Pan Bóg z dworca ZOO

Rozważanie na Piątek II tygodnia Adwentu , rok A2

tezeusz_adwent_2013.jpg

Przygotowując się do pisania rekolekcyjnych rozważań, trafiłam na artykuł Christiane Felscherinow: powrót dziewczyny z dworca ZOO. Rzecz dotyczy niemieckiej narkomanki, która pod koniec lat siedemdziesiątych stała się sławna za sprawą autobiograficznej książki „My, dzieci z dworca ZOO”, później również sfilmowanej. Dziś Christiane ma 51 lat i jeszcze żyje, co biorąc pod uwagę jej przejścia może budzić spore zdziwienie. Choruje na żółtaczkę typu C, ma wciąż pokłute ręce, bo gdy nie radzi sobie z rzeczywistością, sięga od czasu do czasu po heroinę. Boi się samotności, więc gdy słyszy głosy albo widzi ubranych na czarno mężczyzn w swoim korytarzu, idzie do schroniska… A to tylko echa o wiele straszniejszych przeżyć sprzed lat, niegroźne już właściwie powiewy cichnącego huraganu…

Czy byliście kiedyś nocą na dworcu w dużym mieście – nie tylko przejazdem, przysypiając między jednym a drugim pociągiem? Czy po prostu włóczyliście się tam albo w najbliższych okolicach, w pobliskim parku, wśród okolicznych kamienic, przyglądając się uważnie innym zabłąkanym o tej dziwnej porze ludzkim istotom? Jeżeli nie, to nie zachęcam. Nie chodźcie tam w każdym razie ani z ciekawości, ani z chęcią pomocy, ale bez odpowiedniego fachowego przygotowania. Z własnego doświadczenia wiem, że gdy patrzy się na brudnych i dziwacznie ubranych bezdomnych, na często podstarzałe prostytutki płci obojga, na ludzi łapczywie wyciągających ze śmietników pety i resztki jedzenia, gdy trzeba opędzać się od żebrzących półprzytomnych alkoholików i narkomanów, to na myśl przychodzi raczej szatan niż Pan Bóg.

Po co zresztą odwoływać się do tak ekstremalnych doświadczeń? Statystyki pokazują, że w Polsce żyje ponad milion osób uzależnionych od alkoholu. Do tego dochodzą narkomani, lekomani, osoby podejmujące różnego rodzaju autodestrukcyjne działania. Nasi bliscy: małżonkowie, rodzice, dzieci, rodzeństwo, przyjaciele, sąsiedzi… Szczęśliwi, którym dane było uniknąć takich problemów!

Jeżeli jednak nie należysz do tych szczęśliwców i patrzysz na człowieka trzęsącego się w delirium, rozważając telefonicznie z pracownikiem pogotowia kwestię, czy wystąpiło już zagrożenie życia i zdrowia; jeżeli musisz szybko opatrzyć czyjeś pocięte żyletką i mocno krwawiące nogi, irytując się, że gumowe rękawiczki zaginęły znowu w najmniej odpowiednim momencie; jeżeli wchodzisz w urojony świat osoby, która nie za bardzo cię już rozpoznaje, bo wiesz, że tylko dzięki takiemu irracjonalnemu dialogowi unikniesz poważnych obrażeń własnego ciała; jeżeli możesz uczciwie powiedzieć, że w takich i podobnych sytuacjach widzisz obraz Boga w drugim człowieku – to jesteś kimś naprawdę świętym. Podziwiam i bardzo ci tego zazdroszczę, bo dla mnie jest to niedościgły ideał. Ja myślę wtedy raczej o sprawach praktycznych, a gdy później przychodzi czas na refleksję, to ogarnia mnie bezsilna wściekłość. I pytam: Dlaczego, Panie Boże, dlaczego?

O ludziach, których wspomnienia tu przywołuję, nie można by na pewno powiedzieć słowami psalmisty:

Błogosławiony człowiek,

który nie idzie za radą występnych,

nie wchodzi na drogę grzeszników

i nie zasiada w gronie szyderców.

