, , ,

Katolicyzm zamknięty w doczesności

Biorąc do ręki książkę Stanisława Obirka Umysł wyzwolony. W poszukiwaniu dojrzałego katolicyzmu, trudno nie zadać sobie pytania o wyznaniową tożsamość autora. Obirek pisze na samym początku: „Mój katolicyzm jest osobliwy” (11). Cały dalszy wywód potwierdza tę wstępną deklarację. „Katolickie chrześcijaństwo bezwyznaniowe” to najbliższe Obirkowi określenie jego postawy, wzorowanej na Leszku Kołakowskim i na religijnych indywidualistach, bohaterach znakomitej książki Kołakowskiego Świadomość religijna i więź kościelna. Studia nad chrześcijaństwem bezwyznaniowym XVII wieku. Obirek pragnie zachować przyjazne spojrzenie na chrześcijaństwo, a zarazem dystans do jego doktryny. Właśnie „dystans” jest jednym z najczęściej powtarzających się w tej książce słów: dystans wobec Kościoła jako instytucji, dystans wobec rzymskokatolickich dogmatów, a może nawet dystans wobec doświadczeń osobistego życia religijnego, o którym wzmianki są zadziwiająco skąpe. Stąd pierwszy wniosek: dojrzały katolicyzm, ku któremu zaprasza Obirek, nie jest na pewno katolicyzmem zaangażowanym, czyli inaczej mówiąc, jest to katolicyzm letni.

Inną ważną cechą dojrzałego katolicyzmu jest według Obirka odważne posługiwanie się własnym rozumem. Chociaż połączenie dystansu z odwagą wydaje się teoretycznie i praktycznie konstrukcją dosyć ryzykowną, to jednak towarzyszące cały czas czytelnikowi echa Kantowskiego hasła Sapere aude! stanowią na pewno najmocniejszą i najwartościowszą stronę tej książki. Zwłaszcza polski katolicyzm, który ma ubogą intelektualną tradycję, wymaga pod tym względem pracy od podstaw: wyrabiania odpowiednich nawyków wśród duchownych i świeckich, rozbudzania teologicznych i religioznawczych zainteresowań, skłaniania do refleksji. Na tym polu liczy się każdy poważny głos i każde dobre pióro. Dlatego Umysł wyzwolony to książka dla polskiego katolicyzmu bardzo ważna, stawiająca lub przypominająca pytania istotne dla współczesnego katolika, wywołująca niekiedy zdecydowany opór, ale na pewno zachęcająca do dyskusji i wskazująca kilka jej istotnych kierunków .

Krytyczne spojrzenie Obirka ujawnia bolesne miejsca i zagrożenia, wobec których katolicy nie powinni na pewno przechodzić obojętnie. Lista spraw, które wymagają pogłębionej refleksji, a nawet konkretnego przeciwdziałania, jest długa i obejmuje: napięcie między doświadczeniami religijnymi a instytucją Kościoła; upolitycznienie religii, która przybiera wówczas formę fundamentalizmu; powstawanie na bazie religii opresyjnych systemów, ograniczających ludzką wolność; stosowanie przez Kościół stereotypowych uproszczeń opisu rzeczywistości i katolicką pedagogię strachu; sięgające czasów rzymskich, przeciwne ewangelicznym zasadom związki Kościoła z władzą państwową; trudności i ograniczenia w dialogu Kościoła ze współczesną cywilizacją; próby legislacyjnych uzurpacji i naruszania przez Kościół mechanizmów demokratycznego państwa; sprowadzanie religijności do infantylnego powtarzania rytualnych formuł; wreszcie takie specyficzne cechy polskiego katolicyzmu jak słabość teologicznej refleksji, skupienie na zewnętrznej obrzędowości, ksenofobia i brak tolerancji. Innym bezspornie ważnym, a zasygnalizowanym przez Obirka zagadnieniem jest wyraźniejsze uwzględnianie żydowskiej perspektywy w badaniach korzeni chrześcijaństwa oraz odpowiedzialności Kościoła za antysemityzm i Holokaust.

