Pan potrzebuje ciebie i mnie

Adwent2009r.jpg

 
 
Poniedziałek II tygodnia Okresu Adwentu, rok C
 
Dzisiejsze czytania

Dzisiejsze teksty Słowa Bożego dają nam obraz Tego, który miał przyjść i Tego, który przyszedł – Boga Zbawcy. Jeshua – Bóg zbawia, wybawia, uwalnia.

Izajasz widzi spieczoną ziemię, pustynie, która jest przerażająca, kiedy oczekuje nawodnienia. Gdyby nie nastawały pory deszczowe, to każde życie zniknęłoby z pustyni. Człowiek sparaliżowany z Ewangelii Łukasza zapewne doświadczył takiej pustyni, bez nadziei, bez szans na lepsze życie.

Ostatnio mogliśmy czy to przeczytać, czy zobaczyć w wiadomościach człowieka, który był uznany za beznadziejny przypadek, który wegetował w śpiączce. Współczesna medycyna jednak mogła zdiagnozować jego mózg i okazało się, że jest nadzieja dla tego człowieka, że nawet można skonstruować komputer, dzięki któremu ten beznadziejny zdaje się przypadek może komunikować się z otoczeniem, ba nawet chce pisać książki, chce wylać z siebie to wszystko, co w nim się skumulowało przez te lata braku komunikacji z otoczeniem. Może to robić, bo ktoś się nim zainteresował, ktoś go zawiózł na badania, ktoś skonstruował komputer, ktoś mu pomógł.

Izajasz w proroczym uniesieniu widzi nadzieję, widzi, jak chwała Pana, jak wspaniałość Boga powoduje, że to, co omdlałe, podnosi się, że to, co spragnione, zostaje nasycone. Oczy ślepców zostają otwarte, uszy głuchych zaczynają słyszeć, chromi zaczynają skakać jak jelenie, a niemi przemawiają. Cóż to za obraz, cóż to za cuda? Nagle woda napełnia tę beznadziejną ziemię, rośnie sitowie, pewnie pływają ryby, i prorok widzi Drogę Świętą – jak ją nazywa, taką którą idą wybawieni, która jest bezpieczna, na której znajdują się radośni ludzie, którzy nie troskają się, bo ich potrzeby są zaspokojone, którzy nie wzdychają, ale żyją pełnią radości. Gdzież jest ten drogowskaz, dzięki któremu możemy trafić na tę drogę, gdzie ona jest?

Znaleźli tę drogę przyjaciele paralityka, oto człowiek – odmienny, czysty, sprawiedliwy, święty, pełen miłości – mówi inaczej niż ci, którzy ich nauczali, mówi jako moc mający, nie interesuje go krasomówstwo, ale wykonywanie dzieł Boga. Wiedzieli jedno, że ten ich przyjaciel, który nic nie może, który tyle czasu jest na pustyni swojego życia może się napić, że ta woda żywa płynie od Syna Człowieczego. Wierzyli tak mocno, że zdemolowali dach gospodarza tego domu. Nie było ważne, ile strat to przyniesie, nie było ważne, że być może głupio to wyglądało, jedno było ważne – życie i zdrowie przyjaciela.

Myśmy znaleźli Pana, ty również musisz doświadczyć Jego mocy i miłości! Pan zauważył ich wiarę, gdyż paralityk nie mógł mieć jej, może nawet nie bardzo wiedział, co z nim się dzieje, odpuszczone są grzechy twoje… Jak to, wszak tylko Bóg może odpuszczać grzechy!

Jezus idzie dalej, wstań, chodź, nieś łoże swoje, pokaż, co Bóg ci uczynił, pokaż wszystkim, że jest nadzieja, pokaż że Jestem, który Jestem! Niech wzbudzi się wiara w sercach, niech wzbudzi się nadzieja, niech uwierzą, że to, co było przepowiadane, jest pośród was. Faryzeusze, zobaczcie, na co wam wasz legalizm, na co wam przepisy, którymi wiążecie ludzi, na co wam wyliczać uczynki, na co wam wydłużać sznurki modlitewne, Ja Jestem, czy mnie rozpoznajecie?

