on" czy "ona", bo nie mam zamiaru stwarzać takiej perspektywy, w której ja pokazuję cudze niedoskonałości. Pozostawiam czytelnikowi wolność: może uznać, że nie ma takich problemów, jest doskonalszy, szlachetniejszy od autorki tekstu itp. albo może odnaleźć pewne podobieństwo i podążając za autorką, prześledzić własną drogę wiary.

     
    Odpowiedz
  7. Halina

    Inko

    Strach jest złym doradcą-kotwica naszej duszy jest w Bogu. Znamy Jego serce i to ,co dla nas uczynił na Golgocie. Dlatego warto patrzeć w Niebo, kiedy szaleje nawałnica. Wtedy choćby nasze zmysły i emocje, i wszystko wokół krzyczało, że to bezsensowne życie może jedynie pokaleczyć i doprowadzić do śmierci- w sercu swym zachowamy pokój i nadzieję.  Chociaż nasze życie codzienne toczy się dzień po dniu, przynosząc na przemian zdarzenia dobre, mniej dobre i całkiem złe, Tak, sprawy mogą układać się marnie, a życie wygladać czasami nawet dość posępnie. Ale na przekór scenariuszowi: Bóg-jest-dobry-jednak-życie-jest-gorzkie:) , wciąż trwa w nas oparta na wierze nadzieja, że wszystko się odmieni ..Gdy okoliczności przesłaniają mi Boga, po prostu je ignoruję, a myślę o tym , co dzień po dniu pomimo wszystko od Boga otrzymuję. Swiadomość tego sprawia, że góry moich problemów, zaczynają się kurczyć i w końcu przypominają kretowiska;) Biblia wielokrotnie zaświadcza, że Pan Bóg także trudności i cierpienia wykorzystuje dla naszego dobra, by nas wychować, ostrzec, zahartować-tak jak piszesz.

    Warto pamiętać o proporcjach: WIECZNOŚĆ-doczesność. Jak to ujął Blaise Pascal: Wieczne szczęście, za jeden dzień ziemskiego treningu"

    pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  8. Anonim

    p. Małgorzato

    "Wiara urlopowa, wycieczkowa, rekolekcyjna, odświętna. Wiara traktowana trochę magicznie jako panaceum na życiowe nieszczęścia. Wiara szukająca oparcia nie w Bogu, ale raczej w grupie podobnie wierzących.

    Druga postawa to włąśnie trudna wiara. Myślę, że nie do końca od nas zależy, czy nasza wiara będzie musiała stać się trudna i jak bardzo trudna. Wiadomo, że nikt nie przeżywa życia bez przeszkód, ale jednych Bóg doświadcza bardziej, a innych mniej. Nie o to chodzi, aby sztucznie wyszukiwać sobie przeszkody czy dostrzegać je tam, gdzie nie istnieją, lecz o to, aby faktycznie powstające przeszkody wzmacniały naszą wiarę."

    Pierwszej sytuacji wcale nie nazwałabym wiarą łatwą. W ogóle nie jest to dla mnie przykład rodzaju wiary, ale etapu na drodze jej dojrzewania. Sama przeżyłam kiedyś różne epizodyczne wyjazdy, rekolekcyjne, które rozbudziły tylko w moim sercu pragenienie szukania Boga, by potem na dłuższy czas je zagubić w codzienności. Tamte doświadczenia wcale nie były łatwe, ale właśnie potwornie rozdzierająca. To pierwsze być może konkretne wołanie Boga, bardzo cenne dla wielu ludzi i po latach owocujące. Nie rozumiem także przeciwstawiania jak to pani zrobiła poszukiwania oparcia w Bogu a poszukiwania oparcia w ludziach. Przecież Bóg jest w drugim człowieku i przez niego działa. Samemu trudno wytrwać w wierze i trudno Boga poznać. Ostatecznie spotkanie człowieka z Bogiem ma charakter tylko sobisty, ale na tej drodze wspólnota ludzi jest niezbędna. Tutaj przypomina mi się anegdotka o człowieku, który podczas powodzi czekał na pomoc od Boga choć Ten podsyłał mu ludzi na łodziach ratukowych. W końcu się utopił i miał petensje do Boga, że mu nie pomógł. Bóg powiedział: "przecież wysłałem ci trzy łodzie ratunkowe…"

