Sprzeczności w Misterium Męki Pańskiej

 
 
Rozważanie na VI Niedzielę Wielkiego Postu,rok C2
 

 

Dziękuję mojemu Mężowi za wiele inspiracji do napisania tego tekstu

 

Czytanie Męki Pańskiej w Niedzielę Palmową podzielone jest zazwyczaj na role. Przejmujące sceny, przypominane na początku Wielkiego Tygodnia, powinny skłonić nas do zatrzymania się przy niektórych z nich dłużej. Dla mnie Męka Pańska to ciąg zdarzeń, które z jednej strony ukazują niezwykły splot ludzkich i boskich planów, pragnień, lęków i wyzwań, zaś z drugiej – stanowią wykrzyknik na początku zdania, wyrzut zaraz po wyznaniu miłości i zadziwiające zaproszenie dla każdego z nas. Zaproszenie do zanurzenia się aż po czubek głowy w prawdy nie do pojęcia umysłem, w logikę miłości i miłosierdzia Boga. Miłość utytłaną w błocie, w brudzie ludzkich szyderstw i okrucieństw, jaśniejącą znakiem krzyża. Tym znakiem, który zawiera w sobie symbolikę hańby i zwycięstwa. Sprzeczności i przeciwieństwa zderzają się w opisie Męki Pańskiej nieustannie. Chciałabym skupić się tylko na niektórych z nich. Na tych, które najprawdopodobniej zawsze nam umykają, bo są tylko zasygnalizowane gdzieś na drugim planie drogi krzyżowej. Może teraz warto pochylić się nad nimi dłużej, skupić się na sprawach lekko naszkicowanych, prawie niewidocznych w sekwencji tylu dramatycznych epizodów.

Spróbujmy zajrzeć w głąb dusz niektórych postaci opisanych przez Łukasza i innych ewangelistów. Spróbujmy zamyślić się nad odbiciem losów ich historii zbawienia w naszych prywatnych losach.

Piotr i Judasz na jednym jechali wózku…

Zastanawiające jest, że obydwaj uczniowie Jezusa, którzy byli Mu niezwykle bliscy, postąpili bardzo podobnie. Obydwaj zdradzili swego Mistrza. Ale dla każdego z nich ta historia skończyła się inaczej.

Piotr nie mógł chyba uwierzyć, że Jego ukochany Mesjasz został pojmany, uwięziony, oskarżony przez najwyższych kapłanów i skazany na śmierć. Nie potrafił odważyć się na zaufanie Jezusowi, mimo że wiedział, kim On jest. Jezus ostrzegł go, w zasadzie nawet mu obiecał: trzy razy się mnie wyprzesz. Mimo to Piotr nie zrozumiał niebezpieczeństwa i w kluczowym momencie wyparł się znajomości z Jezusem. Okazał się tchórzem. Scenę w opisie Łukasza kończą słowa: „wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał”. Piotr wcześniej był przygotowywany do tej próby. Jezus nieraz go upominał, tłumaczył mu swoją misję, nawet zabrał go na górę Tabor, by go umocnić na czas Swej męki. Ale Piotr nie dał rady, nie znalazł w sobie odwagi i siły, żeby w momencie próby przyznać się: jestem Jego uczniem, jestem Jego przyjacielem, jestem tym, który stał przy Nim i stać będzie. Nie, Piotr uciekł, schował się, odwrócił od Jezusa.

Judasz również nie rozumiał, na czym polegają słowa Jezusa, wypowiedziane podczas Ostatniej Wieczerzy. Na wzmiankę o zdradzie rozgniewał się, chyba nawet trochę przestraszył. Zagadkowy jest słynny pocałunek Judasza i wszystkie dialogi, jakie prowadzi on z Jezusem (warto porównać opisy we wszystkich Ewangeliach). Mam wrażenie, że oni obydwaj prowadzą jakąś grę. Judasz próbuje nakłonić Jezusa do czegoś, a Jezus do końca próbuje Judaszowi uświadomić, do czego taka gra może zaprowadzić, do jakiej tragedii. Judasz wie, że robi źle, a jednocześnie waha się, nie potrafi podjąć decyzji. Czy zaufać sobie i swoim metodom, aby może sprowokować Mesjasza do jakiegoś konkretnego działania, czy może lepiej zaufać Jezusowi, Jego łagodności i brakowi oporu wobec oskarżycieli, postawie tak niezrozumiałej, że aż nie do przyjęcia?