Lecz w prawie Pańskim upodobał sobie

i rozmyśla nad nim dniem i nocą.

 

Do nich odnoszą się raczej inne słowa psalmu: są jak plewa, którą wiatr rozmiata…

                                                              *

To pokolenie – nadwrażliwe, rozemocjonalizowane, w ucieczce przed nudą pędzące za wciąż nowymi i coraz silniejszymi doznaniami; nieufne wobec jakichkolwiek autorytetów, bo naznaczone traumą ubiegłowiecznych totalitaryzmów; płacące straszliwą cenę za zbyt szybkie tempo zachodzących w świecie zmian; rozpaczliwie szukające utraconego raju w alkoholu, narkotykach, seksie; skoncentrowane przez całe życie na tym, aby nie dorosnąć…

Z przeznaczonego na dziś fragmentu Ewangelii dowiadujemy się, że ludzie żyjący w czasach Jezusa też zasłużyli sobie na ostrą krytykę. I mimo różnicy historycznych uwarunkowań pewnie nawet sporo wad mieli podobnych… A jednak Jezus przychodzi do takich właśnie ludzi, którzy nie chcą lub nie umieją postępować zgodnie z przykazaniami, żyje wśród nich i za nich umiera. Tak, Jezus umiera również za tych, którym wytyka błędy, których gani, o których wie, że ostatecznie doprowadzą do Jego śmierci. Krytykuje, ale nie pozostawia ludzi samych ze słowami krytyki, bo to oznaczałoby potępienie i skazanie na beznadziejną rozpacz. Wiarygodność Jego twardych słów wynika stąd, że zechce wziąć na swoje barki ciężar wskazywanych przez siebie ludzkich grzechów.

Jakże łatwo przychodzi nam krytykowanie… Słowa same cisną się na usta albo pod palce na klawiaturze komputera. Jedni wolą powtarzać sprawdzone frazesy, inni podejmują własne analizy, na których podstawie tworzą odkrywcze, błyskotliwe teorie, lecz niewielu chce się zaangażować i wziąć odpowiedzialność za krytykowane sprawy… Mówimy przyjacielowi: „Źle postępujesz”, a gdy pojawiają się przykre następstwa jego działań, cieszymy się po cichu, że wyszło na nasze i nie spieszymy się wcale z pomocą… Wygłaszamy na temat innych ludzi niekoniecznie prawdziwe opinie, nie przejmując się w ogóle, jakie to może mieć konsekwencje dla ich dalszego życia…

Dzisiejszy fragment Ewangelii przypomina, że jeśli chcę naśladować Jezusa, to muszę brać odpowiedzialność za oceny i opinie wypowiadane o innych ludziach – tych bliskich, z którymi rozmawiam prawie codziennie i tych, których może nigdy osobiście nie spotkam. A to znaczy, że krytykując, powinnam mieć też jakąś wizję realnego wsparcia i zaradzenia trudnościom. Krytyka wyłącznie z pozycji obserwatora, chociażby bardzo uważnego i przenikliwego, ale bez chęci osobistego zaangażowania, może być najwyżej przejawem narcyzmu, złośliwości albo ideologicznej gry.

                                                        *

Ks. Adam Winski zachęca, aby w ramach towarzyszących tym rekolekcjom osobistych ćwiczeń ułożyć litanię osób i okoliczności, które stały się moją drogą do Boga. Litanii nie będzie, ale chciałabym tutaj wspomnieć o jednym ważnym wydarzeniu, które odcisnęło piętno na moim życiu. Zdarzyło mi się mianowicie, że mówiłam bardzo pięknie i udzielałam mądrych rad w oparciu o mój pracowicie kształtowany system wartości. Tyle tylko, że, nie zauważyłam, czego oczekuje ode mnie rozmówca. A on oczekiwał, żebym przestała gadać i wytrzymała ciężar, brzydotę jego cierpienia, żebym chwyciła go mocno za rękę i nie pozwoliła mu odejść w ciemną noc, w takie mniej więcej klimaty, jak te opisane powyżej…Byłam prawdopodobnie ostatnią osobą, która z nim rozmawiała. Wkrótce dowiedziałam się, że nie żyje.

