Mniejszość a większość

Szanowni zebrani!
Liam oświadczył na swoim blogu: "Ja już kiedyś pisałem, że homoseksualne jest jakieś 7% populacji." (http://nowy.tezeusz.pl/blog/203705.html). Siedem procent to jest jakieś dwa i pół miliona licząc z dziećmi, dziadkami etc etc. Dlatego nie ma mowy o sześciu procentach w stałych związkach. To stwierdzenie jest tylko z pozoru niewinne: Jak nie doliczą się tych 2 milionów homoseksualistów a tylko np. dwieście tysięcy  to będą musieli dobrać z hetero. A bez rozwiniętego aparatu terroru tego się zrobić nie da.
Dlaczego o tym piszę? Otóż Kazimierz Kutz  w TVN zahaczony o wypowiedź Joanny Szczepkowskiej, że w środowisku teatralnym istnieje "dyktat gejowski" i że taryfa ulgowa dla homoseksualistów powinna się skończyć, odpowiedział: – Jeśli chodzi o środowisko zwłaszcza teatralne, chcę powiedzieć uczciwie, że nigdy nie było takiej inwazji gejów i ożywienia w środowisku teatralnym – nie tylko jeśli chodzi o aktorów, reżyserów, ale również o przejmowanie placówek teatralnych. Wyłoniło się trzech bardzo wybitnych reżyserów z tej grupy, natomiast z 20 innych czy 30, którzy ten teatr w ogóle jakby psują, w gruncie rzeczy rzecz polega na tym. Myślę, że o tym mówiła Joanna (Szczepkowska), bo ona to przeszła, tego doświadczyła. Ona uważa, że przekracza się pewne granice – stwierdził.

Na pytanie, czy granice faktycznie się przekracza, senator odparł: – Przekracza się. I również przekracza się wobec widza, dlatego że tam mało się myśli o widzu (…). To jakby wewnętrzny teatr dla pewnych kręgów, którzy się tym jakby interesują. Ona (Szczepkowska – red.) i bardzo wielu aktorów, wchodząc w te nowe techniki i władzę, bo to również dotyczy środowiska krytyków, boleśnie to przeżyła i miała odwagę o tym cokolwiek powiedzieć.

Mamy tu podręcznikowy wręcz przykład nietolerancji i dyktatu, od jakiego dochodzi poprzez formowanie się sitwy. W tym TVNie szczeny im poopadały, ale najwyższa pora podjąć środki zaradcze, poprzez wpisanie zakazu dyskryminacji heteroseksualistów.

Zastanówcie się, kiedy jest większa nietolerancja: kiedy mniejszość dwieście tysięcy represjonuje większość dwadzieścia milionów czy kiedy większość dwadzieścia milionów represjonuje mniejszość dwieście tysięcy?
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/kutz-o-inwazji-gejow-w-teatrze-i-slowach-walesy-wszystko-mu-wolno,316895.html

 

 

Komentarze

  1. liam

    Spokojnie i bez jątrzenia

    A może zastanówmy się, czy w ogóle musimy się godzić na jakąkolwiek nietolerancję? Czy nie lepiej byłoby, gdyby ani większość nie terroryzowała mniejszości, ani odwrotnie? Tylko wszyscy godzilibyśmy się wzajemnie na swoje odmienności: rasowe, kulturowe, etniczne i tożsamościowe?

    Pisałem też o zjawisku "odwrotnego rasizmu" (reverse racism). Tutaj mówisz o czymś podobnym, choć przypuszczam, że na mniejszą skalę niż można to obserwować w Stanach Zjednoczonych na przykładzie mniejszości etnicznych. Nie jest to z całą pewnością pozytywne zjawisko, tu się zgadzamy. Czy jednak jedyne rozwiązanie tego problemu jakie byś widział to powrót do niewolnictwa?

    Ja też nie mam gotowych odpowiedzi. Mogę mieć tylko nadzieję, że z czasem to po prostu ucichnie. Że te wcześniej represjonowane mniejszości po fazie przesadzonych protestów i usiłowania narzucenia własnych przekonań ustabilizują się i uspokoją kiedy do nich dotrze, że są traktowani jak reszta – ani lepiej, ani gorzej. Czas leczy wiele ran, nie tylko w prywatnym życiu. W społecznym myślę również. Ale tylko wtedy, kiedy na to pozwolimy. Spokojnie i bez jątrzenia.

     
    Odpowiedz
  2. Malgorzata

    Kilka pytań

     Sprawie poruszonej tym razem przez Smoka Eustachego, a zwłaszcza tonacji tego rodzaju wypowiedzi, nie chcę poświęcać specjalnego tekstu. Jeszcze nie teraz. Na razie wolę zadać kilka pytań.

