Jeszcze jedna bajka…

Niedole macochy, czyli o niedobrej królewnie Śnieżce.

                                        I

Byłam macochą.

Od razu widzę, jak się krzywicie: a, fe! Macochy są niedobre! W każdej bajce jest to napisane!

O, jakże często słyszę takie słowa! A nie zawsze one są prawdziwe!

Sami się przekonacie, gdy wysłuchacie mojej historii.

Byłam rozumną i grzeczną dziewczynką, jedyną córką księcia- czarodzieja. Mama moja zmarła wcześnie, więc tatuś kochał mnie podwójnie za siebie i za nią. Widząc zaś moje zdolności i zamiłowanie do wiedzy, bardzo wcześnie zaczął uczyć mnie tego, co sam umiał. Już jako dziecko poznałam tajniki wielu alfabetów zwykłych i czarodziejskich. Pilne studiowanie ksiąg sprawiało mi ogromną satysfakcję. Moje osiągnięcia w zdobywaniu wiedzy cieszyły mego Tatusia; w nagrodę podarował mi czarodziejskie lusterko, które zrobił specjalnie dla mnie. Lusterko to, gdy zadało mu się pytanie:

Lustereczko powiedz przecie

Kto najpiękniejszy jest na świecie?

Odpowiadało:

Piękna jesteś królewno

Jak gwiazda na niebie

I na całym świecie nie ma

Piękniejszej od Ciebie.

Tatuś po prostu chciał zwrócić moja uwagę na to, że dla dziewczynki ważna jest nie tylko wiedza, ale także uroda. Miło było słyszeć lustereczkową odpowiedź, ale o wiele bardziej bardziej pasjonowały mnie księgi.

Gdy osiągnęłam wiek dojrzały byłam więc nie tylko najbardziej uczona, ale i najpiękniejsza na całym świecie. Nie mówię tego dla próżnych przechwałek- taka była po prostu obiektywna prawda.

Zdarzyło się, że zamek nasz odwiedził Król-wdowiec z sąsiedniej krainy. Słyszał pogłoski o mojej mądrości i urodzie i postanowił sprawdzić, na ile są prawdziwe. Miał bowiem małą córeczkę, którą z powodu bledziutkiej cery nazywano Śnieżką; kochał ją bardzo i chciał dla niej znaleźć nową mamusię. Król ten był podobnie jak ja, równie piękny, jak uczony. Wspólne spacery po królewskich ogrodach i wielogodzinne rozmowy sprawiały nam ogromną przyjemność. Mieliśmy tyle wspólnych tematów! Niemniej przyznać muszę, że niemałą rolę w decyzji, jaka podjęliśmy odegrała zarówno moja, jak i jego uroda. Postanowiliśmy się pobrać. Wkrótce odbył się nasz ślub, a Tatuś wyprawił nam wspaniałe wesele.

Nieoczekiwanie, podczas tych wszystkich przygotowań, ceremonii ślubnej, wesela i wszystkiego, co się z tym wiąże, oprócz radości porozumienia i przyjemności w obcowaniu z urodziwym mężczyzną doświadczyłam całkiem nowego dla mnie uczucia – pokochałam Króla w sposób całkiem inny niż wszystkich dotąd. Nawet Tatusia.

Wyruszyliśmy do krainy mojego męża i wkrótce przybyliśmy na zamek. Postanowiłam, że pokocham córeczkę Króla i będę dla niej najlepsza matką- sama doświadczyłam, jak trudno dziewczynce dorastać wyłącznie pod opieką ojca.

Mała królewna wybiegła nam naprzeciw. Uściskała swojego tatę, a on powiedział:

-Śnieżko, to jest twoja nowa mamusia.

Królewna skrzywiła się i zawołała:

-To wcale nie jest mamusia! To macocha! – i pokazała mi język.