Postulatowi otwartej dyskusji o wszystkich powyższych kwestiach można po prostu przyklasnąć. Są jednak w Umyśle wyzwolonym obszary wymagające znacznie bardziej wstrzemięźliwej akceptacji. Trudno na przykład lekceważyć zarzuty, że niezrozumieniu myśli Jana Pawła II towarzyszy nadmierny kult jego osoby, chociaż Obirek, znany z upartej krytyki Jana Pawła II, ogranicza się w niej raczej do powierzchownych argumentów. Również teza, że sekularyzacja to „odpowiedź człowieka współczesnego na nadużycia instytucjonalnych form religii” (250), wymaga zastanowienia mimo widocznej na pierwszy rzut oka jednostronności. Nigdy też za wiele przypominania o konieczności dialogu z niewierzącymi i wyznawcami niechrześcijańskich religii, choć trzeba pamiętać, że od deklaracji Dominus Iesus, będącej głównym przedmiotem ataku Obirka, minęło już prawie 11 lat, sporo zmieniło się w Kościele i wspomnienie o takich inicjatywach jak „nowa ewangelizacja” czy „dziedziniec pogan” wymagałoby przynajmniej proporcjonalnej wzmianki.

Dużą zasługą jest zebranie w jednym obszernym tomie tak wielu aktualnych i palących problemów katolicyzmu. Dobrze, że to, co można znaleźć rozproszone w żarliwych dyskusjach internautów na różnych religijnych forach albo w niszowych czasopismach dla katolickiej inteligencji, wydobyło się z chaosu i znalazło swoje miejsce w książce znanego polskiemu czytelnikowi autora. Szkoda, że tak ważne problemy nie doczekały się bardziej pogłębionej analizy. Owszem, Obirek cytuje chętnie cudze publikacje, dostarczając w ten sposób czytelnikowi cennych informacji bibliograficznych. Tego rodzaju zabiegi powodują jednak, że książka sprawia raczej wrażenie zbioru notatek, robionych z lektur w ciągu ostatnich kilku lat, niż przemyślanego i spójnego wywodu. Niekiedy chciałoby się po prostu, aby ucichł zgiełk mnóstwa interesujących skądinąd opinii i aby autor odezwał się wreszcie własnym głosem, zajmując zdecydowaną postawę, okazując jakiekolwiek uczucia, rzucając oryginalną myśl. Niestety, zdarza się to niezmiernie rzadko i bardzo łatwo przegapić takie wyczekiwane nieraz przez kilkadziesiąt stron krótkie momenty. Czytelnikowi, który pragnie dowiedzieć się, jaki powinien być dojrzały katolicyzm, pozostaje zatem mozolna rekonstrukcja poglądów autora.

Wspomniałam już, że cechami dojrzałego katolicyzmu są według Obirka dystans i odwaga. Jednego i drugiego potrzeba, aby dokonać swobodnego wyboru religii i uwolnić się od instytucjonalnych uzależnień, w tym zwłaszcza od Kościoła katolickiego. Nie negując wolności wyboru zakładam, że ktoś może wybrać chrześcijaństwo bezwyznaniowe. Wówczas książka Obirka będzie dla takiego człowieka oparciem i cennym zbiorem wskazówek. Co jednak ma zrobić osoba, która z własnej nieprzymuszonej woli wybiera przynależność do Kościoła katolickiego z całą świadomością jego dogmatów, nakazów i strukturalnych uwarunkowań? Tego rodzaju wyboru Umysł wyzwolony nie przewiduje albo najwyżej implicite zakłada jako ucieczkę od wolności. O tym, że Kościół katolicki jest ukazywany wyłącznie jako instytucja, a o jego mistycznym wymiarze nie pada ani jedno słowo, nie warto chyba nawet wspominać w takim kontekście.