    Nie zamierzam kwestionować faktu, że homoseksualne lobby w teatrze istnieje, podobnie zresztą jak istnieją grupy nacisku o innym charakterze i w innych środowiskach. Zapytam jednak: jakie motywy mają rzeczywiście ludzie przeciwstawiający się tak mocno owemu lobby czy dyktatowi homoseksualnemu w teatrze? W szczególności pytanie kieruję do tych, którzy na co dzień nie są z teatrem związani i reżyserskich stołków nigdy nie zajmą, choćby nie wiem jak bardzo o tym marzyli.

    Pytanie drugie: jakich osobistych krzywd doznaje lub spodziewa się doznać autor powyższego tekstu albo ktokolwiek z czytelników z powodu istnienia tzw. homoseksualnego lobby w teatrze czy w jakimkolwiek innym obszarze życia społecznego?

    Pytanie trzecie: czy przekraczanie granic, o którym mówi pan Kazimierz Kutz, nie jest istotnym elementem sztuki i czy spór, jaki z udziałem rozmaitych sekundantów prowadzi pani Joanna Szczepkowska z panem Krystianem Lupą nie jest przede wszystkim sporem między dwiema różnymi wizjami teatru?

    Stąd pytanie czwarte: czy rozsądne i czy uczciwe jest mieszanie, a raczej nierozdzielanie wątków artystycznych, profesjonalnych itp. od wątków seksualnych albo w ogóle obyczajowych?

    Wreszcie pytanie piąte: czy osoby sprzeciwiające się (niekiedy słusznie) pewnym nadużyciom, które wynikają ze wzajemnego wspierania się osób homoseksualnych, nie tworzą w ten sposób klimatu wrogości wobec całego środowiska homoseksualnego i nie podsycają agresji mogącej zagrażać konkretnym – niezwiązanym z żadną sitwą – osobom homoseksualnym?

    Od siebie dodam, że w czasie, gdy kończyłam w Krakowie studia teatrologiczne, reżyser Krystian Lupa był dla mnie i dla wielu moich znajomych prawdziwym teatralnym objawieniem, swoistym guru. Kontakt z tym teatrem i powstałym wokół niego środowiskiem w dużej mierze ukształtował moją wrażliwość i wyobraźnię. I bardzo sobie to cenię, co nie znaczy, że nie dostrzegam pewnych ciemnych stron. Wiem na przykład, że dzieło literackie inaczej odczyta homoseksualista, a inaczej macho… Ciekawe pod tym względem byłoby na przykład porównanie teatralnej wersji „Braci Karamazow” Krystiana Lupy z realizacją reżysera, co do którego heteroseksualnych zainteresowań nikt nie ma wątpliwości.

    Dodam również, że przez ponad dwadzieścia lat obserwowałam kształtowanie się teatru Krystiana Lupy i jego artystycznej szkoły, która teraz jest nazywana lobby homoseksualnym albo dyktatem homoseksualnym w polskim teatrze. Widziałam młodych ludzi, moich rówieśników, którym prawdziwe lub udawane skłonności homoseksualne ułatwiły dostanie się na studia artystyczne, a potem ich ukończenie. I to wszystko. Sam homoseksualizm nie wystarczył, aby zrobić znaczącą artystyczną karierę.

    A skoro już pozwalam sobie na spojrzenie z pewnej perspektywy czasowej, to zauważam dość ciekawe zjawisko: otóż niektórzy ludzie, znani mi sprzed dwudziestu lat jako geje, stają się w okresie okołoklimakteryjnym wyjątkowo zażartymi obrońcami zasad moralności, która dopuszcza wyłącznie heteroseksualne relacje. Nie pytam, dlaczego tak się dzieje. Po prostu ostrzegam.

     
    Odpowiedz
  3. Anonim

    1. Albo roboty nie

    1. Albo roboty nie dostaniesz, albo Cię wyleją.

    2. W swoim czasie prezesem Disneya był homoseksualista, Disney zaczął agresywnie promować homoseksualizm i tracił na tym duże pieniądze, bo ludzie nie chcieli chodzić. Musieli go wywalić. Podobnie będzie  z tym teatrem. Ludzie nie będą chcieli tego oglądać stąd konieczny jest terror, żeby ich zmusić.

    3. Tu jest syndrom Norwida: ja jestem niedoceniany jak Norwid i podobnie jak jego dopiero przyszłe pokolenia mnie docenią. ALe forsę to teraz bym dostawał?

    Ponieważ państwa nie stać na finansowanie wszystkich norwidów obecnie więc jakieś kryteria musi wprowadzić.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code