Jakże ciężko było mi na sercu! Zrozumiałam, że zbyt mocno tęskniła do swojej mamy, jednak nic nie mogłam na to poradzić. Mimo wszystko, zgodnie z postanowieniem, próbowałam się z nią przynajmniej zaprzyjaźnić. Niestety-bezskutecznie.

Uszyłam dla niej laleczkę z jedwabiu – a ona wrzuciła ją do zamkowej fosy. Zrobiłam dla niej konika z cukru- rozdeptała go bucikami. Gdy chciałam jej opowiedzieć bajkę (a znałam ich wiele), uciekała z krzykiem. Poskarżyłam się mężowi – Królowi.

-Ach, to jeszcze małe dziecko!- powiedział z uśmiechem- Bądź cierpliwa! Zmieni się gdy podrośnie.

Gdy Śnieżka nieco podrosła spróbowałam z innymi podarkami.

Uszyłam dla niej wyszywany perełkami gorsecik.

Pocięła go na drobne kawałeczki. Powiedziała królowi, że chciałam ją tym gorsetem udusić.

Król zaczął patrzeć na mnie niechętnie.

W pracowni, którą założyłam w zamkowych podziemiach wykonałam dla królewny przepiękny, srebrny grzebyczek. Rozbiła go młotkiem, mówiąc ojcu, że chciałam ją zabić grzebykowym czarem. Król od tej pory odnosił się do mnie bardzo chłodno.

Nadszedł wreszcie czas, by Śnieżka rozpoczęła naukę. Król rozkazał, żebym to ja osobiście uczyła królewnę. Mimo ochłodzenia uczuć, doceniał moją wiedzę.

Codziennie rano królewna zjawiała się w zamkowej klasie, w której była jedyną uczennicą. Przychodziła, bo o to poprosił ją Tatuś- Król. Ale nigdy nie odrabiała lekcji, w ogóle nie miała zeszytu, nie odpowiadała na pytania i wszędzie rozlewała atrament. Cierpiały na tym moje drogocenne księgi! Aby je uratować, schowałam atrament i gęsie pióra. Wymyśliłam i skonstruowałam dla królewny szklaną rureczkę, zaś wewnątrz umieściłam mały podłużny pojemniczek napełniany tuszem. To narzędzie nie robiło kleksów, a w dodatku pisało o wiele dłużej, niż umoczone w atramencie pióro.. Nazwałam je długopisem. Ale to nie pomogło- królewna zamiast pisać moim wynalazkiem, bazgrała nim po ławce, po ścianach i oczywiście, gdy tylko się odwróciłam, zamazywała strony ksiąg. A wreszcie zepsuła długopis, wyrzuciwszy ze środka pojemnik z tuszem i zatrzymała sobie tylko pustą rurkę. Nie muszę wspominać, że nie zrobiła żadnych postępów w nauce.

Znów poskarżyłam się Królowi.

-Ach, ona teraz przechodzi trudny wiek, trzeba jej wiele wybaczyć! – powiedział- Bądź cierpliwa. Ona się sama zmieni!

Próbowałam. Naprawdę. Wytrzymałam pineskę na krześle i żabę w pudełku na kredę. Wytrzymałam tablicę wysmarowaną oliwą z królewskiej kuchni i dmuchanie cukrowym groszkiem w moja szyję przez rurkę zepsutego długopisu. Wytrzymałam sznurek przeciągnięty między moim stolikiem a jej ławką i setki innych przemyślnych i złośliwych figli. Załamałam się dopiero wtedy, gdy Śnieżka patrząc mi prosto w oczy, polała moje włosy keczupem. Zrozumiałam, że to dziecko nigdy nie polubi ani nauki, ani mnie.

Zrezygnowałam z dalszego nauczania królewny.

