To tylko fragment z Księgi Jeremiasza, tylko napomnienie. Tylko groźba wprowadzająca nieco dalej temat zburzenia świątyni, czego Jeremiasz był zapewne świadkiem, ponieważ w 44. rozdziale proroctwa pisze o zniszczeniu Jerozolimy w czasie przeszłym. W pewnym sensie życie Jeremiasza obrazuje los tych, których, prawie 700 lat później będą wznosić ku niebu pierwsi chrześcijanie, o których apostoł Paweł, jeszcze później, będzie mówił jako o uciskanych za wiarę. Jeremiasz był bowiem męczony, bity, znieważany za swoje przekonania; uniknął zdradliwej zasadzki i śmierci; w okresie oblężenia Jerozolimy wtrącono go do cysterny, by tam go zabić. Jego przepowiednie dotyczące upadku i zniszczenia Jerozolimy, a w każdym razie jej zdobycia przez Babilon, spełniły się dwukrotnie. Prawdom, które głosił, nie ufano. W proroctwa nie wierzono. Kiedy zaś przepowiedział, że namiestnik babiloński, gubernator Jerozolimy, zostanie zgładzony, co zresztą stało się faktem, wygnano Jeremiasza do Egiptu i tam, wedle tradycji, kamieniowali go jego rodacy.
W dalszej części mowy o „poprawie dróg swoich”, czemu poświęcony jest zresztą rozwijający przedmiotowy incipit (Jr 7, 3), pojawia się ciąg tekstów proroka, który dokładnie mówi o tym, co trzeba zrobić, by naprawić drogi i czyny: nie polegać na słowach zwodniczych, gdy mówią: „świątynia Pańska, świątynia Pańska!”; szczerze i uczciwie stosować prawo między ludźmi; nie czynić ucisku wdowom, sierotom, obcym przybyszom; nie przelewać krwi; nie szukać własnej zguby u innych bogów; nie kraść; nie mordować; nie cudzołożyć; nie krzywoprzysięgać i nie kłamać; nie przychodzić potem przed oblicze kapłana, aby dzięki samemu pojawieniu się przed nim poczuć się oczyszczonym.
Wszystko właściwie jest tu powiedziane: można sądzić, że naprawa dróg polega na życiu zgodnym z Zakonem i na prawdziwym, nieudawanym jego stosowaniu jako normy postępowania. Wszystko to wiemy. System i schemat zasad jest jasny, oczywisty, określony i opisany. Zewnętrzny. Młyn Leibniza.
Przypuściwszy – powiada Leibniz – że istnieje maszyna, której budowa pozwala, aby myslała, czuła, miewała postrzeżenia, będzie można pomysleć ją, z zachowaniem tych samych proporcji, tak powiększoną, by można do niej wejść jak do młyna. Założywszy to, odnaleźlibyśmy wewnątrz przy zwiedzaniu jej tylko części, które popychają siebie wzajemnie, nigdy jednak nic, co tłumaczyłoby postrzeżenie. [1]
Fakty i możliwości mówienia o nich, używanie ich jako instrukcji życia, ujmowanie jako przyczyny refleksji spostrzegamy jedynie z zewnątrz. To zaś, co jest istotne dla mojego przeżycia, jest dostępne tylko dla mnie. Z przeżycia wynika wewnętrzna perspektywa, świadomość samego siebie, a więc potrzeb i dróg istnienia. Nazywamy to sumieniem.
Wielki Piątek jest drogą do sumienia. Nie zewnętrzną drogą spowiedzi, konfesjonału, podania ręki, postu, obietnicy poprawy, płaczu, jęku współczucia, rozdzierania szat. Wielki Piątek to czas milczenia, kiedy prawdziwa rozmowa toczy się we wnętrzu młyna Leibniza. Istnieję już nie ja – powiada apostoł Paweł – ale Chrystus, który żyje we mnie. Jestem jako inny, którym jestem. To jest kenosis.
W Wielki Piątek jestem współukrzyżowany z Chrystusem.
Sumienie zawisło na krzyżu mego ciała.
Czytaj również:
Gottfried Wilhelm Leibniz, Jezus na Krzyżu
1. G.W.Leibniz, Zasady filozofii, czyli monadologia, tłum. S. Cichowicz,(w:) Wyznanie wiary filozofa, Warszawa 1969, par. 18.