Rewelacja Przeznaczenia

 

Rewelacja Przeznaczenia
– Revelation of Doom.
 
Dzikiej – mojej tajemniczej Koleżance.
 
          Nowy Człowiek; Ktoś taki jak Nad-Człowiek, ale trafniej w kontekście ideałów światła ujęty przez Waszą Edytę Stein jako Nowy Człowiek, ochoczo uderza w najwyższe i w najniższe tony swojego ukochanego życia. Z kakofonii tej radosnej bezmocy – mocy wyłania się Nowe Widmo. Tak odwieczne… Słońce, które woła, Bóg, którego wyzywa – choćby oddalone i niedostępne – nadchodzą wraz z każdym muśnięciem odczuwanym na rozgrzanych policzkach. Chłodny wiatr,  przegryzający spierzchnięte usta niesie ból. W nim również pokonany zostaje milczący absurd przyrody; wszak udało się przewrócić w Nim wszystko; Nowy Człowiek ustosunkowuje się „swojego” (w myśl Nietzscheańskiego zawołania: „Mniejsza o mnie!”) bycia – tu – oto. Relację tą umożliwiła perspektywa osiągnięcia gruntu myśli, do którego – pierwszy raz w swoim życiu! – dociera w swojej niewielkiej Odysei. Nie zwiodła go jednak pozorna stabilność wszelkich obietnic; raczej jakby spojrzała weń Otchłań. Dłonią dzicka zniszczył nieudaną babkę z piasku. Dotarł do początków: Do larwalnego stadium naiwnego realizmu; ot, wiecznie powracające, hermeneutyczne koło interpretacji – wszyscy filozofowie wszak mówili o Jednym…
 