Król był urażony. Powiedział, że Śnieżka musiała być bardzo nieszczęśliwa na lekcjach, skoro do tego doszło. Sprowadził dla córeczki najlepszych nauczycieli z całego kraju, a ja wróciłam do moich badań naukowych. Prawdę mówiąc odpowiadało mi to. Miałam sporo pracy. Trzeba było odtworzyć zniszczone księgi. Niektóre z nich były magiczne i niełatwo było napisać je od nowa. Kosztowało mnie to wiele trudu i spędzałam w pracowni całe dnie, a czasem i noce. Pracując intensywnie mogłam także zagłuszyć ból serca. Cierpiałam: mój ukochany małżonek oddalał się ode mnie coraz bardziej..

Sytuacja moja była niewesoła. Król mnie unikał, Śnieżki w ogóle nie widywałam, a służba bała się wchodzić do mojej pracowni. Byłam coraz bardziej samotna.

Jedyną moją radością stała się poranna rozmowa z lusterkiem i jego życzliwe słowa o mojej urodzie. Przypominało mi to dom rodzinny i kochającego ojca.

Któregoś dnia, gdy byłam zajęta w pracowni, Śnieżka zakradła się do moich prywatnych komnat. Rozsypała po pokoju moją biżuterię, porozrzucała papiery, a wreszcie rozbiła moje ukochane lusterko. To było już ponad moje siły.

Król nie chciał nawet wysłuchać mojej skargi. Powiedział, że lusterko było czarodziejskie, a w jego kraju czary są zabronione, więc dobrze, że się stłukło. I kazał mi opuścić komnatę.

Zrozumiałam, że w sercu króla nie już dla mnie nawet małego kącika. Zamek przestał być moim domem. Spakowałam do walizeczki księgi i potrzaskane lusterko, szklaną kulę włożyłam plecaka i cicho szlochając czekałam nocy. Postanowiłam wrócić do domu ojca.

II

Gdy porządnie się ściemniło wymknęłam się z zamku. Noc była bezksiężycowa i pochmurna. W ciemnościach zgubiłam drogę i zabłądziłam w wielkim, królewskim lesie. Błąkałam się całą noc i cały dzień. Byłam zbyt słaba, aby użyć czarów. Całą drogę płakałam.

Wieczorem następnego dnia, bardzo głodna, obolała i zmęczona dotarłam do małej chatki. Weszłam do środka. Chatka była pusta. Wszystkie sprzęty były bardzo malutkie. Przy niziutkim stole stało siedem przedszkolnych krzesełek, na stole leżało siedem talerzyków, a na każdym talerzyku były pyszne, małe kanapeczki. Zjadłam po troszku z każdego talerzyka, żeby nie skrzywdzić nikogo. Potem napiłam się po łyczku wody ze wszystkich kubeczków, a wreszcie znalazłam sypialnię z małymi łóżeczkami. Zsunęłam je wszystkie razem; zrobiłam sobie duży tapczan i położyłam się spać.

W środku nocy obudzili mnie właściciele chatki. Już wcześniej domyśliłam się, że mieszkają tu krasnoludki. Były trochę zdenerwowane, że zjadłam im kanapki i spałam w ich łóżeczkach, ale gdy opowiedziałam moją historię bardzo mi współczuły. Poprosiły, żebym z nimi została. Powiedziały, że bardzo przyda się im dobra i mądra (a do tego jeszcze piękna!)macocha. Że płoną z ciekawości, żeby przeczytać magiczne księgi i będą grzecznymi pasierbami. Pracują ciężko w kopalni; każdego dnia jeden z nich ma poranny dyżur w kuchni: sprząta, robi kanapki na kolację, a potem przybiega spóźniony do pracy. Ciepły obiad jedzą tylko w niedzielę – bo w tygodniu nie ma kto gotować. A gdyby tak miały przybraną mamusię…

Skonstruowały dla mnie duży tapczan i duże, wygodne krzesło. Więc zostałam z nimi.

Następnego dnia udało mi się naprawić zepsute lusterko i mogłam z nim znów rozmawiać, gdy zostawałam sama w chatce.

Codziennie rano Krasnoludki wychodziły z domu do kopalni i nuciły wesoło:

Hej ho hej ho

Kochana macocho

czy coś takiego, a ja machałam im z okna chusteczką na pożegnanie.

