Koniec lustracji w Kościele

Z dużej chmury mały, by nie powiedzieć żaden, deszcz. Tak najkrócej podsumować można wyniki prac Kościelnej Komisji Historycznej i Zespołu do spraw Oceny Etyczno-Prawnej, które pochylały się przez pół roku nad dokumentami SB, dotyczącymi współpracy niektórych obecnych biskupów. Komisja, jak można się było spodziewać, uznała, że żaden z hierarchów, których dokumenty znajdują się obecnie w IPN nie podjął świadomej i dobrowolnej współpracy, a ich kontakty z bezpieką można, co najwyżej określić ?nieroztropnymi?. Kilka dni później w ?Dzienniku ukazał się dodatkowo wywiad z biskupem Stanisławem Budzikiem, który otwarcie obwieścił koniec lustracji w Kościele. ? Chcemy wreszcie postawić – z naszej strony ? kropkę nad i tzw. lustracji biskupów i zająć się tym, co dla misji Kościoła najważniejsze ? ewangelizacją ? obwieścił biskup Budzik. Problem polega tylko na tym, że przyjęta przez biskupów w kwestii lustracji (ale przecież nie tylko) metoda działania niezwykle utrudnia wiarygodne sprawowanie misji, jaką stawia przed sobą Kościół.

Przemilczeć problemy

Po raz kolejny bowiem okazało się, że ? niezależnie od dochodzących zza zamkniętych drzwi sal, w których obraduje Konferencja Episkopatu, odgłosów debaty na temat najważniejszych problemów trapiących polski Kościół, biskupi nie są w stanie sformułować żadnego przekazu i podjąć jasnych i radykalnych decyzji. Zamiast tego, we wszystkich w zasadzie najważniejszych problemach, przyjmują ten sam styl działania ? zamilczania, powoływania komisji i zamykania ust krytykom, i wreszcie przeczekiwania problemu. Tak było i jest w przypadku Radia Maryja (tu jednak krytycy są także wśród biskupów, zamknięcie ust jest więc o wiele trudniejsze), arcybiskupa Juliusza Paetza (który nadal w opinii wielu jest tylko ofiarą nagonki) czy właśnie lustracji. Ta ostatnia kwestia stać się zresztą może wręcz modelem zachowania biskupów w sytuacji kryzysowej.

Wszystko zaczyna się od zdecydowanego zaprzeczania oskarżeniom (niezależnie od tego, czego one dotyczą), później zaczyna się próba zamykania ust duchownym (bo świeckim się nie da), którzy zabierają głos w sprawie i ? co ostatnio coraz rzadsze ? mają inną niż większość biskupów opinię. Gdy media nie milknął (a to one są w minionych latach głównym motorem jakichkolwiek działań w sytuacjach skandali) informuje się o powołaniu komisji (można tu wstawić dowolną nazwę) lub wszczęciu kościelnych dochodzeń w jakiejś sprawie. Wyciszenia sprawy w mediach, a niekiedy także w społeczeństwie, zazwyczaj albo skłania do zamrożenia działalności komisji (do czasu kolejnego skandalu) albo wręcz do opublikowania raportu z jej działalności, który zdejmuje wszelką odpowiedzialność z hierarchii, a często również z osób oskarżanych lub tylko podejrzanych w danej sprawie.

Uciszyć posłańców

I wtedy można spokojnie przejść do etapu ostatniego: ukarania, ale nie osób zamieszanych w skandal, a tych, którzy zdecydowali się o nich mówić. Zdrada (a tak traktowana jest próba mówienia o problemach) musi zostać potępiona, a zdrajca ukarany, przynajmniej środowiskową infamią czy osamotnieniem. To dlatego na zdecydowanej większości spotkań z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim niemal nie spotyka się duchownych, i to nawet jeśli wydali oni zgodę na zorganizowanie spotkania na terenie parafii. Dlatego nie zdecydowano się na rozpatrzenie sprawy ks. Zaleskiego przed sądem metropolitalnym, i dlatego też zdecydowano się usunąć z zakonu jezuitów diakona Andrzeja Miszka, który apelował o lustrację Towarzystwa Jezusowego i w kilku tekstach blogowych wskazywał jakie problemy rodzi tolerowanie braku rozliczenia. Podobny model nacisków stosowano jednak także w innych kwestiach, by wspomnieć tylko poznański skandal wokół abp Paetza, na skutek którego najmocniej ucierpieli klerycy oraz duchowni, którzy wystąpili przeciwko metropolicie.