Teraz niosę ze sobą przez życie ciężar niesprostania tamtej sytuacji. Gdy spotykam kogoś poranionego czy pogubionego i żałosnego w tym swoim stanie, nie potrafię dostrzec w nim obrazu Boga, ale wyraźnie widzę obraz tamtego człowieka, którego kiedyś zostawiłam samego… O tamtym człowieku myślę, gdy udzielam konkretnej pomocy, a także wtedy, gdy wykłócam się z Panem Bogiem, aby nie powtarzały się podobne życiowe tragedie, aby ci często najwrażliwsi, szczególnie uzdolnieni nie marginalizowali się wskutek nałogów, nie zamykali się w swoich światach gdzieś między dworcowym śmietnikiem i schroniskiem dla bezdomnych, nie popełniali samobójstw… Może jeszcze tego jednego albo tą jedną, Panie Boże, ocalisz, a może dwoje lub troje…

We wstępie do tegorocznych rekolekcji Andrzej Miszk pisze, że każdy inaczej tematyzuje obraz Chrystusa w drugim człowieku oraz że warto tę osobistą uprzywilejowaną drogę do Boga poprzez drugiego człowieka pielęgnować i rozwijać w sobie. Moja droga do Boga poprzez drugiego człowieka jest widać taka, że wiedzie od niesprostania konkretnemu ludzkiemu nieszczęściu do coraz żarliwszej modlitwy za tych, których tylko Bóg potrafi obronić przed nimi samymi. Może niektórym z was podobnie zdarzyło się nie sprostać. Nie poddawajcie się rozpaczy! Niesprostanie też może być bodźcem do nawrócenia, bo Bóg prowadzi nas do siebie różnymi drogami.

Rekolekcje Adwentowe Tezeusza 2013

Narkoman.jpg

Rozważania Rekolekcyjne

 

7 Comments

  1. Jadzia

    Po co zresztą odwoływać

    Po co zresztą odwoływać się do tak ekstremalnych doświadczeń? Statystyki pokazują, że w Polsce żyje ponad milion osób uzależnionych od alkoholu. Do tego dochodzą narkomani, lekomani, osoby podejmujące różnego rodzaju autodestrukcyjne działania. Nasi bliscy: małżonkowie, rodzice, dzieci, rodzeństwo, przyjaciele, sąsiedzi…  

     

    Ktos kiedyś szukał genu alkoholizmu, ale tak naprawdę jest też duza wina…państwa.

    http://www.wprost.pl/ar/425162/Krakow-alkohol-mozna-kupic-na-kazdym-kroku/

    Tak. Alkohol w Krakowie 24 godziny na dobę można kupic na kazdym kroku, była awantura o kiosk 24h otwarty tuz przy XI Lo w Nowej Hucie, mierzono metry odległości jak jest i wyszło, że moze być. Ostatnio była dyskusja bo chciano w naszym bloku w którym mieszkam  zrobic sklep z alkoholami 24h ale na szczeście nie wyszło.

     

    ale chciałabym tutaj wspomnieć o jednym ważnym wydarzeniu, które odcisnęło piętno na moim życiu. Zdarzyło mi się mianowicie, że mówiłam bardzo pięknie i udzielałam mądrych rad w oparciu o mój pracowicie kształtowany system wartości. Tyle tylko, że, nie zauważyłam, czego oczekuje ode mnie rozmówca. A on oczekiwał, żebym przestała gadać i wytrzymała ciężar, brzydotę jego cierpienia, żebym chwyciła go mocno za rękę i nie pozwoliła mu odejść w ciemną noc, w takie mniej więcej klimaty, jak te opisane powyżej…

    Byłam prawdopodobnie ostatnią osobą, która z nim rozmawiała. Wkrótce dowiedziałam się, że nie żyje.

    Teraz niosę ze sobą przez życie ciężar niesprostania tamtej sytuacji.