Potem rozmawiałam lusterkiem. Potem sprzątałam i gotowałam obiad korzystając z pomocy leśnych zwierzątek, z którymi przecież umiałam rozmawiać. Krasnoludki przychodziły na obiad i znów wracały do pracy. Przed kolacją miałam jeszcze sporo czasu na eksperymenty i czytanie ksiąg. Wieczorem, po pracy, urządzaliśmy sobie lekcje. A w niedzielę bawiliśmy się przez cały dzień!

Moi przybrani synkowie mieli kłopoty z zasypianiem i trzeba im było do późnej nocy śpiewać kołysanki. Niestety, śpiew nie jest moja najmocniejszą stroną. Wynalazłam więc jabłuszka nasenne. Jedli je na kolację, a potem spali słodko całą noc. I ja także mogłam odpocząć.

Krasnoludki były pilnymi uczniami. Nauczyły się nawet trudnego zaklęcia zmieniającego postać. Naszą ulubioną zabawą stała się gra w „ty jesteś mną, a ja tobą”. Lubiliśmy tez biegać po lesie dla samej radości biegania, lub tańczyć przy śpiewie ptaszków. Znów potrafiłam się śmiać. Byliśmy szczęśliwi. Choć w głębi serca cały czas tęskniłam za Królem.

III

Mijały lata. Któregoś ranka, po wyjściu krasnoludków, jak zwykle zapytałam lustereczko, kto jest najpiękniejszy.

-Piękna jesteś królowo, jak gwiazda na niebie

Ale pasierbica piękniejsza od ciebie– odpowiedziało.

Zaniemówiłam z wrażenia. Wiewióreczki, które przyszły posprzątać po śniadaniu, gdy to usłyszały, zasłoniły sobie pyszczki łapkami i spojrzały na mnie z przerażeniem.

Pasierbica, to przecież Śnieżka! No, to było zupełnie niemożliwe, pamiętałam ją jako dość brzydkie dziecko. Albo na zamku stało się coś bardzo złego, albo lustereczko zwariowało. Zajrzałam szybko do szklanej kuli.

-Pokaż mi królewski zamek, króla i królewnę!

Serce mi się ścisnęło! Dorosła Śnieżka, wystrojona w obcisłe nogawice ze złotogłowiu, aksamitny ni to kubrak ni to wyjątkowo kusa suknię i w gronostajowy płaszcz, w koronie na głowie siedziała na tronie- ale jak! Bokiem, z nogami w długich lakierowanych butach opartymi o tronową poręcz! Obrzydliwe.

Tymczasem jej ojciec, Król , mój drogi mąż, uwięziony był w ciemnym lochu! Usłyszałam jak woła:

-O, dlaczego nie słuchałem ciebie, moja piękna i mądra żono! Dlaczego nie wychowywałem należycie mojej niegrzecznej córeczki, gdy jeszcze był na to czas? O, gdzie jesteś, moja ukochana królowo? Wróć do mnie!

A więc król znów mnie kochał i pragnął mojego powrotu! Serce zabiło mi ze szczęścia! Od razu wszystko mu przebaczyłam.

Dręczyła mnie jeszcze opinia lusterka dotycząca urody, więc przyjrzałam się uważniej Śnieżce w szklanej kuli. Czy była piękna? Trudno to było ocenić. Miała na twarzy tyle pudru i szminki, oczy obwiedzione tak straszliwą ilością tuszu, że nie wiadomo było, jak naprawdę wygląda. Wszystkie włosy zaczesane do góry w jakiś okropny czub, który sterczał znad korony, a w jednym uchu nosiła ogromny, piracki kolczyk. Prawdę mówiąc- przerażający widok! Lusterko widząc ją, musiało doznać szoku i naprawdę postradało rozum.

Podczas gdy przyglądałam się Śnieżce, usłyszałam dochodzące z głębokich lochów jęki i skargi wielu osób; byli to poddani, których Śnieżka bezpodstawnie tam wtrąciła. Słyszałam także płacze i narzekania służby. Stanowczo nadszedł czas, aby wrócić na zamek!

