Służebne oczekiwanie na Pana

XVIII Wieczór Biblijny w Kasince Małej

Podczas środowego Wieczoru Biblijnego zastanawialiśmy się nad następującym fragmentem Ewangelii:

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy podobni do ludzi oczekujących swego Pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie. A to rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie”. (Łk 12,35-40)

Małgorzata: Jezus porównuje tutaj ludzi do sług, co dla współczesnego człowieka, który chce być wolny i absolutyzuje wolność, może być nawet obraźliwe. Wolność jest obecnie z jednej strony jedną z najważniejszych wartości. Współczesnemu człowiekowi wydaje się, że może zrobić wszystko ze swoim życiem. Z drugiej strony – paradoksalnie – człowiek staje się dyspozycyjny, staje się sługą, nawet niewolnikiem, ale nie sługą Boga, lecz usługodawcą. Jak wiadomo, w gospodarce sektor usług dominuje. Świadcząc różne usługi, ludzie chcą jak najwięcej zarobić, co często wiąże się właśnie z utratą osobistej wolności. Pędząc stale za klientem, starając się mu dogodzić na różne sposoby, usługodawca przestaje być wolny. W pogoni za iluzją wolności ludzie nie chcą dopuścić myśli, że ich życie jest darem i służbą, że są odpowiedzialni za własne życie, że są zależni od dawcy życia, czyli od Boga i przed Nim zdadzą sprawę ze swojej służby.

Zastanawiałam się w tym kontekście, co może oznaczać czuwanie. Myślę, że czuwać znaczy widzieć stale swoje życie we właściwych proporcjach – wobec Boga i jako służbę, a nie tylko coś przeżywanego jako pewien ciąg fizjologicznych czynności. Bóg jest wymagający. Oczekuje ponadprzeciętnego poświęcenia, bo trudno dziś wyobrazić sobie nawet, aby ktoś wymagał od jakiegokolwiek pracownika czy nawet od domowników oczekiwania przez całą noc, pełnej całodobowej dyspozycyjności. Bóg natomiast żąda całości życia i musimy zdawać sobie sprawę, że jesteśmy odpowiedzialni za całe życie. Lecz za naszą wierność i czujność zostaje nam obiecana również nieprawdopodobna nagroda, bo trudno raczej spotkać kogoś mającego zamiar usługiwać swojemu słudze czy pracownikowi.

Chciałabym jeszcze powiedzieć o tym nawiązaniu do złodzieja. Często Bóg wkracza w nasze życie jak złodziej w tym sensie, że czyni to niespodziewanie i w nieodpowiednim dla nas momencie. Wszystko mamy ładnie poukładane, wiemy, czego chcemy, dokąd zmierzamy, a tymczasem Bóg burzy nam ten ład i oczekuje czegoś innego. Okazuje się, że właściwie żaden moment w naszym życiu nie jest odpowiedni do nawrócenia i radykalnej zmiany. Pojawienie się Boga w naszym życiu nie musi wcale oznaczać radości, ale wiąże się z zaniepokojeniem, zakłopotaniem – Bóg jak złodziej wdziera się do naszego domu nieoczekiwany, a może nawet nieproszony.

Andrzej: To bardzo tajemnicza metafora. Wyobraźmy sobie naszego pana, który wybrał się gdzieś na weselną ucztę, a my w nocy mamy oczekiwać, aż wróci. Ciekawe, co oznacza ta weselna uczta. Czym jest weselna uczta Boga? Na pewno jest kulminacją Jego radości i miłości, oddaleniem w dobrej sprawie. Bóg odszedł od nas w dobrym celu, wiemy, że wróci, ale nie wiemy, kiedy wraca. Dlatego czuwamy. To nie jest czuwanie bezprzedmiotowe, lecz oczekiwanie na konkretną osobę, którą znamy, kochamy i która obiecała, że wróci. To jest miłosne czuwanie. To bardzo piękna metafora tęsknoty. Jestem sługą, ale sługą stęsknionym, wypatrującym Boga. Dzięki tej tęsknocie za Panem i Przyjacielem mogę Go widzieć, a przynajmniej starać się dostrzec w każdym człowieku.