Czy Judasz wiedział, co robi? Niektórzy badacze Pisma w ewangelicznych opisach Judaszowego postępku dopatrują się cech opętania, skłonności dobrowolnej do współpracy ze złem. Judasz często w potocznej ocenie wiernych jest potępiany i nikt nie zastanawia się nad jakimkolwiek pozytywem tego, co zrobił. Czy gdyby Judasz nie zdradził, Jezusa wydałby ktoś inny? Czy może tak właśnie miało być? A może właśnie postawa Piotra i Judasza pokazują dwa podejścia grzesznika do swojej winy?

Piotr pożałował swej winy, gorzko zapłakał. Potem nadal spotykał się z uczniami aż do momentu spotkania ze Zmartwychwstałym, kiedy to nastąpił przejmujący dialog miłości, poczucia winy i przebaczenia. Piotr, mimo że stchórzył, zdradził i wyparł się Jezusa, potrafił wrócić na drogę nawrócenia. W relacji Jezusa i Piotra widzimy schemat postępowania Boga miłosiernego (oczywiście słowo schemat jest tutaj umowne, Bóg nie podlega wzorom i równaniom typu 2+2=4), ale też wzór postawy, jaką powinien realizować każdy, kto odwraca się od Boga. Grzech nie jest sytuacją nieodwracalną, a sumienie, jakie dał nam Bóg, to doskonały probierz naszych decyzji i wyborów. Piotr na szczęście odczuł żal, który pozwolił mu wrócić do Boga, prosić o przebaczenie, naprawić swój błąd. Zobaczmy, że ten, który zdradził Jezusa, stał się potem pierwszym papieżem. Namiestnikiem Chrystusa na ziemi. Czy ktokolwiek z nas powierzyłby tak odpowiedzialny urząd osobie, która nas zdradziła i zawiodła?

Judasz niestety nie zdołał wrócić na drogę nawrócenia. Odczuwał żal, wyrzuty sumienia, próbował nawet zwracać pieniądze, które otrzymał za wydanie Jezusa. Ale nie było w nim jednej istotnej cechy ucznia Jezusa – zaufania w miłosierdzie. Tak bardzo skupił się na poczuciu winy, że zaślepiła go rozpacz. Kiedyś usłyszałam na kazaniu w kościele takie zdanie: „Gdyby Judasz pobiegł pod krzyż, padł na kolana i zapłakał nad sobą przed umierającym Jezusem, dziś mielibyśmy wiele kościołów pod wezwaniem św. Judasza”.

Judasz uważał swój grzech za tak wielki, że nawet Bóg nie mógłby mu wybaczyć. Wybrał samosąd nad sobą, odrzucił dar życia i dar przebaczenia. Nawet nie próbował spotkać się z Tym, którego wydał, żeby cokolwiek wyjaśnić. W chwili, gdy popełniał samobójstwo, Jezus na krzyżu właśnie obiecywał raj łotrowi, złoczyńcy, którego winy na pewno były o wiele cięższe niż to, co zrobił Judasz. Krzyż prawosławny z poprzeczną belką na wysokości Ukrzyżowanego wciąż przypomina o tym zdarzeniu. Jedna strona belki uniesiona jest lekko w górę – to pamiątka przebaczenia łotrowi niemal w ostatniej chwili jego życia. Drugi koniec belki skierowany jest w dół – to przypomnienie o drugim łotrze, który swoją postawą i brakiem skruchy sam wydał na siebie wyrok wiecznego potępienia. Tak samo stało się z Judaszem.

Dwóch grzeszników i zdrajców, a jakże inne zakończenie ich postępku! Jeden z nich stał się prawą ręką Jezusa, wielkim apostołem, którego życie obfitowało w cuda i niezwykłe charyzmatyczne zdarzenia. Drugi skończył na sznurze, wiedziony żalem i rozpaczą, która odwróciła jego uwagę od Jezusowego posłannictwa miłości i przebaczenia.

Czy nasze postawy czasem nie przypominają tego, co zrobił Piotr i Judasz? Czy i my nie zdradzamy Mistrza, nie wypieramy się chrześcijańskich wartości, woląc wygodne gładkie opinie, poglądy zgodne z większością nierespektującą prawa Boga na ziemi? Ile razy przytakujemy, gdy ktoś mówi o zaletach antykoncepcji, seksu przedmałżeńskiego, rozwodów? Ile razy milczymy (rezolutnie?), gdy mowa jest o aborcji, eutanazji, in vitro czy klonowaniu? A ile razy mówimy: Nie znam Go, kiedy przychodzi niedziela i trzeba iść na mszę, a tu rodzinka zaprasza na imieniny czy okazjonalną wódeczkę? Ile razy zapieramy się w małych i dużych sprawach Jezusa Mesjasza, którego jesteśmy wyznawcami?