Posłałam mądrego kruka do kopalni, by przekazał Krasnoludkom wiadomość: wyruszamy natychmiast do zamku na ratunek!!

Czekając na przybranych synków sporządziłam szybciutko cały worek nasennych jabłek. Dodałam nieco specjalnych czarów do każdego z nich. Były więc jabłuszka mądro- senne, jabłuszka grzeczno- senne, jabłuszka-obudź się za sto lat i jabłuszka –serduszka. Włożyłam też do worka kilka zwykłych, smacznych jabłek , słodziutkich i soczystych. Spakowałam swoje księgi, lusterko i kulę.

Gdy tylko nadbiegły krasnoludki, nie zwlekając ani chwili, ruszyliśmy przez las w stronę zamku. Z worem jabłek, a także kilofami, oskardami i łopatami. Towarzyszyły nam sarenki, wiewióreczki, myszki, żabki i cała gromada ptaszków, które pomagały mi w pracach domowych. Nieco dalej, za nami szły wilki i niedźwiedzie. Tym ostatnim powierzyłam pieczę nad księgami i kulą. Na końcu naszego pochodu pełzły węże i żmije.

Krasnoludki śpiewały groźnie, wymachując kilofami:

Hej-ho, hej-ho

Na zamek by się szło!

Szklana kula pokazywała nam drogę, więc przed nocą dotarliśmy pod zamkowe mury.

IV

Porozmawiałam z zamkową myszką, która akurat wyszła poza mury na spacer. Zgodziła się pokazać moim przyjaciołom, a swoim leśnym kuzynom, drogę do lochów. Cała armia myszek pobiegła przed nami, by poprzegryzać sznury uwięzionym. Resztę zwierzątek odprawiłam tymczasem do lasu, zapewniając, że gdy tylko będą potrzebne, zawołam je natychmiast.

Siebie zamieniłam w starą handlarkę jabłek, a krasnoludki w siedem pszczółek, które fruwały nad moją głową. Zapukałam do zamkowej bramy, zachwalając swój towar.

Wprowadzono mnie na dziedziniec, wpuszczono do kuchni. Tylko pszczółki przegoniono. Nie szkodzi. Krasnoludki były już wewnątrz zamku i wiedziałam, że dadzą sobie radę!

Głównemu kucharzowi zasmakowały moje jabłka. Oczywiście podałam mu te zwykłe.

-Poczciwa, stara handlarko- powiedział- nie zwlekając zaniesiemy misę tych pysznych owoców naszej królowej. Jeśli i jej zasmakują dostaniesz całą srebrną monetę(zważ, jaki to dla Ciebie majątek!). Ale jeśli nie- bądź pewna, że czekają cię srogie baty, a nawet loch!

– Ojej! Nie wiedziałam, że królowa zrobiła się taka gwałtowna! Gdy byłam tu przed dziesięciu laty z owocami, słyszałam o niej wiele dobrego!

-Ach, naiwna, niedoinformowana staruszko! To była inna królowa! Nasza dobra, najpiękniejsza, szlachetna władczyni zniknęła pewnej nocy dziesięć lat temu! Król najpierw zachowywał się dziwnie, jakby się nawet cieszył, ale potem, gdy…kazał jej szukać, wysłał nawet poselstwo do Króla-Czarodzieja, jej ojca, ale nigdzie jej nie znaleziono. A teraz ta pannica…-kucharz połknął następne słowa i zatkał sobie usta ręką rozglądając się z przerażeniem na wszystkie strony.

– No, poczciwa kobieto, nie traćmy czasu na pogawędki, przełóż do misy swoje owoce!- powiedział bardzo głośno.

Wybrałam z worka jabłuszka nasenne wszystkich rodzajów i wyłożyłam do złotego naczynia. Kucharz szybko zaniósł je do królewskich komnat.