Takie traktowanie ?niepokornych?, a czasami zwyczajnie uczciwych i odważnych duchownych sprawia, że trzeba coraz więcej determinacji, by zdecydować się po własnym imieniem i nazwiskiem mówić rzecz, które mogą nie spodobać się przełożonym. I dlatego coraz częściej w mediach występują już wyłącznie dominikanie, jezuici (ci ostatni jednak, dyskretnie wycofali się z dyskusji nad lustracją) i kilku przedstawicieli innych zgromadzeń oraz księży naukowców. Pozostali duchowni albo ograniczają się do powtarzania opinii biskupów albo do wypowiedzi na tematy wąsko pojętych własnych specjalizacji naukowych. A skutek jest taki, że zanika niemal poważna dyskusja nad problemami czy choćby debata nad przyszłością polskiego Kościoła. Grupowy konformizm i obawa przed uznaniem za ?kalającego własne gniazdo? jest tak silny, że wielu duchownych unika nawet wzięcia udziału w debacie, w której uczestniczy świecki, który zabiera głos w sprawach kościelnych i nie zawsze zgadza się z biskupami.

Kościół bez twarzy

Na postępujący proces konformizacji dyskursów wewnątrzkościelnych oraz niechęć do mówienia o problemach nakłada się jeszcze dodatkowy problem: brak wyrazistych przywódców, liderów, którzy chcieliby i byli w stanie wziąć na siebie zadanie przewodzenia polskiemu Kościołowi. Kolejne osoby ?mianowane? na to stanowisko przez media albo nie są w stanie (jak wydaje się kard. Dziwisz, który mimo całego swojego autorytetu nie był w stanie nawet przeforsować napisania listu do generała ojców redemptorystów), albo nie chcą (co wydaje się być przypadkiem abp Kazimierza Nycza, który na tyle mocno zaangażował się w porządkowanie sytuacji w Warszawie, że nie starcza mu czasu na zaangażowanie ogólnopolskie). Formalny zwierzchnik polskich biskupów, czyli przewodniczący Konferencji Episkopatu abp Józef Michalik także nie próbuje nawet zostać obliczem polskiego Kościoła. A jedyny hierarcha, który nie tylko, by chciał, ale nawet próbuje to zrobić, czyli abp Sławoj Leszek Głódź zupełnie się do tej roli nie nadaje.

A skutek jest taki, że w polskiej debacie publicznej wciąż brakuje jasnego i zdecydowanego stanowiska Kościoła w wielu kluczowych kwestiach. Listy przygotowywane i wydawane przez Konferencję Episkopatu są zazwyczaj efektem kompromisu, dopisywania do nich zdań, które mają osłabić jego pierwotne znaczenie, tak by stało się ono akceptowalne dla biskupów myślących inaczej, niż autorzy dokumentu. W ten sposób jednak odbiera się tym listom jakąkolwiek treść i znaczenie, wynika z nich bowiem zbyt często, że hierarchowie są, by posłużyć się barwnym porównaniem Wałęsy, ?za, a nawet przeciw? rozmaitym zjawiskom czy wydarzeniom. I nie zmienia tego nawet obecność kilku biskupów, którzy wypowiadają się w kwestiach społecznych. Ich głos jest bowiem zbyt osamotniony, by choć sprawiał wrażenie opinii kościelnej.

Potrzeba świętych Stanisławów

Biskupi i księża, którzy w Polsce tradycyjnie odgrywali rolę ?głosu sumienia?, w sytuacji najdynamiczniejszego od wieków procesu przemian społecznych i obyczajowych, niejako skazują się na milczenie. Odmowa zajęcia się problemami trapiącymi rozmaite kościelne środowiska, niechęć do zajęcia wyrazistych stanowisk, wygaszanie debaty i nieobecność liderów czy przywódców mogących pociągnąć za sobą świeckich i duchownych katolików ? w zasadzie czynią głos Kościoła nieobecnym. Jedynym lekarstwem zaś, jakie jest stosowane na ten coraz lepiej widoczny proces, pozostaje nacisk i dogadywanie się z władzą (niezależnie od jej orientacji politycznej). Brak krytyki posunięć władzy albo wycofanie się z kwestii drażliwych jest ceną za brak zmian w ustalonym zwyczajowo status quo prawnym w istotnych dla Kościoła kwestiach.

