Lustracja bicz na antylustratorów

Ucieszyłem się, gdy Jarosław Kaczyński zapowiedział, że jeśli Trybunał Konstytucyjny odrzuci obecną ustawę, to on doprowadzi do przyjęcia nowej ustawy, według którego otwarte zostaną wszystkie (no prawie wszystkie) archiwa IPN. Ale radość trwała krótko, bowiem uważniejsza lektura wywiadu w “Gazecie Polskiej” uświadamia, że otwarcie archiwów ma być wyłącznie groźbą na tych, którzy nie chcą lustracji w jej obecnym kształcie.

Groźbą nakierowaną zresztą bardzo konkretnie: na środowiska polityczne. Bo od razu premier zapewnił, że Kościół może spać spokojnie. Archiwa jego dotyczące nie będą ujawniane. Dlaczego? Bo Kościół jest odrębną instytucją i państwu nic do niego – podkreślał premier. Fajnie, ale bardzo ciekawi mnie jak Jarosław Kaczyński rozumie Kościół? Czy tylko jako duchownych, czy też tak jak samorozumie się Kościół? Jeśli tak – to z lustracji nici. Bowiem ochrzczonych w Polsce jest 95 procent obywateli. Każdy z nich jest Kościołem. Czy to oznacza, że oni nie będą lustrowani?

Wiem, że sprowadzam myśl premiera do absurdu, ale robi to i sam premier. Bo jak wyobraża on sobie wyselekcjonowanie materiałów, tak by w dokumentach na temat, bo jak wiem, np. strajku w jednej z kopalni, nie pojawiały się donosy napisane przez np. jednego z hierarchów? Jak dojść do sytuacji, że wyrzuci się z teczek donosy proboszczów czy księży profesorów? I w imię czego to robić? Bo jeśli chodzi tylko o kupowanie poparcie Kościoła – to nie jest to gra warta świeczki.