, ,

Medytacje szarodzienne o katechezie

Przez kilka ostatnich dni próbowałam uczyć dzieci w szkole interpretowania znaków obecności Pana Boga w zdarzeniach ich życia. Ćwiczenie polegało na wcieleniu się w role detektywa, który w swoim wspomnieniu z wakacji ma odczytać szyfr – wiadomość od Pana Boga.

Przykładowo: jeden z uczniów wspominał, jak zalała go wielka fala nad morzem i jego tato musiał mu pomóc wyjść z morza. Pomyślał, że może Pan Bóg tak samo zrobić jak tato – zawsze go wyciągnie z głębokich fal. Inny obraz podsunął mu kolega – jeśli nie będziemy odrabiać systematycznie prac domowych, to zaległości będą jak taka wielka fala i spadną nam na głowę. A Bóg jak dobry tato wtedy może pomóc znaleźć siłę, by nadrobić zaległości i wypłynąć z głębin obowiązków na spokojne wody odpoczynku.

Dziewczynki wspominały upadek z konia albo przewracanie się na rowerze. Od razu dzieci krzyczały: Bóg mówi, że trzeba uważać, nosić kask i nie poddawać się tylko jeździć dalej. Inna osoba mówiła o drogowskazach i zakazach na drogach górskich, które pozwoliły ustrzec się przed lawiną kamieni. Wniosek mialiśmy jeden: czasem zakazy ratują życie, tak samo jak Przykazania mogą ratować naszą duszę przed upadkiem.

Dziś chłopiec, który złamał rękę na obozie sportowym (bronił na bramce i obronił, ale kopnięta w niego piłka złamała mu rękę) zapytał: A co mi Pan Bóg chce powiedzieć przez tą złamaną rękę? Podpowiedziałam, że może nie powinien odbijać wszystkich piłek, żeby móc potem grać dalej. A on na to: Ale dzięki tej obronionej bramce wygraliśmy mecz! Odpowiedziałam: to może Bóg chce powiedzieć, że czasem, aby wygrać, trzeba się poświęcić? Tak jak Pan Jezus się poświęcił? Od razu tak zapisał sobie w zeszycie. I jak się uśmiechnął!

Dzieci opowiadały, jak pilot zemdlał z powodu zawału serca przed startem samolotu, który miał wieźć ich rodzinę na zagraniczną wycieczkę. Odebrano to jako Opatrzność – co mogło się stać, gdyby zasłabł podczas lotu? Nie dość, że zmarłby, to jeszcze mogłoby dojść do katastrofy lotniczej. Inne osoby mówiły o przeżytych wypadkach dorogowych, w których nic nie stało się im rodzinom. Pisały w zeszytach: Bóg mówi, że opiekuje się mną, zawsze dba o moje bezpieczeństwo.

I jeszcze jedno zapamiętałam. Jedna z dziewcząt opowiadała, że była w dolinie motyli gdzieś na jakiejś egzotycznej wyspie. I pomyślała, że skoro te stada motyli są tak piękne, to jak piękny musi być Bóg.

A ja dziś siedząc na dyżurze na szkolnym korytarzu kucnęłam w kącie, żeby uzupełnić dziennik. Nagle ktoś do mnie podszedł i podstawił mi krzesło: proszę usiądź. Odebrało mi mowę ze zdumienia. To nowy nauczyciel, nie znam go nawet, uśmiechnął się i po prostu podał mi krzesło. Zatkało mnie, bo to takie proste było i tak nieoczekiwane dla mnie. Pani woźna śmiała się z mojej miny. Musiałam wyglądać komicznie – bezradna pani katechetka, która nie ma pojęcia, co zrobić kiedy facet podsuwa jej krzesło. Poległam na całej linii.

I teraz sobie myślę, że Bóg chciał mi przez to powiedzieć. Po pierwsze: "radę, którą dajesz, zastosuj też do siebie". I że czasem warto przyjąć pomoc osoby nieznajomej, która jest obok. Bóg przychodzi do nas w najmniej oczekwianych momentach. Naprawdę.

 

11 Comments

  1. jadwiga

    prawdę mówiąc

    jestem zaskoczona. Bóg nie mówi zsyłajac na nas ból czy nieszczescie. Znaków Boga szukamy raczej w szczesliwych, niewytłumaczalnych zbiegach okoliczności. Bóg nas prowadzi i powoduje ze to co sie nam przydarza konczy się szczęśliwie.

    Nie chciałabym Boga, który swoją obecnosć pokazuje w znakach sprowadzających ból czy nieszczęscie.Który uczy bólem i cierpieniem. W takiego Boga nie chcę wiewrzyc. Wierze w dobrego Boga, który nas raczej wyprowadza z cierpienia.

     
    Odpowiedz
  2. Anonim

    cierpienie

    jestem zaskoczona. Bóg nie mówi zsyłajac na nas ból czy nieszczescie.

