Oklasków nie będzie

Fragment telewizyjnego wywiadu z aktorką:

– Co byś chciała usłyszeć u bram raju?

– Scena gotowa, widzowie czekają.

Od siebie dodam: Potem oklaski, oklaski, oklaski… Przecież właśnie dla nich wychodzi się na scenę, często pokonując własne słabości, pracując latami nad rozwojem talentu, zmagając się z konkurencją, walcząc z nieuchronnością przemijania, rezygnując z innych życiowych satysfakcji. Wszystko po to, aby jeszcze raz i jeszcze raz pokazać się publiczności, która za ten życiowy heroizm zapłaci chwilą aplauzu. To mały aktorski kawałek nieba. Nic dziwnego, że niektórzy chcieliby, aby tak wyglądała wieczność.

Ale kto z nas nie działa w gruncie rzeczy podobnie w różnych życiowych obszarach? Staramy się pracujemy, poświęcamy, doskonalimy. Wciąż bardziej i bardziej. Ad maiorem Dei gloriam, w imię humanistycznych zasad, dla sztuki, nauki, wolności, demokracji, rodziny itd. – do wyboru w zależności od światopoglądu, wartości obowiązujących w naszym środowisku czy po prostu sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. A za tym wszystkim kryje się potrzeba uznania ze strony innych ludzi, jakiejś formy pochwały, nagrody. Nie zawsze jest ona dominującym motywem postępowania, ale na pewno bardzo mocno kształtuje nasze życiowe wybory. Nawet jeżeli nie liczymy na pochwalne peany albo choćby słowo „dziękuję”, to nikt nie chciałby być wyśmiewany, pogardzany, wykluczany na rożne sposoby ze swojej społeczności.

Tymczasem Jezus, który niesie swoim rodakom dobrą nowinę, nauczając ich prawdy o Bogu i pokazując, jak postępować wobec ludzi, zostaje nazwany opętanym i ledwie unika ukamienowania. Widzowie i słuchacze nie chcieli klaskać. Nie o to zresztą Jezusowi chodziło, bo nie przyszedł schlebiać ich oczekiwaniom ani utwierdzać ich w samozadowoleniu. Przeciwnie – zmuszał do zrzucenia różnych życiowych masek, niszczył iluzje, obnażał fałsz. I wcale nie zależało Mu na tym, żeby się podobać. Więź z Ojcem i świadomość własnej misji dawały Mu pewność, która nie potrzebowała oparcia w ulotnej ludzkiej aprobacie.

Podobną postawę widać w przypadku bohatera pierwszego dzisiejszego czytania, Abrahama. Przymierze, które Bóg z nim zawiera, daje mu silę do przemiany własnego życia, do przyjęcia wielkiej odpowiedzialności już nie tylko za siebie i swoich najbliższych, ale także za wybrany przez Boga naród. Wiemy, że Abraham sprostał powierzonemu zadaniu, nie sprzeciwiając się Bogu nawet wówczas, gdy miał złożyć w ofierze najdroższy skarb – własnego syna. Choć jako człowiekowi musiało mu być bardzo ciężko, choć ze swoimi rozterkami był sam, nie zwątpił w Boże obietnice. Poszedł wyznaczoną przez Boga drogą i pozostał wierny.

Czy chcę być jak Abraham, jak Jezus?

W kontekście tych rekolekcji trzeba zadać sobie trudne pytania: Czego oczekuję po moim nawróceniu?

Po co, dla kogo chcę, aby ono nastąpiło?

Czy bardziej zależy mi na scenie i widzach, na całej spektakularnej otoczce mojej przemiany, czy na niedostępnej dla innych, niedającej się w żaden sposób opowiedzieć mojej relacji z Bogiem?

Czy postawa nawróconego/nawróconej to kolejna życiowa rola, którą chętnie zmienię, gdy tylko zaproponują mi lepszy kontrakt w innym teatrze?

Czy przypominam sobie o Bogu dla konkretnych korzyści i pozytywnych życiowych zmian, czy też zależy mi na przymierzu, w którym postaram się wytrwać niezależnie od zewnętrznych okoliczności?

Nawrócenie dokonuje się zawsze w ciszy i w samotności, czyli wydaje się czymś zupełnie niepojętym dla naszej współczesnej kultury spektaklu. To osobista sprawa między człowiekiem i Bogiem. Widzowie mogą pooglądać najwyżej owoce nawrócenia. A jak na nie zareagują? Podpowiedzią może być wiersz „Przesłanie Pana Cogito” Zbigniewa Herberta. Ten utwór mimo upływu czasu i zmiany historycznych uwarunkowań, w których powstał, nie stracił wcale aktualności. Są tam wskazówki dla tych, którzy pragną zmierzać ku Dobru, Prawdzie i Pięknu, czyli jak powie chrześcijanin, zbliżać się nieustannie ku Bogu. Ale jest też przestroga:

nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką

chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku

Czy naprawdę tego chcę, czy naprawdę tego chcesz, myśląc o swoim nawróceniu? Czy mam odwagę, czy masz odwagę wziąć swój krzyż… być wiernym… iść?

