Sytuacja TRZECH MĘDRCÓW: po-KRZYŻ-owanie ludzkich planów

 

 Trzej mędrcy, zmierzający do Betlejem z tajemniczego Wschodu, są postaciami niezwykle zagadkowymi. Niewiele o nich wiemy, jednak Ewangelie odsłaniają nam coś ważnego – z pewnością zdumiewa fakt złożenia darów wobec ubogiej Rodziny, pokłonienia się przed Dzieckiem urodzonym w tak podłych okolicznościach. Ale dziś zaintrygował mnie szczegół, który zwykle umykał mojej uwadze: magowie obrali drogę powrotą inną, niż planowali: „A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do swojej ojczyzny.” (Mt 2.12) Pokazuje to, że mędrcy nie ufali swej mądrości, ale wyraźnie pozwalali się prowadzić, choć pewnie mieli inne wyobrażenia o Dzieciątku, którego szukali, inaczej też rozplanowali swą podróż…  Tak wiele rzeczy w szczegółach próbuję planować, przywiązując się do tych planów jak do istniejącej już rzeczywistości. Tym boleśniej przeżywam każdą sytuację, która staje mi na przeszkodzie w realizacji wytyczonych celów.

Czasem konieczność gwałtownej zmiany planów wywołuje mój gniew lub lęk – nie zakładam, że to sam Bóg może pokrzyżować moje plany. Pokrzyżować, czyli wpisać je w KRZYŻ. To nie tylko gra słów – to prawda pozwalająca inaczej patrzeć na przyszłość. Dzięki niej mogę uwolnić się od ciężaru planowania, wyjść ze skomplikowanego labiryntu skrupulatnie planowanych zamierzeń. Owocem takiego pokrzyżowania planów staje się czasem zadziwiające objawienie zupełnie nowych horyzontów. Otwiera się wówczas przede mną droga, o jakiej wcześniej nawet nie marzyłem. W swoim życiu doświadczyłem czegoś takiego kilkakroć, w sposób nader fascynujący!* Innym razem owocem jest samo ogołocenie człowieka z przywiązań do własnego „ja”, a zatem uwolnienie od lęku utraty czegoś, co w moim odczuciu posiadam lub co według mnie jest mi „należne”. Ale oddanie swoich planów to ogołocenie się z poczucia bezpieczeństwa. Dzisiaj Benedykt XVI mówił, że również trzej mędrcy, oddając pokłon w Betlejem, narazili się na drwiny…
 
Ewangeliczny chłopiec, który oddał swe ostatnie dwie ryby i pięć chlebów (J 6,9), nie mógł przewidzieć, że posłużą one do cudownej przemiany (obojętnie czy była to cudowna przemiana materii, czy przemiana serc ludzi, którzy – jak to się czasem komentuje – wyciągnęli również swoje zapasy i tym sposobem uwolnili się od przywiązania do własnego zabezpieczenia). Podobnie kobieta z dzieckiem oddaje Eliaszowi ostatnie resztki swej mąki, choć ma na wyżywieniu małe dziecko (1 Krl 17,8), ale i tutaj następuje cudowna przemiana – najpierw serca, a potem materii… Matka Terasa z Kalkuty, jako młoda jeszcze siostra, wystąpiła z klasztoru Loretanek – rozdając to co posiadała ubogim, po ludzku skazywała się na śmierć głodową. Ufność tej świętej kobiety Bóg przemienił w wielkie dzieło. Musiała tylko przestać planować po swojemu. Chrystus sam wyzbył się wszelkich zabezpieczeń – ogołocił się do absolutnej bezbronności, abyśmy mogli ujrzeć Boga jako czyste Dobro, którego nie należy się bać. Być może takim ujrzeli Go również owi trzej mędrcy…

___________

* Jeśli ktoś jest ciekaw, mogę się tymi epizodami podzielić, choć pewnie każdy z Was ma własne,  o wiele ciekawsze doświadczenia dla zilustrowania tej prawdy.

 

 

6 Comments

  1. wykeljol

    KRZYŻ-owanie planów

    Ktoś jest ciekaw i to bardzo.

    Oczywiście, każdy zapewne ma takie doswiadczenia, ale może dobrze byłoby(jesli nie są to sprawy zbyt osobiste), gdybyśmy mogli sie nimi dzielić.

