Piąty Wieczór Biblijny

W ubiegłym tygodniu zamieściliśmy na krótko zapis czwartego Wieczoru Biblijnego. Niektórzy Czytelnicy mieli nawet okazję zapoznać się z tym tekstem. Po długiej dyskusji i namyśle zdecydowaliśmy się jednak, aby nie publikować go, gdyż zawierał zbyt osobiste elementy. Doszliśmy też do wniosku, że dzieląc się Słowem Bożym, nie możemy narzucać sobie z góry jakichkolwiek ograniczeń, ale niektóre treści zachowamy również w przyszłości wyłącznie dla siebie. Mam nadzieję, że nasi Czytelnicy zrozumieją to i uszanują.

Poniżej znajduje się fragment Ewangelii, do którego odwoływaliśmy się podczas piątego Wieczoru Biblijnego, a także nasze wypowiedzi.

Po odejściu wysłanników Jana Chrzciciela Jezus powiedział do tłumów: Z kim więc mam porównać ludzi tego pokolenia? Do kogo są podobni? Podobni są do dzieci, które przebywają na rynku i głośno przymawiają jedne drugim: Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie płakali. Przyszedł bowiem Jan Chrzciciel: nie jadł chleba i nie pił wina; a wy mówicie: Zły duch go opętał. Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije; a wy mówicie: Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników. A jednak wszystkie dzieci mądrości przyznały jej słuszność. (Łk 7, 31 – 35)

Małgorzata: Zacznę od obrazu pokolenia Jana Chrzciciela i Jezusa jako tłumu dzieci przebywających na rynku i przekrzykujących się. To przypomina dzisiejsze czasy: z jednej strony wiele ważnych rzeczy, których nie dostrzegamy, a z drugiej – targowisko próżności. Ale nie chciałabym o tym mówić, bo jest to temat dość wyeksploatowany i bardziej publicystyczny. Chcę powiedzieć, czym dla mnie osobiście jest takie targowisko próżności, jaki to jest dla mnie problem, gdy mam znaleźć i właściwie ocenić idee czy duchowe drogowskazy, za którymi powinnam iść. Wokół mnie krąży mnóstwo ludzi, którzy pod moim adresem, pod adresem mojego postępowania wygłaszają różne, zupełnie sprzeczne komunikaty. Można powiedzieć, że przekrzykują się w chęci krytykowania czy pochwalania tego, co robię. Ogromnie trudno w tym wszystkim znaleźć ciszę, moment na zastanowienie, co jest naprawdę ważne, gdzie jest Jezus, czego Jezus oczekuje ode mnie, kim jest Jezus. Do tych sprzecznych czasami komunikatów, dążeń, oczekiwań dochodzą własne potrzeby, upodobania, które też ciągną w jakimś kierunku. Trudno więc znaleźć drogowskazy, co jest wartościowe, a co należy odrzucić. A tu jeszcze należałoby umotywować swój wybór, nie tylko kierując się tym, kto głośniej krzyczy albo przedstawia ładniejszy obraz.

Na pewno chciałabym być „dzieckiem mądrości” i taką drogą iść, ale wiem, że to jest bardzo trudne. Dziś czuję się raczej w ogromnym zgiełku, w którym trudno mi znaleźć coś dla siebie ważnego.

Druga sprawa dotyczy tego, jak ludzie określali Jana Chrzciciela i Jezusa – jednego jako opętanego, a drugiego jako żarłoka i pijaka. Jak ja widzę Jezusa? Mam tendencję, aby widzieć świąteczny, niezwykły obraz Boga albo piękną filozoficzną konstrukcję, n atomiast bardzo mi trudno zaakceptować Boga codziennego, który jest zawsze obecny i przejawia się w różnych codziennych znakach.