W każdym wydarzeniu, w historii mojego życia, w mojej codzienności mogę dostrzegać ślady obecności Pana, który ma wrócić. Czuwanie jest połączone ze służbą. Podoba mi się metafora sługi, bo nie jesteśmy partnerami Boga, ale stworzeniami. Jesteśmy stworzeni do nie byle jakiej służby, lecz do służby miłości Boga, człowieka, zgodnie z naszym osobistym powołaniem. W naszych czasach moment służebny jest rzeczywiście zaniedbany. Służymy często bożkom, mamonie, przyjemności, sławie. Tutaj mamy natomiast obraz służby prawdziwemu Bogu i człowiekowi, w którym Bóg mieszka. Pan wraca i dochodzi do pewnej paradoksalnej sytuacji. Czekaliśmy, aby usłużyć Panu, a to Pan wraca, aby nam usłużyć.

Paradoks miłości polega na tym, że Pan staje się naszym sługą. Pan cieszy się, gdy służy mi jako człowiekowi. Bóg cieszy się, gdy może mnie wesprzeć, pomóc, dodać otuchy. Bóg cieszy się, że może stwarzać człowieka i go zbawiać. Powracający Pan jest nagrodą sługi, czyli mnie jako Jego stworzenia. Interesujący jest również moment ciągłej czujności na służbie. Chodzi o to, aby całe moje życie było nakierowane na Boga, wypełnione tęsknotą za Bogiem, pragnieniem Boga, również obecnego w drugim człowieku. Nie czuwamy przez godzinę czy dwie, przez rok lub dwa, a później już koniec, lecz całe nasze życie ma się stać służebnym czuwaniem.

Zagadkowa jest metafora złodzieja, którą można bardzo różnie interpretować. Spróbowałbym to zinterpretować tak, że sługa czuwa, aby złodziej nie wszedł do domu. Złodziej – zło. Złodziej jest pokusą, złem. Jeżeli przestajemy czuwać, zasypiamy metaforycznie, to wówczas do naszego domu wkrada się zło, grzech, destrukcja, zapomnienie o Bogu, zapomnienie o dobru, brak miłości. Czuwanie ma nie tylko pozytywny wymiar czekania na Boga, ale też przeciwdziała ono pokusom czynienia zła.

Kolejny wymiar, który wydaje mi się istotny, to powrót Boga, Jego obecność. Choć wydarza się w każdej chwili mojego życia, to jednak ma swoją kulminację – ostateczne przyjście Boga w moje życie. czyli moment mojej osobistej śmierci, której nie potrafię przewidzieć, zaplanować i dlatego mam czuwać. Moja śmierć, w której skrystalizuje się moje życie na wieczność – czy będę brał udział w uczcie Pańskiej, czy będę poza nią – jest impulsem do nieustannego czuwania. Druga sprawa, w którą wierzymy, to powtórne i ostateczne przyjście Chrystusa w Trójcy Przenajświętszej – Sąd Ostateczny, który będzie końcem tego świata i początkiem nowej rzeczywistości, Nowego Jeruzalem.

Chciałbym się modlić, abyśmy czuwanie rozbudzali w sobie tęsknotą za Bogiem, cieszeniem się z tego, że Bóg jest miłością, że chce do nas wrócić, że wraca w każdej chwili naszego życia; cieszeniem się, że nawet śmierć nie jest ostatecznością, ale w swym pozytywnym wymiarze jest spotkaniem z Bogiem zawsze wiernym, który wraca, aby nas ocalać.

Wieczory Biblijne w Kasince Małej

Moje blogi na YouTube
 

 

Komentarze

  1. ahasver

    Pochodnia w ręku – zdecydowanie na wolność absolutną.