Oczekiwałam z niepokojem na jego powrót. Wtem malutka myszka wystawiła pyszczek z dziurki w podłodze i zapiszczała do mnie:

-Nie możemy przegryźć królewskich kajdan, ani więziennych kłódek! Potrzebujemy twojej pomocy!

Bez zbędnych słów, zamieniłam się z myszką postaciami. Ona usiadła na krześle, jako staruszka, ja zaś na czterech malutkich łapkach ruszyłam przez jej norkę do królewskiego lochu. Po drodze słyszałam, jak krasnoludki kilofami rozbijają kłódki i sztaby u więziennych drzwi. (Zapomniałam dodać, że zamieniając je w pszczoły, zmniejszyłam też wszystkie narzędzia, tak, aby mogły je utrzymać w pszczelich łapkach. Wystarczyło je tylko powiększyć. A to był już dla nich drobiazg!)

Znalazłszy się u stóp Króla przybrałam własną postać. Wymówiłam zaklęcie nad kajdanami i rozsypały się w proch. Król porwał mnie w ramiona!

-Ukochana moja! Wiedziałem, że wrócisz! Możesz czarować ile chcesz, ale już nie odchodź! Bardzo za tobą tęskniłem!

To były najpiękniejsze słowa, jakie usłyszałam od dziesięciu lat!

Tym czasem na górze senny czar musiał już zadziałać , bo z sali tronowej dochodził wielki lament. Potem dowiedziałam się, że gdy tylko Śnieżka zasnęła, cała służba z kucharzem na czele ruszyła do kuchni, by zaaresztować handlarkę jabłek, ale ku swojemu zdumieniu zobaczyli tylko małą myszkę, która też zaraz uciekła do swojej norki. Wybiegli więc na dziedziniec, lamentując i rozgłaszając, że Śnieżka została otruta.

Tymczasem Krasnoludki rozkruszyły kilofami wszystkie kłódki i bramy więzienia stanęły przed nami otworem. Wyszliśmy z królem na dziedziniec trzymając się za ręce, a za nami cały tłum uwolnionych poddanych, którzy wiwatowali na naszą cześć!

Służba na ten widok przestała lamentować i też zaczęła wiwatować.

Na rozkaz króla otwarto Bramę Główną i opuszczono most zwodzony. Na dziedziniec wbiegły nasze zaprzyjaźnione zwierzęta. Zaraz też odebrałam od Niedźwiedzi moje księgi i wkroczyliśmy wszyscy do zamku.

Dotarliśmy tłumnie do sali tronowej, budząc nieco popłochu po drodze.

Śnieżka leżała na tronie blada i całkiem bezwładna. Król posmutniał i łzy popłynęły mu z oczu.

-Czy nie mogłabyś jej ożywić, moja droga? Choć postępowała bardzo nieładnie, to jednak moje jedyne, ukochane dziecko!

-Królewna nie umarła, mój mężu! Rzuciłam na nią jabłkowy czar snu. Będzie spała sto lat, a jak się obudzi będzie najgrzeczniejszą, najmądrzejszą i najbardziej kochaną królową!

Król zaczął szlochać i lamentować, że przecież za sto lat on już nie będzie żył i tak naprawdę nie będzie się mógł nacieszyć swoim dobrym dzieckiem!

Hm, nie pomyślałam o tym. Właściwie miał rację.

Rozłożyłam na ławie moje niezawodne księgi. Przejrzałam je i znalazłam kilka przepisów na taką właśnie sytuację. Zdecydowanie odrzuciłam poradę, aby uśpić na sto lat całe królestwo. Przecież tylko Śnieżka była niegrzeczna! Wybrałam inny sposób.