    Jedna refleksja. CZy przestroga anioła, by królowie powracali inną drogą była rzeczywiscie pkrzyżowaniem planów? Oddali pokłon Temu, Któremu oddać mieli, a wracając inną drogą-uniknęli prawdopodobnie uwięzienia lub śmierci. Czy może mniejszych przykrości, ale przykrości. Więc chyba w tym za bardzo KRZYŻA nie było…ale wszystkie nieomal wydarzenia zwrotne w Biblii ukazują to własnie zjawisko. Bóg "wtrąca się" w nasze zycie, chcemy czy nie, krzyżując nasze plany, poczwszy od Abrahama poprzez Mojżesza, proroków, aż do Maryi i Józefa.  Ręka swędzi, żeby o tym pisać. Ale stop. Za dużo by było, a może kiedy indziej w jakiejś całośc…na razie prosba, żebyś nam opowiedział jak Bóg wtrącał się w Twoje życie wywracając wszystko do góry nogami. Jeśli zechcesz.

    A że królowie bijący pokłon noworodkowi w stajni wzbudzali smiech- oczywiste! I tu cały nowy temat-jak wiernośc Bogu moze wystawiać nas na drwiny. A drwina bywa gorsza i bardziej dotkliwa i niszcząca niż otwarta wrogość lub niechęć. Krzyzowi Chrystusa też towarzyszyła drwina.  jak sobie z tym dawać radę?

     
    Odpowiedz
  2. beszad

    Dziwne ścieżki życia…

    Jolu, z pewnością naówczas było to dla nich jakieś "pokrzyżowanie" planów (po ludzku sądząc i patrząc z perspektywy tamtej chwili (nie z naszej). Oczywiście mając pełny ogląd sytuacji, wiemy już, że nie tylko przez to ocalili Świętą Rodzinę, ale być może sami uniknęli, tak jak piszesz, więzienia lub śmierci… A teraz bardziej osobiście, czyli rozdział pt. "Jak Bóg wtrącał się w moje życie" . 🙂

    1) Pierwsze poważne "pokrzyżowanie" planów: myśląc o szkole średniej, marzyłem o profilu biologicznym sąsiedniego LO (które widziałem na każdej lekcji z okien pobliskiej podstawówki). Niestety wskutek perturbacji z dyrektorem (dotyczących propagowania antysowieckich ulotek – byłem szczeniakiem, ale sprawa była traktowana nader poważnie) musiałem szukać szkoły daleko od miejsca zamieszkania – i bynajmniej nie było to liceum, lecz Technikum Hodowlane. Praktyki rolnicze mocno dały mi w kość (dołująca rzeczywistość PGR-ów), ale poznałem pracę fizyczną od podstaw i rozbudziły się we mnie marzenia o wypasie owiec w Bieszczadach, które naonczas kojarzyły się z wolnością).

    2) Chcąc odreagować prozę PGR-ów, zapragnąłem studiować filozofię. Ale profesor UJ tylko z pobłażaniem spojrzał na mój dyplom hodowcy i już wiedziałem, że nie mam szans, mimo zdanych egzaminów. Groziło mi wojsko, więc ratowałem się szukaniem pracy jako pielęgniarz w szpitalu psychiatrycznym. Tam też mnie nie chcieli – a że pracę załatwiało się wówczas w urzędzie miejskim, po wyjściu z Wydziału Zdrowia mój wzrok padł na inne drzwi: Wydział Oświaty – wszedłem jak w dym i z marszu dostałem …półtora etatu nauczania biologii w szkole (wtedy brali nawet po maturze, bo był wyż demograficzny i brakowało nauczycieli). Tak wyklarowały się moje plany, by już na dobre uczyć bilogii (bardzo mi to odpowiadało).