         Pochodnia w ręku i przepasanie oznaczają gotowość. Sugerują, że gotowym – zdecydowanym, Boskość udziela swej łaski. Zdecydowanie jest przeciwieństwem wyczekiwania. "Oczekiwanie" w powyższej metaforze jest raczej zdecydowaniem. Wyczekują gnuśni, małoduszni. Przepasanie Pana, który obsługuje zdecydowanych, a także sama sytuacja zdecydowania – potwierdzają, że zbawienie jest TU I TERAZ (godzina, której się nie spodziewacie – czegóż spodziewamy się mniej – niż TU I TERAZ? – pomyślcie nad TU I TERAZ – czy to tylko to wszystko, co dookoła siebie widzicie? – No właśnie…), a jego realność jest przeciwieństwem Boga ekstrapolowanego w jakąś fizykalną przyszłość (konstytuowanego, tworzonego przez ludzi).

                                                                  Zbawienie to stan serca.

         Odnośnie intepretacji Magorzaty – hmmm… Wolność należy absolutyzować! Wolność jest albo absolutna, albo jej nie ma. Ten, kto tego nie rozumie, nigdy wolności nie zaznał – i to jest prawda. Nie przeczy to byciu sługą, a w kontekście znaczeniowym bardziej współczesnym – człowiekiem pełnym wyrzeczeń, poświęceń, nieraz wyświęceń… Absolutnie wolnym jest człowiek, który swojego ("przeznaczonego Jemu") głosu absolutnej wolności nasłuchuje i do niej dąży; przecież życie z natury jest ograniczone, a aktem absolutnej wolności jest to, co ponad życie wykracza. Aktem absolutnej wolności jest n p. miłość. Wolność jest ponad wolnością do i od (chyba, że mówimy o wolności do "zbawienia" i od "potępienia"), a przede wszystkim – nie ma niczego wspólnego z dowolnością. Wolność wymaga dyscypliny, "bycia" sługą siebie samego. Jeśli wolność absolutna ma być tożsama – według Was – z Bogiem, to człowiek powinien dążyć do wolności absolutnej jako własnego zbawienia. Pozorem wolności bsolutnej jest wolność totalna. Jeśli mówimy o absolutyzacji wolności, nie powinniśmy używać określenia tego procesu w sensie pejoratywnym, ponieważ wtedy przeczymy samemu pojęciu wolności, które absolutność implikuje jako swój "atrybut". Do opisu negatywnego zjawiska używajmy raczej określenia totalizacji wolności. Wolność jako totalność bowiem jest właśnie dowolnością i – w swoim jej narzucaniu – zaprzeczeniem wolności absolutnej, która udziela się człowiekowi jak opór prądu rzeki, o ile nie występuje ze swoich brzegów. Jeśli wolność absolutna wystąpi z brzegów, wówczas zabija – jak niejeden z bogów nieraz zabijał. Dlatego jedynym, co może zrobić człowiek – to nabierać krzepy w dążeniu do wolności absolutnej. Zbawienie jest jej potwierdzeniem.    

     
    Odpowiedz
  2. awer

    Weredykowe interpretacje.

    Swobodna interpretacja.

     

    Słuchajcie – powiedziałem – idę na imprezę i nie wiem o której wrócę. Idźcie spać. Poszedłem, pobawiłem się, potańczyłem i trochę wypiłem. Nogi mnie bolały gdy szedłem ścianą do domu i jedyne o czym marzyłem to senny restart. Tymczasem zaskoczka – okazało się że cały dom żyje. Że  młodszy brat i siostra czekali aż wrócę. Spać nie mogli. Bali się, że mnie ktoś napadnie gdy będę wracał nocą w gangolu.  Czekali więc. Gdy przyszedłem chcieli zaparzyć herbaty, rozpuścić magnez w mineralce, napuścić wody do wanny i położyć spać. Mnie ciągle w uszach grała muzyka! No nie! Co wy! To ja jestem waszym starszym bratem. Pobawiłem a wy siedzieliście w domu i czekaliście na mnie, teraz siadajcie zrobię herbatę. Głodni jesteście? Opowiem wam jak było na imprezce, a potem pójdziemy spać.