Przede wszystkim na mój rozkaz dworki obmyły twarz królewny z pudrów, szminek i tuszu, wyjęły jej piracki kolczyk z ucha, umyły i porządnie uczesały jej włosy. Ubrały ja też w białą, jedwabną, długa suknię, a to jej dzikie przebranie rozkazałam spalić. Następnie poleciłam rzemieślnikom wybudować maleńki szklany domek z otwieranym dachem, z ogrzewaniem i klimatyzacją (odnośne plany i porady konstrukcyjne miałam oczywiście w księgach). Do domku wstawiono niewielki tapczanik i ułożono na nim Śnieżkę. Wcześniej skontrolowałam jakość miniaturowego pomieszczenia. Domek spełniał wszystkie warunki wygody i bezpieczeństwa. Był w pełni komfortowy. Razem z królem przyjrzeliśmy się królewnie poprzez szklany dach. Jakże się odmieniła! Gdy warstwy szminki zniknęły z jej twarzy, a ciemne włosy okoliły miękko jasną twarzyczkę, zaś biała suknia podkreśliła jej wdzięczne kształty i delikatność cery, gdy spała tak spokojnie i żadna zła myśl nie przechodziła jej przez głowę- była rzeczywiście piękna. Obiektywnie trzeba było przyznać, że lusterko jednak miało rację.

-Ale dla mnie, zawsze Ty będziesz najpiękniejsza, moja Królowo- powiedział król i przytulił mnie z miłością. Zrozumiałam w jednej chwili, że to właśnie jest dla mnie najważniejsze.

Krasnoludki na moje polecenie wyniosły domek z królewną na niedalekie wzgórze przy gościńcu. Pełniły wartę przy Śnieżce wiernie przez cały rok. Aż wreszcie stało się to, co stać się miało. Gościńcem przejeżdżał w poszukiwaniu przygód młody królewicz. Zobaczył Śnieżkę śpiącą w szklanym domku i zakochał się od pierwszego wejrzenia. Bez wahania otworzył szklany dach i pocałował królewnę w usta. Pocałunek ten wrócił jej życie. Ale sprawił też o wiele więcej.

Księga miała rację. Czary, które miały odmienić Śnieżkę w ciągu stu lat, dzięki temu jednemu pocałunkowi zadziałały już po roku. Śnieżka obudziła się mądra i grzeczna, a gdy ujrzała królewicza obudziło się też jej serce. Oboje przyszli do Sali Tronowej i upadli do nóg królowi i mnie.

-Wybaczcie mi Królu-Ojcze i Królowo-macocho, że byłam taka głupia i zła! Od dziś będę całkiem inna! – zawołała odmieniona królewna.

-Pragniemy się pobrać! –powiedział królewicz. –pobłogosławcie nas, Wasze Królewskie Mości!

Weselisko Śnieżki i młodego królewicza było tak huczne i wspaniałe, że jeszcze długo opowiadały o nim nianie małym dziewczynkom na dobranoc. W prezencie ślubnym królewna dostała ode mnie czarodziejskie lusterko. Mnie już nie było potrzebne.

-Zawsze ci go zazdrościłam!- powiedziała skruszona Śnieżka. -Zawsze chciałam takie mieć!

A więc to była zazdrość! Przebaczyłam jej natychmiast wszystko i uściskałyśmy się serdecznie.

A potem Śnieżka odjechała ze swoim mężem do jego kraju.

Król troszkę posmutniał.

-Nie mam już dziecka. Straciłem ją właśnie wtedy, gdy zaczęła być taka miła! Pusto jakoś w zamku. Nawet krasnoludki wróciły do lasu – skarżył się żałośnie.

-Nie martw się Wasza królewska mość, mój ukochany mężu! Krasnoludki, a także zaprzyjaźnione zwierzątka będą nas odwiedzać zawsze, gdy tego zechcemy! Poza tym, mam dla Ciebie wspaniałą nowinę: niedługo będziemy mieli wspólne, maleńkie dzieciątko!

Król zemdlał ze szczęścia.

Nie będę opisywać naszej radości, gdy urodziłam ślicznego synka, bo na to brakuje słów!

Przestałam być macochą i stałam się mamą.

Ale to już całkiem inna historia.

 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code