Problem polega tylko na tym, że polityka taka, choć na krótką metę skuteczna, nie tylko rodzi wzmożoną krytykę, ale też oddaje przestrzeń debaty publicznej grupom interesów wrogim lub obojętnym wobec Kościoła. Utrzymywanie, głównie już w tej chwili mocą politycznych wpływów, moralnego status quo skończy się w momencie, gdy okaże się, że wpływy Kościoła są o wiele mniejsze niż wskazują na to statystyki? Jeśli chce się temu zaradzić konieczna jest nie tylko otwarta dyskusja na temat problemów, ale też otwarcie na media i nowe postacie. Niekoniecznie muszą to być, jak postulował ks. Stefan Moszoro-Dąbrowski święci Ambrożowie, w tej chwili wystarczą nam św. Stanisławowie, którzy nie będą obawiali się wystąpić przeciw interesom politycznym i otwarcie głosić Ewangelię. W porę i nie w porę, niezależnie od tego, kto i jak rządzi. Nie licząc się z politycznymi skutkami swoich wypowiedzi.

Źródło: Rzeczpospolita 6.12.07

 

Komentarze

  1. Anonim

    Jak to śpiewał kiedyś ś.

    Jak to śpiewał kiedyś ś. p. Grzegorz Ciechowski: “Ta piosenka została napisana dla pieniędzy”. No chyba, że honorarium poszło na zbożny cel, to przepraszam.

     
    Odpowiedz
  2. Anonim

    Sytuacja wyglada tak.Mowiac

    Sytuacja wyglada tak.Mowiac obrazowo.
    Statek zaczyna niebezpiecznie przechylac sie na jedna strone. Sa dziury w statku i to nawet nie gdzies głeboko ale całkiem widoczne. Statek zaczyna tonac.
    I co sie dzieje? Kapitanowie i załoga stwierdzaja ze zadnych dziur nie ma, a jezeli nawet sa to zamiast je łatac i zatykac robia niewprawnie nowe.Czekaja ze moze mchem zarosną z czasem. Nie wiedza ze statek dziurawy raczej płynac nie moze…..
    A pasazerowie?
    Czesc juz schroniła sie do szalup i albo sie placze po morzu, albo dobiła do jakiegos lądu, albo wyłowił ich inny statek i zajał sie nimi troskliwie.
    Pozostali czekaja na informacje kapitana, patrza na dziury, sadza ze moze te dziury sa złudzeniem, i czekaja ” zatonie czy nie zatonie” “orzeł czy reszka”?

    Nieliczni tylko usilnie staraja sie pokazac wszystkim te dziury…ale ci co pozostali ich widziec po prostu nie chca.
    Pytanie moze kontrowersyjne. Czy nalezy ratowac
    – statek,
    -kapitanow,
    – czy pozostałych pasazerow?
    jezeli wszyscy tak usilnie chca isc na dno? Czy Bog chce tej akcji ratowniczej?

    A jezeli ratowac to jak, jezeli zainteresowani tego nie chca?

     
    Odpowiedz
  3. Anonim

    Krzysztof,czy to ty masz

    Krzysztof,czy to ty masz dzisiaj dyżur?Daj sobie spokój.Artykuł p.Terlikowskiego jest świetny i nie wymaga żadnego komentarza.Nie ośmieszaj siebie lub tych co za tym stoją.

     
    Odpowiedz
  4. Fajencja

    Panie Tomaszu, bardzo

    Panie Tomaszu, bardzo dziekuje za ten mocny, jednoznaczny artykul, ktory nie ma watpliwosci w sprawach, w ktorych tej watpliwosci byc nie powinno. ‘ Niech mowa wasza bedzie tak, tak, nie, nie’.
    Pisze Pan: ‘(…)później zaczyna się próba zamykania ust duchownym (bo świeckim się nie da). I dobrze, ze swieccy tacy, jak Pan sa i ‘wala prawda po oczach’.
    Wspolnota księży przypomina czesto wojsko lub jakąs partie, gdzie nawet myslec na wlasny rachunek nie nalezy.
    Owszem, jest slubowanie posluszenstwa przelozonemum, ale najwazniejszym Przelozonym jest przeciez Chrystus, ktory powiedzial, ze jest Prawda, Droga…
    O tym wojsku to powiedzial mi raz jeden ksiadz, ze tak sie czesto czuje…

     
    Odpowiedz
  5. MalgorzataPastewka

    Jakze drogi panie (ksieze)