*     *     *     *     *
 
            Symboliczny realizm. Postać Henryego Millera – a może on sam? – staje w obliczu Nietzscheańskiego stimulans przeciwstawionemu Baudellaireowskiemu kwietansu: Życie – Sztuka nie może stanowić uceiczki od cierpienia codzienności. Wyłamując pozorną różnicę pomiędzy kulturą i naturą – wyważa drzwi pomiędzy pięknem i siermiężną szpetotą każdego, szarego dnia. Od tej chwili pięknym, prawdziwym i dobrym jest to, co jest – wprowadzamy ponownie harmonię – burzliwą, pełną napięć harmonię – w Utracony Kosmos. Symboliczny realizm, naiwność nagości: Wyraża bardziej wolę spojrzenia przez zasłonięte powieki swojej ograniczoności na ciepło Słońca, które radośnie wzywa – niż zagłębiania się w wpierw w perspektywy możliwości jego poznania; wskrzesza najwyżej naukę, płynącą wpierw z życia. Nauka jako wyraz Jedni: Impresja czasu, obfitość każdego momentu, drżącego echem Wszechświata. Nauka – jako modlitwa wypływająca wpierw z własnej egzystencji. Przyjmuje Rzecz z uśmiechem dziecięcej naiwności. Jej twórcza czystość stymuluje wysoki smak: Najwspanialej smakuje myśl, na której poszybować mogą własne myśli… Niepokojem duszy, który wzmaga, hoduje smakosza – mentalnego touristas, który podróżuje, ponieważ jest Odyseuszem – i jego Itaką, prawdziwą i wyzbytą z wszelkiego – tym razem Baudillardowskiego – simulacrum – jest sama Odysea. Lot. – Czy ktoś to pojmuje, czy nie: Zakorzenieniem człowieka jest stawanie się i przemijanie. Człowiek przeto nie istnieje: Tylko przebłyskuje przez czasobłysk czasu głębszego. A może to istnienie jest czasobłyskiem; a wówczas wieczność nie istnieje… Nowy Człowiek uśmiecha się w kierunku Słońca, które wzywa. Wskazuje na Boga, którego imię w pysze swej myśli wezwał: nie rozróżnia nadaremności od myśli poważnej: Jego Bóg jest wszędzie. – Słońce świeci niezależnie od tego, co o nim wiemy. Niegdyś Wittgenstein zadał swojemu studentowi pytanie:
         Co zmieniłoby, gdyby to Słońce kręciło się wokół Ziemii?
         No… Rozumiem – uśmiechnął się uczeń. – Rozumiem…
To, co zrozumiał, jest istotą filozofii: drogą, po której stąpamy, zmieniając tylko perspektywę spojrzenia na to samo. Nieistotne staje się dla myśli najwyższej pytanie, jak świat jest: To partykularne pytanie o byt pośród bytów. Tajemnica jest, że świat jest. – Jego bycie…
– Słońce świeci niezależnie od tego, co o nim wiemy. Słońce istnieje.
– Istnieje wszystko: Człowiek / Nad-człowiek / Nowy Człowiek. Wielka narracja zostaje wskrzeszona, zakreślając Nowy Horyzont. Wiedza Radosna nadeszła. Bóg i szatan, demony i anioły, postaci z baśni Braci Grimm, gwiazdy, przyrzekające astrologom prawdę i setki Matek Boskich, rozrzuconych przez Ojca po polskich pagórkach. Wróżki, czarodzieje: Istnieją. Wewnętrzność istnienia jako orzeczonego – wbrew Kantowskiej tezie o nieorzekalności istnienia. Ktoś tego chce, czy nie: Istnienie stanowi transcendens, którego kategorią jest obecność. Transcendens istnienia jest jednak jak najbardziej otwarty i dostępny – wystarczy poznać sposób jego wskrzeszania przez człowieka, spragnionego ucieczki… Cóż bowiem znaczy istnieć (esse)? To znaczy – w przeciwieństwie do bycia (existence) – być obecnym i uobecniać. Tworzyć świat i w nim zamieszkiwać. Ekstrapolować, popełniac błędy ekwiwokacji – wyrażać myślenie życzeniowe, czyli tą formę chcenia, która nie jest czystym, afirmatywnym chceniem, a jedynie zachcianką: chceniem partykularnym. Istnieć to: Być na mocy bycia przejawem głębszej rzeczywistości, u Platona: Ideii, istniejących bardziej niż cienie przejawów. U Henryego Millera rzeczywistość wyalienowana – symboliczna zostaje ona urealniona na tyle, że jego bohater wierzy w realność zła – i nawet w zwycięstwo Ormuzda i w astrologię. Istnieć: Być Kantowskim fenomenem, ukrywającym niedostępny, transcendentny świat Idei: Rzeczy samej w sobie. Boga, Człowieka i Świata. Podmiotu poznającego. (Rzeczą czystą jest substancja. Jako źródło czasu – jest podmiotem). Czystego intelektu. Fenomen jest również symbolem. W semiotyce Ernsta Cassirera i Umberto Eco symbol stanowi realność zapośredniczającą sztucznie oddzielone rzeczywistości. Wszak rzeczywistość jest jedna, albo nie ma jej wcale; wszelkie modyfikacje stanowią jej onto-logiczne modi: "wyrażenia" Jednego. Jest to taki ot: naiwny realizm: Krzyż oznacza chrześcijaństwo, pojednanie , śmierć Jezusa z Nazaretu, a pojęcie El – Boga i ideę Boga – n p. wszystko… Uni-versum, niekoniecznie panteistyczne, wskrzeszające Ducha z przyrody: Jeśli jest to panteizm, to tylko ten, który przebija materię włócznią mistycznego światła i składa z niej ofiarę jej samej. Życiu
          Fenomen jest czymś postrzeżonym. Postrzeżenie jest tylko świadome, rozumowe. W innym przypadku zjawisko umyka niczym Chrześcijanin lwiej paszczy, jak zając przed orlimi szponami. Ja i Ty – zjawiamy się i znikamy. Przebłyskujemy. Jest burza. Zachodzi zjawisko ekstazy przy przebywaniu wobec dzieła sztuki – empatia wobec twórcy. Eks-taza jako eks-centryczne, pozbawione odniesienia do samego siebie – własnej centryczności – przekroczenie pozoru siebie w kierunku – równie pozornie innego – Świata. Świata Artysty – Boga, którego nasz świat stanowi tylko jedną z multum ograniczonych modyfikacji. Zgłębienie świata, który on też widzi. Widzenie: przekraczanie siebie. Zachodzi również instaza przy kontemplacji w kadzidlanym zaciszu świątyni – kiedy modlicie się do Waszego Boga, albo instaza co wrażliwszej duszy w cieniu tajemnego wzgórza, na świętych ścieżkach lasu. Instaza przy spojrzeniu na rozświetlone niebo. Instaza przy erotycznym akcie: zarazem przecież ekstaza, bezinteresowne wy-kroczenie w kierunku drugiego ciała i przeniknięcie intencją miłości jego tzw. duszy. Instaza i ekstaza łączą się we wzajemnym sprzężeniu; właściwie stanowią sztucznie rozdzielony Jedno. Odsłaniają wyrywającej się w nicość transcendencji i zgłębiającej Otchłań immanencji prawdę, że jest tylko – głębsze niż myślimy – Tu i Teraz; Duch powierzchni. Jesteśmy fenomenami. Fenomen jest ograniczony w czasie. Jego bycie to bycie – tu – oto, według Heideggera. A więc głębsza jest czasowa płaszczyzna, na której ograniczenie to się wspiera, konstytuując w świadomości linearny czas, relację przeszłości – teraźniejszości – przyszłości. Tą głębszą rzeczywistością jest dla Kanta – noumen, dla Heideggera – Bycie, ponieważ noumen to wyidealizowana substancja, która – jako źródło bytu – powinna raczej być nicością. Noumen i Bycie. Bycie: transcendens. Bycie: Życie: Przynajmniej według Michela Henryego. – Taka ot, mistyka codzienności – trochę jak u Waszej Edyty Stein.  
 