     

    Miałam bardzo podobną sytuację, chyba opisywałam kiedyś. Tyle, że ja – nie pozwoliłam mu odejść w ciemną noc, pomagałam finansowo, chciałam by stanął na nogi podjął prace gdzies zamieszkał. Nawet gościłam go kilka razy u siebie, ale niestety – musiałam wyprosić z mieszkania. Wkrótce dowiedziałam sie, ze znalazł kolejne ofiary które w podobny sposób mu pomagały goszcząc i utrzymując  a on żerował na ich naiwności i dobrym sercu, bo o to mu chodziło, o "trzymanie za rekę" i utrzymywanie. To był niemłody czlowiek starszy ode mnie wtedy miał ok 55 lat,inteligentny, oczytany – wiec nie był dzieckiem. Tez już nie żyje. Ale jak on potrafił "grac" i manipulowac to nie zapomnę do końca życia.

     
    Odpowiedz
  2. Malgorzata

    @Jadwiga

     Jadwigo!

    Dziękuję za empatyczny komentarz. Gdy pisałam to rozważanie, miałam w pamięci Twoją uwagę pod tekstem Andrzeja i ważne pytanie:

    Wielu ateistów poimaga bliźnim i nie widzi w nich Boga.Czy to znaczy, ze wierzący tylko dlatego pomaga bliźniemu, ze widzi w nim Jezusa, a więc liczy od Jezusa na zrekompensowanie tej pomocy? Coś za coś?

    Starałam się pokazać, że nawet wierzący (a uważam się za osobę wierzącą) nie widzi Boga w bliźnim tak wprost, bo przecież Boga nie oglądamy nigdy na tym świecie twarzą w twarz…
     
    I raczej "coś za coś" nie obowiązuje. Sporo znanych mi osób, które naprawdę zaangażowały się w pracę dla innych, ma raczej kłopot z zachowaniem zdrowej równowagi: "jedna ręka dla siebie, druga dla okrętu", zatracają się w pracy charytatywnej, nie mają czasu zadbać o własne zdrowie czy niezbędny odpoczynek, często ryzykują osobistym majątkiem itp. Nie przypuszczam, żeby jakoś szczególnie liczyły za to wszystko na nagrodę w niebie. To raczej przekonanie, że inaczej po prostu nie można postępować, jeśli chce się naśladować Jezusa.
     
    Co do naszych osobistych wspomnień, to jednak piszemy o różnych sprawach. Ty piszesz o tym, że postąpiłaś zgodnie z zasadą: "możemy się kochać, lubić i szanować, ale kasa musi się zgadzać". I tę zasadę bardzo popieram, a Twoje słowa mogą stać się przestrogą dla wielu pań. Ja natomiast piszę o tym, że całkiem bez wyczucia dałam człowiekowi tzw. terapeutycznego kopa (dla wyjaśnienia dodam, że byliśmy ludźmi całkowicie od siebie niezależnymi finansowo, mieszkaniowo itp.)…
     
    Odpowiedz
  3. Halina

    Obraz Boga w drugim czlowieku…

    Z własnego doświadczenia wiem, że gdy patrzy się na brudnych i dziwacznie ubranych bezdomnych, na często podstarzałe prostytutki płci obojga, na ludzi łapczywie wyciągających ze śmietników pety i resztki jedzenia, gdy trzeba opędzać się od żebrzących półprzytomnych alkoholików i narkomanów, to na myśl przychodzi raczej szatan niż Pan Bóg.

    Jeżeli jednak nie należysz do tych szczęśliwców i patrzysz na człowieka trzęsącego się w delirium, rozważając telefonicznie z pracownikiem pogotowia kwestię, czy wystąpiło już zagrożenie życia i zdrowia; jeżeli musisz szybko opatrzyć czyjeś pocięte żyletką i mocno krwawiące nogi, irytując się, że gumowe rękawiczki zaginęły znowu w najmniej odpowiednim momencie; jeżeli wchodzisz w urojony świat osoby, która nie za bardzo cię już rozpoznaje, bo wiesz, że tylko dzięki takiemu irracjonalnemu dialogowi unikniesz poważnych obrażeń własnego ciała; jeżeli możesz uczciwie powiedzieć, że w takich i podobnych sytuacjach widzisz obraz Boga w drugim człowieku – to jesteś kimś naprawdę świętym. Podziwiam i bardzo ci tego zazdroszczę, bo dla mnie jest to niedościgły ideał.