Tylko potem, kiedy już sobie uświadomimy, że jednak nasza wina, czy potrafimy gorzko zapłakać tak jak Piotr i pójść za Jezusem z nadziei, że nam wybaczy? Czy może wolimy drogę Judasza, spowiedź raz na kilka lat albo tylko pod koniec życia, albo i wcale, bo po co to komu, skoro i tak mi nikt nie pomoże? Może wolimy katować się swoimi wyrzutami sumienia i zabijać się na raty zaciemnianiem w swoim sercu prawdy o Bożej miłości i miłosierdziu, które nie ma granic?

Ukrzyżuj go, ukrzyżuj!

Tłum wrzeszczący okrutne słowa, rozwścieczeni kapłani i faryzeusze, podburzony lud sprowokowany do publicznego zaparcia się Jezusa – ta scena ukrywa wiele dramatów. Czy w tym tłumie krzyczących stali sami oskarżyciele i podstawieni krzykacze? W tym tłumie stoją też ludzie, których Jezus uzdrowił, których nakarmił rozmnożonym chlebem, do których nieraz przychodził na posiłek czy nocleg. Może nie mają siły przebicia i nie słychać, jak krzyczą coś zupełnie innego? A może nie mają odwagi przerwać tej farsy, boją się aresztowania, wzroku kapłanów, żołnierzy, Piłata? A może po prostu przyszli popatrzeć na widowisko i niewiele ich obchodzi, co się tak naprawdę dzieje. W końcu ten Jezus jest niegroźny, pokrzyczą, pobiją go. Może trochę posiedzi i wypuszczą go. Znów wyjdzie na ulice i będzie jak dawniej. Pewnie przeżyli szok, kiedy po ubiczowaniu zobaczyli Nauczyciela idącego na Golgotę z krzyżem na ramionach.

Ten tłum mnie niepokoi, bo przypomina mi współczesne czasy. Czytam ostatnio o procesach sądowych wymierzonych w ludzi, którzy publicznie i głośno bronią wartości chrześcijańskich. Garstka krzykaczy stawia ich pod pręgierzem „opinii publicznej” i domaga się wyroku. Nie na złoczyńcach, tylko na tych, którzy bronią podstawowych praw i ludzkiej godności. A zebrany wokół tłum – chrześcijan czy też ludzi śledzących wydarzenia społeczne – milczy albo nie ma siły i odwagi czy nie wiem czego, żeby przekrzyczeć kilka donośnych głosów. Wyroki zapadają, a szlachetnym ludziom zostaje przyprawiona „gęba” oszołomów, fanatyków religijnych czy zwyczajnie – durniów i zacofanych kołtunów. W końcu dziś modne jest nie mieć poglądów, zwłaszcza chrześcijańskich.

Kim jestem w tym tłumie? Krzyczę, przytakuję głośno krzyczącym czy też milczę i staram się delikatnie wycofać na tyły, by stamtąd bezpiecznie obserwować bieg zdarzeń? A może jestem tym, kto za chwilę wyląduje na krzyżu i potrzebuję, by ktoś w tłumie obok zebrał się na odwagę i krzyknął coś „pod prąd”?

Tłum jest niebezpieczny, bezosobowy, łatwo się tam ukryć i „zanieistnieć”. Tylko co ja powiem Jezusowi, kiedy spojrzy mi w oczy i zapyta: gdzie byłeś, kiedy Mnie skazywano na śmierć?

Pod krzyżem nie został prawie nikt…

Pamiętam kiedyś na pewnym zlocie młodzieży harcerskiej jedną z ostatnich mszy. Zorganizowaliśmy ją późnym wieczorem, żeby jak najwięcej osób mogło w niej uczestniczyć po zakończeniu wszystkich programowych zajęć. Zależało nam, aby na mszę przyszła kadra, aby mogli odsapnąć, odetchnąć po zlocie, podziękować Bogu za wszystko. Przygotowaliśmy czuwanie, widowisko poetycko-muzyczne, poświęcone Janowi Pawłowi II i potem mszę odprawiał nasz kapelan. Na zlocie było kilka tysięcy ludzi, których obsługiwało kilkudziesięciu instruktorów i ich zespoły. Na nasze zajęcia z wychowania duchowego i religijnego codziennie przychodziły dziesiątki, czasem setki osób. Ale tego wieczoru przy ołtarzu stanęło może z 10 – 15 osób oprócz kadry naszego miejsca programowego.