Jesusintemple.png

Rekolekcje Wielkopostne 2014

Rozważania Rekolekcyjne

 

Komentarze

  1. wykeljol

    Oklaski czy cos jeszcze?

    Tak, to prawda, potrzeba i nadzieja afirmacji ludzkiej motywuje nas intensywnie. Jest jeszcze coś, czego sie boimy, nie tylko agresja słowna i nie-słowna. Boimy się milczenia. Kompletnej obojętności. Przysłowiowego  rzucania grochem o ścianę. Żyły wypruwamy,a nikt nie zwraca na to uwagi. Życie oddajemy- a nic się nie zmienia. Widzimy prawdę (czy od czasu do czasu olśniewa nas prawda) i jak ów filozof Platona, co wrócil do jaskini ze światła i chce sie podzielic niezwykłym doswiadczeniem- trafiamy na nieufnośc, drwinę, a w końcu nikt nie zwraca uwagi na szaleńca, który coś sobie tam uwidział. Widzimy zło, widzimy jak mu zaradzic, próbujemy przebić sie przez mury instytucjonalne i medialne, krzyczymy o tym, -a tu nic. Rzeczywistosc ani drgnie. Bardzo przykre doswiadczenie. Między aplauzem a smiercią na śmietniku jest jeszcze cała gama reakcji. Dołujące poczucie bezradnosci. Przecież i Pan gdy umierał na krzyzu, wiedział, że ta śmierc dla wielu będzie daremna! 

    I nie myślę, żebyśmy u wrót raju najbardziej pragneli oklasków. W rzeczywistości potrzebujemy młości i  całkowitej akceptacji, zupełnego otwarcie sie na mnie, jaka jestem, przytulenia i całkowitego zrozumienia – tego oczekuję. (Oklaski są fajne, adrenalinka i w ogóle, ale dają poczucie pustki po jakims czasie, gdy w dodatku zobaczymy, że byle czym mozna je wywołać, a to co ważne i tak jest niezauważone – widzimy ich bezwartosciowosc. W pewnym wieku nie oczekuje się oklasków. CHoć zawsze mile łechcą w człowieku coś tam (próżnośc?), gdy są 🙂

     
    Odpowiedz
  2. zk-atolik

    Uznać Go i uwierzyć Mu

    Rzecz w tym, że ukazani na obrazie uczestnicy rozmowy z Jezusem nie byli aktorami, ani Jego uczniami, lecz conajmniej oponentami, a raczej adwersarzami – Żydami, którzy mieli czelność oświadczyć Jemu, że jest opętany i zamiar rzucić kamienie na Niego.

    Może wydawać się zdumiewające i dziwne, że Żydzi tyle czasu czekali na Mesjasza, a kiedy przyszedł, do nich – nie chceli to uznać i nie uwierzyli Mu.

    Jednak taka postawa, dla katolików i innych chrześcijan, którzy ufają Bogu Ojcu i Jego Synowi – Jezusowi Chrystusowi, nie jest już zaskakująca, czy nieaktulna, bo historia się powtarza.

    Współcześnie również wielu szuka Boga, chce Go doświadczać. A gdy On faktycznie zaczyna działać w ich życiu – nie chcą w to uwierzyć, ani próbują to dostrzec, a tym bardziej uznać i okazywać Jemu wdzięczność. Ponieważ obecnośc Boga w ich życiu staje się bardzo kłopotliwa, wręcz zbędna, choćby dlatego, że jest im coraz trudniej czynić to, na co mają ochotę, oraz jest przyjemne i korzystne tj. dobre wyłącznie, dla nich.

    Dlatego tak ważne jest w życiu dorosłego człowieka określenie – czego naprawdę pragnie i co oczekuje w doczesnym bytowaniu?...., owych oklasków, aplauzu, aprobaty, sukcesu etc. , czy Jego miłości i serdeczności osób bliskich, także w rodzinie dobrostanu tj. prawdziwego dobra i szczęścia, które kosztuje.

    A może tylko oferowanych, przez świat namiastek, karier, sukcesów, czy innych osiągnięć i zdobyczy egzystencjalnych, czy technologicznych albo spełnienia osobistych marzeń, przyjemności, wygody itp., po których ostatecznie pozostaje pustka……

    Szczęć Boże!

     
    Odpowiedz

Skomentuj zk-atolik Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code