    Do nich odnoszą się raczej inne słowa psalmu: są jak plewa, którą wiatr rozmiata…

    Jestesmy stworzeni na obraz i podobienstwo Boga. Kazdy czlowiek obdarzony jest godnoscia. Pomoc tym ludziom, to przede wszystkim pomoc w odzyskaniu godnosci, ktora utracili we wlasnym odczuwaniu. Wlasnie m.inn.  dzieki  takiemu empatycznemu spojrzeniu, ktore naznacza ich funkcjonowanie.
    Sa lekarze, ktorzy traktuja ludzi przedmiotowo i  lecza chorobe zamiast czlowieka. Bywa.
    A jak funkcjonowac ma czlowiek pozbawiony godnosci , spolecznego zaufania i zabezpieczenia? Zostaje odizolowany od tzw. szanowanych obywateli. Kto da mu zatrudnienie, zameldowanie i dach nad glowa. Ludzie wytykaja go  palcami, uciekaja, Zaczyna otrzymywac wiele komunikatow, nawet niewerbalnych, ze jest gorszy, ze jest zakala. Po pewnym czasie taki czlowiek zaczyna wierzyc, iz taki sie urodzil .Szuka kontaktu z grupami, ktore go zaakceptuja. Jest to nie tylko jego porazka osobista i spoleczna, ale wynika ona tez z niewydolnosci panstwa i spoleczenstwa w jakim zyje.

    Kazdy pracownik pogotowia wie, ze delirium jest stanem bezposrednio zagrazajacym zyciu. Musialby byc chyba sam nietrzezwy, zeby tracic czas na rozwazania.

    W przypadku mocnego krwawienia, istotne jest zalozenie opaski uciskowej ( do tego nie potrzebujemy rekawiczek), ostatetecznie na prawa reka mozna zalozyc woreczek foliowy, gdy nie mamy akurat nic po reka. I natychmiast wezwac pogotowie, oni fachowo opatrza rane, zaaplikuja zastrzyki, ew. zabiora do szpitala
     itp itd.

    Czy tak powaznie chorzy,  w ostrych stanach- nie sa poddawani  leczeniu, ktore polega na wytlumieniu zachowan agresywnych? Trzeba rowniez ich unikac w obawie o wlasny tylek ?
     

     

     
    Odpowiedz
  4. Malgorzata

    rękawiczki

     Pani Halino!

    Rękawiczek jednak warto używać nawet przy opatrywaniu niewielkich zranień – wirus HIV to nie jest urojenie i tak naprawdę nawet w przypadku naszych najbliższych nie możemy mieć pewności, czy nie są nim zarażeni.

    Z adwentowym pozdrowieniem M. F.

     

     

     
    Odpowiedz
  5. Halina

    pani Malgorzata

    Psychoza strachu?
    Nie powiedzialam, ze nie warto. Jednak wszelkie zranienia w rodzinie -opatrujemy sobie bez rekawiczek.Nie mozemy miec pewnosci czy omina tych, ktorych kochamy wszystkie smiertelne choroby.
    Jezeli ktos podejrzewa u siebie mozliwosc zakazenia tym wirusem, moze przeciez poddac sie testom, jezeli martwi sie o bliskich.

    Psychoza strachu polaczona z niewiedza na temat problemu -doprowadza do tego, ze niestety ciagle do glosu dochodza zwolennicy izolowania nosicieli wirusa HIV od spoleczenstwa. Probuje wyrzucac sie zakazone dzieci ze szkol, a doroslych z pracy. AIDS jest mniej zarazliwa od rownie niebezpiecznego wirusowego zapalenia watroby typu B i C. Z ostatnich danych wynika, ze prawdobodobienstwo zakazenia wirusowym zapaleniem watroby w tych samych warunkach ( np. przypadkowego zaklucia sie zakazona igla) jest o 30% wieksze niz nabycie w ten sam sposob HIV – podaje sie 1%).