Obirek opowiada się zresztą nie tylko za katolicyzmem pozainstytucjonalnym, ale także pozadogmatycznym. Nieprzesądzanie o boskości Jezusa ma być panaceum na religijne spory i warunkiem powodzenia międzyreligijnego dialogu. „Agnostycyzm religijny, odnośnie do dogmatu chrystologicznego i ściśle z nim związanego dogmatu trynitarnego (wiara, że istnieje jeden Bóg we trzech osobach), nie musi niczego zmienić w spojrzeniu na historię chrześcijaństwa, a może dać poczucie wolności wobec absurdalnych sporów na tle rozumienia słów” (122). Krótko mówiąc, kwestie religijne zostają tym razem sprowadzone do języka, czyli czysto ludzkiego tworu. Fascynacja autora osiągnięciami badań nad tekstem, hermeneutyki, językoznawstwa i mitoznawstwa eliminuje specyfikę religijnego doświadczenia. Dlatego zamiast otwarcia na transcendencję mamy raczej do czynienia z otwartym redukcjonizmem.

Co pozostaje odważnemu i zdystansowanemu katolikowi, gdy rozstanie się już z Kościołem i uwolni od podstawowych dogmatów? Chyba tylko „poczucie wspólnoty z duchowym doświadczeniem ludzkości” (21) i teologia apofatyczna, której lepsza znajomość „pozwoliłaby nawiązać owocny dialog ze współczesnym sceptycyzmem” (258). Kłopot polega jednak na tym, że samo poczucie owej wspólnoty trudno zobiektywizować czy wyartykułować na tyle jasno, aby mogło być czymś więcej niż emocjonalną przynętą i aby stanowiło podstawę rzeczowego dialogu. Z teologią apofatyczną sprawa wygląda jeszcze gorzej, gdyż wyznacza ona granice języka, nie wytwarzając w zasadzie jego treści, toteż nic dziwnego, że nie sprawdziła się dotychczas jako narzędzie przekazu religijnej tradycji czy światopoglądowych dyskusji.

Dialog stanowi dla Obirka niewątpliwie jedną z najważniejszych wartości. Trudno jednak określić, co poza ogólnie rozumianą otwartością katolik miałby w tego rodzaju dialogu prezentować tak, aby nie urazić nikogo swoimi dogmatami, rozstrzygnięciami wynikającymi z konkretnych etycznych nakazów i tym podobnymi ograniczeniami wolności rozmówcy. Proponowany w Umyśle wyzwolonym sterylnie swobodny i bezstronny dialog przypomina budzący grozę swoją nierealnością uśmiech kota bez kota, który Alicja zobaczyła ponoć kiedyś w Krainie Czarów. Taki dialog nie może być na pewno podstawą do tworzenia otwartej teologii pluralistycznej, która uwzględni głosy różnych religii, gdyż nie doprowadziłby on raczej do kunsztownej polifonia, ale najwyżej do powstania ujednoliconego białego szumu.

Zastanawiając się nad tym, czego mnie osobiście w Umyśle wyzwolonym najbardziej brakuje, doszłam do wniosku, że nie są to bynajmniej jakieś przepisy czy gotowe rozstrzygnięcia. W książce Obirka zabrakło mianowicie jakiejkolwiek eschatologicznej perspektywy. Wybór, dialog, odwaga myślenia, wyrażanie własnej wewnętrznej prawdy itp. – wszystko dzieje się tu i teraz, nie zakorzenia, nie wzywa ku wieczności. Zgoda, katolicyzm czy jakakolwiek postawa światopoglądowa powinna wynikać z wolnego wyboru, lecz jest to wybór niezwykle, śmiertelnie poważny, gdyż dotyczy całej wieczności. Jeżeli pomija się ten aspekt i zamyka się religię tylko w doczesności, to w naturalny sposób sprowadza się ją do językowych gier, społecznych i politycznych zjawisk czy zaspokajania hedonistycznych potrzeb.