Andrzej: Przypomnę kontekst tych słów Jezusa. Jan Chrzciciel, będąc w więzieniu, wysyła swoich uczniów z pytaniem do Jezusa, czy On jest Mesjaszem. Sam Jan Chrzciciel nie jest pewny, kim jest Jezus, bo miał inną wizję Mesjasza. Jezus nie dziwi się i nie kpi z Jana Chrzciciela, a wręcz mówi o nim, że jest to największy, który zrodził się z niewiasty, największy z proroków. Jezus mówi: powiedzcie mu o tym, co ja robię, że niewidomi odzyskują wzrok, biedni są nasyceni, chorzy są zdrowi, a więźniom głosi się dobrą nowinę. Samo to świadectwo powinno Janowi wystarczyć, aby nie trzymał się drugo-, trzeciorzędnych faktów. Natomiast niewątpliwie jest tu atak, szydercza krytyka Jezusa, dotyczące powierzchowności człowieka. Widać tu gniew, irytację, ludzką naturę Jezusa bardzo wyraźnie.

Mówi Jezus: „Z kim więc mam porównać ludzi tego pokolenia?” Można powiedzieć: ludzi każdego pokolenia. Wiemy, jak wielokrotnie Jezus mówił o tej powierzchowności: słuchają, a nie słyszą, patrzą, a nie widzą, niewiele jest gleby żyznej, a dużo powierzchownej, skalistej, płytkiej itp. Tutaj mamy porównanie do dzieci i nie jak zwykle w sensie pozytywnym, lecz negatywnym.

„Podobni są do dzieci, które przebywają na rynku i głośno przymawiają jedne drugim: Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie płakali”. Człowiek powierzchowny to jest człowiek emocjonalny, który nie żyje na głębi swojego życia duchowego. I te emocje są takie: coś się dzieje, płaczą, to ja też powinienem płakać; tam się śmieją, to ja powinienem się śmiać albo ja się śmieję, to inni powinni się śmiać. Człowiek powierzchowny szuka emocjonalnej wspólnoty z innymi. Emocje są przyjemne lub nieprzyjemne i dopiero wkomponowane w jakiś etyczny, duchowy akt człowieka nabierają duchowego znaczenia. Człowiek emocjonalny szuka podobieństwa emocjonalnego. Jan Chrzciciel, choć był kontynuatorem tradycji żydowskiej ascezy prorockiej wielu nie spodobał się, bo nie odpowiadał ich emocjom i wyobrażeniom, bo jeżeli ktoś nie je, nie pije, uprawia ascezę, to ja też muszę uprawiać ascezę, a ponieważ nie chcę jej uprawiać, no to powiem: zły duch go opętał, czyli on robi coś złego.

Potem przychodzi Syn Człowieczy. Je i pije. Tu akurat człowiek emocjonalny wyobraża sobie, że Jezus ma uprawiać ascezę, „bo mnie się zdarza ją czasami uprawiać”. A On jej w ogóle nie przestrzega, nonszalancko bierze udział co dwa dni w jakiejś uczcie. Jakieś zabawy, jakieś wesela… To jest w ogóle nie do pomyślenia. A może mnie w ogóle na to nie stać, gdy Jego najbogatsi ludzie zapraszają. Tu może pojawia się element zazdrości, że On sobie je i pije, a ja muszę ciężko pracować, albo też chciałbym być zapraszany tak często jak Jezus, a nie jestem. Tu jest znowu emocja, która nie pozwala zobaczyć tego, co najważniejsze w Jezusie – Jego boskości, doskonałości, miłości, współczucia, świętości.

I to jest ważny uniwersalny obraz. Myślę, że taki też jest człowiek współczesny. Może bardziej niż kiedyś oderwany od jakiegoś duchowego centrum, niemodlący się, bez kontaktu ze sobą, powierzchowny, targany różnymi pokusami, nierozpoznający jasno dobrych, wielkich rzeczy.

Taki jest człowiek masowy, o którym pisze Ortega y Gasset. Okazuje się, że Jezus 2000 lat temu irytował się na swoich rodaków, jak Ortega y Gasset na początku XX wieku irytował się na człowieka masowego, który żyje emocjami i nie ma oparcia w duchu.