    Wiadomo, ze AIDS, rozprzestrzenia sie glownie droga plciowa, wiec zamiast rekawiczek- zalecalabym prezerwatywy. A malzenstwa, ktore dotrzymuja  wiernosci i obdarzaja sie zaufaniem-nie musza patrzec na siebie podejrzliwie. Nie polecam.

    pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  6. Halina

    pani Malgorzata

    Jakże łatwo przychodzi nam krytykowanie… Słowa same cisną się na usta albo pod palce na klawiaturze komputera. Jedni wolą powtarzać sprawdzone frazesy, inni podejmują własne analizy, na których podstawie tworzą odkrywcze, błyskotliwe teorie, lecz niewielu chce się zaangażować i wziąć odpowiedzialność za krytykowane sprawy… Mówimy przyjacielowi: „Źle postępujesz”, a gdy pojawiają się przykre następstwa jego działań, cieszymy się po cichu, że wyszło na nasze i nie spieszymy się wcale z pomocą… Wygłaszamy na temat innych ludzi niekoniecznie prawdziwe opinie, nie przejmując się w ogóle, jakie to może mieć konsekwencje dla ich dalszego życia…

    No, nie kazdemu to tak latwo przychodzi. .Dokonala pani bardzo nieprawidlowej analizy pokolenia  X i nie tylko. Tak, widze obraz Boga w tych biednych ludziach.Nikt go nigdy nie traci. Nie ma co zazdroscic. To niszczace uczucie.Kazdy ma  dopasowane przez Chrstusa do swoich mozliwosci jarzmo.

    Po co zresztą odwoływać się do tak ekstremalnych doświadczeń? Statystyki pokazują, że w Polsce żyje ponad milion osób uzależnionych od alkoholu. Do tego dochodzą narkomani, lekomani, osoby podejmujące różnego rodzaju autodestrukcyjne działania. Nasi bliscy: małżonkowie, rodzice, dzieci, rodzeństwo, przyjaciele, sąsiedzi… Szczęśliwi, którym dane było uniknąć takich problemów!(…)

    Do nich odnoszą się raczej inne słowa psalmu: są jak plewa, którą wiatr rozmiata…

     

                                                                  *

    To pokolenie – nadwrażliwe, rozemocjonalizowane, w ucieczce przed nudą pędzące za wciąż nowymi i coraz silniejszymi doznaniami; nieufne wobec jakichkolwiek autorytetów, bo naznaczone traumą ubiegłowiecznych totalitaryzmów; płacące straszliwą cenę za zbyt szybkie tempo zachodzących w świecie zmian; rozpaczliwie szukające utraconego raju w alkoholu, narkotykach, seksie; skoncentrowane przez całe życie na tym, aby nie dorosnąć…