    Z burzami w życiu można popaść także w drugą skrajność. Człowiek zaczyna się zastanawiać co jest nie tak, że wszystko mu sie układa, że nie spotyka go nic z czym miałby walczyć, że pływnie sobie ot tak spokojnie po jeziorze życia i jest jak na urlopie. Zaczyna czasem myśleć: co też Bóg dla mnie szykuje zaraz za sztorm? Niestety bywa z nami tak, że w trudnych doświadczeniach od razu widzimy palec Boży i postrzegamy je jako trening naszej wiary, a to co daje nam radość traktujemy podejrzliwie. To takie moje własne przemyślenia. 🙂

    Podrawiam,

     

    joa

     

     
    Odpowiedz
  9. zibik

    Wiara i nadzieja nasza !

    Dziękuję za obszerne wyjaśnienia i dopowiedzenia nt. dowolne i częściowo dotyczące wiary i ludzi wierzących.

    Proszę łaskawie zauważyć, że w rozmowie osobistej owszem zadane (postawione) pytanie, świadczy najczęściej o braku lub ograniczeniu wiedzy pytającego, lecz w dyskusji publicznej nie zawsze. 

    Stąd Pani kolejny wpis (odpowiedź) traktuję, jako adresowany, nie tylko do mnie, lecz wielu osób czytających ów tekst.

    Skąd takie pojęcia, a raczej sformułowania ? : "Wiara urlopowa, wycieczkowa, rekolekcyjna, odświętna. Wiara traktowana trochę magicznie jako panaceum na życiowe nieszczęścia. Wiara szukająca oparcia nie w Bogu, ale raczej w grupie podobnie wierzących."

    Według mnie to są raczej przeżycia, doznania, doświadczenia, ewentualnie okresowe postawy, zachowania, czy nawet pozy tzn.urlopowe, wycieczkowe itd.

    Wiara i nadzieja to łaska, także długotrwały proces, mniej lub bardziej utrwalony i skonsolidowany stan ducha i woli, który jest po to, by Bóg Trójjedyny mógł czynić wspaniałe rzeczy m.in. cuda w naszym życiu doczesnym, nie te "cuda" ostatnio obiecane.

    "Was bowiem, przez wiarę waszą, zachowuje Bóg mocą swoją do zbawienia" , dalej " wiara wasza będzie wypróbowana i stanie się cenniejsza od przemijającego złota, które przecież oczyszcza sie w ogniu" (I list Św. Piotra)

    A więc wiara jest nasza, może być wielka, silna, niezłomna albo odwrotnie mała, słaba i ułomna, no i wypróbowana tzn. trudna.

    Szczęść Boże !

     
    Odpowiedz
  10. zibik

    Podziękowanie !

    Serdecznie Pani dziękuję za własne przemyślenia i dopowieidzenia, które w pełni akceptuję, byłem w trakcie pisania tekstu, a tu miła niespodzianka.

     
    Odpowiedz
  11. Malgorzata

    P. Joa

    Dziękuję za ważny komentarz, który dopowiada rzeczy pominięte trochę przeze mnie.

    Lecz ja również pozwolę sobie doprecyzować.

    Nie pisałam o dwóch rodzajach wiary, lecz o dwóch postawach. Rodzaj to pojęcie klasyfikacyjne, szufladkujące (często z podtekstem: raz na zawsze). A postawę zawsze można zmienić. Słusznie więc pisze Pani, że w pierwszym wypadku chodzi o pewien etap w dojrzewaniu wiary. Uczniom udało się wskutek burzy i obecności Jezusa przejść do następnego etapu. Oby udawało się to każdemu z nas!