    Jakze drogi panie (ksieze) Krzysztofie,
    sp.Ciechowski spiewal powyzszy cytat z autoironia, tak samo jak Kazek Staszewski wali do mikrofonu “wszyscy artysci to prostytutki”, znaczy sie obaj bardowie publicznie zastanawiaja sie nad spoleczna rola ludzi z tzw. tworczego srodowiska.
    Na tyle na ile opanowalam czytanie ze zrozumieniem tekst T.Terlikowskiego dotyczy innych zagadnien niz utrzymanie siebie i rodziny z dzialnosci artystycznej.

    pozdrawiam
    m

     
    Odpowiedz
  6. MalgorzataPastewka

    Tomku,
    nie godze sie na

    Tomku,
    nie godze sie na odtrabienie zakonczenia lustracji popeerlowskiej, poubeckiej.
    Po prostu.
    I juz.

    I z tego co sie orientuje nie wypowiadam sie tylko w swoim imieniu. Co najwyzej dopuszczam (ale w ograniczonym zakresie)dyskusje o formie lustracji.

    pozdrawiam
    m

     
    Odpowiedz
  7. MalgorzataPastewka

    do diakona AM,
    a tak skolei

    do diakona AM,
    a tak skolei moja znajoma Maria C. jest przeciwna lustracji (jesli dobrze zrozumialam nasze prywatne wymiany zdan).
    Co moze stanowic dowod na to ze kosciolkowe ludzie nie stanowia szarej zbitej masy “niedzielnej”

    pozdr
    m

    ps. wez “wygoogluj” imie i nazwisko mojej znajomej i zobacz na indeksacje wynikow…
    🙂

     
    Odpowiedz
  8. ddn

    Tak naprawdę nie potrzeba

    Tak naprawdę nie potrzeba żadnych świętych. Potrzeba zadowolonych. Jak najwięcej zadowolonych ze swego życia ludzi. Zadowolonych z tego konkretnego życia każdego żyjącego teraz.
    O to właśnie wszyscy wraz z wszystkimi kościołami powinni sie zatroszczyć. A nie o to niewiadome, co będzie, albo i nie.
    Nie potrzeba na świecie już więcej ani jednego świętego. Ci co już są wyczerpali cały limit świętych przewidziany w tym eonie.

     
    Odpowiedz
  9. MalgorzataPastewka

    Boze…
    dominikano co ty

    Boze…
    dominikano co ty piszesz…?! smiem twierdzic ze uzywamy tych samych slow do oznaczenia zupelnie innych pojec..

    pozdrawiam
    m

     
    Odpowiedz
  10. Anonim

    Nie bardzo rozumiem

    Nie bardzo rozumiem dominikdano.
    Nam swietych napewno nie potrzeba. Czyzby dla przykładu? Nie mozna brac przykładu i porownywac sie z osoba, ktora zyła ilestam lat temu w okreslonych warunkach w okreslonym systemie i politycznym oraz w systemie przyjetych wtenczas wartosci i zasad.Takie porownanie i przykład jest bez sensu. To tak jakby porownywac np rycerza sredniowiecznego ze np miał na sobie kilkudziecieciokilogramowy rynsztunek i jeszcze władał ciezkim mieczem. A dzisiejszy mezczyzna?
    Oni sa dla siebie, a nie dla nas.
    A tak naprawde czy sa swietymi to wie tylko Bog.

    Pytanie matomiast zadam inne. Czy rzeczywiscie władzy czy to swieckiej czy koscielnej zalezy na tym by zyli szczesliwi ludzie? Smiem stwierdzic ze nie. Szczesliwy człowiek duzo trudniej podporzadkowuje sie władzy. Nieszczesliwego duzo łatwiej “kupic”,i łatwiej nim manipulowac, by miec wiecej “duszyczek” na swoje tutaj ziemskie usługi. Mniemam, ze zadne władza nie dba o szczescie swoich pooddanych.System kija o marchewki. Tyle ze swiecka władza posługuje sie kijem tego swiata. Koscielna kijem “drugiego brzegu”.

     
    Odpowiedz
  11. ddn

    Jadwigo i Małgorzato
    Po

    Jadwigo i Małgorzato
    Po pierwsze, nigdzie nie ma i nie było świętych. To chybiony religijny wymysł. Dopisywanie kolejnych celibatariuszy do listy świętych nigdy nie zmniejszyło ani nikczemności ludzi, ani również samego kościoła. Cudów niestety nie było.
    Po drugie, człowiek zadowolony nie jest mile widziany przez kościół.
    Do czego zadowolonemu człowiekowi potrzebna jest jeszcze jakaś instytucja religijna?
    Może mu tylko zaszkodzić, bo nie zechce dłużej znosić wmawiania mu poczucia winy, konieczności pokutowania, uczestniczenia w niezdrowych obrzędach religijnych, w rodzaju komunii, z której najbardziej zadowolone są bakterie chorobotwórcze i wirusy. Może też nie chcieć dłużej słuchać bredzenia ignorantów wygłaszających swe mądrości z ambon.
    Natomiast demokratycznie wybierana władza świecka chyba nie ma nic przeciwko zadowoleniu obywateli.