Paralityk potrzebował przyjaciół, człowiek nam współczesny został również wsparty przez przyjaciół. Jak bardzo Bóg chce abyśmy nie byli ludźmi, którzy siedzą w cieple swoich domów i rozważają: to nie mógł być Pan, to na pewno zwiedzenie, to nic nie da, Pan już tak nie działa, to działo się dawno temu, to nie dla nas.

Pan potrzebuje ciebie i mnie, abyśmy zanieśli ewangelię miłości, abyśmy rozwiązali bezprawne więzy, abyśmy otworzyli oczy ślepym i w duszy, i na ciele. Chce, aby przez ciebie i mnie przepływała Jego moc miłości. Abyśmy mogli być takimi ludźmi, którzy będą gotowi wziąć przyjaciela na łoże i rozebrać dach domu, aby przedstawić go Panu. Czy też czekamy, aby zrobił to kto inny? Być może jest to dach naszego, przytulnego domu, może naszego poukładanego świata, naszej religii, naszej teologii.

Nadzieja nie zawodzi, bo miłość Chrystusowa jest wlana w serca tych, którzy go kochają, nadzieja nie zawodzi, gdy sami doświadczamy Boga żywego w naszym życiu, nadzieja nie zawodzi, kiedyśmy sami przeżyli spotkanie z Panem życia, kiedyśmy sami doświadczyli uzdrowienia głuchych uszu na ewangelię, uzdrowienia ze ślepoty, kiedyśmy nie widzieli dzieł Bożych – w końcu niech otworzy się nasz język, który powie Pan żyje!

 

palsy.jpg

 

Komentarz

  1. zibik

    Miłość Chrystusowa i ludzka !

    Panie Kazimierzu !

    Miłość Chrystusowa wg. mnie jest stale wlewana, a nie wlana w serca tych, którzy kochają nie tylko Boga Trójjedynego, lecz również siebie i bliźnich, a nawet wrogów. Jednocześnie uznają, szanują i współtworzą Jego Kościół.

    Miłość  to proces, a Chrystusowa, bądź nawet ludzka, kiedy jest prawdziwa, czysta, bezwarunkowa, bezinteresowna, staje się błogosławieństwem, dobroczynnym balsamem, eliksirem, skutecznym lekarstwem duszy i ciała.

    Natomiast upaprana, zbrukana, pozorowana, nieodwzajemniana staje się trudna, bolesna i uciążliwa, a nawet z czasem ułudą, obojętnością, czy utrapieniem, zmartwieniem, zawiścią, chorobliwą zazdrością, wrogością, a nawet przekleństwem i zgubą.

    Ta wzorowa – powszechnie pożądana miłość domaga się wszystkich łask, cnót i uzdolnień, m.in.mądrości, roztropności, ufności, wierności, oddania, oraz wzajemności, jedności, zaufania, zgody. W przypadku najmniejszego kryzysu w związku osobowym człowieka z Bogiem, czy związku małżeńskim natychmiastowej naprawy – przeprosin, zadośćuczynienia, nawrócenia, przebaczenia i pojednania.

    Miłość ludzka widzi rzeczy w prawdzie, a zarazem bywa ślepa – nie dostrzega błędów, wypaczeń, zagrożeń i przeszkód. Datego wiele osób miłuje, lecz dokonuje złe wybory, podejmuje błędne decyzje – grzeszy, choć deklaruje miłość – jaką miłość?…………..

    Istotą miłści i przyjaźni jest w skończonym przeczuwać nieskończone. Przyjaciel – bratnia dusza jest miejscem spotkania z Absolutem. Pobudzeni w/w prawdziwą miłością lub przyjaźnią aktywizujemy się, ubogacamy, rozwijamy i wzwyż wstępujemy. Doświadczamy i przeczuwamy znacznie więcej, niż potrafimy poznać i zrozumieć.

    Kochać  naprawdę, szczerze to czynić dobro, współtworzyć dobrobyt – sprawiać innym nie tylko prezenty, przyjemność, lecz rownież zapewniać szczęśliwość – radość życia !

    Kto daje po namyśle i waha się poświęcić własne korzyści, czy innym wolny czas – ten zapewne w pełni nie miłuje !

    A co z tymi, co kochają inaczej?…….albo tylko siebie.

    Szczęść Boże !

    Pozdrawiam Pana serdecznie !

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code