Zbawienie – w kontekście wieczności źródłowego czasu, odciskającego swe piętno – jedyne możliwe piętno – zachodzi w realności codziennego Tu i Teraz…
 
*     *     *     *     *
 
         Zbawienie jako ów Nietzscheański stan serca
– Zachodzi ciągle – jest zamkniętym w egzystencji continuum. Przejawia się tylko we mnie – i w Tobie. Twarz stanowi jego epifanię: Przebłyśnięcie ograniczone w czasie, ale istotą swą nieograniczone do mnie, choć wraz ze mną znikające. Zbawienie: Wpatruję się w kałużę, jakby pragnąc dopatrzyć się pierwszych symptomów wiosny, rozchodzących się w okręgach powstałych po spadającej kropli deszczu. Nagie jeszcze drzewo, którego odbicie spełza z powrotem pod taflę lodu. Ciepło serca gasi u Millera nieustanne spojrzenie na życie jako na Golgotę; Życie wyraża Schelerowskią i Plessnerowską miarę siebie jako cierpienia – a u Michela Henryego, z fenomenologicznej perspektywy – stanowi ten rodzaj oporności, który – jako cierpienie – ostatecznie sprowadza się do samoroszkowania się soba życia: Czyż cokolwiek przypomina bardziej Nietzscheańską Wolę Mocy?! Życie: Przepiękne cierpienie. W innym przypadku powinno być życie pozbawione myślenia niskiego szczebla, narodowego i religijnego obskurantyzmu, wyzyskujących człowieka form kapitalizmu i monopolistycznych korporacji, a powinno ustanawiać koincydencję myśli powstających w głowach ludzi światłych, to znaczy – chcących uczyć się tańca życia i rozkoszować najzwyczajniej w świecie pięknem gwiazd, zmysłową rozkoszą sztuki i kunsztem techniki. Powinniśmy wędrować sobie spokojnie po górach, pośród pachnących lasów, o świcie, przy pohukiwaniu Sów, tych wspaniałych Duchów… Takie powinno być życie – i ekstrapolację takiego myślenia życzeniowego, wyzbytego radości w podnoszeniu wezwania surowości życia wyrażają ludzkie, arcyludzkie wyobrażenia Boga, Niebios, Zbawienia. Cała spiskowa teoria zbawczości… – Takie "powinno" być życie: Czyż nie widzicie, że jest to tylko odwrócenie naszej własnej powinności wobec Życia? Życie odwrócone ponownie, do swojego pierwotnego stadium: W takie życie Nowy Człowiek wierzy – nie oddalając go w zaświaty: Szara rzeczywistość istnieje. Ale kiedy zostaje przemagana, przemocą dopowiedzenia w jego tekście tego, co istotne i anonsujące Jedno, wschodzi jako światło z Otchłani – i choć zostaje surowym wrogiem, tym bardziej otwiera się jako Wielki Przyjaciel: Na tym polega afirmatywność Woli Mocy.
 