    Zadowolonym jest ten, któremu nic nie potrzeba, kto nie ma zbyt wielu pragnień, a najlepiej żadnych, ten kto cieszy się każdą chwilą, kto jest świadomy, że teraz oto żyje. Osiągnięcie takiej świadomości wymaga jednak podjęcia pewnego własnego wysiłku. Wiąże się to z odpowiednim treningiem duchowym prowadzącym do uspokojenia umysłu i urzeczywistnienia Prawdy, która wyzwala z ułudy.
    Niestety tylko nieliczni znajdują prawdziwe zadowolenia, a może je znaleźć każdy człowiek. Gdyby tylko kościół 9i inne instytucje religijne chciały temu sprzyjać, ale ,jak wcześniej pisałem, jest to sprzeczne z ich partykularnym interesem.

     
    Odpowiedz
  12. Anonim

    Dominikdano, napisałes

    Dominikdano, napisałes praktycznie to samo co ja czuje i mysle, tylko napisałam to delikatniej. Z ta róznica, ze swiecka władza nawet demokratycznie wybierana robi to samo. A jak mozna zdobyc głosy, elektorat itp jezeli wszyscy sa zadowoleni i nie ma czego obiecywac ze bedzie lepiej? Jezeli wszyscy sa tak szczesliwi to przede wszystkim zaczynaja patrzec na rece – władzy. Nieszczesliwi, niedouczeni, zestresowani, beda przede wszystkim patrzec sobie, sasiadom i najblizszym na przysłowiowe “rece”, popra kogokolwiek kto im cos naobiecuje ze bedzie lepiej.Tak własnie zdobywa sie wyborcow…..
    Naprawde historia nas juz tego nauczyła

    “Rządy dotrzymują słowa tylko wtedy, gdy są do tego zmuszone – lub, gdy jest to dla nich korzystne” [Napoleon I]

    “Społeczeństwo – to głównie władcy i bogacze, którzy są gotowi sfinansowac wszystko – co zapewni im pozostanie przy władzy i zachowanie majątku” [J.M. Simmel]

    Dlatego własnie lustracja w kosciele jest hamowana. No bo ktoz zrezygnuje z doczesnej władzy nad naiwnymi owieczkami?

     
    Odpowiedz
  13. Anonim

    Jakże Droga Pani (Siostro)

    Jakże Droga Pani (Siostro) Małgorzato. Chodziło mi tylko o to, że na pisaniu o lustracji też można całkiem nieźle zarobić i “wypłynąć” w mediach.

     
    Odpowiedz
  14. MalgorzataPastewka

    Coz ci moge odpowiedzic

    Coz ci moge odpowiedzic Krzysztofie?
    Na wszystkim mozna zarobic. Ze wszystkiego czerpac korzysci. Pozyskiwac dochody ( z przy tym nie krasc) na utrzymanie rodziny to raczej nie wstyd.
    I coz to znaczy “wyplynac”? Mam duzo wiecej lat niz to mozna wywnioskowac z tego jak wygladam i jak pisze.
    I ostatnio dosc czesto – w kazdym razie wcale nie tak zadko -lapie sie na tym ze moge powiedziec za Villonem “ach gdziez te niegdysiejsze sniegi?:…
    Co to znaczy 5 minut wrzawy (zwanej slawa)?

    Doswiadczam ostatnio wrecz schizofremicznych sytuacji.
    Wykonuje min. badania architektoniczne w tzw. znaczacych zabytkowych budynkach i projekty tez. Jak wykonuje to przypominam zwyklego robotnika a czasem jeszcze gorzej, bo siedze na samych dnach wykopow, kuje mlotkiem, jestem cala brudna albo dowodze ze wykonastwo odbiega od projektu i musze wtedy uzywac roooznych slow.
    A potem (zazwyczaj w srodku jakiegos malego tajfunu zawodowego, tak zebym nie daj Boze za bardzo nie znudzila sie) mam publiczne spicze i odzywaja sie telefony albo niektore milkna…
    http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=1378180
    Mnie to smieszy, bo zycie juz mnie nauczylo ze potem musze z powrotem w mrozie, w deszczu babrac sie w blocie i wygladac jak balwan okutany 4 swetrami i kurtka z czapka na oczach, z traktorami na nogach , z reumatyzmem w kosciach albo w cmurze pylu wapiennego notowac , lazic po drabinach, po rusztowaniach. I jeszcze potem tlumaczyc inwestorowi, urzednikom i jeszcze utrzmac pracownie, dom, znaczy sie fakturowac caly czas…
    “Miec nazwisko” dla mnie to dopust bozy.
    tyle
    pozdrawiam
    m