    Zupełnie normalna sytuacja mogło by się wydawać. Tymczasem musimy pamiętać, że Rzym i cała gospodarka tamtych czasów oparta była o niewolnictwo. Sługa – niewolnik nie miał wyboru, musiał czekać na powrót swojego pana. Pan Jezus jest tutaj rewolucjonistą. Mówi o sługach jako ludziach należących z prawa do gospodarza, jednak mówi że prawdziwy Pan to członek i przewodnik rodziny. Mówi że Pana rozpoznamy właśnie po takim zachowaniu. Schodzi on bowiem do pozycji człowieka "zniewolonego". Musi łamać konwenanse i cywilizacyjnie uzasadnione zachowania. Pokazać, że człowiek człowiekowi równy, bez względu na to jaką ma w chwili obecnej społeczną pozycję.  Ty się martwisz o mnie – ja sie martwię o Ciebie. Okazuję Ci serce i wdzięczność. Wierzyłeś we mnie wytrwale, choć nikt ci nie kazał, teraz odpocznij a ja będę Ci sługą.

    Kim jest gospodarz? Czy to nie przypadkiem książę tego świata, książe złudzeń i pomieszanych wartości? Czy złodziejem nie jest Chrystus? Mówi sługom  –  bądźcie gotowi, bo gdy przyjdę by was wykraść, nie będziemy mieli czasu na pakowanie ubrań.

    Próbując przenieść tą swobodną interpretację na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że ja człowiek, jeżeli wierzę w Chrystusa muszę być non stop gotowy, muszę kolekcjonować "moje" błogosławieństwa, bo właśnie je będę mógł ze sobą zabrać. Czy to oznacza, że muszę siedzieć na walizkach? Walizki, ubrania, pieniądze – należą do tego świata. A ja muszę się do tego świata zdystansować. Nie jestem tutaj gospodarzem lecz sługą. Nie usłyszę o nadejściu Syna Człowieczego w telewizji. Nie podadzą tego w internecie. Nikt mnie nie uprzedzi. Musze robić swoje i być gotowym. Po czynach poznacie Chrześcijan po czynach. 

     

     
    Odpowiedz
  3. zibik

    Swoista więź i zażyłość !

    Oczekiwanie na swego Pana – świadome i dobrowolne, cierpliwe i spokojne, zaangażowane i wytrwałe, osobiste i wspólne, pewne i zdecydowane.

    "Jezus powiedział do swoich uczniów", a oni to, co poznali i zrozumieli przekazali innym – nam też !

    Wielce wymowna i pouczająca jest ta swoista więź i zażyłość między Panem Jezusem, a Jego uczniami i sługami.

    Warunkiem doczesnej ludzkiej (człowieczej) szczęśliwości i radości, nie tej udawanej, doraźnej, chwilowej, ale autentycznej, ugruntowanej i trwałej jest postawa służebna stworzenia wobec Stwórcy, także wobec bliźnich. Gotowość i zdolność bycia wiernym, oddanym, uczynnym, posłusznym, pokornym  swemu Panu, oraz pomocnym, potrzebnym i użytecznym bliźnim.

    Zaskakującą nagrodą i gestem Pana, dla wzorowo czuwających sług – istot cielesno-duchowych jest zaproszenie do stołu (wspólnej biesiady) i Jego usługiwanie.

    Zapowiedź ostatecznego przyjścia Pana – Syna Człowieczego jest końcowym wyjaśnieniem zasadności i celowości owej wymaganej czujności i gotowości sług, a wcześniej rozumianej i praktykowanej tradycyjnie (niewolniczo), w tym przypadku opacznie. 

    Ps. Efekt współdziałania człowieka z Panem Bogiem jest zupełnie inny, niż tych co usiłują działać samodzielnie, bez Boga albo razem ze złym duchem.

     

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code