*     *     *     *     *
 
           Wierzyć – i to bardzo! – w Wolę Mocy. – Czym jest tak wiara? Tym, czym wiara: Niczym. Osiągnięciem katarhicznego doznania jedności z Życiem. Nachyleniem się u źródeł czasu, którego epifanię stanowi każda kropla spadająca do kałuży. Jej plusk. Ten Twój Plusk, Dzika. Źródłem jego czasu jest Tu i Teraz, a nie to, że powstało i przeminęło, nadchodząc niejako z przyszłości. Źródłem czasu jest Tu i Teraz; nie jednak jako wyalienowany na linii czasu punkt obecności, zwany tylko "tu i teraz"; chodzi o Tu i Teraz, wyrywające się substancjalnej czasowości, w której nieuchwytna teraźniejszość wypływa niejako z nieistniejącej przestrzeni przyszłości do umarłej już przeszłości. Egzystować – znaczy uczasawiać teraźniejszość jako byłą przyszłość… Spoglądać w plusk kropli kałuży z przyszłości jej nieistnienia jako na to, czym już była: Oto znaczy być! – Być w rzeczy-wistości, w pełnej widzialności rzeczy jako takim, jakimi są właśnie przez to, że mogą być ograniczonymi fenomenami – przemijaniem. Przebłyskiem. Odbiciem – ale i tym, co odbijane: Boskość człowieka. Jego pełnia. W rzeczywistości: W zdarzeniu i jego odbiciu.
          Zdarzenie i odbicie: to sztuka, w którą wierzy Nowy Człowiek. Wierzyć znaczy: Być właściwie. W całości, łącznie z całością zasłonięcia swoją ograniczonością – to znaczy z istnieniem – obecnością od początku do końca i korzeniami tego przemijania w początku i końcu, które – jako źródła czasu – czasem nie są… Wierzyć, znaczy: Żyć rozumnie, w pełni, przewidywalnie. W otwartości na wyzwania. Nie podejmie tego pozornego banału ten, który otwartość rozumie jako wolność. Otwarty jest otwarty na otwieranie się samej wolności, która istnieje. Otwarty w „swoim” chceniu jest tożsamy z tym, co tak chciane, ale uczestniczenie w chcianym jest pełne tylko wtedy, kiedy chciane samo się udziela. Wolność: Bez pretensji do jej zawłaszczenia, a przez to – ograniczenia i redukcji. Wolność jest absolutna, a przez to – nie przynosi żadnych wymiernych korzyści, znanych z potocznego chcenia jako zagadywania siebie gadaniną urojonego ego.
 
*     *     *     *     *
 
Prawda jest taka, ze jako ludzie – jesteśmy bardzo ograniczeni. W czasie obecnym tu i teraz. Ale jako Bogowie – jako Bóg – jesteśmy już w Tu i Teraz całkowicie pełnym, ponieważ będącym Tam; dotykającym nicości. Dopiero wejrzenie w Otchłań uświadamia nas o życiu Tu i Teraz, z całą swą mistyczną realnością, o której pisała choćby Wasza patronka Edyta Stein: To jest. Tu – i teraz. Jesteśmy na nie – chcąc nie chcąc – skazani. Ale pokonujemy Absurd tego skazania, odnosząc to, co Tu, do Tam. Tu – Tam jest zarazem Teraz, ponieważ przyszłość to nicość – nasza śmierć. Przeszłość nas z kolei po prostu nie dotyczy – już jej nie ma. Wypływamy jak Jutrzenka: Z tej właściwej przyszłości, która orzeka o tym, czym już byliśmy i tak oto uczasawia się jako pełnia bycia w Tu i Teraz. Pozostaje więc tylko być – ku – śmierci. Czy oznacza to – biernie wyczekiwać? Nie! – Wyczekują ludzie, którzy w powszechnej gadaninie „Się”, obgadują ludzi i ich głupawe – jak ich samych, jak każdego z nas – losy. Wierzą w doniosłość pojedynczego życia – choćby własnej lichości… Zasłaniają rzeczywistość, która – wystarczy nauczyć się skupienia! – wypełnia promieniem afirmacji, stanu serca Tu i Teraz. Oto Wiedza Radosna – rewelacja zbawienia: Bóg, który umarł, był Bogiem śmierci, czasowo aktualnym – i dostępnym – tylko dla umarłych. Bóg, który umarł – jest Bogiem Umarłym. Nie możnna dokonać na nim aktu wskrzeszenia, ponieważ każdy akt musi przypominać swą opornością rozkosz przy przegryzaniu jabłka – możliwość utraty życia przez wiedze o nim: Konieczność tego wspaniałego napięcia. Życie jako tragedia, Życie jako Bóg. Życie – jako sztuka.
 
 
Paul Cezanne, Jabłka, brzoskwinki, gruszki i winogrona, 1879 – 1880.
 
– Obraz ten jest prosty: Lekki i zawierajacy wysokie gatunkowo nasycenie barwą, ciekawą chęć artysycznej materializacji, urealnienia – afirmatywnego potwierdzenia – zapryzmatowania samym sobą rzeczywistości. Sztuka wyraża jednak całkowicie realność: Stanowi nie tyle jej przetworzenie, ów kwietans (właściwie: kwietyw), w którym rozsiaść możemy się, odpływając od ciemiężącej powszedniości, ale właśnie stimulans – odbicie rzeczywistości, ale takie, w którym przegląda się ona sama. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code