Zdruzgotani i wykończeni siedzieliśmy w ciszy, czekając na księdza i na rozpoczęcie mszy. Kapłan stanął za ołtarzem, zaśpiewaliśmy piosenkę na wejście, pozdrowił nas jak zwykle. Potem zapadła cisza. Spojrzał na nas ledwo żywych, zmęczonych kilkoma dniami i nocami wytężonej pracy, zasmuconych małą frekwencją wiernych… Zapytał: „I co, martwicie się, że nas tu tak mało?” Oczywiście przytaknęliśmy. I wtedy powiedział coś, co do końca życia mi zapadło w serce: „Nie martwcie się, zawsze tak będzie. Pod krzyżem zostały tylko dwie osoby, pamiętacie? Tylko wybrani mają na to siłę.”

Wstrząsające, prawda? Pod krzyżem została tylko matka Jezusa i najmłodszy z apostołów. A kiedy Jezus chodził po Ziemi Świętej, towarzyszyły Mu tłumy! Gdzie oni wszyscy się podziali? Przecież to nielogiczne, niemożliwe! Czy naprawdę wszyscy stchórzyli? A gdzie Piotr? Gdzie Jakub i Andrzej? Gdzie reszta apostołów? Gdzie ci, których Jezus uzdrowił, uwolnił od demonów? Co oni mogli robić w tej chwili?

Może przy śmierci Jezusa byli też żołnierze, może jakaś garstka faryzeuszy, jakieś osoby żądne krwi albo spragnione jakiegoś znaku. No i dwóch łotrów, ale oni nie bardzo mieli wyjście, musieli tam być. Nie wiemy dokładnie, ile osób było w tym momencie pod krzyżem. Ale wiadomo, że z uczniów Jezusa został tylko Jan, a reszta gdzieś się schowała albo płakała, gryząc dłonie w rozpaczy w swoich domach i nie mogąc uwierzyć w to, co się stało.

Czy to nie jest dziwne? Jezus został sam. W Ogrodzie Oliwnym było to samo: ci, którzy Mu towarzyszyli – zasnęli ze smutku, jak mówi Biblia.

Czy tak postępują uczniowie Boga?

Męka Pańska to splot sprzeczności, które wywołują we mnie nieustanną serię nowych pytań. Jakie pytania zostawiają w Twojej duszy? Czy w ogóle zostawiają?

Czy Ty w ogóle masz odwagę wejść na drogę Męki Pańskiej i znaleźć tam swoje miejsce? Czy masz odwagę przyznać się, że czasem jesteś jak Piotr, czasem jak Judasz, czasem jak milczący w tłumie, a innym razem jak ten uczeń, który nie ma odwagi stać pod krzyżem…?

* Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami…

2007-02-03_jezus_na_krzyzu.jpg

Fotografia pochodzi ze strony:

http://foto.marcol.art.pl/fotografie/2007-02-03_jezus_na_krzyzu.jpg

Rekolekcje Wielkopostne 2010

Rozważania niedzielne

Warto przeczytać:

Benedykt XVI, Orędzie na Wielki Post 2010

Michał Kuźmiński, Michał Olszewski, Przepis na pustynię

Dariusz Kowalczyk SJ, Spowiedź, czyli przekonywanie o grzechu i miłości

Andrzej Miszk, Rozmowa z Przyjacielem, czyli codzienny rachunek sumienia

 

 

Komentarze

  1. jadwiga

    Zastanawiające jest, że

    Zastanawiające jest, że obydwaj uczniowie Jezusa, którzy byli Mu niezwykle bliscy, postąpili bardzo podobnie. Obydwaj zdradzili swego Mistrza.

     Ja mam odczucie ze postapili całkowicie odmiennie. Oczywiście jedyną wspolna rzeczą była zdrada. Piotr był przerazony i zrozpaczony. Pod wpływem ogromnej emocji postąpił tak jak postąpił, obecnie nazwano by to działaniem w afekcie, gdy brak jest kontroli nad emocją. Zapewne w tym przypadku tak było.

