Kilka myśli noworocznych

Na przekór czasowi oszalałemu w swoim pędzie postanowiłam zapisać kilka ostatnio poczynionych refleksji – przełomowych o tyle, że pochodzą z przełomu starego i nowego roku. 

O stawaniu w prawdzie

Niewątpliwie trzeba stawać w prawdzie, ale niekoniecznie stać w prawdzie przez 24 godziny bez przerwy. Niektórzy zresztą wskutek rozmaitych życiowych okoliczności muszą stawać w prawdzie tak często i nieuchronnie, że lepiej dla nich, aby czasami mogli sobie usiąść i odpocząć, a nawet zdrzemnąć się przez chwilę. Owszem, brzmi to niepedagogicznie i szeroko otwiera furtkę samousprawiedliwienia dla miłośników fantasmagorii, ale lepsza taka furtka, niż kolczaste druty realizmu. 

O niebach

Wysłuchałam opowieści o takiej wizji nieba, w którym zrealizujemy wszystkie nasze dobre zamiary i pragnienia niespełnione tu na ziemi. Wynagrodzone zostaną nasze cierpienia i wyrzeczenia. Paralityczka zeskoczy z wózka inwalidzkiego i zostanie primabaleriną, a malarz, który poświęcił życie ubogim, namaluje najwspanialsze swoje obrazy – tak by to w skrócie wyglądało. I nawet fajnie na pierwszy rzut oka. Tyle że za bardzo wydaje się to spokrewnione z dominującym we współczesnej kulturze dążeniem do samorealizacji za wszelką cenę. 

Chyba zresztą żadna wizja nieba nie jest bezinteresowna. Niedawno oglądałam film Kusturicy „Underground”, w którego ostatniej scenie wszyscy tragicznie zmarli bohaterowie ożywają ponownie na słonecznej i pełnej szczęścia rajskiej wyspie. Wszyscy oprócz występujących w początkowych scenach filmu zwierząt z ogrodu zoologicznego, które stały się pierwszymi ofiarami niemieckich bombardowań Belgradu w 1941 roku. Uważam niewskrzeszenie tych zwierzaków za duży brak. Co więcej, mam osobisty żal do św. Tomasza z Akwinu o to, że narzucił trwające już od dziesiątków pokoleń tak poważne ograniczenie wyobraźni. 

O pobożnych niewiastach

Czytam o roli niezamężnych kobiet (dziewic i wdów) w starożytnym Kościele. Z odległości kilkunastu wieków oraz tysięcy historycznych opracowań wygląda to wręcz sielankowo: pędziły pobożne życie, oddając się gorliwie praktykom religijnym i dziełom miłosierdzia, a ich postawę traktowano jako „przejaw duchowej siły chrześcijaństwa w świecie daleko posuniętego zepsucia obyczajów, znamionującego schyłkowe społeczeństwo rzymskie”. 

Na chwilę zamarzyłam o wejściu w rolę takiej starożytnej pobożnej niewiasty. Szybko jednak wycofałam się z tej opcji – bynajmniej nie ze strachu przed okrutnym zepsuciem ówczesnego świata ani nawet nie z obawy przed brakiem pralki i kuchenki gazowej. Nikt nie zabrania mi przecież w towarzystwie tych pożytecznych sprzętów prowadzić pobożnego życia na miarę naszych czasów. Nurtuje mnie tylko pytanie, jaka postawa, zwłaszcza w przypadku kobiety, mogłaby dziś zostać uznana za przejaw duchowej siły chrześcijaństwa. 

O wierze bez przemocy

Podczas tegorocznych Rekolekcji Adwentowych Tezeusza najczęściej czytano i powracano do teksów, które – mówiąc najogólniej – proponowały radosną wizję wiary. Patryk Jakubowski szukał miłości do Boga poza ograniczeniami denominacji, ks. Adam Winski zachęcał, abyśmy w adwencie nie stresowali się za bardzo i pozwolili Bogu działać za nas, ks. Andrzej Draguła przypominał, że Bóg ocala, ks. Krzysztof Tłoczek ze Zjednoczonego Kościoła Chrześcijańskiego stawiał rozrzutną miłość ponad ortodoksją… 

Dlaczego najchętniej wybierano te właśnie teksty? Według mnie dawały one najwięcej nadziei na bezpośrednią relację z kochającym i ukochanym Bogiem. Bez ocen, czy ta miłość jest poprawna, czy mieści się w takim lub innym ludzkim kanonie. Bez nakazów i zakazów co do samego kształtu tej jakże często największej, najtrwalszej, ale też najskrytszej nawet dla nas samych miłości naszego życia. 

Wybieraliśmy te teksty jako czytelnicy, bo jesteśmy zmęczeni poradami, przestrogami, receptami, które mają ułatwiać nam moralne wybory, ale nie dają nam poczucia, że zbliżają nas do Boga, a często nawet wydają się od Niego oddalać. Odruchowo bronimy się przed gorsetami i pancerzami, przed musztrą i uniformizacją, co u starszych może wynikać ze złych doświadczeń, a u młodszych – ze zdrowego instynktu samozachowawczego. Bliska nam jest w gruncie rzeczy teoria non-violence św. Augustyna: „Kochaj i czyń, co chcesz”.   

 

 

Komentarz

  1. beszad

    Niebo jako osobista wizja …i jako stan naszych odmienności

     Kiedyś obejrzałem ciekawy film amerykański "Między piekłem a niebem" – film skrajnie oceniany, bo z pozoru może wydawać się naiwnym obrazkiem. A zawierał on właśnie osobistą wizję piekła i nieba po nagłej śmierci, w którą podążyła najpierw zrozpaczona kobieta za swym dzieckiem, a potem ich śladami jej mąż. Każde z nich stawało jednak przed zupełnie innym obrazem rzeczywistości potępienia i zbawienia. Przy czym wizja piekła nie była żadnym miejscem zesłań i tortur, ale stanem świadomego odcięcia się od wszelkiej pomocy, stanem absolutnego buntu i negacji, a tym samym stanem własnej niemocy.

    Nie było tortur, tylko poczucie marazmu w mrocznej jamie wypełnionej pająkami (alegoria lęku?). Ale też piekło nie było czymś ostatecznym. Pomoc musiała jednak przyjść z zewnątrz. Tutaj osobą uwalniającą był mąż – człowiek, który w tą mroczną rzeczywistość wniósł własną nadzieję. Musiał jendak najpierw wejść w jej głębię, pełną wyobrażeń należących do jego żony – co stanowiło doskonałą ilustrację empatycznego uczestnictwa w wewnętrznym świecie drugiej osoby.

    I tutaj właśnie otwierała się przed nimi wspólna przestrzeń nieba.  Myślę, że jakkolwiek z jednej strony jesteśmy skazani na własne wyobrażenia, to zdając sobie sprawę z tego, że to tylko osobiste wizje, że niebo jest zawsze o krok dalej, to jednak świadomość tego, że każdy nosi w sobie inny świat tych obrazów, decyduje o tym, że stale czujemy przed sobą to wezwanie do przełamywania tych odmienności – do wchodzenia w świat Innego (Boga, który nie tylko "sam w sobie", ale również w drugiej osobie, zawsze jest inny od naszych wizji). Dziękuję za tę okazję do wspólnych rozważań i pozdrawiam!

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code