Oczywiście, mnie też to dotyka, bo ja też jestem człowiekiem tego pokolenia, też irytuję się sobą i innymi, którzy są tacy zmienni. Na ludziach, którzy żyją emocjami, którzy są powierzchowni, nie można niczego budować. Nie można budować Kościoła, Fundacji, przyjaźni, Polski, Europy, świata. Z takimi ludźmi nie ma o czym rozmawiać, bo ich słowa nie mają większej wartości, zwłaszcza, gdy mówią o wartościach. Tacy ludzie mogą sobie jakoś radzić społeczne, zawodowo i rodzinnie, ale na dość niskim poziomie, i nigdy nie potrafią budować pozytywnie jakiegoś szerszego ładu aksjologicznego.

Jakieś przypadkowe impulsy, fobie, klisze powiązane równie przypadkowo z jakimiś opiniami, ideami, myślami, tak właśnie jak podpowiadają aktualne emocje, czy utrwalone ideologiczne schematy: rodzaj “zamrożonych” trwalszych emocji. Nie chcę być taki. Chcę wspierać osoby – samokrytyczne, z jakimś potencjałem i pragnieniami- aby stawały się ludźmi duchowymi, czyli takimi, którzy potrafią dobrze rozeznawać, widzą dobro i zło, prawdę i kłamstwo, nie są zmienni, a wytrwali. Z mojego wieloletniego doświadczenia wynika, że jest to zdecydowana mniejszość. Natomiast, tę większość, która nie jest w stanie trwale uporządkować emocji wedle jakiś zasad duchowych, moralnych i intelektualnych, można i trzeba wspierać przykładem, modlitwą, działaniami pomocowymi w rzadkich momentach przebłysków indywidualnego czy zbiorowego duchowego przebudzenia.

Tych, których wedle św. Ignacego można nazwać ludźmi Fundamentu, czyli zdolnymi do uporządkowania swych emocji na gruncie rozumu oświeconego wiarą można też nazwać Jezusowymi „dziećmi mądrości”. Jezus tego pojęcia nie rozwija, ale na pewno jest to odwołanie się do starotestamentowych ksiąg mądrości, która byłą imieniem Logosu, Boga, Jego zwiastunką, Nim samym. Taki jest też Pawłowy człowiek duchowy. Ktoś żyjący mądrością żyje Ewangelią i Bogiem, modlitwą, pewną ascezą, widzi rzeczy, jakimi są, ma uporządkowane emocje, nie ulega opiniom innych.

Aby taka mądrość, chrześcijańska mądrość Krzyża była w nas, trzeba tą mądrością żyć, tzn. żyć Ewangelią, medytacją Słowa Bożego, Eucharystią i innymi sakramentami, niemą kontemplacją Boga. Tym się trzeba karmić, aby stawać się dzieckiem mądrości, aby upodabniać się do tej Mądrości i ostatecznie do Boga Trójjedynego. I wówczas, gdy stajemy się podobni Bogu, przestajemy być zemocjonalizowanym człowiekiem tłumu, człowiekiem masowym Gasseta, tylko uczestniczymy w Bożym spojrzeniu na sprawy, jesteśmy w stanie rozpoznać Boga i przejawy boskości, świętości pod powierzchownymi drugo- i trzeciorzędnymi sprawami. Bo prorok może być ascetą jak Jan, a przychodzi Syn Boży i okazuje się, że lubi ucztować, jest swobodniejszy, ma więcej ludzkich przejawów, dzięki czemu może być przyjacielem każdego człowieka, który zwykle nie jest ascetą.

Chciałbym się modlić, abyśmy w swoim życiu budowali duchowego człowieka, który żyje mądrością Krzyża Jezusowego, abyśmy byli krytyczni wobec tego, co w nas jest człowiekiem masowym, emocjonalnym, powierzchownym, abyśmy innym pomagali stawać się dziećmi mądrości.

Wieczory Biblijne w Domu “Tezeusza” w Kasince Małej

Andrzej Miszk – Pozostałe blogi i teksty

Blogi na wideo w YouTube

 

Komentarz

  1. Kazimierz

    No, podjęliście

    No, podjęliście nisamowicie skomplikowany tekst, przyznam szczerze, że nie czytałem jeszcze na ten temat jakiś głębszych przemysleń, ani też jeszcze nie zwiastowałem z tego fragmentu. Chwała Bogu za Was!

    KJ

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code