    Judasz zas działał na zimno z premedytacją. Doniosł. Za pieniądze.To jest bardzo duza róznica. Róznica jest tez w ocenie Jezusa – o ile na Piotrze buduje Koscioł – to o Judaszu mówi ze lepiej by sie nie narodził.

    Czy Judasz wiedział co robi? Nie wiem, ale działał ZA PRZYZWOLENIEM Jezusa.  "Idz i czyn to co masz czynic" – powiedział Jezus. Czy nasze złe postepowania mozna tłumaczyc ze Jezus nam powiedział ze mozemy tak a tak postapic? Mozna by to tez tak dziwnie  tłumaczyc…

     Judasz niestety nie zdołał wrócić na drogę nawrócenia. Odczuwał żal, wyrzuty sumienia, próbował nawet zwracać pieniądze, które otrzymał za wydanie Jezusa. Ale nie było w nim jednej istotnej cechy ucznia Jezusa – zaufania w miłosierdzie.

     Nie jestesmy w stanie oceniac co działo sie w sercu Judasza.

     Tłum wrzeszczący okrutne słowa, rozwścieczeni kapłani i faryzeusze, podburzony lud sprowokowany do publicznego zaparcia się Jezusa – ta scena ukrywa wiele dramatów.

    Manipulacja tłumu. Ktokolwiek by zareagował inaczej byłby zadeptany i zniszczony. Tak to niestety jest z manipulowanym tłumem.Ze zmanipulowanym  tłumem sie nie wygra. Nigdy.

     Pod krzyżem została tylko matka Jezusa i najmłodszy z apostołów. A kiedy Jezus chodził po Ziemi Świętej, towarzyszyły Mu tłumy! Gdzie oni wszyscy się podziali? Przecież to nielogiczne, niemożliwe! Czy naprawdę wszyscy stchórzyli?

    Czy nieobecnosc pod krzyzem znaczy tchorzostwo? Zupełnie nie rozumiem. Ten kto naprawde czuje i przezywa nie jest w stanie patrzec na meke i cierpienie. Patrzec potrafią tylko ci którzy z luboscia chodzili na egzekucje publiczne aby  ogladac z ciekawosci. Mnie by pod krzyzem napewno nie było. No bo cóz bym mogła zmienic? Chyba tylko doznac szoku i traumy a przeciez chyba nie o to w tym wszystkim chodzi.

    O ile mi wiadomo, to hitlerowcy, naziści zmuszali do obecności przy kazni ukochanej osoby. ( np Kruczkowskiego "Niemcy"). I raczej przez  opinię publiczną – brak takowego uczestnictwa jest całkowicie zrozumiały. Wiec czemu akurat w Kosciele by twierdzono ze brak uczestnictwa apostołow jest czyms nagannym?

     
    Odpowiedz
  2. jorlanda

    Zdrada niejedno ma imię

    Myślę, że najnowsze teksty również zaczepiające temat Judasz i Piotra mogą być komentarzem do Twoich wypowiedzi. Mogę się pod niektórymi zdaniami podpisać.

    Za Kazimierzem zapytam: jaki masz interes w takim postrzeganiu Judasza?

    Zacytuję za Marią: "W tej scenie [Judasz] może wzbudzać litość, gdyż wiemy, jaki będzie jego los. Nie odczuwa wspólnoty, miłości, nagłych impulsów radości. Dlatego założy kiedyś pętlę na szyję. Ale on tego nie wie, zdąży jeszcze skrzywdzić wielu ludzi, nim dopełni się jego los. Zanim jego imię stanie się obelgą."

    Za Andrzejem: jakie jest "jądro ciemności" Twego serca?

    Można nic nie pisać o tym, co w nas porusza Biblia. Można też nieustannie krytykować tych, którzy piszą i coś jednak widzą w Słowie – coś dla siebie i dla innych. Można… też nie reagować za bardzo na krytykę i robić swoje. Co jest zdradą? Co wiernością?

    Piszesz, że nie da się zwyciężyć zmanipulowanego tłumu. Zależy co uważasz za zwycięstwo. Jeśli okiełznaniego – to masz rację. Jeśli masz na myśli wolność do pójścia pod prąd nawet za cenę zadeptania – to jesteś na tym samym tropie co ja… a ja tylko dążę za intuicją, staram się przybliżać świat moich odczuć i odkryć. Mam nadzieję, że Cię zainspiruję do czegoś pozytywnego.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code