     
    Odpowiedz
  15. Marek

    Tomasz – dziękuję za ten

    Tomasz – dziękuję za ten artykuł. Prosto, jasno, konkretnie.

    Proponuję nie dyskutować tu z ludźmi którzy zamiast argumentów merytorycznych usiłują znieważyć piszących o lustracji (w stylu “na tym można zarobić”) a także z ludźmi którzy traktują udział w forum nie jako dyskusję na temat lustracji, ale jako okazję do głoszenia jakichś new-ageowskich twierdzeń (czyli, obiektywnie rzecz biorąc, trollują)

     
    Odpowiedz
  16. Anonim

    Jezus jest Jego Twarzą.
    To

    Jezus jest Jego Twarzą.
    To tylko krzykacze chcą na Nim ubić swój własny interes zaspokojenia swojego wybujałego ‘ego’.

     
    Odpowiedz
  17. ddn

    To bardzo bolesne, że Jezus

    To bardzo bolesne, że Jezus stał się niezasłużenie firmą kościoła, który Go po prostu zawłaszczył dla własnych partykularnych interesów. W tym celu stworzono na wzór pogańskich baśni mit Mesjasza-Chrystusa, którym On nigdy nie był, przypisano mu nadludzkie, czyli boskie pochodzenie i narodziny z dziewicy.
    Gdyby to oboje usłyszeli byliby co najmniej skonfudowani, nie mówiąc już o naturalnym ojcu. Maria pewnie by się strasznie zawstydziła, że jest posądzana o cudzołóstwo i że jej Syn jest bękartem. Gdyby Jezus takie coś przewidział, to z pewnością by nie zmartwychwstał.

     
    Odpowiedz
  18. MalgorzataPastewka

    Drogi GK,
    przepraszam ze sie

    Drogi GK,
    przepraszam ze sie wtracam ale czy Kosciol nie jest dzielem bozym jaki i ludzkim zarazem? Swietym i grzesznym jednakowoz?

    Szczescie ze Bog jest fundamentem Kosciola.
    tyle mozna rzecz
    pozdrawiam
    m

     
    Odpowiedz
  19. Anonim

    Hmm…przypadkowo wpadłam

    Hmm…przypadkowo wpadłam na ten blog i wcale mnie ten artykuł nie zachwycił. Otoz sprawa jest przedstawiona powierzchownie!
    Wcale nie jest takie oczywite jakimi motywacjami kieruja się ci,ktorzy głosno wołaja o zmiany w Kosciele, zwlaszcza,ze najgłosniej krzyczą ci,ktorzy z Kosciołem nie mają nic wspólnego oprócz wspólnego krytykanctwa.
    A nawet ci ,ktorzy ponoc mówia prawde czesto mówia “swoją” subiektywną prawde i takze czesto z róznych motywacji i pobudek ot chocby z chorych ambicji.
    Poza tym z punktu widzenia wiary musimy pamietac,ze jesli jaks mysl pochodzi od Boga to sie ją zrealizuje przy pokorze i cierpliwosci, a jesli nie, to sama ona się rozsypie.
    Mam wrazenie, po wielu takich rozsypywaniach się,ze wielu amibitnych “reformatorów” kieruje się nieciekawymi motywacjami nie zawsze o tym wiedzac. W ten sposób wiecej niszczą niz budują dajac pozywke róznego rodzaju krytykantom antyklerykalnym.
    Przeciez celem chrzescijanian jest głosic Prawde a nie “prawde” i trzeba to robic umiejetnie a nie po zbójnicku.
    ps. widze tez to co opisuje Pan Terlikowski ,a jednoczesnie nie zgadzam sie z niektórymi jego sposobami działan i działaniami tych,ktorych chwali.
    Nie mozna bowiem budowac Królestwa Bozego bolszewickimi sposobami:/
    pozdrow.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code