    Nie przeciwstawiłam oparcia w Bogu i w ludziach, lecz oparcie w Bogu i w grupie podobnie wierzących. Nie rozwinęłam tej myśli, ale chodziło mi o poczucie siły i zadowolenia, które płynie z przynależności do wspólnoty religijnej, o stan, gdy taka przynależność staje się ważniejsza nawet od miłości bliźniego czy zwykłego poszanowania odmienności. Dochodzi tu czasami do sytuacji patologicznych, że przebywanie wśród podobnie myślących/wierzących daje dobre samopoczucie, a gdy pojawi się ktoś wątpiący lub myślący/wierzący inaczej, to należy go tak czy owak zniszczyć, potępić, upokorzyć itp. Powszechna zgoda współwyznawców bywa jedynym kryterium prawdy, a ktoś kwestionujący ten błogostan staje się od razu wrogiem… Oczywiście nie zawsze musi wystąpić patologia, ale zwyczajowe chodzenie w niedzielę na Mszę Św. tylko po to, by zyskać sympatię sąsiadów, należy również do tego rodzaju postaw, jakie miałam na myśli w swoim poprzednim komentarzu.

    Podkreślam jeszcze raz: Ewangelia z minionej niedzieli pokazuje, że są to postawy niedojrzałe, ale reformowalne.

     
    Odpowiedz
  12. zibik

    Nie lękajmy się o siebie !

    Czytając ów fragment :"Uczniom udało się wskutek burzy i obecności Jezusa przejść do następnego etapu. Oby udawało się to każdemu z nas!"

    Utwierdzam się w przeświadczeniu, że Sz. Pani opatrznie zrozumiała omawiany fragment Ewanelii i chyba nie odczytała właściwie intencji JP II, który głosił światu, od początku swojego pontyfikatu :" Nie lękajcie się "

    Proszę zauważyć, że Jezus nie lęka się o siebie, dlatego zachowuje się zupełnie inaczej, niż Jego uczniowie. Ma pełne zaufanie, do Ojca, dlatego może (potrafi) spać spokojnie podczas burzy, jak dziecko.

    Natomiast my podobnie, jak uczniowie zbyt często boimy się, lękamy o siebie lub innych. Taki strach, lęk staje się naszą udręką, blokuje wzrost i rozwój wiary, może nawet być synonimem braku wiary.

    Uczniowie bali się nie tylko gwałtownej burzy, także głębokiej ciszy. Tworzyli swoją relację, do otaczającego świata w stanie permanentnego zagrożenia tzn. udręki, trwogi i lęku. Ten stan wyzwalał w nich chwile zwątpienia, niszczył zalążki wiary.

    Zachowanie Jezusa trzeba postrzegać i pojmować zupełnie inaczej, nie z wyrzutem, roszczeniem i pretensją spowodowanym lękiem o siebie, czy nas,  a z pragnieniem, chęcią – dobrą wolą, a nieraz z determinacją naśladowania Mistrza tj. umiejętnością zawierzenia Ojcu tak, jak On potrafił i czynił.

    Żeglowanie z Jezusem nie eliminuje zagrożeń i problemów życiowych, lecz zapewnia ich stosowne i właściwe traktowanie i rozwiązywanie.

    A więc uczniom nic się nie udało, jedynie mieli doskonałą sposobność (lekcję) Mistrza, jak należy zaufać Bogu, w każdej sytuacji życiowej.

    Szczęść Boże – Ojcze nasz !

     

     
    Odpowiedz
  13. zibik

    Pokora !

    Dziękuję Arturze za bardzo stosowne uzupełnienie i dopowiedzenie, tak jest – On ma wzrastać, a nam trzeba się umniejszać.

    Nasze istnienie, kiedy jest przeżywane szczerze ogniskuje się w pokorze, w świadomym i dobrowolnym adorowaniu Boga i uznawaniu Jego woli tj. godzeniu się z własnym losem.

    We współczesnym świecie nieeksponowanie własnej osoby jest dobrem rzadkim, unikalnym, wielce pożądaną umiejętnością i mozolnie wypracowywaną cnotą, skutecznym antidotum na wszechobecną pyszałkowatość i manię wyższości i wielkości.

    Nie starczy życia, aby o pokorze pisać, aby ją w stopniu wystarczającym sławić.

    Pozdrawiam serdecznie !

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code