    Czym sie wiec rozni pokolenie X, od pokolenia wspolczesnie uzaleznionych ? Nuda jest podstawa uzaleznien? Sa jak plewa? Naznaczeni i stygmatyzowani? Patologie byly i sa szczegolnie widoczne w obecnym pokoleniu.. Kazda patologia naznaczona jest glebokim cierpieniem. Dlaczego autorka zacheca do tego, by obawiac sie tych ludzi, ze beda zaczepiac, zebrac, prosic o pomoc? Okazuje sie, ze to nie te plewy, ale tzw. porzadni ludzie, jak to opisal P.Zimbardo zdolni sa do jeszcze gorszych czynow niz ci pochodzacy z tzw. marginesu spolecznego
    Dzis latwo stac sie czlowiekiem z marginesu, czy ta spoleczna plewa. Doskonale pokazuje to film Filadelfia. Kiedy okazalo sie, ze glowny bohater jest homoseksualista ( co wyszlo na jaw, kiedy zachorowal na AIDS), stracil prace, przyjaciol, choc byl cenionym prawnikiem i podobno uroczym czlowiekiem.
    Dlaczego jeden dluznik jest nadal podziwianym biznesmenem, a inny -zlodziejem siedzacym "za kratkami" .Dlaczego do jednej kobiety " przylepiona " zostaje etykietka prostytutki, a inna posiada status kobiety wyzwolonej. Dlatego, ze pierwsza zarabia na zycie, a inna robi " na tylku" kariere zawodowa lub przyjmuje inne prezenty? Dzis latwo tez stracic stale dochody, dom i stac sie osoba walesajaca sie po dworcach i parkach .Dlaczego jednego nazywa sie wariatem, a innego o podobnym zachowaniu-indywidualista? Znani celebryci np. pani Kora jest wyzwolona kobieta, ktora zazywa marihuane, a inny robiacy to samo to cpun. Intelektualisci i artysci twierdza, ze narkotyki poszerzaja swiadomosc czlowieka, otwieraja jego umysl na niedostepne doznania. Mlodzi ludzie chca byc wyjatkowi, a ze pozniej zostaja tepoglowym cpunem naznaczonym spolecznie..pewnie z nudow, nie dlatego, ze mial zle wzorce i nie wzial po uwage roznic osobniczych miedzy ludzmi.A jego mozg reagowal inaczej i zachodzily w nim inne reakcje biochemiczne na skutek tych samych srodkow. Jeden bedzie pil cale zycie, zachowa kontrola i pozostanie szanowanym obywatelem, a inny bardzo szbko poplynie na dno.

     

    Niechec spoleczna juz dawno przesunela sie ( a przynajmniej powinna) w strone dealerow, producentow narkotykow, handlarzy, ktorzy sprzedaja je nawet dzieciom. To sa zaiste plewy spoleczne. Iluz to mlodych ludzi podstepem zostalo wciagnietych w nalog-na dyskotekach, w klubach .A uzaleznienia od internetu.? Kiedy czasami zerkam na facebooka, przerazeniem napawa fakt, co wyprawiaja dorosli, ba czesto nawet wierzacy. Co godzine jakis czesto glupawy post, lubie to, lubie tamto. Jakby to lajkowanie byla istota bycia i zycia.No, ale ma "przyjaciol" i dzielnie im " pomaga".

     

    Krytyka wyłącznie z pozycji obserwatora, chociażby bardzo uważnego i przenikliwego, ale bez chęci osobistego zaangażowania, może być najwyżej przejawem narcyzmu, złośliwości albo ideologicznej gry.

    Tak. Na to wyglada.

     zycze dalszych  blyskotliwych rozwazan…i analiz rekolekcyjnych..
     

     

     
    Odpowiedz
  7. elik

    Co jest konieczne?…..

    Pani Halino dziękuję za rzeczowe, trafne i słuszne odniesienia, uwagi  wobec wybranych fragmentów tekstu autorki, czy istniejących realiów i anomalii w życiu publicznym wielu obywateli RP.

    Natomiast w kwestii eliminowania, czy redukowania istniejących patologii i nasilającej się wegetacji ludzi bezrobotnych, bezdomnych, czy uzależnionych. Absolutnie wg. mnie nie jest zadowalająca, ani wystarczająca postawa krytyczna, ani niechęć społeczna wobec winowajców, a tym bardziej istniejąca obecnie dość powszechnie bezkarność, czy tolerancyjność, pobłażliwość ich wyczynów.

    Konieczna jest również, a nawet przede wszystkim wobec nie ofiar, lecz ich największych i najgroźniejszych krzywdzicieli tj. głównych sprawców, zdecydowana i skuteczna reakcja ludzi stanowiących struktury władzy w państwie, także publiczna debata na w/w temat osób będących w społeczeństwie nie kreowaną, sterowaną, czy pozorowaną, lecz rzeczywistą elitą i autorytetem.

    Szczęść Boże!

    Ps. Wybrane osoby mają zadziwiającą skłonność m.in. wypowiadania się nie wyłącznie w imieniu własnym, lecz również innych, czy uogólniania albo uporczywego rozpowszechniania jedynie słusznych albo zasłyszanych, a nie zweryfikowanych poglądów, opinii tzw. medialnych autorytetów.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code