    Ja absolutnie nie wyciągałabym, po przeczytaniu tekstu, Joli takiego wniosku

    Piękny wpis, mądre dzieci. 🙂 Ja mogłabym wiele takich sytuacji z życia podać, gdy Bóg przemówił właśnie w sytuacji trudej, kiedy zostałam w jakiś sposób doświadczona. Nie myślę wcale, że Bóg tego cierpienia dla mnie chciał, lecz pomimo tego co się wydarzyło sprawił, że ze śmierci wyrosło zmartwychwstanie.

     

     
    Odpowiedz
  3. jorlanda

    Pani Jadwigo,

    myślę, że Bóg jest bardzo dziwną istotą i nie do końca rozumiemy co mówi i czego nie robi. Kiedy czytam biblijne opowieści o doświadczanych na drodze do Boga ludziach to naprawdę nie wiem, czy przypadkiem Bóg nie posługuje się też bólem i cierpieniem. Pisząc "posługuje się" mam na myśli korzystanie w pewnej bardzo pozytywnej możliwości tego stanu. Myślę o Józefie, kórego bracia sprzedali do Egiptu, który siedział w więzieniu za coś, czego nie zrobił. Jego bolesne doświadczenia zaprowadziły go na dwór faraona i pozwoliły uratować wiele osób od śmierci głodowej – w tym jego rodzinę. Myślę o Mojżeszu, który wiele musiał ścierpieć i wiele doświadczyć, aby pomóc swojemu ludowi i mocą Boga uwolnić go z niewoli. Myślę też o uczniach Chrystusa, którzy doświadczali prześladowań, cierpienia i często ginęli za wiarę. Bez ich poświęcenia nie znalibyśmy dziś imienia Jezus Chrystus.

    Tak sobie myślę. I w moim życiu też przeczuwam obecność Boga w bolesnych doświadczeniach, jakie mnie spotykają. Na pewno nie chodzi o pointę p.t. "Bóg jest sadystą". Raczej o otwieranie oczu na nową jakość doświadczania Jego obecności w świecie pełnym niedoskonałości i cierpień. Dzieci na moich lekcjach często pytają o to samo, co Pani powyżej poruszyła. Od małego chcemy to rozwikłać. Ale czy jesteśmy w stanie?

    Joa, to zdjęcie jest idealne!!!

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  4. Halina

    Wszechmocny i Mądry Bóg

    Czasami dopuszcza, by nasze życie zostało pogrążone w bólu, gdyż chce, abyśmy mieli udział w cierpieniach Jezusa. Ap. Paweł mówi: żeby poznać Go i doznać mocy zmartwychwstania Jego i uczestniczyć w cierpieniach Jego, stając się podobnym do Niego w Jego śmierci-Flp.3.10  Ta ostatnia przyczyna jest prawdopodobnie najbardziej bolesna, lecz jednocześnie najbardziej skuteczna w procesie osiągania duchowego wzrostu i zrozumienia wspaniałej natury Boga. Jeżeli powoli zaczynamy rozumieć głębię cierpienia, jakie znosił za nas Chrystus, wtedy przybliżamy się coraz bardziej do Niego. W swoim cierpieniu otrzymujemy zaproszenie, by spotkać się z Jezusem jako cierpiącym Zbawicielem, który świadomie przyjął trudności, nawet cierpienie krzyża, ponieważ tak bardzo nas ukochał. Tę pełną cierpienia miłość możemy zrozumieć, kiedy cierpimy razem z Nim. On mówi, byśmy wzięli swój krzyż i naśladowali Go-Łk.9.23

    Nie znam nikogo, kto byłby zadowolony, że jego życie jest bolesne i trudne. Wszyscy chcielibyśmy iść po łatwej drodze, a nie toczyć się po szorstkim chodniku. Lecz zarówno historie biblijne, jak i nasze życie pokazują częściej to, że kiedy przyjmujemy Bożą prawdę, narażamy się na trudną podróż, która wymaga od nas głębokiej wiary, potrzebnej do przetrwania. Kiedy Mu zaufamy w cierpieniu, da nam siłę i pocieszenie, a przez to uszlachetni naszą wiarę. W wytrwałości nasze życie i wiara staną się głębsze i bogatsze.

    To, co Bóg chce nam pokazać i co uważa, że powinniśmy wiedzieć, odkrywa przed nami. Resztę zachowuje dla siebie, o czym mówi Mojżesz: " To, co zakryte należy do Pana, naszego Boga, a co jest jawne, należy do nas i naszych dzieci po wszystkie czasy"-5Mjż. 29;28

    Jest bardzo zasadnym zadawanie pytań: Dlaczego ja?. Nie w porządku jest jednak przypuszczenie, że mamy prawo domagać się odpowiedzi, która nas usatysfakcjonuje. Powodem tego jest oczywisty fakt, że kiedy mamy do czynienia z działaniem Wszechocnego i Mądrego Boga w ludzkich przedsięwzięciach, wgłębiamy się w tematy będące poza sferą naszych zainteresowań.