Dobrym kluczem interpretacyjnym dla Umysłu wyzwolonego może być schematyczne przeciwstawienie kapłana i błazna, wprowadzone przez Kołakowskiego, a przytoczone  również w książce Obirka. Jak pisze Kołakowski: „Kapłan jest strażnikiem absolutu i tym, który utrzymuje kult dla ostateczności i oczywistości uznanych i zawartych w tradycji. Błazen jest tym (…), który podaje w wątpliwość wszystko to, co uchodzi za oczywiste” (347). Obirek wybrał rolę błazna i do tego osobistego wyboru trzeba odnieść się z szacunkiem. Z jedną wszakże metodologiczną uwagą: schemat Kołakowskiego sprawdza się dobrze w odniesieniu do filozofii, i to tylko pod warunkiem, że zarówno kapłan jak i błazen zdają sobie sprawę z konieczności przyjęcia ściśle zdefiniowanych, choć często odmiennych systemów aksjomatów, założeń i reguł wnioskowania. Nie miejsce tutaj, aby rozstrzygać, jak ów schemat może pracować w innych obszarach, zwłaszcza w teologii.

Czytając książkę Obirka, warto w każdym razie pamiętać o trafnym spostrzeżeniu Kołakowskiego: „Zarówno kapłan jak błazen dokonują pewnego gwałtu na umysłach” (347). Dodajmy: sami muszą nieść zawsze jakiś bagaż takich czy innych ograniczeń, wynikających choćby z języka, historycznych uwarunkowań, osobistej historii itp. Przysłanianie tego faktu sztandarem wolności jest też pewnego rodzaju zniewoleniem i zniewalaniem.


Stanisław Obirek, Umysł wyzwolony. W poszukiwaniu dojrzałego katolicyzmu, Warszawa 2011. Wszystkie podane przy cytatach numery stron pochodzą z tego wydania.

 

Tekst recenzji ukazał się w lipcowym numerze Więzi

 

Komentarze

  1. Skwantowany

    Komentarz Błazna

    Taki dialog nie może być na pewno podstawą do tworzenia otwartej teologii pluralistycznej, która uwzględni głosy różnych religii, gdyż nie doprowadziłby on raczej do kunsztownej polifonia, ale najwyżej do powstania ujednoliconego białego szumu.

    Mówienie o Bogu ma ten problem że choć Bóg przekracza możliwość ujęcia go w ściśle określone ramy, to jednak, wyraża się jedynie za pomocą pojęć religijnych. Idąc dalej, mówienie o Bogu, pociąga za sobą pytanie o jakiego Boga właściwie chodzi i tutaj staczamy się w kierunku już bardzo konkretnych dogmatów poszczególnych religii. W tym sensie Bóg staje się zakładnikiem religii, bo poza pewnym systemem już nie istnieje, zostają doświadczenia, słowa, wszystko to na gruncie silnie uwarunkowanym, często nie do przetłumaczenia na "fizykę" innej wiary. Stąd też pewnie próba ograniczenia pewnych elementów wiary do słów, te zaś są tylko wskazówką, znakiem, nie zaś samym Bogiem – raczej otwarciem się na Transcendencję niż posiadaniem czegokolwiek.

     

    Jeżeli pomija się ten aspekt i zamyka się religię tylko w doczesności, to…

     

    Ale tak generalnie, to co właściwie poza doczesnością posiadamy?

     
    Odpowiedz
  2. 3adwersarz

    Tytuł bloga jest

    Tytuł bloga jest prowokujący . Katolicyzm zamknięty w doczesności jest mutacją katolicyzmu, który roziwja się w środowisku, które u nas stworzono po roku 1989.  Czynnikiem mutagennym było wszczepienie do kodu genetycznego katolików idei solidarności i wolności, która spowodowała wyhodowanie mutanaa w postaci katolika, która na Ziemi chce zbudować Królestwo Niebieskie. Najlepszymi owocami ,, Solidarności" były dzieła literackie i muzyczne. Jedno z nich polecam-Wolność- Marek Grechuta. To utwór, który dedykować można wszystkim Polakom, którzy z wolności zrobili fetysz.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code