Pozostaw wolność Przyjacielowi

Rozważanie na XXV Niedzielę Zwykłą, rok A1
 
 

                                         Bo myśli moje nie są myślami waszymi

                                         ani wasze drogi  moimi drogami –

                                         mówi Pan.

                                         Iz 55, 8

„Przyjacielu” – mówi do Ciebie gospodarz z dzisiejszej przypowieści, mówi do Ciebie sam Bóg, chociaż doskonale wie, jak chętnie krytykujesz Jego decyzje, jak mało cenisz sobie otrzymane od Niego dobro, jak bardzo chciałbyś uporządkować świat według własnego pojęcia sprawiedliwości. „Przyjacielu” – to nie jest puste słowo, którym ktoś chciałby Cię ugłaskać, kupić, załagodzić Twój gniew. Czy Bóg potrzebowałby mizdrzyć się do Ciebie i zabiegać o Twoją sympatię jak podrzędny sprzedawca gadżetów?

Jeżeli więc słyszysz, że Bóg mówi do Ciebie, „przyjacielu”, to jest rzeczywiście poważna sprawa. To zobowiązuje. No i powiedzmy sobie szczerze: zasłużyłeś sobie na takie miano. Jesteś robotnikiem pierwszej godziny. Nieprzypadkowo znalazłeś się wśród tych, którzy już na samym początku zostali najęci do pracy w winnicy. Nie przeoczyłeś nadejścia gospodarza, nie kryłeś się gdzieś po kątach, lecz gdy gospodarz przyszedł na rynek, dumnie stanąłeś w pierwszym szeregu, bo przecież wystarczy na Ciebie popatrzeć, żeby nie mieć ani cienia wątpliwości, jak świetnym jesteś fachowcem. Później znosiłeś ciężar dnia i spiekoty, nie oszczędzałeś się ani trochę, dawałeś z siebie wszystko. Nikt rozsądny i uczciwy nie mógłby temu zaprzeczyć.

Namęczyłeś się okrutnie, a gdy wreszcie przyszła chwila wytchnienia, nie możesz nawet przyzwoicie odpocząć. Rozglądasz się wokoło, porównujesz się z innymi i co widzisz? Czarną, bezdenną niesprawiedliwość! Nieudacznicy, lenie, oszuści – to najdelikatniejsze określenia, jakie przychodzą Ci teraz do głowy, gdy widzisz, że Bóg nie tylko nie karze innych za ich opieszałość, ale wręcz nagradza ich tak samo jak Ciebie, rzetelnego, solidnego, przyzwoitego człowieka, który przybywa w porę i całe swoje życie oddaje dobrej, właściwej sprawie.

Z goryczą pytasz teraz samego siebie, czy warto było tak się poświęcać i co Ty z tego właściwie masz. Twoja próba dokonania życiowego bilansu jest sama w sobie jak najbardziej słuszna i pożyteczna. Spróbuj jednak spojrzeć na swoją sytuację trochę chłodniejszym wzrokiem. Zacznijmy od tego, czego się właściwie spodziewałeś. Tak bardzo lubisz powtarzać: „chcę pracować ku większej chwale Bożej”, „moim celem jest dobro innych”, „żyję po Bożemu, aby zasłużyć na ludzki szacunek” itp. Widzisz przecież, że twoje starania przynoszą Bogu chwałę, a ludziom pożytek. Właśnie takie pilne osoby jak Ty zapewniają materialną trwałość wszystkim instytucjom, wypracowują i gromadzą społeczne bogactwo. Hmmm… Więc o co jeszcze chodzi?

„Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę?” – pyta Pan. A Ty mimo wszystko zgrzytasz zębami i wciąż uważasz, że coś jest tutaj nie w porządku. Masz swoje zdanie na temat sprawiedliwości. Uważasz, że po zatrudnieniu pracowników ostatniej godziny Pan powinien renegocjować z Tobą umowę tak, aby odpowiadała Twoim oczekiwaniom i poglądom. Albo niechby przynajmniej zrobił to jakoś po cichu, wypłacając najpierw Tobie i odsyłając Cię do domu, a później przywołując tamtych, bo czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal… Tymczasem wszystko odbyło się jawnie i zgodnie z prawem, nic nie zostało przed Tobą zatajone ani podstępnie zakamuflowane i tylko Ty odczuwasz niesmak, bo chciałbyś, aby jednak sprawy potoczyły się trochę inaczej.