     
    Odpowiedz
  5. zibik

    Dlaczego chrześcijanie cierpią ?…

    Pani Jadziu !

    Przecież Pan Bóg zawsze jest nie tylko dobry, lecz również m.in. miłosierny, łaskawy, sprawiedliwy i doskonały – inaczej nie byłby Bogiem – Absolutem !

    Ponadto nigdy nie powoduje cierpienia stworzeń, a tym bardziej "nie zsyła na nas bólu czy nieszczęścia", jedynie dopuszcza cierpienie, ponieważ stanowi ono część naszej ułomnej natury – ludzkiej kondycji.

    Chyba nie tylko wg. mnie jedynym skutecznym i najlepszym "lekarstwem", dla bardzo udręczonej, strapionej, zbolałej i cierpiącej duszy jest adorowanie – patrzenie się na Chrystusa. Pomocne w naszym cierpieniu są różne formy aktywności katolickiej i chrześcijańskiej m.in. modlitwy, uczestnictwo w życiu społecznym i religijnym parafii, także we Mszy Świętej, adoracja Najświętszego Sakramentu, bądź medytacja, kontemplacja, uważne czytanie i pogłębione rozmyślanie nad treścią Słów Bożych. Mam nadzieję, że również nasze wzajemne ubogacanie i szczere, życzliwe komunikowanie się w portalu "Tezeusza". 

    Cierpienie przeżywane po chrześcijańsku staje się naszym współuczestnictwem w przeznaczeniu i życiu Jezusa, także Matki Jego, oraz wielu świętych osób i wzorowych członków Kościoła Świętego.

    Zawsze warto pamiętać, że nie tylko katolicy i chrześcijanie, lecz również Chrystus jest nadal prześladowany i cierpi razem z nami.

    W Kolosan 1,24 Ap. Paweł mówi :"Teraz raduję się z cierpień, które za was znoszę" – wynika z tego, że nasze cierpienia mogą być znoszone (ofiarowane) za kogoś. Napewno nie są dopustem Bożym, "pechem", czy karą Boga za osobiste grzechy.

    Ps. Życzę Pani wiele łask Bożych – Szczęść Boże !

     
    Odpowiedz
  6. jorlanda

    Dlaczego

    używa Pan nieustannie rozróżnienia" katolicy i chrześcijanie"? Przecież katolicy są chrześcijanami.

    Kiedyś pracowałam w pewnej organizacji, w której żartobliwie nazywano mnie kapelanem ateistów. Zawsze mówiłam im, że nie ma ateistów, tylko są niewidzący w wierze i bracia w niewierze. I że wśród chrześcijan często też są niewidomi w wierze, niesłyszący w wierze, potykający się w wierze.

    Ale teraz myślę, że wszyscy jesteśmy dziećmi Boga. Niezależnie od naszego wyznania. I że tego typu definiowanie się nawzajem też jest rodzajem cierpienia – na niedostatek naszej wiedzy o Bogu i Jego obecności w świecie.

     

     
    Odpowiedz
  7. zibik

    Katolicy i chrześcijanie !

    Owszem katolicy są chrześcijanami, lecz chrześcijanie nie zawsze są katolikami. Ponieważ jestem katolikiem używam znaku "i", nie po to aby rozróżniać, lecz podkreślić łączność między katolikami i chrześcijanami.

    Dziećmi Pana Boga jesteśmy wszyscy, lecz nie wszystkie dzieci stają się osobami dorosłymi. Czynią świadomie, dobrowolnie i odpowiedzialnie jedynie to, co może podobać się Bogu i być ofiarowne Bogu lub bliźnim.

    Czy wszystkie "dzieci" –  "niezależnie od wyznania" przeżywają cierpienie po chrześcijańsku tj. szczerze i godnie współuczestniczą w przeznaczeniu i życiu Jezusa ?………

    Ponadto rozważają Słowo Boże i egzystują wg. rad ewangelicznych ?……….. są grzeczne  i Jemu wierne, posłuszne i bezgranicznie oddane ?…….

     

     
    Odpowiedz
  8. zibik

    Dzieci kochane i właściwie wychowywane są grzeczne !

    Wszystkie dzieci kochane i właściwie wychowywane są grzeczne, a rodzice (dorośli)?……. nie zawsze !

    Pani Jolu – już nie jestem dzieckiem grzecznym, ani łobuzem, czy chuliganem – teraz pragnę Jego Miłości, a nawet Miłosierdzia, bo niezbyt sumiennie i udolnie staram się być coraz bardziej człowiekiem – dorosłym, prawym i odpowiedzialnym, także katolikiem i chrześcijaninem wiernym, posłusznym i oddanym Jezusowi Chrystusowi, oraz Jego Matce i Kościołowi Świętemu.

    A Pani?……

     
    Odpowiedz

Skomentuj artaharon Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code