    3) Po przepracowanym roku podjąłem studia biologiczne, a po ich ukończeniu dostałem rekomendację do Polskiej Akademii Nauk. Wspaniały czas spędzony w Krakowie musiał się jednak szybko skończyć, bo nie miałem szans na mieszkanie, a codzienne dojeżdżanie ze Śląska było dość uciążliwe. I wtedy pojawiła się propozycja, żeby objąć posadę adiunkta z mieszkaniem służbowym w wymarzonych Bieszczadach! Co należało do moich obowiązków? Poza badaniami naukowymi, sporządzanie dokładnych planów wypasu owiec, uwzględniającego wymogi ochrony flory i całych siedlisk, a jednocześnie prowadzenie zajęć z młodzieżą i studentami. Tym sposobem Pan Bóg spełnił moje wszystkie plany naraz! (no, może poza filozofią, która pozostała jako pasja na mój prywatny użytek) 🙂 Trochę się rozpisałem, ale była to też dla mnie jakaś samouświadamiająca reminiscencja, pozwalająca ogarnąć to Boże planowanie (które nie zawsze idzie w parze z ludzkim).

    A teraz czekam na Wasze świadectwa w tym temacie 🙂 (tj. w jaki sposób Pan Bóg pokrzyżował Wasze plany, aby życie okazało się jeszcze pełniejsze?)…

     
    Odpowiedz
  3. eskulap

    Adamie,
    czytając Ciebie:

    Adamie,

    czytając Ciebie: "Innym razem owocem jest samo ogołocenie człowieka z przywiązań do własnego „ja”, a zatem uwolnienie od lęku utraty czegoś, co w moim odczuciu posiadam lub co według mnie jest mi „należne”. Ale oddanie swoich planów to ogołocenie się z poczucia bezpieczeństwa.
     
    Ewangeliczny chłopiec, który oddał swe ostatnie dwie ryby i pięć chlebów (J 6,9), nie mógł przewidzieć, że posłużą one do cudownej przemiany …
    Podobnie kobieta z dzieckiem oddaje Eliaszowi ostatnie resztki swej mąki, choć ma na wyżywieniu małe dziecko ale i tutaj następuje cudowna przemiana – najpierw serca, a potem materii… "

    już kolejny raz nie mogę uniknąć skojarzeń z myślami Mistrza Eckharta:

    "Wszędzie, gdzie człowiek przez posłuszeństwo wychodzi z własnego "ja"" i wyrzeka
    się swego, tam musi wejść Bóg. Gdy bowiem ktoś nie chce niczego dla siebie samego, Bóg
    musi dla niego pragnąć dokładnie tego, czego chce dla siebie."

    pozdrawiam i za te myśli dziękuję,

    Eskulap

     
    Odpowiedz
  4. beszad

    Dwa oblicza ludzkiej “pustki”

    Eskulapie, w zacytowanych przez Ciebie słowach kryje się chyba najgłębsza prawda wiary. Wewnętrzna rzeczywistość człowieka nie znosi pustki. Można to jeszcze uzupełnić o pewną biegunowość sytuacji. Gdy rezygnuję ze swej podmiotowości, wchodząc w przestrzeń rzeczy i zjawisk, moje wnętrze żyje wyłącznie percepcją spraw zewnętrznych – tym samym sprowadzam swoje "ja" do świata zmysłów i materii (żyjąc rosnącym lękiem i nieugaszonym pożądaniem). Gdy zaś rezygnuję ze swego "ja" dla osoby Boga, odnajduję się właśnie w samym Bogu, tak jak to wyżej napisałeś.

     
    Odpowiedz
  5. wykeljol

    Bóg prowadzi

    Adamie!

    Wielkie dzięki za podzielenie się historią Twojego zycia pod kątem Bożych interwencji. Twoja historia jest wręcz "biblijna". W czysty sposób widać Boże prowadzenie – poprzez różne losy życiowe- w tym rozmaite rezygnacje. A finał(dotychczasowy) jest po prostu jak z bajki: jako młodzieniec wypas owiec w Bieszczadach uważałeś za symbol wolności i marzyłes o tym i oto po wielu perypetiach, niezależnie jakby od Twoich starań otrzymałes pracę w Bieszczadach, w której wypas owiec ma znaczenie,choć może  jesteś nie tyle pastuszkiem przed Jezusem, do którego zaprowadziła Cie gwiazda, co mędrcem przed Nim (en block ).

