Tak Bóg umiłował świat…

Rozważanie na IX Niedzielę Zwykłą, rok C2
 

Jakby świat był do miłowania… Czyż nie powiedział, że królestwo Jego nie jest z tego świata?

Gdy przegląda się prasę, wczytuje w treść wiadomości, newsów, tudzież czyta strony internetowe, świat z doniesień dziennikarskich jawi się jako miejsce zapomniane przez Boga. Nie trzeba szukać daleko: wystarczy wyjść na polską ulicę, by w kraju nad Wisłą doświadczyć biedy tego świata. Wykluczonych i wrogów w społeczeństwie nam przybywa. A główna linia podziałów biegnie pomiędzy ludźmi lepszego i gorszego wybrania. Nie sądziłam, że ludzi można sortować niczym brudne ubrania w pralni; kolorowe na jedną stronę, a białe na drugą.

Nie sądziłam, że w XXI wieku, po bolesnych doświadczeniach nazizmu, antysemityzmu, stalinowskiego i komunistycznego reżimu można jeszcze przeczytać hasła widniejące na transparentach: „Żydzi do gazu”… Serce mi omal nie pękło, gdym ujrzała na własne oczy kościół katolicki wypełniony „patriotami”, którzy nieśli sztandary opiewające zwycięstwo nad Innym.

Św. Paweł nie mylił się, „miłość Chrystusa przynagla nas”. To niezwykle trafne, zwłaszcza w obliczu tego, do czego zdolny jest świat, nasz świat, który trudno nazwać Bożym.

Bóg jest miłością. Na kontemplowaniu tego, co św. Jan ujął w sposób tak prosty, a zarazem konkretny, schodzi nam całe życie. Żyjąc oddajemy życie. Jednakże nie o jakieś tam życie chodzi, ale życie umiłowane. To, co umiera i nie ożywa, nie ma w sobie Życia. Jezus umarł nie po to, abyśmy pomarli, ale Życie mieli w sobie.

Czasem spotykam ludzi, którzy wyglądają na umarłych, jakby nie żyli, jakby uszło z nich życie. To częstokroć cierpienie przytłacza, tęsknota za kimś, kto odszedł… Jezus zapewniał swoich uczniów, że wróci, jeszcze się spotkają. Nie odchodzi na zawsze ktoś, kto pozostawia w drugim swój ślad. Ktoś, komu robimy w swoim życiu miejsce.

I w tym cały ambaras – zrobić drugiemu miejsce. Jest nas wielu mieszkańców tej ziemi. Pyta w „Hebanie” Ryszard Kapuściński: „Co zrobić z obecnością na ziemi wielu, wielu milionów? Z ich niewykorzystaną energią? Z mocami, które w sobie noszą, a wydają się nikomu niepotrzebne? Jakie jest miejsce tych ludzi w rodzinie człowieczej? Pełnoprawnych członków? Skrzywdzonych bliźnich? Natrętnych intruzów?”

Problem nie w tym, że czegoś nam brak, wody, chleba, czystego powietrza, lecz w tym, iż nie potrafimy się dzielić… Nie chcemy wiedzieć, nie chcemy widzieć… A być może nie wiemy, jak to robić.

Miłość zabiera nas do Domu Ojca. To wstępowanie, by być razem z Nim i zstępowanie, aby żyć. Nieść życie. On czyni tak samo. Staje przy nas jako umiłowany Syn Ojca, modli się z nami i w nas… Jezusowa modlitwa, ba, ofiara nie ustaje, a wszystko po to, abyśmy z Nim zamieszkali w Ojcu po wsze czasy. Miłość przebóstwia. Istnieje jeszcze swego rodzaju zamknięcie, jakby Bóg miał związane ręce. Człowiek również czegoś podobnego doświadcza. Pragnie. I bywa, że zostaje z pustymi rękoma, jak matka, której zabrano dziecko.

Miłość bierze za rękę i prowadzi. Uczy chodzić po tym Bożym świecie, czy może i łez padole. Zdaje się wciąż mówić: „Wstań i chodź!” Bo świat jest po to, aby po nim chodzić. Gdy nie ma dokąd pójść, nie ma świata, nie ma drogi. Ktoś napisał, że jeśli nie wiesz, dokąd pójść, droga sama prowadzi. Zaufać drodze. Stąd wiem, że jestem bezpieczna.

Czy za którymś rogiem, zaułkiem, gdy wejdę do miasta, komuś nie spodoba się moja twarz? Gdyby mnie pozostawiono w rowie, to jeszcze mam szansę, bo może trafi się jakiś Samarytanin, obcy, któremu niespieszno będzie do świątyni. Poganin z wrażliwością Samarytanina, być może.

Na własne potrzeby radzenia sobie z problemem ukułam pewną tezę, iż mojemu Kościołowi potrzebne jest ponowne zwołanie; Pan moim Pasterzem… Tylko w takim podejściu upatruję ratunek dla wspólnoty, która zdaje się nie być „królestwem z tego świata”, bo wyglada na to, jakby ten świat był jej obcy nie względu na dziejące się w nim zło, zmiany i przemiany, lecz dlatego, że są w nim Inni. A pewien człowiek tak mądrze napisał, iż „Świat jest darem Innego” i prawdę powiedział. Jezus jest nam Drogą. Zdaje się mówić: „Idź do świata, do moich Przyjaciół…”

Kościół Przyjaciół to jest to, za czym tęsknię najbardziej, czego trzeba mi jak chleba powszedniego.

Setnika.jpg

Rozważania Niedzielne

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code