Załóżmy jednak, że Pan postąpiłby, jak sobie tego życzysz: dałby Ci dwa albo trzy denary albo tych, którzy przyszli ostatni, odesłałby bez zapłaty, albo ukryłby przed Tobą swoją decyzję, aby Cię nie rozdrażniać. Tak, wtedy byłbyś na pewno usatysfakcjonowany. Miałbyś pewność, że Ty dyktujesz warunki i Pan musi się z Tobą liczyć. Sam wiesz, że nie chodzi Ci o głupiego denara i nie on jest tutaj najważniejszy. Chodzi Ci o władzę i czujesz się pokrzywdzony, ponieważ sytuacja wymknęła Ci się spod kontroli. To nie Ty zadecydowałeś. Pan rozporządził swoim darem, nie licząc się z Twoim zdaniem.

„Panie, Panie” – powiadasz. Cieszysz się, że Pan zalicza Cię do swoich przyjaciół, sam nazywasz Jezusa Przyjacielem… Tylko dlaczego tylu innych, o których nie masz najlepszego zdania, także rości sobie prawo do przyjaźni z Bogiem? Dlaczego Bóg kocha wszystkich bez wyboru, bez ograniczeń, a zwłaszcza bez konsultowania się z Twoją opinią?

Ponieważ jesteś taki solidny, zaradny, dobrze ustawiony w społeczeństwie, ludzie muszą się z Tobą liczyć. Przyjaciółmi nazywasz tych, którzy pomagają Ci w różnych trudnych sytuacjach i są na każde Twoje zawołanie. Ale czy Ciebie w ogóle interesują ich prawdziwe potrzeby, ich sposób myślenia, ich radości czy obawy? Jeżeli zwierzają Ci się ze swoich problemów, to zawsze dokładnie wiesz, co zrobiłbyś na ich miejscu. Przyznaj się: nie wierzysz, że samodzielnie mogliby podjąć jakąś rozsądną decyzję!

Czym różni się Twoja przyjaźń z Bogiem od zwykłych codziennych przyjaźni? Otóż uważasz, że Bóg może więcej niż urzędnik w gminie, a nawet w ministerstwie, więcej niż wpływowy polityk czy znany dziennikarz. Jesteś pewien, że Bóg może niewyobrażalnie wiele i dlatego szczególnie warto z Nim trzymać. Pod warunkiem oczywiście, że będzie grał z Tobą fair, to znaczy postąpi zgodnie z Twoimi oczekiwaniami. W przeciwnym razie poczujesz się skrzywdzony i obrażony.

„Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” – pyta Pan. A Tobie trochę jednak wstyd, zwłaszcza z powodu tego złego oka. I słusznie. Przyzwyczaiwszy się do panowania nad otaczającymi Cię ludźmi, do kierowania nimi, pragniesz również ograniczyć wolność swojemu Bogu. W dzisiejszej przypowieści o gospodarzu winnicy Bóg upomina się u Ciebie o tę wolność, zasłużony robotniku pierwszej godziny. Spróbuj Mu ją pozostawiać!

jc_wyplata.jpg

Rozważania Niedzielne

 

Komentarz

  1. jadwiga

    no nie, nieprawda

    iałbyś pewność, że Ty dyktujesz warunki i Pan musi się z Tobą liczyć. Sam wiesz, że nie chodzi Ci o głupiego denara i nie on jest tutaj najważniejszy. Chodzi Ci o władzę i czujesz się pokrzywdzony, ponieważ sytuacja wymknęła Ci się spod kontroli. To nie Ty zadecydowałeś. Pan rozporządził swoim darem, nie licząc się z Twoim zdaniem. 

    Nie zgodzę sie z tym. Nie chodzi o władzę, ale o "jaka praca taka płaca". Oczywiście Pan może rozporzadzac swoim wedle własnej woli. Tyle, że w tej sytuacji ludzie podzieleni są na lepszych i gorszych. I w tym tkwi problem, nie w sytuacji, ze Pan może dowolnie rozporzadzać swoim.

    Sytuacja byłaby diametralnie inna gdyby taka sama płacę za mniejszą lżejszą  pracę otrzymali chorzy – inwalidzi – itp.

     
    Odpowiedz

Skomentuj jadwiga Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code