    Zapewne każdy z nas ma epizody w swoim życiu ilustrujące tę prawdę: gdy rezygnujesz ze swego "ja" robisz miejsce dla Boga, który ujawnia się wTobie i zaskakuje Cię tym, co dla Ciebie przygotował już tu, na ziemi. Oczywicie nic TU nie jest idealne i kazde TAK ma swoje cichsze lub głośniejsze "nie". W sposób oczywisty jednak przeszkody i problemy , jesli człowiek nie upiera się przy swoich rowiązaniach, ani nie rozpacza,że jego plany przepadły, ale-choć z bólem może i żalem – przyjmuje to, co ON daje, sprawiają, że przybliżamy się coraz bardziej do Niego, coraz lepiej i wyraźniej odkrywamy Go w sobie.

    Ja jednak nie potrafię w tak zwarty i klarowny sposób jak Tyto zrobiłeś przekazać swojego doświadczenia.Musiałabym mówic chaotycznie, więc ograniczę się do jednego wydarzenia, ale po mojemu -kluczowego.

    Wychowano mnie w domu ateistycznym, nigdy nie byłam w kosciele do 16 roku zycia, a i wtedy nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenie poza rozbawieniem. Niemniej moje zaiteresowania od dziecka, wykształcenie chciane  i lektury pochłaniane z pasją, bez mojego zamiaru i planu gruntownie przygotowały mnie na to, co później sie stało.Gdy,  ku zaskoczeniu wszystkich(całej rodziny) i moim, urodziłam zdrowe i dorodne dziecko(sama byłam ledwie odratowanym wczesniakiem z wagą 1000g, później bardzo chorowitym dzieckiem, a wreszcie równie chorowitą i słabowitą, niewielką kobietką(150cm/45kg) i nikt nie wróżył mi możliwosci zostania mamą) – wzbudziło to we mnie takie radosne zdumienie i takie głębokie dośwadczenie Tajemnicy- że wkrótce potem otworzyły mi się oczy na Istnienie, i osobisty kontakt z Bogiem; wkrótce po urodzeniu drugiego, równie dorodnego dziecka była juz pragnęłam należeć do Jezusa i przyjełam chrzest. To bardzo skrótowe swiadectwo, ale mam nadzieje, że widać ewidentne Boze działanie od poczatku.

    Zarówno w Twoim, jak i moim przypadku trzeba powiedzieć, że historia się nie skończyła. Jak królowie, którzy oddali hołd Bożemu Synowi, powrócili do swoich domów i nie wiemy, co potem się z nimi działo, tak i my- do końca nie wiemy, jakie jeszcze Pan szykuje dla nas niespodzianki. Ty masz jeszcze młodziutkie dzieci, przed Tobą ich dojrzała historia i zmierzenie się z nią, ja mierzę się z tym problemem codziennie od kilku lat; a to tylko jedno z wyzwań.  Myslę, że każdy z nas musi być gotowy, czujny i otwarty zawsze na Boży głos- do samego końca. Od mojego chrztu już było sporo prób, zapadek,klęsk, ale i zwycięstw, a co dalej? Sama jestem bardzo ciekawa Bozych propozycji i proszę GO o otwartość i siłę dla mnie na wszystkie próby, o których wiem(choc w ich trakcie zdarza mi się zapominac o tym), że oczyszczają mnie i zbliżają do Boga.

     

     
    Odpowiedz
  6. beszad

    Świadomość uczestnictwa

    Podałaś tu, Jolu, tylko jeden epizod ze swego życia (licząc każde dziecko z osobna – dwa ważne epizody!) 🙂 ale jakże wiele dla samej matki znaczący! Uczestniczyć świadomie w cudzie przekazania nowego życia to coś, co chyba faktycznie może odwrócić nasz stosunek do całego świata i jego Stwórcy – pod warunkiem, że wyakcentujemy tu słowo "świadomie". Tak wiele rzeczy robimy bez należytej uwagi, że z tego nawyku często przechodzimy nieświadomie obok spraw naprawdę wielkich. Jak głębokie musiało być to Twoje uświadomienie sobie cudu nowego życia, że aż tak wstrząsnęło Twoimi posadami! Nie żadne intelektualne argumenty, nie mozolna ewangelizacja, nie wpływ środowiska, a jedynie czysta świadomość uczestnictwa w czymś ważnym i nieogarnionym… Dziękuję za to świadectwo.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code